Rozdział Czterdziesty Piąty.

          
Ostatni wyszedł Lou ciągnięty w stronę drzwi przez Eleanor. Jeszcze kilka razy zawołał coś pod drzwiami, ale nikt go nie rozumiał.
-Za dużo piwa, kochanie. - śmiała się dziewczyna, wykręcając jego rękę, by w końcu się ruszył.
Było już długo po północy. Emily została sama z Niallem i zastanawiała się jak wrócić do domu. Siedzieli na kanapie w salonie, a dookoła było istne pobojowisko. Horan nie zwracał na to specjalnej uwagi, zwłaszcza że bawił się właśnie palcami swojej ukochanej, co zawsze go absorbowało.
-Jest późno... - zauważyła w końcu.
-Tak... - westchnął, podnosząc na nią wzrok. - Ale impreza była udana. Nawet biorąc poprawkę na to, że zachowywałem się jak straszny sztywniak. - poklepał zaśmieli się. - Pomożesz mi dostać się do sypialni, bo moje kule gdzieś się zgubiły i nie wiem, czy uda mi się przedrzeć przez ten burdel?
-Jasne.
Wspólnymi siłami szybko znaleźli się w odpowiednim pokoju. Niall ruchem ręki poprosił dziewczynę by jeszcze obok niego usiadła. Nie umiała mu odmówić.
-W tej sukience jesteś jeszcze piękniejsza. - powtórzył komplement który słyszała już kilka razy tego wieczoru.
-Niall... przestań.
-Ale...
Ubiegła jego słowa i pocałowała go.
-Cicho. - wyszeptała spod jego ust.
Chłopak odruchowo przyciągnął ją do siebie i wplótł palce w jej włosy. Ku jego zdziwieniu nie protestowała, ale naparła na niego tak, że po chwili leżała na nim i chichotała, nie przerywając pocałunku. Horan był zaskoczony tym entuzjazmem. Jej ręce przywarły do niego mocno, choć wciąż walczyła z własnym strachem.
Po kilku minutach chłopak zaczął jedną ręką zjeżdżać w dół jej pleców, a jego pocałunki skierowały się na szyję dziewczyny. Odchyliła głowę i westchnęła głośno. Raptownie odwrócili się tak, że teraz to chłopak półleżał na dziewczynie. Ręka Horana natrafiła już na fałdy sukienki i zaczęła je zbierać. Przez kręgosłup Emily przebiegł dreszcz. Przekręciła głowę, tak by znów sięgnąć jego ust, ale nie mogła. Ręka chłopaka znalazła się już na jej udzie, druga wciąż bawiła się jej włosami.
-Niall...
Jej szept był spokojny, chciała ukryć swoją panikę. Chłopak nie reagował. Jego druga ręka zjechała po karku i zatrzymała się obok suwaka na plecach dziewczyny. Dziewczyna przeraziła się nie na żarty.
-Niall... - nieudolnie próbowała wydostać się z jego uścisku. - Proszę, nie... - jej głos stał się płaczliwy.
Chłopak oderwał się od niej na chwilę i spojrzał zaniepokojony w jej przerażone oczy.
-Przestań... proszę...
Natychmiast rozluźnił ręce. Emily w jednej sekundzie zeskoczyła z łóżka i znalazła się pod ścianą po drugiej stronie pokoju. Patrzyła na niego ze strachem. Niall nie rozumiał co się dzieje.
-Emily...
Ale ona opuściła głowę i milczała. Nie chciała by widział, że po jej policzkach płyną łzy.
-Emily, proszę... przecież wiesz, że nijak mogę do ciebie podejść.
-Nie podchodź.
-Przepraszam. - w jego głosie słyszała skruchę. - Wybaczysz mi?
-Nie jestem zła.
Przez chwilę żadne z nich się nie odezwało.
-Wytłumaczysz mi to? - zapytał w końcu Niall.
Powoli podniosła na niego wzrok i ruszyła w kierunku łóżka.
-Boję się. - wyznała.
-Mnie?
-Nie... - usiadła obok niego, ale nie umiała spojrzeć mu w oczy.
-Swojego ciała? Zapewniam cię, że dla mnie jest najpiękniejsze. - pochylił się w jej stronę, ale ona nawet nie drgnęła. - Emily, możesz mi zaufać. Ja...
Dziewczyna szybkim ruchem zasłoniła mu usta, by zamilkł, po czym, nie odrywając dłoni od jego twarzy zetknęła ich czołami. Niall zastanawiając się nad zachowaniem blondynki przypomniał sobie jedną z ich rozmów.

"-Oczekujesz czegoś. Czegoś, czego nie chcę, nie mogę i nie wiem, czy kiedykolwiek będę w stanie ci dać."
"-Sznyty to tylko wierzchołek mojej góry lodowej, z którą walczę. Zrobisz sobie nadzieję, a potem zobaczysz, że nie dasz rady.
-Nie jestem taki...
-Wszyscy jesteście tacy. I wszystkim wam chodzi o jedno. Wcześniej czy później."

