Rozdział Czwarty.



Nie wiedziałam, dlaczego to robię. "To szaleństwo." - powtarzałam w kółko, ale nie potrafiłam mu odmówić. Chciałam się z nim spotkać, nawet jeśli będę przez to cierpieć. "Dobrze ci tak - mówiłam sama do siebie. - męcz się teraz. Sama się w to wpakowałaś."
Dotarłam do kawiarni, w której zawsze widywałam się z Harry'm. To miejsce zapadło w mojej pamięci aż za dobrze. Gdy tylko przekroczyłam próg lokalu, odniosłam wrażenie, że nic się w nim nie zmieniło. Powietrze było przesycone wspomnieniami - pięknymi, ale też bolesnymi.
Harry już na mnie czekał. Siedział przy stoliku w centrum lokalu. Miał na sobie tylko dżinsy i prosty, czarny top z małą kieszonką na piersi. Cudowne, zielone oczy schował za ciemnymi szkłami okularów. Uśmiechnął się delikatnie i skinął na mnie ręką.
Zabawne, ja też wzięłam okulary, choć w lokalu był przecież cień. Miałam ich użyć dopiero wtedy, gdy już naprawdę nie będę mogła patrzeć mu w oczy. Nie po to uciekłam z jego życia, by teraz znów je komplikować. "Ale kiedyś będę musiała." - westchnęłam, siadając naprzeciw mojego ex.
-Cześć. - powiedział, zdejmując okulary.
-Cześć.
Przez chwilę po prostu się na siebie patrzyliśmy. Napawałam się jego idealną twarzą, jego oczami... Tyle czasu widziałam je tylko w mojej głowie. "Przestań!" - karciłam się w duchu. W końcu odwróciłam wzrok i zaśmiałam się krótko, próbując zatuszować moje zmieszanie.
-Nie sądziłam, że będziesz chciał się ze mną spotkać, po tym wszystkim... - zaczęłam.
-Ja też. - uśmiechnął się. - Ale zjadła mnie ciekawość.
-Ciekawość? - uniosłam brew.
Do naszego stolika podeszła kelnerka.
-Co podać? - uśmiechnęła się.
-Dla mnie latte...
-Dwie latte.
-Oczywiście. To wszystko?
-Tak, dziękujemy.
Gdy kelnerka odeszła, Harry na chwilę odwrócił wzrok, zastanawiając się, jak sformułować pierwsze pytanie. Wiedziałam, że w głowie wciąż ma scenę w sklepie, małą Rose i moją zdradę, której miał mi nigdy nie wybaczyć, nawet gdybym powiedziała mu...
-To... co u Luke'a?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Przez chwilę milczałam, zmieszana. Ale znałam scenariusz. Gdyby zapytał co robiłam przez ostatnie lata, musiałabym grać, teraz choć raz mogłam powiedzieć prawdę.
-Dobrze. Jest zadowolony z pracy, niedawno zdobył posadę, o którą walczył od kilku miesięcy. Miał inne oferty, ale chcieliśmy zostać w mieście...
-A ty?
-Ja nie pracuję. - wyjaśniłam krótko. - A co w zespole?
-Świetnie. Niedawno wróciliśmy z trasy, zaczynamy myśleć o nowym albumie.
-To cudownie. - uśmiechnęłam się. - O czym będzie?
-O miłości, jak zawsze. - powiedział powoli, próbując uchwycić moje spojrzenie.
-Tak... - westchnęłam, odwracając twarz. - To bardzo dobry temat.
Wróciła kelnerka z naszymi latte. Korzystając z okazji, zanurzyłam usta w gorącym napoju. Znów nastała krępująca cisza.
-Zmieniłaś się trochę. - zauważył nagle, wciąż nie spuszczając ze mnie zielonych oczu. - Przez te dwa lata.
-Dwa i pół. - mimowolnie go poprawiłam.
-Właśnie, dwa i pół.
-Cóż... chyba dorosłam. W końcu.
"Ale cały czas zachowuję się jak dzieciak." - pomyślałam.
-Teraz jesteś bardziej...
-Stara?
Harry zaśmiał się głośno. Natychmiast przypomniałam sobie dziesiątki innych sytuacji, gdy w ten sposób obalał moje, według niego bezsensowne, twierdzenia. Po chwili chłopak znów spoważniał
-Jak to możliwe, że przez ten cały czas nikt cię nie spotkał?
-Sama się nad tym zastanawiam. A teraz, nagle okazuje się, że znam co drugą osobę mijaną na ulicy... a może to po prostu dlatego, że zrobiła się ze mnie kura domowa. Wychodzę tylko po zakupy i na spacer z... - ugryzłam się w język. - Ty wciąż dużo podróżujesz. Gdzie ostatnio byliście?
-W Hiszpanii. - odpowiedział szybko, ale nie pozwolił mi zadać kolejnego pytania. - Jak ma na imię twoja córeczka?
-Ach...
Spuściłam wzrok. Tego tematu nie mogłam, nie chciałam poruszyć. Wiedziałam, że dla niego to też nie był miłe. Dlaczego więc musiał męczyć siebie i mnie?
-Rose.
-Rose... - powtórzył w zamyśleniu. - Bardzo ładne... Z pewnością to ty je wybrałaś.
-Tak.
-Luke musi być dumny. - nie musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć jak wyglądają jego oczy.
-Jest. - zapewniłam go.
Temu akurat nie mogłam zaprzeczyć. Spojrzenie mojego chłopaka, gdy patrzył na małą, gdy nazywał ją księżniczką, gdy uczyła się poprawnie wymawiać nowe słowo... Oboje nas rozpierała duma z powodu tego dziecka. Ale fakt faktem, w tej sytuacji Rose była świadectwem mojego braku lojalności i zdrady. Tylko przez Rose nie umiałam wytrzymać jego spojrzenia. Miałam ochotę się rozpłakać. W tej jednej chwili chciałam cofnąć czas i nie zerwać z nim tamtego wieczora. W tym momencie rozsądne tłumaczenie nie miało sensu, gdy widziałam przed sobą jego zranione oczy. Przecież to ja go zdradziłam, wszyscy wiedzieli! Więc czemu czułam emanujący od niego żal do samego siebie, jakby sądził, że mógł wtedy coś zmienić? "Harry, jesteś naiwny. Wciąż sądzisz, że to twoja wina. Nie uwierzyłeś, w to co ci wtedy powiedziałam."
Ale nawet teraz, gdyby dowiedział się, co stało się naprawdę, dlaczego wyjechałam z Luke'm do Francji, dlaczego wróciłam do Wielkiej Brytanii dopiero po porodzie i zaszyłam się na przedmieściach Londynu, nie potrafiłby mi wybaczyć. Ale... z drugiej strony to dobrze. Moje życie uspokoiło się. Byłam szczęśliwa. Byłam z Luke'm. Miałam Rose. Musiałam się nią opiekować, dbać... i wymyślić coś, by przynajmniej ona nie odczuła konsekwencji moich działań. By nigdy nie czuła się owocem zdrady. To nie był czas na przypominanie sobie o uczuciu, które wciąż tliło się na dnie mojej duszy. Nie powinnam go teraz rozdmuchiwać, bo mogło wybuchnąć płomieniem nie do ugaszenia.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Harry'ego.
-Ronnie?
-Tak? - podniosłam wzrok, próbując ukryć wszystkie kłębiące się we mnie emocje.
Harry wyglądał na spokojnego. Położył dłonie na stole. Jego zielone oczy powoli wypełniały się przyjaznym ciepłem, jakby umysł blokował wszystkie urazy, które wciąż odczuwało jego serce. Ale wiedziałam, że to tylko kamuflaż. W tych tęczówkach krył sie smutek, niezmienny od wielu miesięcy.
-Posłuchaj... wiem, że nie widzieliśmy się bardzo długo i wiele zmieniło się w twoim życiu... Ale nie chciałbym znów stracić tego kontaktu. Może nie ma między nami tego, co było kiedyś, ale zawsze byłaś moją serdeczną przyjaciółką. I chcę cię dalej za nią uważać.
"Boże, jak to możliwe, że tyle piękna zmieściło się w jednym człowieku? Nie tylko piękno ciała, ale też i duszy... On chce się jeszcze ze mną przyjaźnić!"
-Ach... - nabrałam powietrza, próbując wymyślić jakąś odpowiedź. - Nie spodziewałam się tego.
-Zgódź się. - wyszeptał, swoim niskim, pociągającym głosem.
-Dobrze.
Jego oczy rozbłysły łagodnym blaskiem, a usta rozciągnęły się w tym niezwykłym uśmiechu, który zawsze kochałam w nim najbardziej. Szybkim ruchem poprawił włosy i zaczął opowiadać o ostatnim koncercie w Hiszpanii.

