23. Już nigdy nie będę ofiarą.

[przepraszam że nie poinformowałam o nowym rozdziale ale jest 23:11 a ja padam z nóg]

Zayn właśnie wrócił do domu. Niedbałym ruchem rzucił kurtkę na krzesło i otworzył lodówkę w poszukiwaniu czegoś do przekąszenia. W myślach już układał sobie plan wieczoru. Chciał zadzwonić do Perrie i umówić się na jakiejś wyjście. Może do kina, może na kręgle... Ewentualnie mogli po prostu zostać w domu, włączyć film i przegadać połowę.
Uśmiechnął się do siebie myśląc o tym wszystkim, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Osoba, która chciała się z nim widzieć nie zamierzała czekać, aż jej otworzy, po prostu wtargnęła do mieszkania. Zaalarmowany hałasem w przedpokoju chłopak zatrzasnął drzwiczki lodówki i ruszył w stronę korytarza. Gdy zobaczył swojego niespodziewanego gościa dosłownie ścięło go z nóg.
-Masz apteczkę? - zapytała, dociskając dłoń do skroni.
Otworzył i zamknął usta, patrząc na Emily, która stała oparta do ścianę i nieudolnie próbowała zapanować nad swoim ciałem. W końcu otrząsnął się i podbiegł do dziewczyny.
-Co ci się stało? - zapytał przerażony, prowadząc ją w stronę kuchni. - Wpadłaś pod autobus?
Ale ona tylko zaśmiała się, jednocześnie sycząc z bólu i zajęła miejsce na krześle.
Dopiero teraz Zayn mógł obejrzeć ją dokładnie.
Jej twarz wyglądała jakby uderzyła o bruk co najmniej pięć razy. Była cała posiniaczona, jej czoło, lewy policzek były otarte, z kilku ran sączyła się krew. Chłopak chciał zdjąć z jej kurtkę, ale zaprotestowała. Nie chciała by widział jej ręce.
-Emily....
Dziewczyna poruszyła się niecierpliwie, po czym w podniosła się i podeszła do zlewu. Ciepłą wodą obmyła brudne ręce i twarz, po czym wróciła na swoje miejsce. Malik w tym czasie wyciągnął apteczkę, ale nie zaczął czyścić jej ran. Czekał na wytłumaczenie.
-Zostałam napadnięta - powiedziała w końcu. - Jakiś koleś mnie zaczepił, ale udało mi się uciec.
Jej uśmiech zupełnie go zaskoczył. Co więcej - zaskoczył też ją.
-Już nigdy nie będę ofiarą - wyszeptała z dumą.
-Może zadzwonię po Mike'a? Przecież on pracuje szpitalu... powinien cię obejrzeć.
-Nie trzeba. Sama do niego zadzwonię. A ty lepiej bierz się do roboty, bo trochę ci się zejdzie zanim przywrócisz mnie do porządku.

*


Harry otrzymał wiadomość ze szpitala i już po kwadransie był na miejscu. Ronnie wracała właśnie z sali zabiegowej. Pielęgniarze położyli ją na szpitalnym łóżku i w milczeniu odeszli. Hazz założył fartuch i powoli przekroczył próg pomieszczenia. Spodziewał się uśmiechu ulgi - w końcu po raz kolejny udało jej się wyjść cało z zapaści - dlatego zaskoczyły go łzy płynące potokiem po jej policzkach.
-Skarbie, już dobrze. - wyszeptał, biorąc dziewczynę za rękę.
-Nic nie jest dobrze - załkała. - Nic...
-Przecież zabieg się udał. Powinnaś...
-Zostaw mnie samą.
Harry przez pełną minutę milczał, analizując to zdanie. Nigdy, odkąd trafiła do szpitala nie poprosiła go o to. Poczuł się odrzucony, ale to nie jego odczucia były w tej chwili najważniejsze.
-Ronnie...
-Wyjdź! - prawie krzyknęła. Przechodząca obok sali pielęgniarka spojrzała przez szklane drzwi i karcąco pokręciła głową.
          -Dobrze... - wyszeptał chłopak i spełnił jej prośbę.
Gdy tylko zniknął z zasięgu wzroku dziewczyny, ta natychmiast pożałowała swojej decyzji. Jej oczy wypełniły się nowymi łzami.
-Przepraszam cię, Harry...