Dopiero po kilku minutach chłopak zdecydował się cofnąć dłoń dziewczyny i złapał jej spojrzenie.
-Kocham cię. - wyszeptał.
-Ja ciebie też. - uśmiechnęła się blado. - Ale...
-Nie musimy. - zapewnił ją. - Ja mam czas.
-Wiesz, że nie chodzi o ciebie?
-Wiem. Poza tym... wciąż nie jestem w pełni sprawny. - zaśmiał się pukając palcami w gips.
Emily uśmiechnęła się blado, po czym podniosła się z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi.
-A ty dokąd?
-Do domu.
-Jest środek nocy.
-Wezmę taksówkę.
Niall westchnął.
-Czy na prawdę myślisz, że ci na to pozwolę? Śpisz tutaj, bez dyskusji.
-Ale...
-Spokojnie, ja przeniosę się na kanapę.
Emily uśmiechnęła się i podeszła bliżej, by go przytulić.
-Nie musisz...
Pięć minut później wyszła z łazienki przebrana w spodnie od dresu i koszulkę Horana. Położyła się na jego wielkim łóżku i objęła chłopaka w pasie, kładąc głowę na jego torsie. Chłopak natychmiast uniósł jej rękę i przytulił swój policzek do bladych blizn.
-Emily?
-Hmm...?
-Czy... mogę czuć się już... twoim chłopakiem?
Zachichotała, po czym uniosła twarz, by spojrzeć mu w oczy.
-Przecież ty jesteś nim od dawna.
Szczęśliwy uśmiechnął się szeroko i ucałował ją w czoło. Chwilę później już spali.

          *

Harry Styles stał oparty o ścianę jednego ze studiów, w którym właśnie kończyła się sesja fotograficzna. Poprawił kaptur bluzy i spojrzał w stronę drzwi, akurat gdy te się otworzyły i ludzie z ekipy zaczęli wynosić sprzęt do busa. Po kilku minutach ukazała się też Dorothy - piękna jak zawsze. Szybkim krokiem maszerowała do podstawionego auta, głośno rozmawiając przez telefon.
-Jak to odwołali? To niemożliwe! Przecież dla tej sesji zrezygnowałam z dwóch innym zleceń! - przez chwilę słuchała kogoś po drugiej stronie. - Nie obchodzi mnie to! To kolejna sesja, którą straciłam! - zatrzymała się przy aucie, wciąż rozmawiając.
Styles wyłonił się z cienia i ruszył w jej stronę, próbując ukryć uśmiech.
To on wyłożył duże pieniądze, by wszystkie liczące się magazyny nie chciały Dorothy na swoich okładkach. To on zaproponował im w zastępstwie inne, mniej znane dziewczyny, którym nikt nie chciał dać szansy. To wreszcie on zadzwonił do poznanych na London Fashion Week projektantów z wiadomością, że Dorothy na ich wybiegach raczej zmniejszy sprzedaż niż wzmocni. Wiedział, że nie ma sensu ciąganie się po sądach, nie mógł jej nic udowodnić. Zamiast tego postanowił odebrać jej to, czego pragnęła najbardziej, tak jak ona chciała mu to zrobić wcześniej.
Gdy zaszedł jej drogę, szybko zrzucił kaptur z głowy. Zaskoczona, zatrzymała się w pół kroku i prawie upuściła telefon. Uśmiechnął się do niej i spojrzał prosto w oczy.
-Chciałaś zdobyć swoją sławę dzięki mnie? - położył jej dłoń na ramieniu. - Teraz dzięki mnie ją stracisz. - zapewnił wciąż tym samym, życzliwym tonem.
Nagle uniósł też drugą rękę i przycisnął ją do samochodu, obok którego stali, a z jego spojrzenia wyparowały wszystkie miłe uczucia.
-Ale... jeśli jeszcze raz spróbujesz cokolwiek zrobić mi lub mojej rodzinie, to obiecuję, że nie będziemy już rozmawiać w tym sympatycznym tonie. Rozumiemy się?
-Co... - zaczęła, ale zanim zdążyła cokolwiek dodać, chłopak narzucił kaptur i odszedł.


[Krótko, ale jest.
Co myślicie o zachowaniu Emily? 
Kochani, ostatnie dwa rozdziały! Nie mogę w to uwierzyć… Został nam już tylko jeden wątek do zamknięcia.. domyślacie się? 
Jak tam po zakończeniu roku? Zadowolone z świadectw? Do mnie wciąż nie dociera że to już będzie 2 lo… Życzę wam cudownych wakacji, wyjazdów, wypadów, nowych znajomych, summer love i innych takich ;) Jakie macie plany?
A propos, jest tu ktoś z okolic warszawy? Piszcie do mnie - @Amy_Empty, chciałabym się z wami spotkać :) 
Do 15 komentarzy! Kocham was!]

Rozdział Czterdziesty Czwarty.


