Informacja

            Moje Kochane, sytuacja wygląda następująco.

            Mam doła tysiąclecia, bo muszę was zasmucić i chwilowo zawiesić bloga.
            Złożyło się na to bardzo dużo czynników, ale ogólnie mogę powiedzieć że mam zero czasu i weny. Muszę przede wszystkim zająć się moim "poważnym" pisaniem (zostało mi coraz mniej czasu) a ono sprawia mi okropnie dużo kłopotu, więc umówimy się że napiszę kilka rozdziałów opka do przodu, jak to robiłam przy Smile of Harry i dopiero będę je publikować. Nie chcę żebyście musiały czytać to co wymyślam dosłownie 3 minuty wcześniej, bo to jest wtedy nieprzemyślane, pełne błedów etc. 
Umówmy się, że póki co blog jest zawieszony do końca listopada.
Zobaczę czy do tego czasu ogarnę się chociaż w 50% i poinformuję was co dalej. Swoją drogę myślę że po jakiś 8 miesiącach mi też należy się tydzień urlopu od Honnie ;). Chcę tylko, żebyście wiedziały, że nie robię tego z lenistwa, ale po prostu nie jestem zdolna psychicznie do napisania 15 rozdziału. Padam na twarz, dosłownie. Obiecuję wrócić jak najszybciej w lepszej formie.
Oczywiście nie przestawajcie tu wpadać, bo na pewno wrócę :) Kto wie, może nawet wcześniej ;) No i wszystkie info o nn pojawi się na górze strony. Wszelkie pytania na asku lub w komantarzach.
            Przepraszam, jeśli kogoś zawiodłam.


            Btw. może wy chcecie mi pomóc rozwiązać ten problem z pisaniem? Bo desperacko potrzebuję rady (nie chodzi o żadną fabułę, muszę z kimś po prostu pogadać). Wrzuciłabym wam mój numer telefonu, ale aż tak internetowi nie ufam, więc jakby co czekam na ewentualne dobre dusze na tt lub asku.

Całusy, Amy E.

14. Bo obchodziła go tylko ona.


Mimo zapowiadającej się burzy w domu, Ronnie przekraczała próg mieszkania z uśmiechem na ustach. Co z tego, że Harry będzie zły - zrobiła dobry uczynek i była z siebie dumna. Poza tym, gdy wracała taksówką do domu wpadła na świetny pomysł, ale o tym akurat nie mogła powiedzieć nikomu.
Na razie musiała skupić się na najbliższej rozmowie.
Jak gdyby nigdy nic weszła do domu i zdjęła niewygodne buty.
-Spóźniłaś się. - zauważył Harry. Jego głos dochodził z salonu, w tle było słychać piosenki edukacyjne.
-Wiem. - swobodnym krokiem przekroczyła próg pokoju i opadła na sofę. Od razu złapała podejrzliwy wzrok męża.
-Gdzie samochód?
-Och... Musiałam oddać do naprawy.
Hazz podniósł się z maty, na której siedział razem z córką i zajął miejsce obok żony. Delikatnie objął ją ręką, drugą wykorzystał, by podnieść podbródek dziewczyny i zmusić ją do spojrzenia sobie w oczy.
-Co znów wymyśliłaś?
-Nic. Absolutnie. - Ronnie była wytrawnym kłamcą, dlatego jej głos brzmiał bardzo wiarygodnie. - Popsuł się, ten... silnik. Musiałam dzwonić po pomoc drogową...
-Ronnie...
-... i wróciłam taksówką.
-Przecież, gdyby popsuł ci się silnik, zadzwoniłabyś do mnie.
-Wiedziałam, że jesteś z Rose...
-Ronnie, do cholery! Co zrobiłaś z autem?
-Nie denerwuj się. Wszystko jest w porządku. - uśmiechnęła się dziewczyna, wciąż zachowując spokój, podczas gdy Styles już dawno wychodził z siebie. - Jesteś kłębkiem nerwów. Rose, chodź do mamusi.
Mała natychmiast porzuciła swoją zabawę i podbiegła, by uściskać matkę. Przez chwilę rozmawiała z córką, gdy poczuła ciepłe palce, odgarniające jej włosy. Harry lekko zagryzł wargę i zmarszczył brwi, przyglądając się jej profilowi.
-Nie pamiętam, żebyś to miała... - zauważył, delikatnie dotykając opuszkami siniaka widniejącego tuż obok skroni dziewczyny.
Ronnie zaklęła pod nosem i przewróciła oczami, ale nie było już sensu niczego ukrywać.
-Dobrze, już dobrze. Miałam wypadek, nic takiego. Jesteś zadowolony?
-Co miałaś? - Hazz otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
-Wypadek. Zderzyłam się z drugim samochodem.
-I ty traktujesz to tak lekko? - chłopak próbował zachować spokój, ale nie szło mu to najlepiej. - Czy ty do reszty oszalałaś? Przecież takie coś mogło cię zabić!
-Ale nie zabiło. Wiem, że sporo ryzykowałam, ale udało mi się i uratowałam kobiecie życie.
-Zaraz... czyli spowodowałaś wypadek... celowo?
-Tak. - Ronnie jak gdyby nigdy nic wzruszyła ramionami, a Harry zaczął się zastanawiać czy to on nie dostanie przypadkiem palpitacji. - Spokojnie, kochanie. Przecież mówię ci, że zrobiłam to, by pomóc dziewczynie, która...
-Myślisz, że obchodzi mnie jakaś dziewczyna? Gdyby tobie coś się stało...
-Ale nie stało się.
-To ty jesteś dla mnie ważna, nie jakaś dziewczyna!
-Ale może ona jest ważna dla kogoś innego? A napewno kiedyś będzie.
Harry zamilkł, nie mogąc zaprzeczyć temu argumentowi, ale złość kipiała w nim nadal. Nie obchodziła go reszta świata, obchodziła go tylko ona.
-Ronnie... błagam cię. Zadbaj w końcu o siebie, a nie tylko o wszystkich wokół.
Ale ona tylko uśmiechnęła się po swojemu i wyszła z salonu.