*

Louis, zaniepokojony dwoma telefonami - pierwszym, Harry'ego, żeby do niego przyjechał i drugim, Liama, żeby się pośpieszył, jak burza wpadł na teren posiadłości Styles'a. Nie zadając sobie trudu czekać pod drzwiami, wpadł do domu i odnalazł trzech kumpli siedzących w salonie
-Co... - zaczął, ale znieruchomiał, widząc ich miny. - Chłopaki?
Liam chodził nerwowo po całym pomieszczeniu biegając wzrokiem od przedmiotu do przedmiotu, Niall i Harry siedzieli na sofie. Ten pierwszy patrzył przed siebie zagubionymi oczami, jakby nie mógł przypomnieć sobie, gdzie jest. Zielonooki skulił się przy skórzanym podłokietniku, trzymając twarz w dłoniach.
-Harry?
Nikt nie zareagował. Lou podszedł do przyjaciela i objął go ramieniem, próbując domyślić się o co może chodzić. Ktoś umarł?
-Tommo, nie... - Styles gestem poprosił go, by ten odsunął się od niego.
-Co się dzieje? Wyglądacie jakby... - urwał, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.
-Jestem zszokowany. - wyszeptał Niall, bardziej do siebie niż do nich.
-Nie ty jeden. - westchnął Liam, bezradnie patrząc na przyjaciół.
-Ej! Jestem tutaj! - wykrzyknął Lou, coraz bardziej poirytowany tą sytuacją.
-Widziałem się z Ronnie. - wyjaśnił Harry pozbawionym emocji głosem. - Dwa razy. Wczoraj i dziś. - w końcu podniósł wzrok na przyjaciela. - Ona ma dziecko. Z Luke'em.
-Co?! - wykrzyknął Louis. - A to suka!
-Louis! - wrzasnął na niego Liam i Harry jednocześnie.
-Urodziła mu dziecko?! Kiedy?
-Nie wiem dokładnie. Nazywa się Rose. Ma więcej niż rok, ale prawie na nią nie patrzyłem, więc ciężko stwierdzić, ile dokładnie. - nagle schował twarz w dłonie.
-Co za...
-Lou!
W tym momencie do domu wpadł ostatni z zespołu, Zayn.
-Kto tak krzyczy? - zdziwił się wbiegając do pokoju.
-Ronnie Helmet jest matką dziecka tego Luke'a. - wyjaśnił Louis.
-Że jak? - Malik spojrzał na Harry'ego zszokowany, ale ten schował twarz w dłoniach.
Nastąpiło kilka sekund absolutnej ciszy, po czym cały dom przeszył wrzask wściekłego, zdezorientowanego i nieszczęśliwego Hazzy.

[Miało być dopiero jutro, ale jest dziś. I jak? Co myślicie o postawie Harry'ego przy Ronnie i przy chłopakach?
Chcecie być informowani o nowych notkach? Jeśli tak to piszcie do mnie na tt lub w komentarzach. Przypominam o asku, pytania do bohaterów, do mnie - odpowiem na wszystko.
Myślę że pomęczę teraz troszkę waszą ciekawość i następny rozdział dodam dopiero w weekend - ale uwaga! To będzie ważny rozdział! W prawdzie będzie mało akcji, ale Ronnie odbędzie rozmowę... a z resztą, dowiecie sie w swoim czasie. A teraz, skoro już przeczytałaś/przeczytałeś - skomentuj!]
PYTANIA?

Rozdział Trzeci.