*

Nie wpuszczała do siebie nikogo. Niall, Louis Eleanor i Zayn na przemian próbowali z nią porozmawiać, ale bezskutecznie. Czwórka przyjaciół siedziała w szpitalnej kawiarence zastanawiając się co zrobić z tym fantem. Wtedy El wpadła na pomysł.
-A Emily? Może ona pomogłaby jakoś do niej dotrzeć.
-Raczej nie. - westchnął Zayn.
-Dlaczego? - zdziwił się Lou. - W ogóle dziwi mnie że jej tu nie ma. To najlepsza przyjaciółka Ronnie.
-Widok Emily byłby teraz dla nich obu dość... traumatyczny. - Zayn złapał trzy zdziwione spojrzenia i pokręcił głową z rezygnacją. - Emily miała... wypadek. Wątpię czy jej widok poprawiłby humor Ronnie.
-Wypadek?! - Niall złapał przyjaciela za ramię. Poczuł, że kręci mu się w głowie. - Co się stało?
-Ktoś ją napadł i pobił. Nic poważnego, ale jest nieźle poobijana. Mówiła, że ten ktoś chciał ją po prostu przestraszyć, żeby czegoś nie robiła. Co zabawne, zamiast się tym załamać, Emily cieszy się, że zdołała mu uciec. Twierdzi że "już nie jest ofiarą".
Dłonie Nialla natychmiast zacisnęły się w pięści. Zmrużył oczy i wstał. Słyszał, że przyjaciele coś za nim wołają, ale jego stopy same kierowały go w właściwym kierunku. Nie mogło być inaczej, bo przecież nie miał zielonego pojęcia, gdzie znajduje się pokój pielęgniarzy, a jednak znalazł go bez problemu. Omiótł pomieszczenie obojętnym spojrzeniem, aż w końcu dostrzegł Mike'a, który właśnie przygotowywał się do swojego dyżuru.
-Niall, co ty...
Nie zdążył dokończyć, bo blondyn z całej siły pchnął go na ścianę. Chłopak nie upadł, ale już po chwili pięść Horana wylądowała na jego twarzy.
-Miałeś się nią opiekować! - wrzasnął. - Miała być z tobą bezpieczna!
-Niall! - Louis pojawił się w drzwiach i ruszył do przodu, by rozdzielić chłopaków.
-To nie ja ją skrzywdziłem.
-Myślisz, że to mnie obchodzi! Nie masz prawa się do niej zbliżać! Nie zasługujesz nawet na jej spojrzenie!
-Chłopaki, uspoku...
-A ty to co? Gdzie byłeś przez cały czas?!
-Dotrzymywałem słowa. Dałem ci wolną rękę, a ty pozwoliłeś jej cierpieć!
-Co tu się dzieje?! - do pomieszczenia wpadła znaczna część personelu i pomogła Louisowi zabrać Nialla na zewnątrz. Wszyscy wiedzieli, że ta rozmowa była jeszcze nie skończona.