*

-Cześć, braciszku.
-Cześć, Greg...
-Mama się o ciebie nie pokoi. Tak po prostu sobie wyjechałeś, a potem przez dwa tygodnie nie można się z tobą skontaktować...
Niall westchnął, wyciągając się na krześle. Właśnie jadł śniadanie, gdy zadzwonił do niego starszy brat. Już zbyt długo odrzucał wszystkie połączenia od rodziny.
-Przepraszam, mam drobne kłopoty...
-...sercowe?
-Skąd wiesz? - zmarszczył brwi.
-Polly omija nasz dom szerokim łukiem...
-Mówiła ci coś? - Niall aż wstał z krzesła, obawiając się, że Greg wie wszystko.
-Nie.
Odetchnął z ulgą. Ale nie na długo.
-Co między wami zaszło?
-Nic.
-I myślisz że ci uwierzę?
-Nieważne, Greg - rzucił ostro. - Przeproś mamę. Albo nie. Zadzwonię do niej zaraz sam.
-OK. Co u Emily?
-Dobrze. - Nie skończył jeszcze tego słowa i już wiedział, że bart znów mu nie uwierzy.
-Niall... co się dzieje?
-Zerwała ze mną.
Cisza po drugiej stronie słuchawki oznaczała tylko jedno - Greg składał wszystko do kupy. Już spodziewał się pogadanki starszego brata, ale usłyszał coś, co go zaskoczyło.
-W takim razie... nie poddawaj się. Walcz o nią.
I natychmiast się rozłączył.
Niall przez długą chwilę słuchał głuchego sygnału, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał. Niespodziewanie aparat przy jego uchu znów zaczął dzwonić. Chłopak skrzywił się na głośny dźwięk i spojrzał na wyświetlacz.
Polly.
Polly już od kilku dni męczyła go, ale nie miał zamiaru z nią rozmawiać. Czego mogła chcieć? Niall nie obwiniał jej za całe zdarzenie, ale jej głos był ostatnim, który chciał usłyszeć.
Odrzucił połączenie i wyłączył telefon. Do matki zadzwoni później.