Po spotkaniu z Danielle nie mogłam pozbyć się okropnego przeczucia, że ten spokojny okres w moim życiu powoli zbliża się do końca. Chociaż Luke nie podzielał moich obaw, ja z dnia na dzień zaczęłam dostrzegać na ulicach starych znajomych, o których niemal już zapomniałam. Przeszłość wdzierała się do mojej duszy i nie potrafiłam być na nią obojętna.
Nie minęły trzy dni od kiedy widziałam Dan i Liama, gdy wchodząc do sypialni, złapałam Luke'a na przeglądaniu starych pamiątek.
-Co robisz?
-A... Znalazłem to na dnie szafy i pomyślałem, że przejrzę.
Spojrzałam mu przez ramię na rozłożone na narzucie fotografie. Większość z nich przedstawiała mnie i Rose. Wzięłam do ręki jedno zdjęcie, zrobione, gdy byłam w ósmym miesiącu ciąży. Okrągły brzuszek wyglądał na mniejszy niż powinien być. Uśmiechałam się do obiektywu poprawiając przyciemniane okulary. Celowo starałam się robić sobie jak najwięcej zdjęć. Wiedziałam, że kiedyś z radością będę je przeglądać.
W  czasie, gdy wpatrywałam się w moje "ciążowe" zdjęcia, Luke wyciągnął kolejne pudełko i zaczął przeglądać leżące na wierzchu fotografie.
-Nawet gdybym chciał, to nie mógłbym powiedzieć, że do siebie nie pasowaliście. - powiedział uśmiechając się do mnie żartobliwie.
Spojrzałam na fotki, o których mówił. Ja i Harry leżymy na podłodze w salonie przytuleni do siebie. Harry całujący mnie w policzek. Ja w jego koszuli, on w mojej czapce...
-Luke...
-Tylko stwierdzam fakt. - chłopak odłożył zdjęcia z powrotem do pudełka, nie chcąc mnie drażnić.
-Wiesz, że on mi tego nie wybaczył?
-Mi też nie. - wzruszył ramionami. - Postąpiłaś rozsądnie, Ronnie. Może to nie było najlepsze wyjście, ale ochroniłaś go. I siebie.
-Ale on o tym nie wie...
-Więc mu powiedz. - wzruszył ramionami.
-Żartujesz!
-Powinnaś to rozważyć. Sama twierdzisz, że to cię męczy.
-Rozmawialiśmy już na ten temat. - powiedziałam twardo.
-A ja wciąż nie rozumiem co cię powstrzymuje. Może gdy się dowie, w końcu ci wybaczy.
Oboje jednocześnie odwróciliśmy głowy w stronę pokoiku Rose.
-Nie wybaczy. Wręcz przeciwnie. Wścieknie się, jeśli pozna prawdę o naszym wyjeździe. - westchnęłam. - Dobrze, że nie powiedziałam nic Dan.
-Damy sobie radę, Ronnie. Nawet jeśli twój ex nigdy nam nie wybaczy. - uśmiechnął się Luke.
Następnego ranka wyszłam z małą na spacer. Była piękna pogoda, słońce świeciło wydobywając z liści i traw cudowną, soczystą zieleń. Ubrałam Rose w nową sukienkę, zadzwoniłam do jednej z znajomych, która mieszkała w pobliżu i umówiłam się z nią w parku. Potem wystarczyło znieść wózek na dół i wypchnąć go na chodnik. Koleżanki często pytały mnie jak to możliwe, że tak szybko schudłam po porodzie i wciąż wyglądam jak nieco wyrośnięta nastolatka. Zawsze odpowiadałam "Mam dziecko i mieszkanie na czwartym piętrze." Nigdy nie rozumiały. Ale gdyby zamieniły się ze mną na jeden dzień, widziałyby, co miałam na myśli.
         
*

Harry od dwóch dni, gdy tylko miał trochę czasu wychodził, odpalał samochód i krążył po dalszych dzielnicach Londynu, szukając jakiś śladów Ronnie. Wiedział, że to jak szukanie igły w stogu siana. Ale... poznał ją przypadkiem, więc czemu znów nie mieliby się spotkać w ten sposób? Tego ranka udało mu się skontaktować z jedną z dawnych koleżanek dziewczyny, która powiedziała mu, gdzie mniej więcej może jej szukać. Nie zastanawiając się wsiadł w samochodu i z piskiem wyjechał na ulicę. Sam nie wiedział, dlaczego to robi. Po prostu chciał ją zobaczyć. Może akurat wyjdzie pobiegać, do sklepu, do pracy? Miał godzinę do spotkania z chłopakami z zespołu, zdąży rozejrzeć się i wrócić na czas.
Zwolnił wjeżdżając w okolicę pełną domków jednorodzinnych i zacisznych osiedli. Dojechał w okolice parku, próbując rozpoznać ją wśród ubranych w sportowe stroje dziewczyn.
"Idiota. - stracił się w duchu. - Po co jej szukasz? Chcesz rozdrapywać stare rany? Chcesz zobaczyć że jest szczęśliwa i dobić się myślą, że ty nie mogłeś jej tego dać?"
Zacisnął mocnej ręce na kierownicy i spojrzał w wsteczne lusterko. W centrum nie musiał się niczym przejmować, ale tu, bliżej przemieści, jeśli ktoś go rozpozna, nie odejdzie się bez sesji fotograficznej i miniwywiadu. Ostatnią rzeczą której chciał było rozmawianie z nastolatkami pod domem, w którym ona mogłaby mieszkać. Odruchowo zerknął na najbliższe zabudowania.
"A jeśli nie jest szczęśliwa?" Nie, nie mógł dopuścić do siebie takiej myśli. Nie po to pozwolił jej odejść. Chciał wtedy wstać, zamknąć drzwi i powtarzać, że kocha ją tak długo, jak długo będzie trzeba, by została. Ale myślał tylko o tym, by była szczęśliwa, nie ważne z kim i gdzie. Musiała być szczęśliwa. Ale skoro wciąż była z Luke'm, to pewnie się im układa. Ciekawe, może już się jej oświadczył?
Chłopak gwałtownie potrząsnął głową "Cholerny masochista." Westchnął i znów przyśpieszył. Nagle w oddali dostrzegł dwie młode dziewczyny. Tknięty przeczuciem podjechał bliżej, modląc się, by się odwróciły. Mógłby przysiąc, że widział tą fryzurę, nie tak dawno, czekając na zielone światło na skrzyżowaniu w centrum. Czy to możliwe...?
-Haha, Ronnie, poczekaj! -zawołała jedna z dziewczyn.
          "Ronnie!"
Wtedy dostrzegł, czemu ta druga za nią nie nadąża. Musiała pchać spacerówkę. Powoli podjechał bliżej, ciesząc się, że jego auto ma przyciemnianie szyby i jest wyjątkowo ciche. Będzie mógł ją usłyszeć, wystarczy, że...
-Dobra, daj mi! - zaśmiała się... Ronnie!
Nie mógł pomylić tego głosu. Rozpoznałby jej szept wśród setek krzyczących fanek na koncercie. Pamiętał go w każdej sekundzie, wciąż odtwarzał na nowo, wiedząc, że i tak nie zapomni.
Dziewczyna przejęła spacerówkę od koleżanki, a ta wyraźnie odetchnęła
-To wybierasz się jutro do tego galerii handlowej w centrum?
-Tak, potrzebujesz czegoś?
-A mogłabyś skoczyć też do drogerii na drugim piętrze, potrzebuję...
Nie musiał wiedzieć nic więcej. Ostatni raz spojrzał na profil Ronnie, po czym gwałtownie przyśpieszył skręcając w najbliższą uliczkę.
         