*

Emily stała w łazience uważnie przyglądając się swojemu odbiciu. Próbowała zakryć siniaki pudrem, ale nie wychodziło jej to najlepiej. Chciała spotkać się z Niallem i odwiedzić Ronnie, ale nie mogła pokazać się im w tym stanie.
A jednak, mimo fatalnego wyglądu, dziewczyna czuła się szczęśliwa. Wciąż czuła w sobie tą energię, która pozwoliła jej się uwolnić spod ciężkich pięści nieznajomego mężczyzny. Chciała wykrzyczeć całemu światu, że nareszcie odzyskała to, co straciła pewnej wiosennej nocy kilka lat wcześniej. Wiarę w siebie. Nareszcie mogła ufać i kochać tak jak nigdy przedtem.
Jej telefon zapiszczał, sygnalizując nową wiadomość.
"Jestem na klatce schodowej. Wpuścisz mnie?"
Uśmiechnęła się i ruszyła do przedpokoju. Faktycznie, po drugiej stronie drzwi stał Mike i patrzył na nią niepewnie.
-Ty też? - zaśmiała się, widząc ślad po uderzeniu na twarzy przyjaciela. - Biłeś się o jakąś ślicznotkę? - zapytała, wprowadzając gościa do salonu.
-Żebyś wiedziała. - powiedział i zajął miejsce na kanapie. Emily szybko do niego dołączyła. - Twój były na mnie napadł.
-Niall? - zdziwiła się.
-Tak.
-Ale... dlaczego?
-Bo ja wiem? Pewnie z zazdrości... - Mike mrugnął do niej i nieznacznie pochylił się w jej stronę.
-Niall taki nie jest - odpowiedziała stanowczo dziewczyna.
-Nie rozumiem, dlaczego wciąż go bronisz. Ten koleś... - zaczął chłopak lekko poirytowany.
-Zawdzięczam mu wszystko. Jemu i Zaynowi.
-Akurat.
Wtedy Emily uśmiechnęła się, ale w jakiś dziwny sposób.
-Tak niewiele o mnie wiesz, Mike.
-Mogłabyś dopuścić mnie bliżej siebie...
Dziewczyna odchrząknęła, dając mu jasno do zrozumienia, że przekracza ich niepisaną granicę.
-Chcę żebyś mi pomógł.
-W czym?
-Muszę dowiedzieć się, kto wynajął tego mężczyznę. Tego, który mnie pobił.
Mike przez chwilę patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, po czym przytulił po przyjacielsku.
-Dobrze - wyszeptał. - Dla ciebie wszystko.
         
*

-Ronnie?
Niall stanął w drzwiach sali i uśmiechnął się przyjaźnie, ale nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Przez chwilę stał w bezruchu, ale w końcu postanowił wejść. Usiadł obok łóżka dziewczyny i czekał. Wiedział, że na drugim końcu korytarza Hazz modli się o powodzenie jego misji.
-Powinieneś coś wiedzieć, Niall - usłyszał niespodziewanie. Podniósł wzrok i dostrzegł, że Ronnie patrzy  na niego smutnymi oczami.
-Co takiego?
-Ona cię tak niesamowicie kocha. I ją to przeraża. Ale kocha cię i nie możesz przestać o nią walczyć.
-Dlaczego mi o tym mówisz?
-Bo... zależy mi, żebyście byli szczęśliwi.
Niall westchnął.
-Co się stało? Tam, na sali zabiegowej?
-Straciłam nadzieję. - wyszeptała, ale zanim zdążyła dodać cokolwiek do sali pewnym siebie krokiem wkroczył Warner.
-Panie Horan, nie powinien pan tu przebywać.
-Już wychodzę.
-Nie - zaprotestowała niespodziewanie Ronnie. - Niech zostanie. Niech pan mu powie...
Lekarz przez chwilę mierzył ich oboje wzrokiem, ale w końcu postanowił spełnić prośbę pacjentki.
-Jutro podłączymy panią Styles do respiratora. Jeśli dawca jej nowego serca ma się pojawić, to powinien się pośpieszyć.
-Jak to? - zdziwił się Irlandczyk.
-Mieliśmy komplikacje. Nie uratujemy już tego serca.
Przez kilka sekund Niall patrzył na przyjaciółkę zaszokowany, nie wiedząc co powiedzieć. Ale ona wiedziała.
-Harry... - wyszeptała tylko.

Niall natychmiast zrozumiał jej prośbę i już odwrócił się, by znaleźć kolegę, gdy okazało się, że ten stoi w drzwiach. Jego oczy były szeroko otwarte, oddychał ciężko, przytłoczony tymi informacjami. Ronnie dźwignęła się na poduszce i zdążyła uchwycić jego ostatnie, zrozpaczone spojrzenie, zanim puścił klamkę i wybiegł z oddziału.