*

-Chyba żartujesz! - zaśmiała się Emily, poprawiając koc, pod którym leżała.
-Wcale nie! Sam na początku nie mogłem w to uwierzyć...
-I co powiedziała?
-Nic. Nie odzywała się do mnie przez miesiąc.
Rozmawiali już ponad godzinę, ale dziewczyna nie zdawała sobie z tego sprawy. Czuła, że nie fair wobec tych wszystkich osób, które się o nią troszczyły, ale to właśnie Mike, człowiek zupełnie bezstronny sprawił, że znów się uśmiechała. Może to dlatego, że jako jedyny nie miał o niczym pojęcia? A może po prostu dlatego, że opowiadał tak absurdalne rzeczy, że musiał ją w końcu rozśmieszyć. Oczywiście dla niej była to wciąż tylko dobra mina do złej gry, ale to lepsze niż nic...
-Teraz ty mi coś opowiedz. - odezwał się nagle.
-Nie.
-Proszę...
-Nawet mnie nie zamawiaj. Nie wyciągniesz ode mnie żadnej ciekawej historii.
-Jeśli nic nie powiesz, to zmuszę cię, byś znowu się ze mną spotkała.
-Znów coś na mnie wylejesz?
-Niekoniecznie. To jak?
Już miała odpowiedzieć, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Szybkie cztery uderzenia na pewno nie oznaczały ani Zayna, ani Perrie.
-Przepraszam cię, ale muszę kończyć... - wyszeptała do telefonu.
-Ale co z...
-Na razie. - rzuciła krótko i schowała telefon pod poduszkę. - Proszę!
W drzwiach pojawiła się... Danielle.
-Mogę? Umm... możemy?
-Wy? - nie zrozumiała Emily.
Dan uśmiechnęła się delikatnie, przekraczając próg pokoju. Jej ciąża była już bardzo widoczna. Położyła obie dłonie na brzuchu i zagryzła dolną wargę.
-My. Wybacz, chciałam go zostawić w domu, ale uparł się, że chce iść ze mną.
Emily zaśmiała się i poklepała miejsce na łóżku obok siebie.
-Jasne. Wchodźcie.
Starsza z dziewczyn skorzystała z zaproszenia i przez długą chwilę po prostu obserwowała blondynkę.
-Jak się trzymasz? - zapytała z troską.
-Przecież nikt nie umarł.
-Są rzeczy gorsze niż śmierć.
-To prawda... Więc trzymam się... trochę lepiej. Liżę rany.
-Nie martw się, nie przyszłam cię do niczego namawiać.
-To dobrze, bo i tak nie dałabym się namówić.
-Ale... nie jest ci tego szkoda?
-Jest. Bardzo. Ale ty tego nie zrozumiesz.
Danielle nie próbowała protestować. Emily wyciągnęła rękę i położyła ją na brzuszku dziewczyny.
-Śpi - odpowiedziała na niezadane pytanie przyszła matka.
-No to jest niewychowany. Przychodzi w gości i kładzie się spać.
-Tak, kompletny gbur.
Zaśmiały się obie, ale pozornie swobodna atmosfera nie trwała zbyt długo.
-I co teraz zamierzasz?
-Będę żyć normalnie. - Emily wzruszyła ramionami. - Nareszcie jestem tym, kim chciałam być. Normalną dziewczyną.
Cieszy mnie twój optymizm. Mam tylko nadzieję, że w tej twojej "normalności" znajdzie się miejsce dla nienormalnych znajomych.
-Mam nadzieję, że będą chcieli mnie jeszcze znać, gdy zacznę moje szare, spokojne życie.
-No nie wiem, nie wiem... - mrugnęła do niej Dan, ale znów spoważniała. - Wiesz co się dzieje z Ronnie?
-Jest chora. Nie gadałam z nią chyba trzy dni... Pojawiło się coś nowego?

-Nie. Jeszcze...

[Przepraszam, nie będę wam tłumaczyć co sie u mnie dzieje, bo musiałabym napisać drugiego posta. Mam po prostu urwanie głowy. Młodszy brat znów jest w szpiatlu, więc w weekend znów mnei nie będzie, ze skoły wracam o 18-20 i nie pamietam, co to znaczy wyspać się.
no i przepraszam za ewentualne błedy,nawet tego nie czytałam. bo skończyłam to pisać przed 5 minutami....

AAAAAAAAAAAAAAAAAA!
PRAWIE ZAPOMNIAŁAM 
MAMY PONAD 40000 WYŚWIETLEŃ I 999 KOMENTARZY! WOOOW!
DZIĘKUJĘ! DZIEKUJĘ! DZIĘKUJĘ!
HAHAHA
KTO DODA 1000? ;)
CHCIAŁAM NAPISAC DLA WAS COŚ SPECJALNEGO ALE NIE DAŁAM RADY... PRZEPRASZAM NADROBIĘ TO.
A TERAZ KOMENTUJCIE, BO TO SERIO PODNOSI NA DUCHU. WIERZĘ STATYSTYKOM NA DOLE, WIĘC JEST WAS NAPRAWEE TAK DUŻO, ŻE 20 KOMENTARZY NAPISZECIE Z PALCEM W... NOSIE :)
KOCHAM WAS.
DO NAPISANIA :)



13. Bohaterka


[Moja Droga Skye, nawet nie wiesz jak kocham twoje komentarze. Nie wiem czy wiesz, ale ja pisze te rozdziały z tego samego psychiatryka ;)]

-Po co znów te badania? - zdziwił się Harry, patrząc, jak Ronnie szykuje się do wyjścia.
-Przecież wiesz. Lekarze potrzebują dokładnych wyników. Podasz mi portfel?
-Już. - Chłopak szybko złapał pożądany przedmiot i wrzucił do torebki żony. - Nie rozumiem, dlaczego nie mogą zrobić wszystkich testów raz, a porządnie... - westchnął, chowając ręce do kieszeni, gdy szedł za nią do przedpokoju. - Tylko cię stresują.
-To ty się stresujesz, kochanie. - zaśmiała się dziewczyna, zakładając kurtkę. - Nie martw się. Zrobią mi tylko echo serca i pobiorą krew do badań, nic więcej. Wrócę zanim się obejrzysz i zrobimy sobie romantyczny wieczór we trójkę... - uśmiech rozkwitł na jej twarzy, gdy odwróciła się do niego.
-Taa... coś w stylu oglądania kreskówek na Mini Mini plus mus jabłkowy?
-Przepraszam, czy mi się zdawało, czy właśnie narzekałeś, tatusiu? - Ronnie objęła go ramionami i przytuliła się do mocnej postury. Od razu czuła się lepiej.
-Nie, nie narzekam. Ale uważam, że powinniśmy spędzać więcej czasu razem... Odkąd zespół ma wolne widzimy się coraz rzadziej.
-Nic na to nie poradzę...
-Na pewno nie chcesz, żebym pojechał z tobą? - zapytał ostatni raz, a jego zielone oczy skanowały uważnie twarz dziewczyny.
-Nie, opiekuj się Rose.
Hazz uśmiechnął się i lekko ją pocałował. Subtelnie wyślizgnęła się z jego ramion i posłała mu ostatniego buziaka.
-Wracaj szybko.
-Kocham was!
-My ciebie też!