*
Rose dzielnie maszerowała między półkami trzymając mnie za rękę. Dotarłyśmy do działu z kosmetykami dla dzieci. Rozglądałam się za kremem, a ona zabrała się za odpakowywanie olejku dla niemowląt.
-Zostaw to, mała. - zaśmiałam się, wyjmując jej buteleczkę z rączki.
Wtedy go dostrzegłam. Stał kilka metrów dalej, trzymając w ręce jakieś opakowanie. Patrzył w moją stronę. Nie mogąc się powstrzymać uśmiechnęłam się łagodnie. Szybkim ruchem odgarnął loki z twarzy i ruszył w moją stronę.
"Nie, nie, nie!" - powtarzałam w myślach.
Stałam jak sparaliżowana, patrząc jak się zbliża. Nie mogłam uciec. Wstrzymałam oddech, gdy zatrzymał się jakiś metr ode mnie.
-Ronnie. - powiedział tylko, nie odrywając ode mnie wzroku.
Nie chciałam tu być. Tyle czasu walczyłam, by oddzielić go ode mnie, a teraz, gdy prawie mi się to udało, on staje przede mną jak gdyby nigdy nic.
-Cześć... - wydusiłam w końcu. - Harry.
-Mama! - Rose pociągnęła mnie za rękę, próbując skierować moją uwagę na jej małą osóbkę.
Gdy tylko to powiedziała, oczy chłopaka gwałtownie wypełniły się nowymi emocjami. O ile wcześniej nie wiedziałam, co może myśleć, teraz wiedziałam doskonale. Teraz to on zastanawiał się, czy nie uciec. Z trudem spojrzałam na córkę, bojąc się, że gdy znów podniosę wzrok, jego nie będzie. Choć... gdyby zniknął wszystko wróciłoby na swoje miejsce.
-Co się stało?
-To! - mała wskazała na butelki widzące w plastikowych opakowaniach kilkadziesiąt centymetrów ponad jej głową. - Dzidzi!
-Nie, malutka, nie... - wzięłam ją na ręce i zmusiłam się, by znów spojrzeć na piękną twarz chłopaka stojącego zaledwie metr ode mnie.
-Hmm... - przełknął ślinę, wyraźnie zmieszany. - Śliczna dziewczynka.
-Dzięki. - mimowolnie się uśmiechnęłam.
-Co... co u ciebie?
"Boże, dlaczego mnie tym każesz? Dlaczego teraz? On nie powinien wiedzieć o Rose! Jeśli powiem mu, że Luke jest ojcem..."
-Mama... - odezwała się mała.
-Dobrze. - odpowiedziałam na jego pytanie, bo czym spojrzałam na dziecko. - Już idziemy, kochanie. - obróciłam córkę tak, by nie widział dobrze jej twarzy. - A u ciebie?
-Nie narzekam. Może... jakoś pomogę? - zaproponował, widząc, że nijak mogę się schylić po koszyk.
-Dziękuję. - wzięłam od niego moje zakupy i ruszyłam w stronę kasy.
-Ronnie! - zawołał za mną.
"Boże..."
Odwróciłam się w jego stronę
-Może... nie miałabyś ochoty umówić się ze mną na kawę?
-Co? - prawie otworzyłam usta ze zdziwienia.
-Zrozumiem, jeśli nie możesz...
-Nie, po prostu...
-Mama! - Rose zawołała zupełnie bez powodu, przy okazji opluwając mój lewy policzek.
-Już... - uspokoiłam małą.
-Może być w czwartek, tam, gdzie... kiedyś?
-Postaram się być. - nie chciałam mu niczego obiecywać, ale z drugiej strony nie wiedziałam jak mu odmówić...
-Do zobaczenia.
-Tak...
Harry pośpiesznie odwrócił się na pięcie i odszedł.

*

          Gdy tylko wróciłam do domu opowiedziałam wszystko Luke'owi. Krążyłam po pokoju całkowicie roztrzęsiona.
-Nie chciałam żeby wiedział o dziecku! - krzyczałam, nie rozumiejąc, dlaczego mój chłopak wcale nie przejął się tym spotkaniem.
-Przecież...
-Nie, Luke. Umówiliśmy się. Harry miał nie wiedzieć o Rose. To miało zostać poza nim. Nie chciałam, by cierpiał z jej powodu! Znienawidzi mnie! Przecież wiesz...
-Ronnie, uspokój się! Czy to moja wina, że ją zobaczył? Wszyscy wiedzą, że jesteś ze mną.
-Właśnie!
-Więc czego oczekujesz? Że się jej wyprę?
-Nie... - usiadłam obok niego i bezradnie spojrzałam na zdjęcia córki wiszące na ścianie. - Wybacz, nie powinnam tak tego przeżywać... Ale jak ja mu spojrzę w oczy?
-Dasz radę. - Luke ścisnął moją dłoń i uśmiechnął się kojąco. - Oboje damy. Niezależnie od tego, czy twojemu byłemu to się podoba czy nie.

[No i w końcu! Zaciekawione co wyniknie z tego 'przypadkowego' spotkania? Oby;)
Dla osób, które już czekają na 4. - im więcej wejść, osób informowanych i KOMENTARZY, tym krócej będziecie czekać ;) Nawet nie wiecie ile radości sprawiacie mi, gdy widzę, że komuś podoba się moja grafomania (ale jeśli sie nie podoba, też piszcie! Chętnie przyjmę krytykę.)
PYTANIA DO MNIE, PYTANIA DO POSTACI >>> ASK. CZEKAM!]