[Jeśli chodzi o 3 cześć SoH - miałam rozpisane cztery części, ale wątpię czy będziecie chciały to cyztać, poza tym mam też pomysł na innego bloga, więc pewnie skończymy na Heartache, ale to tez zalezy od was, tylko uprzedzam że trzecia część byłaby parwdziwą modą na sukces, więc...
Przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów. Po prostu nie mam czasu, ale w tym stuleciu zamierzam się poprawić :) Trzymać kciuki.

Zapomiałabym. 16 lutego mój blog miał pierwsze urodziny :) :) :)
Nie wierzę że udało wam się tyle ze mną wytrzymać. Kocham was wszystkiech i dizękuję za waszą cierpliwość i wszystkie 63513 wyświetleń! :) :) :)

Następny rozdizał postaram się dodać jeszcze w lutym, pod warunkiem że dostanę minimum 15 komentarzy, bo chcę wiedzieć że w ogóle ktoś to czyta.
Do napisania.]

Mała aktualizacja.

Cześć i jak sie macie.
Wiem że dawno nie było rozdziału, ale co mam zrobić, skoro brakuje mi czasu nawet w ferie? Chociaż dobrze wam tak, bo ilość komentarzy coraz bardziej mnie demotywuje. Wiem że nie macie czasu, ale to naprawdę pomaga jeśli napiszecie nawet jedno zdanie, że przeczytaliście. Obiecuję stanąć na głowie i dodać nn jutro. Co więcej - szykuję dla was zwiastun nowego opka, bo nie wiem czy wiecie, ale Heartache powoli się kończy. Jesteście ciekawi?
A teraz zmykam pisać! Trzymać kcuki :)

22. Blizny.


-A więc jak się czujesz? - Emily ujęła dłoń Ronnie i uśmiechnęła sie przyjaźnie.
-Kiepsko. - westchnęła tamta. - Wciąż ładują we mnie te leki,  a Harry...
-Harry radzi sobie z tym wszystkim bardzo dobrze.
-Ale...
Emily zaśmiała się i pokręciła głową.
-Ty się nigdy nie zmienisz, co? Nie umiesz po prostu być z nim szczera? Hazz jest mądrym facetem. I przede wszystkim cię kocha. Nie możesz go wiecznie od siebie odcinać.
-Odezwała się... - Ronnie wydęła śmiesznie usta. W jej zmęczonych oczach rozbłysła nagła iskra - Co u... Mike'a?
-Nie, nie jesteśmy razem. - odpowiedziała Emily, prawidłowo odczytując właściwe pytanie ukryte w niewinnym zdaniu.
-Jasne... Jeszcze mi powiedz, że nie widzisz, jak on na ciebie patrzy...
-Widzę... ale nie jestem osobą, która zbyt łatwo ufa ludziom. Zresztą, wiesz o tym najlepiej. I nie zmieniaj tematu. Mówiłyśmy o tobie i Harry'm.
Ronnie znów posmutniała.
-Uważasz, że jestem egoistką?
-Skąd. Uważam zupełnie odwrotnie. Ale zastanów się, czy naprawdę niewiedza jest dla niego lepsza.
-Tak. Pomyśl, co by było, gdybym nie kłamała?
-Spokój.
-Bardzo zabawne. - pani Styles przewróciła oczami. - Jego nerwy w niczym by nie pomogły.
-A nie chciałabyś mieć jego wsparcia?
-Harry powinien zająć się Rose, a nie mną. Chciałabym, żeby...
Emily puściła rękę przyjaciółki i szeroko otworzyła oczy.
-Nawet tego nie mów! Ronnie! Nie możesz...
-Ja umieram, Emily. Wiem o tym. - Szatynka pokręciła głową, nie chcąc tego słuchać. - Emily? Chciałabym żebyś coś dla mnie zrobiła...
-Nie będę spełniać żadnej twojej ostatniej woli! - dziewczyna niemal krzyknęła. - Ty nie umrzesz, słyszysz?! Nie pozwolimy ci! Musisz żyć! Masz Harry'ego, Rose, mnie, chłopaków... Nie możesz nas zostawić!   
-Więc zrób to dla siebie. - Emily odwróciła twarz i nic nie odpowiedziała, więc Ronnie mówiła dalej. - Zastanów się jeszcze raz, nad swoją decyzją.
Obie wiedziały, o którą decyzję chodzi.
-Nie wrócę do Nialla.
-Czy nie każdy zasługuje na drugą szansę?
-Tu nie chodzi o drugą szansę. Ty jesteś kłamczuchą, a ja jestem nieznośna pod innymi względami. Nie pasujemy z Niallem do siebie. To wszystko.
Ronnie już miała zaoponować, gdy drzwi do sali otworzyły się i w progu stanął Harry z Rose na rękach.
-Hej, Emily. Nie wiedziałem, że jesteś... Nie będę wam przeszkadzał...
-Nie, chodź. Akurat miałam się zbierać. - Emily podniosła się z miejsca i pochyliła, by przytulić Ronnie na pożegnanie.
-Zastanów się. - usłyszała jeszcze przy swoim uchu.
Nie odpowiedziała już nic. Harry patrzył, jak wychodziła, ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy. W końcu westchnął, posadził Rose na łóżku i sam zajął miejsce szatynki.
-Mamy kłopot. - zaczął, ujmując dłoń Ronnie. - Rozmawiałem z Warnerem.
-Aha, zaczyna się... - dziewczyna przewróciła oczami.
-Podobno zaproponowano ci zabieg, ale odmówiłaś...
-Był zbyt ryzykowny.
Hazz westchnął.
-Wiem, ale to i tak lepsze od takiego bezczynnego czekania.
-Chcesz żeby mnie kroili, bo ci się nudzi? - zapytała żartobliwym tonem.
-Oczywiście, że nie.
Teraz to Ronnie westchnęła.
-Możemy nie mówić o tym? Ani o niczym smutnym? Chciałabym, żebyś mnie pocałował, zamiast wciąż tyle gadać... - uśmiechnęła się.