*

Szczerze mówiąc, Emily nie spodziewała się, że nieznajomy pojawi się w tej pralni, a jednak - punktualnie o dwunastej wkroczył frontowymi drzwiami i od razu ją wypatrzył. Na jego twarzy zagościł zuchwały uśmiech. W ręku trzymał gruby, czarny portfel.
-Zdążyłem - zakomunikował, podchodząc do dziewczyny. - Ile mam pani zapłacić?
-Nic. Niepotrzebnie się fatygowałeś. - Emily nawet nie zauważyła, że zapomniała mówić do niego per "pan".
-Jak to? - zdziwił się. - Przecież to ja zniszczyłem kurtkę.
-Nie zniszczyłeś, tylko poplamiłeś. Daj spokój, stać mnie by zapłacić.
Tak naprawdę to Emily nie było stać. Od przeprowadzki do Londynu żyła na łasce innych - najpierw płacili za nią rodzice i Janet (dla ścisłości - rodzice dziewczyny płacili kuzynce, a ona Ronnie), potem mieszkała u Nialla, który - podobnie jak Harry - nawet nie chciał słyszeć o jakiejkolwiek pracy swojej ukochanej. Na koniec wylądowała u Zayna i Perrie, którzy samymi wymownymi spojrzeniami utwierdzili ją w przekonaniu, że nie przyjmą żadnej zapłaty. Tak więc przez kilka ostatnich miesięcy Emily w ogóle nie zajmowała sobie głowy sprawami tak błahymi, jak utrzymanie. Dopiero ostatnie wydarzenie uzmysłowiło jej, że musi się usamodzielnić. Nie będzie łatwo. Nie miała żadnego wykształcenia, ani tym bardziej doświadczenia, nie była nawet studentką, a jej wszystkie znajomości zamykały się w obrębie przemysłu muzycznego, do którego nie przejawiała specjalnego talentu.
Zero perspektyw.
-Nalegam. - głos chłopaka przywrócił ją do rzeczywistości.
A co mi tam, pomyślała.
-Niech ci będzie. Płać. - wymamrotała, przewracając oczami, ale w głębi ducha czuła ulgę.
Gdy wyszli z budynku - ona z czystą kurtką, a on z czystym sumieniem - zatrzymali się na dole krótkich schodków i spojrzeli na siebie niepewnie. Chłopak zaszurał dużymi butami, obserwując tajemniczą dziewczynę. Wiedział kim ona jest, w końcu ta twarz nie raz widniała w rubrykach towarzyskich najlepszych gazet, ale coś w jej spojrzeniu mu się nie zgadzało.
-Emily?
-Słucham?
-Nie miałabyś ochoty... na kawę? Oczywiście, jeśli nie jesteś umówiona z...
-Chętnie. - odpowiedziała dziewczyna, zanim zdążył wypowiedzieć to imię.
Mike uśmiechnął się i ruszył chodnikiem w stronę najbliższej kawiarni, a ona za nim.
-Jak ci poszła rozmowa o pracę? - zagadał.
Emily nabrała powietrza w płuca. Cholera. Nie lubiła zakopywać się w kłamstwa. Ale co miała powiedzieć?
-Nie przyjęli mnie. - wzruszyła ramionami.
-Przykro mi. I co teraz zrobisz?
-Będę szukać dalej.
-Wiesz, mam spore grono znajomych w różnych branżach... - zamilkł, bo akurat otwierał przed nią drzwi do lokalu. Podeszli do pierwszego stolika i zdjęli kurtki. - ...jeśli chcesz chętnie ci pomogę. - dokończył, gdy już usiedli.
Blondynka popatrzyła na niego podejrzliwie.
-Dlaczego jesteś taki bezinteresowny? Nie znamy się, tak na dobrą sprawę.
-Myślę, że za jakiś pół godziny to co powiedziałaś będzie nieaktualne. - uśmiechnął się i zawołał kelnerkę.
I rzeczywiście, gdy czterdzieści minut później oboje opuszali ciepłą kawiarnię, byli już dobrymi znajomymi. Okazało się, że mają razem kilka wspólnych tematów. Jednak Mike, jako dobry obserwator, szybko zauważył, że mimo pozornego uśmiechu Emily jest smutna. Co więcej, bardzo zręcznie unikała tematu swojego chłopaka i całego zespołu z którym była powiązana, a to było już absolutnie dziwne.
Wychodząc z lokalu wymienili się numerami. Emily przez chwilę zastanawiała się, czy postępuje właściwie. "Nie mogę całe życie bać się ludzi" - stwierdziła ostatecznie, żegnając Mike'a. "To nie grzech mieć znajomych, którzy nie są znajomymi twojego faceta."
"Byłego faceta."
"Faceta którego wciąż kochasz."
"Przestań! - skarciła samą siebie - Czasem miłość nie wystarcza, najwyższa pora się z tym pogodzić..."