Rozdział Drugi.




Rose płakała tego dnia więcej niż zazwyczaj. Jej małe, przezroczyste łezki doskonale współgrały również z moim nastrojem. Nie miałam siły nawet chodzić. Kołysałam ją na moich kolanach, ale z jakiegoś, zrozumiałego tylko dla jej małej główki powodu, nie byłam wstanie jej uspokoić.
-Zobacz, Rose. - mówiłam, pokazując na fotografie wiszące na ścianie. - Obejrzymy zdjęcia, malutka?
-Nie... - dziewczynka przytuliła się do mnie.
Pozwoliłam jej moczyć mój podkoszulek słonymi kroplami, nie potrafiąc znaleźć w sobie siły by uspokoić własne dziecko. "Jestem okropną matką." - pomyślałam. Po chwili płakałyśmy obie. Gdy mała usłyszała że szlocham, odczepiła się od mojej bluzki i zaczęła wycierać moje łzy. Tak ją to zajęło, że zupełnie zapomniała o swoim smutku. Gdy zdjęła ostatnią kroplę z mojej twarzy uśmiechnęła się do mnie uroczo i jeszcze raz przytuliła.
-Kocham cię malutka. - wyszeptałam jej do ucha. - Nie ważne co się wydarzy, zrobię wszystko, byś była szczęśliwa.
Luke też domyślił się że coś się ze mną dzieje. Gdy tylko wrócił z pracy mocno mnie przytulił i ucałował we włosy, a potem zabrał Rose na spacer, bym mogła pobyć sama. Gdy wyszli wzięłam długą kąpiel, próbując choć przez chwilę nie myśleć o niczym.
         
*

Kilka dni później byłam w centrum handlowym, szukając nowych butów. Przymierzałam kolejne fasony, ale nie mogłam dobrać nic odpowiedniego. Wtedy przy półce z szpilkami dostrzegłam znajomą postać.
-Danielle? - zawołałam, nie mogąc opanować ciekawości.
Dziewczyna odwróciła się i uśmiechnęła szeroko, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
-Ronnie? To ty?! - zaśmiała się.
Podeszłam do niej i przytuliłam na powitanie.
-Tyle czasu... - westchnęła dziewczyna. - Zmieniłaś się!
-Tylko trochę. Za to ty jak zwykle piękna!
-Dziękuję. Co tutaj robisz?
-Próbuję wybrać buty... - zaśmiałyśmy się obie.
-Nie... chodzi mi o to, co robisz w Londynie. Podobno wyjechałaś zaraz po...
-Tak, ale wróciłam. - odpowiedziałam zanim dokończyła.
-Dawno?
-Ponad rok temu.
-Jak to możliwe, że się nie spotkałyśmy? - zdziwiła się. - Słuchaj, nie masz ochoty na kawę? Jestem umówiona za pół godziny z Liamem, i nie wiem co ze sobą zrobić. A tyle czasu cię nie widziałam!
-W zasadzie... to czemu nie.
Zajęłyśmy z Dan miejsce w kąciku kawiarenki, gdzie nikt nie mógł nam przeszkodzić. Dziewczyna wysłała wiadomość do Liama, by ten wiedział, gdzie jej szukać i opowiedziała mi w kilku zdaniach jak spędziła ostatnie miesiące.
-A ty? Martwiliśmy się o ciebie... po twoim zniknięciu. Opowiadaj. Dlaczego właściwie wyjechałaś?
-Byłam... zajęta. Potrzebowałam trochę czasu dla siebie. - powiedziałam powoli. - Nie ma co opowiadać.
-Jesteś z kimś? - zapytała dziewczyna ostrożnie.
-Tak. A właśnie, co u Liama? - próbowałam by zabrzmiało o swobodnie, ale Dan  i tak mnie rozgryzła.
-U Liama? W porządku. W prawdzie widujemy się według mnie stanowczo za rzadko, bo ostatnio dużo podróżuję, ale nie mogę narzekać. A jeśli chodzi o zespół, a raczej Harry'ego, bo myślę, że o niego chciałaś zapytać, to nie wiem za dużo. Ostatni raz rozmawiałam z nim miesiac temu. 
Patrzyłam na nią z jednym pytaniem w oczach. Wiedziałam, że dziewczyna Liama zna na nie odpowiedź, ale nie chciałam prosić o nią na głos.
-Ach, Ronnie... - westchnęła w końcu Dan, nie wytrzymując. - On był załamany. Chłopacy próbowali mu jakoś pomóc, ale nie wiedzieli jak. Zamknął się w sobie. Lou siedział z nim godzinami. - nagle przypomniała sobie coś i mimowolnie się zaśmiała. - Nawet nie wiesz, jak był na ciebie zły, gdy Harry powiedział mu, że to ty go zostawiłaś. Wyzywał cię of najgorszych.
-Harry nigdy nie powiedział dlaczego się rozstaliśmy?
-Tylko chłopakom. Liam nie złamał ich postanowienia, więc nie mam pojęcia, co się między wami wydarzyło... - spojrzała na mnie, a w jej oczach była tłumiona ciekawość.
-A teraz?
-Teraz jest już normalnie. Czasem tylko mu odbija. Myślę, że po prostu brakuje mu kobiety. - mrugnęła do mnie porozumiewawczo, próbując rozładować atmosferę. - A ty? Szybko o nim zapomniałaś?
-O Harry'm nie tak łatwo zapomnieć. - spuściłam wzrok.
-Ale masz kogoś. Kto to?
-Luke.
-Ten brunet z pieprzykiem nad brwią?
-Tak.
-Och... - zrozumiała.
Miałam wrażenie, że cała się rumienię. Danielle zagryzła wargę. Przez chwilę milczałyśmy.
-Wiem co sobie myślisz... - próbowałam wytłumaczyć. - ale to nie tak...
-Nie tłumacz mi się. Nie będę cię oceniać.
-Ale inni już ocenili. Sama stwierdziłaś, że Louis mnie nienawidzi.
-Nie nienawidzi...
-Nie mam do niego żalu. Wiem, jak to wygląda. Ale...
-Nie tłumacz się, ok? - przerwała. - A jeśli już to nie mi.
-Stęskniłam się za tobą, Danielle. - powiedziałam patrząc jej w oczy.
-Musimy się częściej widywać! - zaśmiała się tamta.
Wtedy do lokalu wszedł Liam. Natychmiast odnalazł swoją ukochaną i stanął przy naszym stoliku.
-Tu jesteś! - schylił się i ucałował ją na powitanie. - A z kim tak plot... Ronnie?! - zawołał zszokowany.
-Od razu widać, że jesteście parą. Ona też mnie nie poznała.
Zaśmiałam się, próbując zatuszować moje zdenerwowanie. Miałam nadzieję, że jednak pożegnam się z Dan, zanim on się pojawi.
-Tak... - chłopak nie wiedział, co powiedzieć. - Ronnie... nie mogę uwierzyć. Już myślałem, że cię nie zobaczę.
-Wyobrażasz sobie, że ona wciąż mieszka w Londynie? - Danielle wstała nie spuszczając wzroku ze swojego ukochanego.
-Naprawdę?
-Tak.
-Niesamowite... - chłopak wciąż patrzył na mnie zagadkowo.
-Idziemy? - zapytała Dan, wiedząc, że obecność członka One Direction bardzo mnie stresuje.
-Tak, chodźmy. Do zobaczenia, Ronnie!
-Zadzwoń!
-Dobrze! Na razie!
Gdy zostałam sama, poczułam ogromną pustkę. Nie myśląc nawet o butach, wróciłam do domu, gdzie jak zwykle czekali na mnie Rose i Luke. Tylko ich miałam. Ale o spotkaniu z Danielle powiedziałam mojemu chłopakowi dopiero następnego dnia.