Rose nie mówiła. Wróciła z nami do domu i siedziała na dywanie, bawiąc się grzecznie klockami, ale nie była w stanie powiedzieć czegokolwiek. Jedyną formą komunikacji był jej płacz. Lekarze mówili, że to nie uraz fizyczny, tylko psychiczny, spowodowany szokiem i nie można z tym nic zrobić.
Nikt z nas nie umiał poradzić sobie z tą sytuacją.
Hazz wykłócał się godzinami, wmawiał lekarzom że musi istnieć jakiś sposób, by wrócić małej mowę, od rana do wieczora wisiał na telefonie, a chłopacy donosili mu kolejne numery do klinik i specjalistów. Szukał też Dorothy, której nagle nie można było zlokalizować i planował swoją zemstę, w której szczegóły nie chciał mnie wtajemniczać.
Niall obwiniał się, twierdząc że to wszystko to jego wina.
Emily, która wciąż trwała przy jego łóżku starała się też w jakiś sposób wspierać mnie. Wracała wcześniej od zrozpaczonego chłopaka i zabierała Rose, by odizolować ją od całego towarzystwa. Z nas wszystkich to ta dziewczyna okazała się najsilniejsza.
Liam i Dan wstrzymali przygotowania do ślubu, wiedząc, że i nikt nie ma do tego głowy.
A ja?
Rano płakałam, choć starałam się być wdzięczna Bogu i za to, że Rose się obudziła i nie ma żadnych urazów fizycznych, ale z drugiej strony czułam się absolutnie bezradna, tęskniłam za śmiesznymi słówkami małej, za naszymi piosenkami. Teraz śpiewałam jej sama. Wieczorami, gdy Harry pojawiał się w mieszkaniu i w końcu wyłączał telefon, zamiast wzajemnego wsparcia okazywaliśmy sobie tylko złość. Nie potrafiliśmy cieszyć się sobą, cieszyć się tym, że jesteśmy razem, że Rose żyje. Podawaliśmy ją sobie i obdarzaliśmy sztucznymi uśmiechami, a gdy usypiała, zamykaliśmy się w sypialni, by Emily nie słyszała naszych rozmów.
-Dowiedziałeś się czegoś? - pytałam niepewnie, stojąc przy komodzie, podczas gdy Harry zakładał białą koszulkę.
Od wypadku ani razu nie nocował u siebie. Żadne z nas nie chciało być same. Ale w nasze relacje wkradł się chłód. Nigdy, po powrocie Rose nie objął mnie, nie dotknął, nie przytulił. Sporadyczne pocałunki, wymieniane zwykle rano nie miały nic wspólnego z naszą miłością. Brakowało mi go bardziej niż kiedykolwiek, ale bałam się łamać ten lód między nami, bo nie wiedziałam ile mojego Harry'ego zostało po tamtej stronie.
-Niczego się nie dowiedziałem. Wszyscy mówią to samo. - jego głos był obcy, nie było w nim nawet troski.
-Może mają rację?
-Nie! Nikt mi nie będzie mówił, że ona będzie już taka! - wykrzyknął, sprawiając, że moje oczy wypełniły się łzami.
-To też moja córka, nie traktuj jej w ten sposób.
-A jak mam ją traktować?! Może ty wierzysz w cuda, ale ja chciałbym coś dla niej zrobić!
-Harry!
-Co?! Co ci się nie podoba?! Robię wszystko, co w mojej mocy, ale nikt nie umie jej pomóc... - uniósł głowę do góry, przez co wiedziałam, że on też walczy ze łzami.
Nieśmiało podeszłam do niego i wyciągnęłam dłoń by położyć ją na jego ramieniu, ale nie zdążyłam tego zrobić, gdy jego puste spojrzenie spłynęło na moją sylwetkę. Nie dał mi żadnych emocji, gdy go dotknęłam.
-Jestem zmęczony.
Zawsze, mówiąc to, kładł się do łóżka i gasił swoją lampkę, pozostawiając tą rozmowę niedokończoną, ale tym razem nie chciałam tego tak zostawić. Zajęłam drugą część łóżka i położyłam dłoń na wysokości jego łokcia, ignorując nawet fakt, że chłopak odwrócił się do mnie plecami.
-Harry... Potrzebuję cię. Tęsknię za tobą.
Powoli, z pewnym wahaniem przekręcił się na plecy, ale jego wzrok wciąż spoczywał na suficie. Szczęka była zaciśnięta, wiedziałam, że jest zdenerwowany.
-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale dla mnie też. Nie zostawiaj mnie z tym samej... - błagałam go, płacząc. - Nie odcinaj mnie... Nie chcę cię stracić...
Chłopak nie spojrzał na mnie, ale zakrył twarz dłońmi.
-Boże... jaki ze mnie palant. Ranię cię.
-To nic. Musisz po prostu ochłonąć. Rozumiem twój strach o Rose, ale on niczego nie...
-Nie usprawiedliwiaj mnie. Jestem popaprańcem.
-Nie mów tak...
-Zamiast ci pomóc jestem tylko utrudnieniem!
-Przestań.
-Jestem...
Niewiele myśląc położyłam głowę na jego ramieniu.
-Wybacz mi... - prosiłam, choć sama nie wiedziałam, dlaczego. - Nie chcę cię znów stracić.
Hazza odwrócił się i nie patrząc mi w oczy, wtulił mnie w swój tors. Czułam jego uspokajające ciepło, gdy ucałował moje włosy.
Następnego poranka zachowywaliśmy się, jakby nasza rozmowa nie miała miejsca, choć tym razem, gdy Harry wychodząc do szpitala, pocałował mnie na pożegnanie, poczułam, że coś zmieniłam.
Wieczorem, gdy siedziałam przy Rose, śpiewając jej kołysankę, poczułam ciepłe dłonie obejmujące mnie w pasie. Uśmiechnęłam się, gdy brązowe loki połaskotały mój policzek. Harry zaczął kołysać mną na boki, mrucząc piosenkę.
-Przemyślałem to sobie. - powiedział cicho. - Chcę być z wami i niezależnie od tego, czy Rose będzie mówić czy nie, zamierzam cieszyć się każdą spędzoną razem chwilą.
Bez słowa odwróciłam się, by go pocałować. Jego palce zsunęły się wzdłuż mojego ciała i splotły z moimi.
-Kocham cię, Ronnie.
-Zaraz zobaczymy jak bardzo... - zachichotałam, a on w odpowiedzi złapał mnie na ręce i zaniósł do sypialni, nie przestając całować.
         