*

Nienawidziła londyńskich korków. O ile na badania dotarła bez problemu, to powrót był męką. Znudzona uderzała w kierownicę, powtarzając w głowie słowa Warnera. Wszystko wydawało się być dobrze. Całkiem dobrze... Dziewczyna wyciągnęła rękę i dotknęła pokrętła przy radiu, bo spiker zapowiadał "Best Song Ever". Właśnie wtedy zmieniły się światła. Ronnie chciała ruszyć, gdy spojrzała na sąsiedni pas i krew w jej żyłach gwałtownie nabrała tempa.
Chwilowo pustym przejazdem pędził jakiś nieduży samochód. Jego kierowca był tak zajęty rozmową przez telefon, że nie zauważył spóźnionej pieszej przebiegającej pasami. Ronnie oczami wyobraźni widziała już, co się stanie. Młoda kobieta obróciła głowę, ale miała szans uciec spod kół, nie wbiegając jednocześnie na któryś z sąsiednich, żyjących swoim życiem, pasów. Cały świat zdawał się zwolnić w oczekiwaniu na jej śmierć.
Ronnie zdała sobie sprawę, że przycisnęła pedał gazu, gdy dźwięki klaksonów za nią ucichły, a samochód ruszył. Nie zastanawiając się nawet nad pochopnością tego działania i o ryzyku, wjechała między kobietę a auto. Drugi kierowca dopiero w ostatniej chwili zaczął hamować i wpadł w poślizg na mokrej od deszczu drodze.
Głośny huk na chwilę ogłuszył wszystkich, gdy samochody zderzyły się bokami. Poduszki wystrzeliły, Ronnie uderzyła głową o boczną szybę i syknęła z bólu. Jej chore serce z niezadowoleniem reagowało na tego rodzaju emocje. Piesza wciąż stała nieruchomo, zaledwie dwa metry od tego zdarzenia, obserwując sytuację szeroko otwartymi oczami.
Minęło kilka sekund, odkąd dziewczyna patrzyła na kurczącą się poduszkę powietrzną, a dźwięki wokół niej stopniowo zyskiwały na głośności. Prawą ręką odnalazła i odpięła pas. Zmęczone serce przestawało wariować, a jedno spojrzenie w lusterko upewniło ją, że jest cała. Nabawiała się tylko guza, ale to przecież nic.
Drzwi od samochodu otworzyły się gwałtownie. Młoda kobieta, którą Ronnie ochroniła przed niechybną śmiercią, rozglądała się po wnętrzu z paniką.
-Nic pani nie jest?
-Nie, jestem cała. - uśmiechnęła się pani Styles.
-Uratowała mi pani życie!
-Zdarza się... - wymamrotała, wysiadając z samochodu.
-Ja... ja nie wiem, co powiedzieć! Dziękuję! - nieznajoma rzuciła się jej na szyję i zaczęła szlochać, dając upust emocjom.
-Proszę się uspokoić, przecież wszystko jest w porządku.
Obie obejrzały miejsce zdarzenia. Szybko okazało się, że drugi kierowca też wyszedł z tego zdarzenia cało i gorąco przepraszał obie kobiety za swoją nieuwagę. Ale Ronnie nie miała czasu przyjmować zasłużonych wyrazów wdzięczności. Szybko odnalazła w torebce czarne okulary i wcisnęła je na nos, jednocześnie wybierając numer pomocy drogowej.
-Mam do was prośbę... - powiedziała, skanując otaczający ich tłumek gapiów. - Zabierzmy stąd te samochody i spadajmy, zanim pojawi się policja. Naprawdę nie potrzebuję być w jakiejś podrzędnej gazecie.
-Jest pani ścigana? - zażartował właściciel drugiego auta.
-Nie, ale mój mąż będzie wściekły, jeśli przyzwoicie go dziś nie okłamię. Będę musiała wymyślić jakąś historię z szalonym, nieodpowiedzialnym - tu rzuciła wymowne spojrzenie na mężczyznę - kierowcą w roli głównej, bo sam mnie zabije, gdy mu powiem, że celowo wjechałam pod samochód.
-Ocaliła pani człowieka!
-Wiem i nie żałuję. Po prostu się stąd zmywajmy.
Niewiele myśląc postanowiła zdać się na łaskę zawiadomionej o zdarzeniu pomocy drogowej i pozostawić auto im, a sama próbowała złapać pierwszą taksówkę. Udało się jej wyjątkowo łatwo. Już miała wsiaść do bezpiecznego, żółtego pojazdu, gdy poczuła czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciła się i zobaczyła tą samą, młodą kobietę, której nie zapytała nawet o imię.
-Chciałabym się pani jakoś...
-Proszę przestać. Każdy na moim miejscu zrobiłby tak samo.
-W takim razie... jeszcze raz dziękuję, Ronnie. - nieznajoma mrugnęła do niej porozumiewawczo.
Ronnie zajęła miejsce w taksówce i podała kierowcy adres, po czym odchyliła głowę do tyłu, chcąc choć trochę ochłonąć.
"Co ja znów wymyśliłam? Harry nie będzie szczęśliwy..."