*

Harry, Louis, Niall, Liam i Zayn siedzieli razem w garderobie, przygotowując się do kolejnego występu w telewizji. Ten ostatni właśnie skończył rozmawiać ze swoją dziewczyną, a Niall stał przy szafce i podjadał zostawione im przez stylistkę owoce.
-Liam, co jest? - Zayn odłożył telefon i podszedł do przyjaciela. Jesteś dziś jakiś zamyślony.
-Nie zgadniecie, z kim Danielle piła wczoraj kawę.
-Z kim? - zaciekawił się Louis.
-Z Ronnie Helmet.
      Harry, zajęty właśnie układaniem swoich włosów, znieruchomiał z ręką nad głową. Oczy Nialla, Zayna i Louisa śledziły raz Liama, raz Styles'a, czekając co będzie dalej. W końcu Tommo podszedł do lokowatego i powoli dotknął jego ramienia.
-Dan ci mówiła? - zapytał Payne'a.
-Sam ją widziałem.
-Ronnie... - westchnął Niall, patrząc na trzymane w dłoni winogrono, nie wiedząc co z nim zrobić.
-Zmieniła się? - zaciekawił się Zayn.
-Niewiele.
-Harry? Harry! - Lou potrząsnął przyjacielem, ale ten wciąż patrzył w swoje odbicie.
-Mogłeś poczekać... - stwierdził Niall.
-Niall...
-Ma rację. - przytaknął Zayn.
-Ale... - zaczął Liam.
-Wiem, Liaś, mogłem nie pytać.
-Harry! - Lou był coraz bardziej zaniepokojony zachowaniem Styles'a.
-Zostaw mnie, nie jestem dzieckiem. - odezwał się ten w końcu, odtrącając jego dłoń.
-Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
-Nie mówimy o Ronnie! - wrzasnął.
Przez kilka sekund milczeli zakłopotani wybuchem przyjaciela.
-To też nasza znajoma. - zauważył Niall. - Nie mamy tabu.
-Przepraszam. - Harry spuścił wzrok.
-Spoko, rozumiemy cię.
-Nie rozumiecie.
-Możemy o tym zapomnieć? - zaproponował Zayn.
Wszyscy zamilkli. Harry wciąż na nikogo nie patrzył.
-Ja też ją widziałem... kilka dni temu. - odezwał się nagle.
-Co?! - zawołały razem cztery głosy.
-Tylko z samochodu...
-Dlaczego nie mówiłeś?
-Bo...
-Dajcie spokój, chłopaki. - uspokajał ich Louis.
-Dan ma do niej kontakt? - zaciekawił się Zayn.
-Mailk!
-Co?
-Ona go rzuciła! - tym razem to Lou wybuchnął.
-Nie mów, jakby mnie tu nie było. - wysyczał Hazza.
-I nas skłóciła!
-Tylko ciebie. - zauważył Niall. - Wciąż masz do niej żal, a przecież to nie twoja ex.
-Bo ona...
-On ma rację, Lou. - powiedział Harry, już spokojnie.
-Ach... Niech wam będzie. Nie będę się kłócić. - westchnął Tomlinson i wyszedł.
-Nie przejmuj się nim. Louis po prostu martwi się o ciebie. - Zayn poklepał Harry'ego po plecach i też wyszedł, a za nim pobiegł Niall.
-Harry... - zaczął Payne, ale lokowaty mu przerwał.
-Powiedz, Liam... Ona jest szczęśliwa? Beze mnie? -zapytał.
-Martwi się o ciebie... Poza tym... wciąż jest z Luke'm.
-Martwi się?
-Tak.
-Nie powinna. Ale ona zawsze była kochana.
-Posłuchaj... - Liam chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował. - Musisz przestać tak reagować. Doprowadzisz Lou do szaleństwa.
Gdy Liam dołączył do pozostałych, Harry natychmiast odchylił głowę do tyłu, próbując się nie rozpłakać. Potem wziął trzy głębokie wdechy i wyszedł z garderoby.
         
[Na marginesie - zdecydowałam się na narrację z perspektywy Ronnie, więc fragmenty pisane kursywą oznaczają wydarzenia o których bohaterka nie wie, lub po prostu nie uczestniczy. To tak, żebyście wiedzieli.
Nie jestem w pełni zadowolona z tego rozdziału, ale cóż. Następny dodam mniej więcej we wtorek, jeśli będzie dużo zainteresowanych, w poniedziałek. Piszcie co myślicie o bohaterach, o fabule, o wystroju, o wszystkim :) na pytanka czekam na asku  http://ask.fm/AmyEmpty
+dedyk dla pań: @Emilakobus @tukawka @Kasiek11 @ImUANwith1D @Paula_Stylesowa . Follow dla nich proszę!]