*

-Naprawdę nie rozumiem... - Niall siedział w windzie marudząc.
-Zamknij się w końcu. - zaśmiał się Zayn, który miał odwieźć go do jego mieszkania ze szpitala.
Horan byłby wybiegł z kliniki w podskokach, ale wciąż miał gips na nodze więc musiał zadowolić się kulą, choć lekarz i tak nie kazał forsować ręki. "Spokojnie - tłumaczył Irlandczyk - Taki ze mnie leń, że i tak większość dnia będę spędzał na kanapie".
Gdy tylko weszli do apartamentu i zapalili światła w salonie, Niall nieco się zasmucił. Był pewien, że przyjaciele zamierzali wyprawić mu przyjęcie-niespodziankę, bo to było do nich całkiem podobne, a tym czasem salon był pusty.
-Coś się stało? - zaciekawił się Malik, stawiając jego torbę na podłodze.
-Nie... ja tylko...
W tym momencie z sypialni wyszedł... Lou. Spojrzał na przyjaciół zaspanym wzrokiem i uśmiechnął się głupio.
-O, cześć...
-Louis, co ty tu robisz?
-Cóż... jakoś tak wyszło, że Hazz mówił, że mam do ciebie wpaść, ale... - plącząc się w zeznaniach, odwrócił się w stronę drzwi. - Harry, jak to było?
Z pokoju wyłonił się też Styles.
-Co?
-Po co tu przyszliśmy?
-No przecież Liam zadzwonił do Ronnie, tak kochanie? - z sypialni wyszła Ronnie z Rose.
-Tak. - obie się uśmiechnęły.
-No i Liam mówił, że... Payne, choć tu! Zawsze muszę się za ciebie tłumaczyć!
W ten sposób z pokoju Horana wyłoniło się kilkanaście osób, a gdy już wszyscy byli w komplecie okazało się, że nikt nie wie, po co właściwie przyszli.
-Zayn! To ty kazałeś nam tu przyjechać. - stwierdziła w końcu El.
-No tak... w takim razie...
-Niespodzianka! - zakrzyknęli wszyscy, a Niall zaśmiał się serdecznie. Chwilę później okazało się że przyjaciele mają ze sobą też catering i muzykę, więc jednak nie pomylił się co do imprezy.
Nagle zdał sobie sprawę, że nie ma z nimi najważniejszej osoby.
-Gdzie Emily? - zapytał Ronnie, gdy ta przechodziła obok niego. - Dlaczego nie przyszła?
-Przyszła. Czeka na ciebie.
-Ale gdzie? - zdziwił się.
-Poszukaj.
Zdezorientowany chłopak zaczął krążyć po mieszkaniu szukając dziewczyny. Gdy w końcu trafił do swojej sypialni i podszedł do tarasu, aż zaniemówił.
Emily stała na balkonie tyłem do niego, oparta o balustradę i patrzyła na tętniące życiem miasto. Jej włosy były lekko zakręcone, cudownie rozwiane, na nogach miała baleriny, a na ramionach lekki sweterek. Ale nie to go urzekło. Dziewczyna założyła chabrową sukienkę - tą samą, którą kupił jej na pierwszą randkę, choć nigdy jej nie włożyła. Wiatr kołysał falbanami, z których uszyty był dół sukienki.
Niall rozsunął okno balkonowe i wszedł na taras. Wtedy usłyszał, że dziewczyna nuci coś pod nosem. Kojarzył tą melodię, ale nie wiedział skąd. Zrobił kilka kroków w jej kierunku, gdy zaczęła śpiewać.
[Dla tych, którzy i tak nie skojarzą – to TA piosenka]

The slightest words you said
Have all gone to my head
I hear angels sing in your voice
When you pull me close
Fellings I've never known
They mean everything
And leave me no choince...

Uśmiechnął się. Nie znał lepszej piosenki do opisania ich wiezi. Był już bardzo blisko dziewczyny. Położył swoje ręce na jej talii i objął ją od tyłu. Nie przerywała cichego śpiewu.

I'm a lightweight
Better be careful what you say
With every word i'm blown away...

Jej głos nieco zadrżał, więc postanowił jej pomóc, przy okazji modyfikując tekst.

You're a lightweight
Easy to fall, easy to break
With every move your whole world shakes
I'll keep you from falling apart...

Emily odwróciła się, by spojrzeć mu prosto w oczy.
-Założyłaś ją. - uśmiechnął się jeszcze bardziej.
-Tak. Chciałam sprawić przyjemność osobie, którą kocham.
Przez długą chwilę Niall nie był w stanie nic zrobić. Dziewczyna zaczęła już obawiać się, że zrobiła coś nie tak. Otworzyła usta, by dodać jakieś usprawiedliwienie, ale Horan ją ubiegł.
-Czy... czy ta osoba jest na tym tarasie?
-Tak, głuptasie. - zaśmiała się.
Niall szczerząc się jak idiota położył lewą rękę na jej policzku i powoli pocałował. Westchnęła cicho, zanim umieściła obie dłonie na jego ramionach. Poczuła, że chłopach zrobił mały krok, przysuwając ją jeszcze bardziej do balustrady. Zadrżała, czując, że traci pole manewru i zwolniła swój uścisk, delikatnie go odpychając. Spełnił jej niemą prośbę odsuwając się od poręczy i po chwili znów mogła myśleć tylko o jego ustach na swoich.
Gdy się od niej odsunął, mocno ścisnął obie jej ręce i znów zajrzał w zielone oczy. Wciąż był pod wrażeniem pierwszego wyznania, jakie padło z jej ust.
-Emily, zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś?
-Pocałowałam cię.
-Nie tylko. - powiedział, znów przyciągając ją bliżej. - Właśnie kogoś uszczęśliwiłaś. - wyszeptał. - I już się od tego kogoś nie uwolnisz.
-I nawzajem. - uśmiechnęła się.
Znów złączył ich usta, ale szybko uwolniła się z zasięgu jego rąk i ruszyła do drzwi.
-Chodź, to impreza na twoją cześć. Chyba powinieneś się na niej pokazać.