*

-Jesteś pewien, że się uda?
-Dorothy, naprawdę masz do mnie tak mało zaufania?
-Tak, Jacob. Mam do ciebie zero zaufania.
-To nie dobrze... Chociaż... to, co mam zrobić jej sporym ryzykiem. Jeśli ktoś mnie złapie nie będę cię krył.
-Ja umiem zadbać o ciebie. - prychnęła dziewczyna.
Stali przy barze w knajpie na przedmieściach Londynu, omawiając dokładnie plan. Barman zajęty był jakimś siwiejącym mężczyzną, który przyszedł tu opłakiwać zdrady żony, więc nie musieli martwić się, że ich usłyszy. Jacob patrzył na modelkę z mieszaniną zachwytu, strachu, respektu i pożądania. Uwielbiała to spojrzenie, bo właśnie tak chciała być postrzegana przez wszystkich facetów, nawet tych, którzy tylko dla niej pracowali. Nie wiedziała, że jej obecny współpracownik ukrywa za nim też rozbawienie. Orientował się mniej więcej, jak urządził ją ostatnio Harry Styles i dziwił się, że piękna modelka, która z trudem wróciła na okładki i wybiegi wciąż chce prowadzić tę chorą wojnę.
Ale potrzebował kasy, więc propozycja Dorothy wydawała się bardzo obiecująca. Ostatecznie nic się nikomu nie stanie.
-Rozmawiamy wciąż o tej samej stawce?
-Oczywiście. Tylko masz to załatwić jutro, rozumiemy się?
-Jasne. Zadzwonię, gdy wszystko będzie gotowe.


[PO PIERWSZE:
Dlaczego już nienawidzicie Mike’a?
Przecież to miły chłopak. Powiem wam w tajemnicy, że będzie bardzo dobry dla Emily, jeśli obawiacie się czegoś odwrotnego.
Jedna osoba zasugerowała, ze to ten sam koleś, który chciał skrzywdzić Emily – ona pamięta twarz tamtego, rozpoznałaby. To nie on.
Dziękuję za tyle wyświetleń i za waszą cierpliwość! Jesteście niesamowici!
I jak myślicie, Harry będzie zadowolony czy niezadowolony? Co takiego kombinuje Dorothy (taaak, zgadłyście!) i jej współpracownik?
Powiem wam że jestem na skraju załamania nerwowego plus pogarsza mi się depresja (wspominałam, że mam depresję?) więc możecie zrzucić winę za złą jakoś tego rozdziału oraz to że losy bohaterów dzieją się nie tak, jak sobie tego życzymy. Ale to nie moja wina. Ja nad tym po prostu nie panuję. Kocham was. Zamykam się teraz w mojej ciupie i NIE dodam rozdziału dopóki nie napiszę kolejnych 20 stron powieści. Jakby co przypomnę, że komentarze są motywujące.

PS. Kto z was też uzależnił się od SOML?]

12. Czyli to już koniec?



 [z dedykacją dla pani Kasi Ł., z którą, mimo obaw podzieliłam się linkiem do bloga (to mój krok do stania się outgoing person ;)) Jestem ciekawa czy kiedykolwiek to przeczyta ;)]


Perrie stała w salonie, bezmyślnie bawiąc się materiałem jednej z zasłon. Zayn podszedł do niej powoli, zastanawiając się, jak wiele dziewczyna zobaczyła i usłyszała. Zatrzymał się tuż za nią i przez chwilę milczał. Już otworzył usta, by coś powiedzieć, gdy blondynka odezwała się pierwsza.
-Nie mam do ciebie żalu.
Malik dotknął szczupłych ramion i obrócił ją przodem do siebie.
-Naprawdę. - Na twarzy dziewczyny rozkwitł słaby uśmiech. - Nie jestem zła.
-Kocham tylko ciebie. - wyszeptał Zayn patrząc na nią z uczuciem
-Wiem o tym. - Perrie uniosła dłoń i przeczesała ciemne włosy chłopaka. - W końcu podstawą związku jest zaufanie, nie? Wiem, że nic byś nie zrobił.
Zayn uśmiechnął się i pochylił, by dosięgnąć jej ust.
Stojąca w korytarzu Emily spuściła głowę i zaszlochała cicho. Pojedyncze łzy spadały na białą kostkę, którą wciąż obracała w palcach. Zaufanie... Trudno o coś bardziej zdradliwego.