Rozdział Pierwszy.



          Siedziałam właśnie w kuchni przeglądając jakąś gazetę. Było ciepłe niedzielne przedpołudnie.
-Co zjesz na śniadanie? - Luke wszedł do pokoju, niosąc na rękach Rose i delikatnie poczochrał jej włoski.
-Snadanie! - zaśmiała się dziewczynka.
-Zobacz, kochanie, kto się nam schował i czyta? Kto?
-Mama!
-Choć, Rose. - przytuliłam córeczkę na powitanie. - Moja mała...
-Snadanie!
-Tak, zaraz zrobimy naszej księżniczce śniadanie. - uśmiechnęłam się patrząc w jej niebieskie oczy.
-Twoja mama dzwoniła? - zapytał Luke.
-Nie... a miała?
-Obiecała zabrać dziś małą do siebie. Miała zadzwonić i to potwierdzić.
-A, zupełnie zapomniałam. Czyżbyś miał jakieś plany? - uniosłam brew, zaciekawiona.
-Owszem. Chciałem skoczyć na miasto.
-Najpierw skoczymy do kościoła.
-Od kiedy taka z ciebie katoliczka?
-Od zawsze.
-Snadanie! - przypomniała o sobie mała.
-Już podaję. - zaśmiał się. - Zamierzałem wyjść dopiero po południu.
-Jesteś z kimś umówiony?
Ale Luke tylko puścił do mnie oko. Miałam coś powiedzieć, ale przeszkodził mi w tym dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama.
-O wilku mowa! - uśmiechnęłam się. - Tak, mamo? Super, to do zobaczenia. - rozłączyłam się i podeszłam do córeczki. - No, kochanie, jemy i ubieramy ładne buciki. Babcia niedługo będzie.
-Baba! Baba przyjedzie!
-Tak, baba. A teraz zjesz za mamę?

*

Weszłam do kościoła nie oglądając się na Luke'a, który szedł za mną i bez wahania zajęłam miejsce w trzeciej ławie. Do mszy został kwadrans, więc większość miejsc była jeszcze wolna. Ale ja lubiłam przychodzić wcześniej. Od ponad dwóch lat siadałam w tym samym miejscu i odmawiałam tą samą modlitwę.
"Boże, wybacz mi. Żyję w kłamstwie, z którego nie mogę się uwolnić. Ale nie robię tego w złej sprawie, tylko dla dobra ludzi, których kocham. Przebacz mi, bo wciąż czuję się winna. Pomóż mi bym wybaczyła sobie, tak jak ty wybaczasz mi. Wynagrodź Harry'emu jak bardzo go zraniłam. Pozwól mi zapomnieć. Dziękuję ci za Rose, która jest najpiękniejszym darem, jaki mogłeś mi dać. Uchowaj ją w zdrowiu i pomyślności, by urosła na dobrą i mądrą dziewczynę, lepszą od swojej matki. I zachowaj Luke'a w zdrowiu, bo to najlepszy towarzysz, o jakiego mogłam prosić. Dziękuję ci za nich, Boże."
Wychodząc ze mszy, jak zawsze, dopowiadałam jeszcze jedno zdanie.
"Panie, miej w swej opiece mnie, moją córkę i jej ojca. Amen."
Potem, jak zawsze, Luke brał mnie za rękę i wychodziliśmy na zewnątrz.
Tym razem, gdy tylko wyszliśmy poza bramy świątyni, uśmiechnął się do mnie przepraszająco i oddał mi kluczyki do auta.
-Już znikasz? - zdziwiłam się.
-Tak. Wezmę taksówkę.
-Na pewno?
-Tak, nie martw się. Będę na kolacji. Na razie!
Patrzyłam jak pośpiesznie oddala się w kierunku postoju taksówek. Coś było nie tak. Nigdy się tak nie zachowywał. Nigdy nie miał przede mną tajemnic. Co tak ważnego ciągnęło go do miasta w niedzielę? Przez chwilę stałam w miejscu, zastanawiając się nad tym, a potem odnalazłam nasz samochód z zamiarem wrócenia do domu.
Byłam na ostatnim skrzyżowaniu przed osiedlem na którym mieszkałam, gdy zatrzymało mnie czerwone światło. Czekając na zielone zaczęłam wybijać rytm na kierownicy. Było duszno, z ulgą otworzyłam szybę i odkręciłam twarz w stronę rześkiego powiewu.
Wtedy dostrzegłam stający na równoległym pasie sportowy kabriolet. Siedzący za kierownicą chłopak ze znudzeniem wpatrywał się w sygnalizację. Miał na sobie granatową koszulę w kratę, a pod nią prosty t-shirt, w który wpiął ciemne okulary. Jeden rzut okiem wystarczył, by stwierdzić, że te ubrania, choć proste pochodziły z najlepszych sklepów. Bujne loki okalały jego odwróconą twarz. Loki. Poczułam że serce podchodzi mi do gardła. Spojrzałam na jego ręce ułożone na kierownicy.
Nie. Nie. Nie.
To był Harry. Nie istniał na tym świecie drugi chłopak, który miałby te loki i te tatuaże. I te dłonie, które znałam jak własne.
Minęły zaledwie dwie sekundy, gdy zrozumiałam, że chłopak w kabriolecie to mój były. Pewna część mojej świadomości zaczęła bić na alarm, nakazując mi zamknąć szybę, by mnie nie zauważył. Już położyłam dłoń na przycisku, gdy Harry odwrócił się i spojrzał na mój samochód. Mimo, że dzieliło nas kilka metrów byłam pewna, że gdy mnie rozpoznał, jego źrenice się rozszerzyły.
Z trudem oświadomiłam sobie, że słyszę jakiś dźwięk. Ignorowałam go, nie mogąc oderwać wzroku od chłopaka, którego nie widziałam tyle czasu, ale w końcu uświadomiłam sobie, że to mój telefon. "Ktoś dzwoni." - pomyślałam, ale nawet nie drgnęłam. To ten dźwięk musiał zwrócić uwagę Styles'a. "Głupia komórka." - westchnęłam w duchu i ręką odnalazłam telefon. W tym czasie twarz Harry'ego nie uległa żadnym zmianom. Patrzył na mnie zdziwiony, jakby zobaczył ducha. Jednak po chwili kąciki jego ust powoli zaczęły unosić się do góry.
Natychmiast odwróciłam twarz i nacisnęłam zieloną słuchawkę, nie sprawdzając nawet kto się do mnie dobija.
-Ronnie, gdzie jesteś? - usłyszałam głos mamy.
-Za chwilę będę w domu, coś się stało?
-Mała oblała się sokiem, a ja zapomniałam zabrać jej ubranko na zmianę.
-Rozumiem. Poczekaj, zaraz wpadnę do was z jakąś czystą sukienką.
Zapaliło się zielone. Kątem okiem dostrzegłam, że Harry wciąż się na mnie patrzy. Ktoś zatrąbił i chłopak gwałtownie wcisnął gaz, skręcając w prawo. Po chwili ja też ruszyłam.