[Zanim znów zapomnę, bo miałam dodać tą uwagę już poprzednio – w rozdziale 42 nie zauważyliście czegoś ważnego przy rozmowie Emily i Perrie, co bardzo mnie zdziwiło…
17800!
Boże, nigdy nie przypuszczałam, że tyle się uda! Jesteście niesamowici! I te 23 komentarze! Wow, nie wiem co powiedzieć. Dziękuję za te wszystkie miłe słowa, one naprawdę pomagają.
Ok., ten rozdział ciut dłuższy, pisałam na czas (konkretnie ten wątek Ronnie-Harry.) więc… mam nadzieję, że nie zawiodłam.
Chcę tylko powiedzieć że musiała pojawić się ta piosenka, bo to była moja inspiracja do wątku Emily i Nialla, ale w pierwotnej wersji to wszystko było bardziej rozbudowane i miała z tej okazji pojawić się też Demi. Trochę żałuję, że skróciłam rolę Lovato, myślę, że dopiszę jej jeszcze jedną scenę, bo jakoś tak głupio ją pominąć… Co wy na to?

Ok., czekam na komentarze i pytania może przy nn wrzucę już link to zapowiedzi nowego bloga, tylko muszę znaleźć osobę posiadającą konto na yt, lub sama takie założyć]

Rozdział Czterdziesty Trzeci.


Wróciłam do domu i natychmiast zajęłam miejsce na kanapie, zwijając się w kłębek. Chciałam być sama, ale przez szalejące myśli nie umiałam pozbyć się wrażenia, że mieszkanie jest pełne ludzi.
Z wypowiedzi Hazzy wywnioskowałam, że ma on już swoją teorię na temat gróźb, które otrzymywałam, tylko nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się wściekł.
Gdy usłyszałam, że ktoś wchodzi do mieszkania, wiedziałam, że to on. Podszedł do mnie powoli i położył dłonie na moich ramionach.
-Ronnie... - wyszeptał.
-Harry, nie chciałam cię martwić. Ludzie mnie hejtowali, hejtują i będą hejtować. Nic na to nie poradzisz.
Ale on mnie nie słuchał. Usiadł na sofie obok mnie i przyciągnął do siebie. Jego usta odnalazły moje, napełniając umysł spokojem, usypiając lęki i obawy. Wplotłam palce w jego włosy i zapragnęłam być bliżej. Wtedy chłopak oderwał się ode mnie i spojrzał błyszczącymi, ale też smutnymi oczami.
-To nie był hejter.
-Skąd wiesz?
-To była Dorothy.
Pamiętałam. Ta modelka, która miała rzekomy romans z Harrym.
-Ale... - odsunęłam się, patrząc na całą jego postać.
-To tworzy całość. Groźby, samochód bez rejestracji, nieznajomy, próba skręcania. Ktoś wiedział, że to ty miałaś jechać tym samochodem. A Dorothy obiecała mi że nas zniszczy.
-Ale... - powtórzyłam. - Żeby od razu...
-Ona idzie po trupach.
-Dosłownie?
-Wygląda na to że tak.
-To okropne... Ale dlaczego ona...?
-Chyba liczyła na coś więcej. Chciała zdobyć dzięki mnie sławę.
-I co teraz?
-Nie zostawię tak tego.
-Ale... czy warto z nią walczyć?
-Nie wiem, Ronnie. Chodźmy do naszej córeczki, może już nie śpi.
         
*

-Jak się czujesz? - zapytała Emily następnego poranka, pojawiając się w drzwiach.
-Źle. - przyznał Horan.
-Wezwać lekarza? Pielęgniarkę? Coś cię boli? - podbiegła do niego patrząc w niebieskie oczy z troską.
-Nie, nie... - zaśmiał się. - Było mi źle tak samemu. Choć do mnie.
Zdrową ręką przyciągnął ją do siebie, a ona pochyliła się i lekko go pocałowała. Szybko odsunęła się na bezpieczną odległość i pogroziła mu palcem.
-Odpoczywaj.
-Już mam po uszy tego odpoczywania...
-Trudno.
Emily uśmiechnęła się i znów zrobiła kilka kroków w jego stronę. Mruknął coś zadowolony, gdy jej włosy znalazły się na jego twarzy. Tym razem pocałunek był dłuższy, dziewczyna odsunęła się dopiero, gdy zabrakło jej tlenu, a jej oczy błyszczały radośnie.
-Mówiłem ci kiedyś, że jesteś piękna?
-Mówiłeś, jakiś milion razy. - mówiąc to wywróciła oczami, ale w głębi ducha wiedziała, że mogłaby słuchać tego jednego zdania do końca życia.
-Co z Rose? Już się wybudziła?
Blondynka raptownie odwróciła wzrok.
-Emily?
-Rose... wciąż jest w śpiączce.
-Jak to? - Niall poderwał się w miejscu.
-Horan! - skarciła go jak nauczycielka niegrzeczne dziecko.
-Co się dzieje, Emily? Powiedz mi.
-To nic takiego...
-Emily!
Dziewczyna podskoczyła, gdy krzyknął. Jego niebieskie oczy wyrażały zdecydowanie, wiedziała, że nie odpuści, dopóki nie dowie się prawdy.
-Nie denerwuj się...
-Jak mam się nie denerwować?! Przecież to moja wina!
-Nie twoja, ten koleś celowo w ciebie wjechał...
-Co?! - Niall opadł na poduszki i odetchnął głośno, próbując się uspokoić. - Czego jeszcze nie wiem? - zapytał już opanowany.
-Facet, który jechał tym wozem był wynajęty przez Dorothy. To Ronnie miała być ofiarą, ale ty postanowiłeś zamienić się z nią samochodami...
Irlandczyk pokręcił głową, zdegustowany. Emily podeszła do łóżka by objąć go ramionami, ale on pierwszy raz pozostał bierny.
-Co z Rose?
-Niall... - dziewczyna potarła nosem o jego policzek.
Po chwili zrozumiała, że nie ucieknie przed odpowiedzią.
-Lekarz próbował ją wybudzić, ale ona pozostaje w śpiączce. To może być kwestia godzin, a może... - nie dokończyła.
-Przytul mnie... - wyszeptał tylko, a ona posłusznie wypełniła jego polecenie. - Nie wybaczę sobie tego.
-To nie twoja wina.
-Nieważne, to ja byłem za nią odpowiedzialny. Co z Ronnie?
-A jak myślisz?