*

A jednak zgodziła się z nim spotkać. Zrobiła to głównie ze względu na Zayna i Perrie. Przede wszystkim Perrie. Nie umiała spojrzeć jej w oczy po tym, co się stało. Miała nadzieję, że wciąż mają szansę się zaprzyjaźnić.
Emily szła ruchliwą londyńską ulicą do mieszkania Nialla nerwowo ściskając pasek torebki. Umówili się tam pod jednym warunkiem - dziewczyna będzie mogła wyjść w każdej chwili. Tylko tyle wymagała. Była tak zamyślona, że nawet nie zauważyła ciemnowłosego chłopaka nadchodzącego z drugiej strony. Co więcej, on też jej nie zauważył.
-Cholera! - zaklęła blondynka, gdy na siebie wpadli.
Wtedy poczuła coś gorącego na swoim lewym ramieniu i zrozumiała, że nieznajomy wylał na nią swoją kawę. - Oszalałeś?!
-Przepraszam! - brunet natychmiast odnalazł w kieszeni chusteczki i próbował jakoś ratować sytuację. Niezdarnie zaczął ścierać czarny płyn z jej kurtki, ale nie szło mu to najlepiej.
-Zostaw... - syknęła niezadowolona, odpychając jego ręce. - I jak ja się teraz pokażę?
-Najmocniej panią przepraszam. - powtórzył chłopak. - Zapłacę za pralnię. Albo za nową kurtkę, jeśli tej nie można uratować.
-Nie przesadzajmy... - dziewczyna spojrzała krytycznie na plamę. - Odpierze się. Kłopot w tym, że jestem umówiona i nie zdążę już wrócić do domu i przebrać się w coś czystego.
-Jestem pewien, że on będzie tak zapatrzony w pani oczy, że nie zauważy niczego innego.
Dopiero wtedy na niego spojrzała. Był dość przystojny, typem urody przypominał Liama, ale miał smolistą czuprynę i bladą cerę. Wyglądał uroczo, gdy próbował wymyślić jakieś pokojowe wyjście z sytuacji. Dopiero po chwili dostrzegła w jego oczach coś jeszcze - rozpoznał ją.
-Idę na rozmowę o pracę. - syknęła złośliwie. Nie chciała nigdy więcej być kojarzona z zespołem.
-Och. - z satysfakcją zauważyła, że chłopak znów robi się nerwowy. - Więc co robimy?
-Pójdę tak. Niech się pan nie fatyguje. Jest niewiele rzeczy gorszych od fałszywej życzliwości.
Na przykład zdrada.
Nie czekając na jego reakcję ruszyła w swoją stronę.
-Proszę poczekać! - usłyszała za sobą, ale nie zwolniła kroku. Nieznajomy nie odpuścił i po chwili szli już razem. - To nie była fałszywa życzliwość, naprawdę mi przykro. Chętnie zapłacę za pralnię.
-Dam sobie radę.
-Nalegam. - nie odpowiedziała z nadzieją, że koleś w końcu się podda. - Może zacznijmy od początku. - zaproponował niespodziewanie. - Jestem Mike. Pani jest Emily?
-Zaskakujące, skąd wiedziałeś? - prychnęła.
-Ludzie cię kojarzą, nie ma się czemu dziwić.
-Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Oddam kurtkę do pralni przy Sun Street*. Wpadnij tam jutro w południe. Z portfelem. Do widzenia. - rzuciła krótko i zgubiła go w tłumie.