*

Mama od razu zauważyła, że coś się stało. Wzięłam Rose na ręce, nie przejmując się jej brudną bluzeczką i poczułam na policzku jej całus.
-Co się dzieje? - zapytała mama.
-Nic. - uparcie patrzyłam w niebieskie oczy córki, która beztrosko bawiła się moimi włosami.
-Gdzie Luke?
-Musiał załatwić coś na mieście.
-Aha... - matka wiedziała, że nic jej nie powiem, musiała to zrozumieć. - Napijesz się herbaty? Rose, zostaw mamusię, masz ją w domu cały czas!
-Chętnie. - uśmiechnęłam się sztucznie.
Tej nocy zasypiając czułam się okropnie. Stare, zapomniane wśród codziennych obowiązków poczucie winy obudziło się we mnie i wypełniło wszystkie tkanki potwornym bólem. Świadomość, że zraniłam Harry'ego dawno temu, wciąż sprawiała, że czułam się okropnie. Odkręciłam się na drugi bok i spojrzałam na leżącego obok mnie Luke'a. Tylko on okazał mi równie dużo dobroci co cudowny wokalista One Direction. Delikatnie dotknęłam jego ramienia.
-Dziękuję, że jesteś. - wyszeptałam.
Chwilę potem, wstałam i poszłam do sąsiedniego pokoju, w którym spała Rose. Pogłaskałam jej policzki, patrząc jak spokojnie śpi. Większość moich koleżanek wciąż zmieniało chłopaków jak rękawiczki, gdy ja uwijałam się przy pampersach. Ale nigdy nawet przez sekundę nie chciałam zamienić się z którąś z nich.
Wiedząc, że i tak nie usnę, usiadłam w salonie i włączyłam laptopa. Wpisałam w Google "Harry Styles" i wstrzymałam oddech. Weszłam na pierwszy lepszy blog. Nie robiłam tego wiele miesięcy. Natychmiast przewinęłam stronę do informacji o jego związkach.
"...potem przez pięć miesięcy spotykał się z Ronnie Helmet. Rozstali się zupełnie niespodziewanie. Harry nigdy nie wyjawił przyczyny zerwania. Jego była wyprowadziła się z Londynu kilka dni później. Od tamtego czasu Harry jest singlem..."
Nie wiedzieli, że wróciłam. Wyjechałam, by odizolować się od Harry'ego, na wypadek, gdyby próbował się ze mną kontaktować. Przez prawie rok mieszkałam z Luke'em do Francji. Wróciłam, gdy nikt już nikt nie rozpoznawał mnie na ulicach.
Weszłam na innego bloga. Wyszukiwarka od razu przekierowała mnie do notki o naszym rozstaniu.
"Harry rozstał się w Ronnie! Nie mogę w to uwierzyć! Nikt nie wie dlaczego. Co o tym sądzicie?"
Komentarze były zupełnie szczere. Fanki snuły liczne teorie, kilka było nawet bliskie prawdy. Większość po prostu wyzywała mnie od najgorszych, inne broniły, twierdząc, że nic jeszcze nie wiadomo.
Przeglądałam kolejne notki z tego bloga. Wszystkie poświęcone Harry'emu opatrzone były jego zdjęciami - te z fanami były normalne, ale na wszystkich robionych przez fotoreporterów był smutny. W końcu, nie mogąc dłużej patrzeć na nie, cofnęłam się do wyszukiwarki i wpisałam moje imię i nazwisko. Natychmiast zobaczyłam dziesiątki zdjęć, które fani i dziennikarze zrobili nam przez pięć miesięcy naszego związku. Na ulicy, w restauracji, przed koncertem, na plaży, na jakimś parkingu...
"Jestem masochistką" - pomyślałam, ale nie umiałam zamknąć witryny. Nagle natrafiłam na zupełnie przypadkowe zdjęcie - ja i Harry idziemy ulicą trzymając się za ręce. Pod spodem dopisane były słowa, jakie Styles wypowiedział w wywiadzie, jakiś miesiąc przed naszym rozstaniem.
"Ronnie jest tą dziewczyną, moją drugą połówką. Gdy tylko ją zobaczyłem, od razu chciałem jej powiedzieć: To na Ciebie czekam!"
Zamknęłam laptop i rozpłakałam się, a przed oczami miałam jego twarz. Nigdy nie wybaczyłam sobie tego, jak go potraktowałam, nawet jeśli robiłam to w słusznej sprawie. Najgorsze było, że nawet po tym czasie, jaki minął od naszego spotkania, w jego zielonych tęczówkach wciąż widziałam, że rana w jego sercu wciąż się nie zagoiła.


[Ten rozdział jest wciąż wstępem do historii. Mam nadzieję, że zainteresowałam was na tyle, że będziecie chciały wiedzieć, jak zmieni się życie Ronnie i jaką tajemnicę skrywa się za jej sielanką z córką i Luke'em.
Teraz tak. Nie chcę zaśmiecać bloga 334 zakładkami, więc cały spam wrzucajcie do komentarzy. Możecie spokojnie reklamować swoje blogi, chętnie poczytam, inni pewnie też, ale niech taki komentarz nie ogranicza się tylko do linku. Wszelkie pytania, prośby o informowanie, tzw. 'pytania do bohaterów' czy co tam jeszcze wymyślicie możecie kierować też na mojego aska. - http://ask.fm/AmyEmpty
Chciałabym rozkręcić trochę tego bloga, więc będę wdzięczna za polecanie mnie znajomym. Buziaki! Amy.]