*

Oddychałam głęboko siedząc przy łóżku mojego maleństwa. Harry stał pod ścianą ze spuszczoną głową. Nie mogłam na niego patrzeć. Zbyt przypominał chłopaka którego kiedyś porzuciłam, gdy jego łzy spadały na podłogę jak trzy lata wcześniej na ręce.
-Harry...
Milczał. Nie chciał martwić mnie swoim załamanym głosem.
-Harry... potrzebuję cię.
Odepchnął się od ściany i podszedł bliżej, obejmując moje ramiona od tyłu. Czułam pokrzepiające ciepło, ale też jego bezradność.
-Powiedz, że nic jej nie będzie. – poprosiłam przez łzy.
-Nic jej nie będzie. - wyszeptał do mojego ucha słabym głosem.
-Powiedz, że w to wierzysz.
Tym razem musiałam zaczekać na jego reakcję kilka sekund.
-Wierzę. - przez chwilę milczeliśmy.
Wypowiedziane przez niego słowo przypomniało mi o czymś bardzo ważnym. Powoli wyplątałam się z ramion Harry'ego i zsunęłam z krzesła. Nic nie tłumacząc chłopakowi uklękłam przy szpitalnym łóżku i zaczęłam się modlić.
Wymodliłam sobie już bardzo wiele rzeczy, więc czemu tym razem Bóg miałby mnie zawieźć?
-Ronnie?
-...Zdrowaś Maryjo...
-Ach...
Chłopak ukląkł obok mnie i znów objął. Modliłam się płacząc, wtulona w jego ramiona.
Pół godziny później Rose się obudziła.
Jej niebieskie spojrzenie i słaby oddech sprawiły mi nieziemski ból, gdy zrozumiałam, że to jedyne, co może mi teraz dać. Słowa lekarza dobiegały do mnie jak przez mgłę, gdy czułam, że zaraz zemdleję.
-Pozostaje nam czekać. - powiedział doktor opuszczając salę.
-Harry... Harry... - jęczałam, siedząc na krześle, niezdolna, by odnaleźć go wzrokiem.
Ale Harry nie mógł mi odpowiedzieć. Płakał.


[Dobra, wiem że krótki ale myślę że nie jest źle. Zaciekawieni, co z Rose?
I bardzo cieszy mnie skok odsłon w ostatnich dniach.  Zwłaszcza że ostatnio nie było lekko. Ale dziś w końcu zaliczyłam ostatnie przedmioty i jestem cała wasza ;) biorę się do pisania nowego bloga. Chociaż nie wyobrażam sobie tego… na razie mam fragment pierwszego rozdziału i nie jestem zadowolona (początek będzie nudny)
Pytanie: lepsza jest jedna długa notka raz w tygodniu czy 2-3 krótsze?? Jak wolicie?
I znacie ludzi zajmujących się robieniem tła na blogi? 
A ty, Panda mów co planujesz, ale ja nie chcę żadnych niespodzianek!
Koniec ogłoszeń. Kocham was. Mam nadzieje że nie przeszkadza wam że tak rozpisuję się pod rozdziałem…

Uda się to 20 komentarzy?]

Rozdział Czterdziesty Drugi.


          Uśmiechnę się do was i rzucę dedykację (raz się żyje):

        Dla Polki (swoją drogą, jaki jest twój @ na tt bo się pogubiłam) z okazji urodziny które były wczoraj (wczoraj, tak?) NAJLEPSZEGO J
Dla  @1Directionerka1 w ramach odwetu ;)
Dla @Truskawkaaaaaaa za szczerość i poświecenie czasu ;) – ta cwaniara już widziała zwiastun do nowego bloga, którego premiera w lipcu J
Ok. no i oczywiście DLA CIEBIE J
Kogoś pominęłam?

A teraz druga sprawa:
POSZUKUJĘ CZYTACZY. WYMAGANIA:
-UMIEJĘTNOŚĆ CZYTANIA
-CHĘĆ CZYTANIA
-TROCHĘ WOLNEGO CZASU
Jeśli spełnisz minimum 3/3 warunki (ten pierwszy opcjonalnie, jeśli znajdziesz kogoś, kto będzie ci czytał na głos ;)) to mam sporo tekstów do rozdania. Chcę wiedzieć co o nich myśleć i który warto pisać dalej. CHĘTNI PROSZENI O ZGŁASZANIE SIĘ NA paulina.itp@gmail.com i informacją jak długi ma być to tekst (kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt stron)
UWAGA: każda osoba musi po przeczytaniu napisać mi co o tym myśli, nie w 1 zdaniu, a przynajmniej 5 (proporcjonalnie do tekstu)
Mam nadzieję że ktoś będzie zainteresowany. Jakby co piszcie też na mój tt



A teraz czytamy:


Zmiana, jaka zaszła w Emily, gdy myślała, że Niall być może stracił życie była niezwykła. Dziewczyna praktycznie nie wychodziła z jego sali, nawet gdy spał. Cały czas spędzała na krześle, trzymając go za rękę i rozmawiając. Wyglądali bardziej jak rodzeństwo niż para. Jednak ich spojrzenia były absolutnie pełne miłości.
         