*

W metrze były pustki. Emily wracała do siebie rozglądając się po wyludnionym wagonie i nerwowo szarpiąc rękaw kurtki. Wiedziała, że powinna zadzwonić do Mike'a i pogadać, ale jakoś nie umiała się na to zdobyć. Czasami jego troskliwość ją przytłaczała.
Niepewnie spojrzała w dół, gdzie na dnie torby spoczywał jej nowy sposób na niemyślenie. Butelka taniego alkoholu wydawała się mrugać do niej przyjaźnie. Dziewczyna nienawidziła się za to, ale inne opcje skończyły się poprzedniego wieczora, gdy znów się pocięła. Właśnie wtedy płacząc nad zakrwawionymi rękoma wpadła na pomysł, by zamiast wywoływać ból, przynajmniej na chwilę go zagłuszyć. Bez zastanowienia zbiegła do najbliższego sklepu i kupiła wino. Ku jej zdziwieniu podziałało.
-Jestem beznadziejna... - wyszeptała.
Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na pusty przedział, jakby ktoś naprawdę mógł ją teraz zobaczyć i powoli podwinęła rękaw kurtki. Na jej nadgarstku huśtała się bransoletka, o której zamierzała przecież zapomnieć. Ale to nie ona przyciągnęła uwagę dziewczyny. Jej wzrok powędrował wyżej, tam, gdzie obok starych już śladach widniały świeże blizny.
Nie miała pojęcia, o czym myślała, zadając te cięcia, zupełnie jakby jej umysł wyłączył się na chwilę. Rany były głębokie, miały być dobrze widoczne przez bardzo długi czas. Ale to nie to przerażało najbardziej. Te kreski układały się w konkretny wzór. Konkretne imię.
NIALL
Nawet nie zauważyła, gdy jej oczy zaszły łzami.