*

Niall czekał na nią przy drzwiach. Po raz pierwszy od kilku dni wziął długi, gorący prysznic i spojrzał w lustro. Cóż, nic ciekawego w nim nie zobaczył. Był wykończony bezsennością i wyrzutami sumienia, wyglądał jak cień człowieka. Nawet Emily to dostrzegła.
Weszła do środka z zaciśniętymi ustami i od razu skierowała się do salonu. Usiadła na sofie, w miejscu, które kojarzyło jej się z tyloma ciepłymi wspomnieniami, ale nie czuła już uspokajającej aury tego miejsca. Niall przez chwilę patrzył na nią niepewnie - Mike miał rację, nie zwrócił uwagi na plamę - po czym odchrząknął głośno.
-Napijesz się czegoś?
-Nie, dziękuję.
Chłopak pokiwał tylko głową i zaczął krążyć po pomieszczeniu. Emily spuściła głowę, po raz kolejny przypominając sobie, że muszą odbyć tą rozmowę, by zakończyć pewien etap w ich życiu. By zakończyć ich wspólne życie.
-Emily... - zaczął Horan, zatrzymując się przy sofie. - Wiem, że cokolwiek  powiem, niczego nie zmienię. Ale... nigdy bym ci tego nie zrobił, gdybym nie był taki... sfrustrowany. Byłem zły na ciebie i na mnie... Nie chciałem tego.
-Masz rację, niczego nie zmienisz.
-Przepraszam cię. - jego głos się załamał, podobnie jak kolana. Padł przy jej boku, chcąc tylko, by na niego spojrzała. - Wybaczysz mi kiedykolwiek?
Nie odpowiedziała, walcząc ze łzami, które tak bardzo chciały spłynąć po jej policzkach.
-Chciałabym... - wyszeptała w końcu. - Nawet nie wiesz, jak bardzo bym chciała... Ale zniszczyłeś wszystko. Dałeś mi siłę i ją odebrałeś. Znów jestem niczym.
-To ja jestem nikim! Emily... - odruchowo wyciągnął rękę, by ująć jej dłoń, ale ona odsunęła się na drugi koniec sofy. - Rozumiem cały twój żal do mnie, ale nie możesz teraz stracić wszystkiego, co zyskałaś. Nie zniosę tego że...
-Chciałam oddać ci wszystko, Niall. Wszystko! A ty mną wzgardziłeś! Pomyślałam, że zrobiłeś z troski, a potem przyjechałam prosić się o powrót, a ty...
W końcu nie wytrzymała i wybuchła płaczem. Niall wstał z kolan i spróbował choć trochę zmniejszyć dzielący ich dystans.
-Nie dotykaj mnie! - krzyknęła. - Nie podchodź... Nie chcę cię znać...
-Pozwól mi wszystko naprawić. Chcę tylko ciebie.
-Miałeś mnie, Niall. Ale jakoś ci to nie wystarczyło. - westchnęła ciężko i podniosła się z sofy - Mogę już iść?
-Nie, proszę... - Horan natychmiast podniósł się i zatarasował jej przejście do przedpokoju. Pamiętał, że Harry zawsze żałował, że nie powstrzymywał Ronnie przed odejściem. On nie mógł popełnić tego samego błędu. - Nie rozstawajmy się w ten sposób... - wyszeptał, w końcu spotykając jej bezbronne spojrzenie. - Tyle czasu byliśmy przyjaciółmi... Nie traćmy chociaż tego...
-Przecież wiem, że nigdy nie byłam dla ciebie tylko przyjaciółką. Kochałeś mnie, nie umiałeś tego ukryć.
-Wciąż cię kocham.
Chłopak wykonał niepewny krok do przodu i złapał Emily za ramiona. Dziewczyna próbowała się wyrwać, ale utrzymał ją w miejscu. Nie miał pojęcia jak palący jest dla niej jego dotyk.
-Ty też mnie kochasz, Emily. Gdyby tak nie było, nie byłabyś teraz tak na mnie wściekła...
Blondynka zastygła w jego uścisku. Miał rację. Gdyby tak bardzo jej na nim nie zależało, nie przeżyłaby tej zdrady tak boleśnie. Przez długą chwilę patrzyła mu w oczy, nie rozumiejąc jak ten niebieskooki anioł mógł ranić z taką mocą. A teraz stał naprzeciw niej i prosił o wybaczenie, w pełni świadomy tego, jak podeptał jej uczucie.
Nagle dziewczyna wyrzuciła otwartą rękę i uderzyła go w twarz. Pod wpływem ciosu obrócił głowę, a jego skóra natychmiast zmieniła kolor na czerwony.
-Puść mnie.
-Nie.
Spróbowała znów wymierzyć mu policzek, ale tym razem zrobił unik i złapał ją za nadgarstek. Po chwili uniósł jej małą dłoń do ust i pocałował. Zadrżała.
-Niall... - dlaczego to imię wciąż budziło motylki w jej brzuchu? Przecież wszystkie powinny być już martwe. - Pozwól mi pójść. Obiecałeś...
W końcu chłopak zrozumiał, że przetrzymywanie jej tutaj niczego nie zmieni i z rezygnacją puścił jej ręce. Uwolniona odetchnęła z ulgą, po czym sięgnęła do swojej torebki, by zaraz wydobyć z niej mały, materiałowy woreczek, który Niall rozpoznał bez problemu.
-Pomyślałam, że będziesz chciał ją odzyskać. - powiedziała cicho, podając mu przedmiot.
-Nie chcę.
Spojrzała na niego, miał zachmurzone czoło, był niemal oburzony.
-Nie chcę niczego, tylko ciebie. - wyszeptał. - Zatrzymaj to.
Emily przyglądała mu się jeszcze przez chwilę, ale widząc, że odwrócił od niej twarz i naprawdę nie zamierza przyjąć tego z powrotem, odłożyła mały woreczek z kostką do gitary na szafce i ruszyła do drzwi.
-Zayn mówił, że to wiele dla was znaczy - powiedziała jeszcze. - Szkoda, że nam nie wyszło.
         
[*nie mam bladego pojęcia o ulicach w londynie, ale nie zdążyylam sprawdzić.
Dzisiaj krótko, ale myślę że to co najważniejsze zostało zamieszczone. Emily i Niall ostatecznie się rozeszli. Jak myślicie, jak potoczą się ich losy? Czy Niall naprawdę tak łatwo odpuści? Czy ich drogi wciąż będą się splatać?
Poznaliście też Mike’a, który – nie będę ukrywać – zostanie z nami na dłużej. Jakie jest wasze pierwsze wrażenie? Ja uważam że to bardzo… ciekawa postać.
Szczerze – Mike narodził się w mojej głowie przedwczoraj i bardzo zamieszał w całym widoku opowiadania, ale dokładnie tak samo było z Emily, która przecież nigdy miała nie istnieć. Jak wiele by nas ominęło, prawda?