*

-Hej.
Emily spojrzała w stronę drzwi, choć doskonale wiedziała, kogo zobaczy. Zayn. Spięła się lekko i szybko puściła dłoń Nialla, by ten nie dostrzegł zmiany w jej zachowaniu. Schyliła się i zaczęła szukać czegoś w torebce.
Tym czasem Malik podszedł do łóżka Horana i wymienił z nim kilka zdań. Już po samym tonie jego głosu słychać było, że jest przybity. Mimo że od czasu jego rozstania z Perrie minęło sporo czasu, on wciąż miewał chwile rozpaczy. Wciąż ją kochał.
Blondynka nieśmiało zerknęła na rozmawiających przyjaciół. Smuciło ją, że Zayn jest nieszczęśliwy, zwłaszcza, że ona była absolutnie spełniona. "Szkoda, że nawet Niall nie może mu pomóc. Perrie nie odbiera nawet jego telefonów."
I wtedy wymyśliła.
Szybko podniosła się z krzesła i podeszła do szafki, na której leżało kilka papierków. Pozbierała je, przy okazji biorąc telefon Irlandczyka, po czym wyszła na korytarz, udając, że szuka kosza. Ale gdy tylko wyrzuciła śmieci, natychmiast pobiegła do automatu telefonicznego i wybrała odnaleziony w kontaktach Nialla numer.
Odczekała pięć sygnałów, ale udało się.
-Perrie Edwards, słucham.
-Cześć Perrie, nie rozłączaj się.
-A kto mówi?
-Nie ważne. Ważne jest to, co chcę ci powiedzieć. - nie nastąpiła żadna reakcja, więc kontynuowała. - Powinnaś dać szansę Zaynowi.
-Kim jesteś?
-On na to zasługuje. Mogę cię o tym zapewnić, jako osoba, która doświadczyła tego na własnej skórze.
-Ale...
-Daj mu się chociaż wytłumaczyć. Jesteś teraz w Londynie?
-Tak, nawet wybieram się do...
-Więc pogadaj z nim. On cię kocha. Cierpi. On zasługuje na kolejną szansę. Nie znajdziesz nikogo, kto mógłby zadbać o ciebie lepiej. - wyszeptała Emily i odłożyła słuchawkę.
Chwilę potem otarła oczy i wróciła do sali Nialla.

*

-Hej, Niall. Emily. - Hazz pokiwał głową i uśmiechnął się do przyjaciół.
-Cześć. - odpowiedzieli jednocześnie.
-Chciałem z tobą pogadać. Emily, mogłabyś...
-Jasne.
Zanim Horan zdążył zaprotestować puściła jego rękę i ruszyła w stronę drzwi. Gdy zostali sami, Harry zajął jej miejsce i spojrzał na blondyna ze współczuciem.
-Cały czas mam wrażenie, że to ja powinienem pojechać po małą... - wyznał.
-Tak, tak... ale to ja jechałem i miałem wiele szczęścia, więc już przestańcie z Ronnie się obwiniać.
-Ok.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-O... wypadku właśnie.
-Więc słucham.
-Chciałbym wiedzieć, co dokładnie się stało. Wiem, że opowiadałeś to już policji i nie jest to najmilsze wspomnienie, ale... muszę wiedzieć.
Niall westchnął i spojrzał przyjacielowi w oczy.
-Zjeżdżałem właśnie z głównej trasy. Rozejrzałem się, gdy zobaczyłem ten pojazd, pędził prosto na nas. Jakiś gigant, bo uderzenie go nie ruszyło.
-I nie miał tablic.
-Tak. Ale tego nie dostrzegłem. Wiedziałem, że muszę manewrować, ale nie miałem zbyt dużego wyboru.
-Kto prowadził tamten samochód?
          -Mężczyzna... w ciemnych okularach. Miałem wrażenie, że w gdy mnie zobaczył... jakby chciał skręcić, ale ja zrobiłem to samo i się zderzyliśmy. Pamiętam tylko, że spojrzałem w lusterko, na Rose i straciłem przytomność...
Hazz zamyślił się na długą chwilę.
-Styles, co jest?
-Nic, nic... tylko... mam  dziwne przeczucie... - westchnął. - Nieważne.
-Ok. - Niall nie naciskał.
Chwilę potem Hazz wyszedł na korytarz i tam zobaczył Ronnie.
-Co jest, kochanie? - podszedł bliżej i objął dziewczynę.
-Wszystko w porządku. - zapewniła, choć jej oczy były smutne. - Lekarz mówi, że mała powinna zbudzić się dziś wieczorem.
-To dobrze. Muszę zadzwonić do Lou. - przypomniał sobie Styles. - Pożyczysz mi komórkę?
-Znów? - zachichotała, ale podała mu swój telefon.
-Ronnie! - z oddali dobiegło ich wołanie Liama.
-One Direction czuje się tu jak w domu. - zauważył Harry.
-Idę! - odkrzyknęła dziewczyna i poszła do przyjaciela.
Harry został sam. Odblokował klawisze w telefonie i już miał wybrać numer Louisa, gdy aparat zapiszczał, informując o nowej wiadomości. Przypadkowo ją otworzył, ale nie zdążył cofnąć się do menu, gdy przeczytał jej treść.
"Wiesz, że to miałaś być ty?"
-Kur...
Zaczął przeglądać jej skrzynkę odbiorczą. Miała dziesiątki nieodebranych wiadomości podobnej treści. Groźby. Ktoś groził Ronnie już od dłuższego czasu.
A Harry nawet wiedział kto.