*

-Harry?
-Tak?
Ronnie uśmiechnęła się patrząc, jak chłopak unosi wzrok znad czytanej gazety, a jego włosy zabawnie opadają na czoło. Rose spała na szpitalnej pościeli, w szczelnym uścisku matki. Hazz wyprostował się na krześle.
-Co zrobisz, jeśli... jeśli umrę?
-Nie umrzesz. - powiedział Styles twardo.
-Przecież wiesz, że to możliwe.
Chłopak westchnął, odkładając swoją lekturę i ujął rękę żony.
-Powiem ci, co wtedy zrobię. - przez chwilę milczał, po czym nieznacznie przymrużył oczy. - Wtedy pojadę do domu Rose, do naszych wnuków i po raz kolejny opowiem im jaką wspaniałą kobietą była siwa staruszka, którą nazywały babcią. Rozumiesz?
-Jesteś kochany, Harry, ale ja na prawdę nie wiem, ile czasu mi... nam zostało, a jeśli...
Nie dokończyła, bo w tym momencie zadzwonił telefon. Ronnie zmarszczyła brwi, sięgając po aparat, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko i szybko wcisnęła zieloną słuchawkę.
-Luke! - zawołała, nie zważając na śpiące dziecko.
-Cześć Ronnie. Przepraszam, że dopiero teraz dzwonię, ale...
-Chyba żartujesz! Tak się cieszę, że cię słyszę!
-Słyszałem co się stało...
-Daj spokój, nie jest źle.
-Co mówią lekarze?
-Że jakoś z tego wyjdę.
-Możemy przyjechać? To znaczy ja i Sara.
-Oczywiście. - uśmiechnęła się Ronnie. Harry, który przyglądał się jej przez cały czas widział, jak blada twarz nabiera barwy, a zmęczone oczy znów są pełne życia. W końcu Luke był dla niej jak brat, jego obecność miała dla niej niemal lecznicze właściwości.
-Jak radzi sobie z tym Hazz? I jak ma się Rose? - dopytywał tymczasem przyjaciel.
-Oboje są dzielni - Styles pokazał gestem, że chce przejąć telefon - Dam ci Harry'ego.
-Dzięki.
Ale chłopak zamiast od razu zacząć rozmowę, złapał komórkę i wyszedł na korytarz, odprowadzony podejrzliwym spojrzeniem żony.
-Hej, Luke.
-Cześć. - przez chwilę żaden z nich się nie odezwał. - Dobra, powiedz mi, co wiesz. Ta kłamczucha nikomu nie mówi całej prawdy.
-Ona umiera. Jej serce słabnie, nie mamy dawcy, a Ronnie uparcie odmawia jakichkolwiek zabiegów. O przeszczepie nie ma mowy. - Harry zdziwił się, że powiedział to wszystko tak spokojnie. - Przyjedź tu, Luke. Może twoja obecność jakoś na nią wpłynie.
Przez kilka sekund po drugiej stronie panowała głucha cisza. W końcu Luke odpowiedział.
-Przyjadę jak najszybciej.

*

Emily wysiadła z metra i szybkim krokiem szła w stronę domu. Dręczyło ją złe przeczucie. Nerwowo bawiła się kosmykiem włosów, stwierdzając, że musi znów zmienić ich kolor. Może na rudy...? Była już w połowie drogi, gdy zobaczyła ciemnoskórego mężczyznę, opartego nonszalancko o jedną ze ścian. Nieznajomy, widząc ją odepchnął się od muru i splunął na ziemię.
-Jak się nazywasz? - zapytał, patrząc prosto na nią.
-Dziewczyna zignorowała go i chciała przejść, ale wtedy mężczyzna złapał ją za ramię i siłą zatrzymał w miejscu. Sprawnym ruchem zabrał torebkę. Był sporo wyższy, bez problemu bronił się przed wszelkimi próbami odebrania własności. Nie uciekał, więc nie mógł być zwykłym kieszonkowcem. Zamiast tego nieśpiesznie odnalazł dowód osobisty Emily i sprawdził nazwisko. W jednej chwili torebka znalazła się na ziemi, a dziewczyna - w szczelnym uścisku.
-Dzień dobry, Emily. - nieznajomy uśmiechnął się jadowicie - Nie można tak od razu?
-Nie dotykaj mnie. - powiedziała słabo.
Wspomnienia, przez lata zakopywane w najgłębszych zakamarkach pamięci, potężną falą uderzyły w jej podświadomość. Strach sparaliżował ją w ciągu kilku sekund. Wiedziała, że ten koleś nie zamierza pogadać chwilę i odejść. Zamknęła oczy, nie chcąc pamiętać jego twarzy. Jej wyobraźnia karmiła ją najgorszymi wspomnieniami. Znów była przyparta do muru, tak blisko domu, znów czuła ciężki oddech intruza na szyi.
-Spokojnie... Nic ci nie zrobię. Mam tylko przekazać ci pozdrowienia.
Zdziwiona otworzyła szeroko oczy i zdezorientowana zauważyła, że mężczyzna uśmiecha się nieżyczliwie, a w jego spojrzeniu nie ma pożądania.
-Po...pozdrowienia? Od kogo?
-Szkoda mi ciebie. - rzucił mężczyzna, poprawiając jej włosy za ucho. Widocznie nie zamierzał odpowiadać na pytania. - Taka ładna buźka... aż szkoda cię oszpecać...
Dwoma palcami ujął jej podbródek i chciał unieść. Emily spróbowała się uwolnić, ale napastnik złapał jej przedramię i też przygwoździł do ściany. Niefortunnie jego dłoń zacisnęła się w miejscu, gdzie świeże blizny wciąż sprawiały ból. Dziewczyna syknęła.
-Coś cię boli, skarbie? - mężczyzna uniósł pytająco brew.
-Wypuść mnie... Zapłacę ci. Proszę.
Ręka znów zabolała. Emily miała wrażenie, że czuje każdą linię składającą się na imię...
Niall... Nagle wszystko zwolniło. Oczami wyobraźnie dziewczyna wszystkie dobre momenty, które chciała pamiętać, a potem wszystkie złe. Zobaczyła ich kłótnie, sposób, w jaki na nią patrzył, gdy przez przypadek go zraniła, lub gdy dowiadywał się, że znów się pocięła, choć przecież obiecała, że nigdy więcej... I wtedy zrozumiała, co tak naprawdę zabiło ich wtedy, u Polly. Samotność. Wtedy Niall zostawił ją samą. Nigdy, nawet w najgorszych chwilach nie była pozostawiona sama sobie, a wtedy, widząc go z inną dziewczyna została sama, bo nie miała już Nialla, który nakrzyczałby na nią, a potem przytulił. Zostawił ją samą już tego przedpołudnia u Ronnie, gdy wyjechał. Ale teraz znów do niej wrócił.
Niezależnie od tego, jak różne uczucia żywiła do Nialla,  była od niego zależna. To on był jej siłą. Gdy go zabrakło upadła.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie, z sarkazmem myśląc o tym, jak ważną rolę odgrywa w jej życiu ból. I pewien chłopak.
-A niech was, faceci... - wyszeptała na sekundę przed tym, gdy nieznajomy zadał jej pierwszy cios.


[Cześć! Znów mam dla was rozdział pisany w ostatniej chwili J Przepraszam jeśli są błędy. Znów się nie rozpiszę, bo nie mam czasu.
Założyłam nowego bloga! Nie jest to fanfic, ponieważ postanowiłam spróbować trochę innego rodzaju blogowania. Zobaczymy co z tego wyjdzie J http://bluedreamcatcher.blogspot.com/
Mam nadzieję że wszyscy domyślili się kto nasłał tego faceta na Emily.
Jak wrażenia po rodziale? Zapraszam was do komentowania i dziękuję za wszystkie wejścia i komentarze do tej pory. Jesteście wspaniali. W zasadzie to jesteście jedynym błyskiem optymizmu w mojej obecnej sytuacji. Muszę iść do psychiatry.
Gdzie jest ta dziewczyna która założyła ostatnio tt? odezwij się, bo zapomniałam twój @ ;)

Do następnego!]