*

Liama spotkałam na sąsiednim korytarzu. Stał, oparty o ścianę i patrzył na mnie niepewny i podekscytowany jednocześnie.
-Widziałaś Zayna?
-Był w bufecie po coś dla Nialla... Co się stało?
-Nie zgadniesz, kto jest na parterze.
-Kto? - czułam, że moje serce przyśpiesza.
-Perrie.
-Perrie?
Nie widziałam dziewczyny kilka tygodni. Nikt jej nie widział. Całkiem się od nas odcięła.
-Rozmawiałeś z nią?
-Nie. Musimy znaleźć Malika.
-Zajmę się tym.
-Ronnie! - usłyszałam za sobą głos Hazzy.
-Nie teraz, Harry. - rzuciłam tylko. - Liaś, powiedz mu a ja biegnę po Zayna.

*

Perrie weszła do sali Horana i przywitała się z kolegą. Może nie byli bliskimi przyjaciółmi, ale poczuwała się do obowiązku odwiedzenia go w chorobie. Poza tym miała przekazać mu pozdrowienie od koleżanek z zespołu i zajrzeć do Rose. I był jeszcze ten tajemniczy telefon, który otrzymała akurat w drodze do szpitala....
 Po krótkiej rozmowie Niall zaczął robić się senny, ale poprosił, by została przy nim, aż nie zaśnie. Wtedy do sali wszedł Zayn.
-Perrie... - tylko tyle był w stanie wyszeptać.
-Muszę już iść. - stwierdziła od razu i ruszyła do drzwi.
Ale chłopak złapał ją za ramiona i zatrzymał. W jego oczach błyszczała desperacja.
-Przepraszam cię.
-Myślisz, że to wystarczy?
-Wiem, że cię ignorowałem, ale nie wiedziałem, że masz jakieś zmartwienia. Już nigdy nie będę taki.
Dziewczyna długą chwilę patrzyła mu w oczy, zastanawiając się czy warto dać mu jeszcze jedną szansę.
-Kocham cię, mała. - uśmiechnął się niepewnie.
Uścisk jego palców nieco się wzmocnił, gdy zagryzła dolną wargę.
-Ja też cię kocham, Zayn, ale... ile razy będę dawać ci szansę?
Malik patrzył na nią błagalnie i potrząsał głową, jakby sam sobie chciał coś wyperswadować.
-No pocałuj ją! - syknął Niall ze swojego łóżka.
Pezz uśmiechnęła się, ale znów spoważniała, gdy spotkała pytające spojrzenie Zayna. W końcu chłopak nachylił się do jej ust i obdarzył gorącym pocałunkiem. Perrie stała nieruchomo, ale nie pozostała bierna na jego pieszczoty. Gdy Malik odsunął się od niej wyciągnęła rękę zwiniętą w pięść i lekko uderzyła go w ramię.
-Oj, Malik... co ty zrobiłeś z moim zdecydowaniem...
-Skradłem. - uśmiechnął się bezczelnie. - Razem z twoim sercem. Dlatego oddałem ci swoje.


*

Harry stał oparty o ścianę. Wiedziałam, że chce ze mną pogadać, ale nie miałam pojęcia o czym. Niepewnie podeszłam bliżej.
-Dostałaś sms-a. - powiedział jak gdyby nigdy nic, podając mi telefon.
-Dzięki. Od kogo?
Gdy chłopak wymienił ciąg cyfr mimowolnie zadrżałam. Spuściłam wzrok, nie wiedząc, co robić. Wtedy poczułam, że chłopak łapie mnie za ręce i przyciąga do siebie.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał szeptem.
Milczałam. Gdy cisza zaczęła się przedłużać uwolnił jedną dłoń i mocno chwycił za mój podbródek, zmuszając do spojrzenia w zmartwione oczy.
-To tylko kilka wiadomości... - próbowałam bagatelizować sprawę.
-Kilka?! To setki gróźb!
-Ale...
-Ronnie! - prawie wrzasnął, ale było w tym tyle samo rozpaczy, co złości.
Podskoczyłam w miejscu, zaskoczona jego wybuchem.
-Opanuj się, jesteśmy w szpitalu... - powiedziałam cicho, znów spuszczając wzrok. - Nie chcę tu o tym rozmawiać. Są ważniejsze sprawy.
Czekałam aż coś, powie, aż znów się zdenerwuje, ale z jego cienia na podłodze zobaczyłam tylko że kręci głową i odchodzi. Przymknęłam oczy.
-Ha...
Trzask zamykanych drzwi. Wyszedł.

[powiem wam, że ten blog jest dla mnie czymś w rodzaju terapii, jeden rozdział to jak sesja u psychologa. Miałam dziś najgorszy dzień w szkole ever, wróciłam i pomyślałam „dodam rozdział” pozytywizm +10000

16400 wejść (!!!!!!!) 18 komentarzy (nie liczę mojego) A jednak! Jak chcecie to umiecie. Kusi mnie by sprawdzić, czy uda wam się wyciągnąć 20… to ostatnie rozdziały, zaszalejmy! ;)]