3. Bad bitches like me.

DZIĘKUJĘ ZA 79000 WYŚWIETLEŃ! JESTEŚCIE NAJLEPSI!!

/od razu uprzedzam, że pojawia się tu częśc kursywą, i (nie chodzi o tekst piosenki). gdyby ktoś nie załapał, to wspomnienie ;)/


- Let's go to the beach, each
Let's go get away
They say what they gonna say!

Asha zawiesiła się na moim ramieniu, dosłownie dusząc się ze śmiechu, podczas gdy Maddy stała na krześle, i używając czerwonego kubka jako mikrofonu udawała płynącą z głośników Nicki Minaj. Moja przyjaciółka wygląda na bardzo zdeterminowaną, a alkohol, który wypiła tylko dodawał jej odwagi.

- Bad bitches like me is hard to come back! - zawołałam razem z nią, na co Asha zareagowała kolejnym wybuchem śmiechu. Zresztą, śmiałam się razem z nią.

Nie miałam pojęcia, do kogo należał dom, w którym odbywała się ta impreza, ale była tu chyba połowa naszej szkoły. Maddy miała wyjątkowo słabą głowę, a pijana robiła najbardziej zabawne rzeczy jakie tylko można wymyśleć. Właśnie zabierała się do wejścia na stół, gdy przy moim boku pojawił się Damien.

- Widziałaś Maddy?

Zamiast odpowiedzieć wybucham śmiechem. Chłopak zmarszczył brwi, nie rozumiejąc mojego zachowania, gdy za jego plecami pewna na pozór spokojna blondynka zaczęła wykrzykiwać refren piosenki. Co więcej, wokół stołu zebrało się kilka osób, które śpiewały razem z nią.

- Starships were meant to fly
Hands up and touch the sky!
Can't stop 'cause we're so high
Let's do this one more time!

- Maddy! - Damien natychmiast rzucił się w stronę dziewczyny. Szybko postawił ją na ziemi, na co kilka osób zareagowało pełnym rozczarowania jękiem. Maddy tymczasem, zadowolona z obecności swojego chłopaka, łapczywie go pocałowała. Nie odmówił, w końcu nie miał powodów. Podczas gdy oni zajmowali się sobą, nie wiadomo skąd przy moim boku pojawiła się Melanie. Jej ozdobiona długimi tipsami dłoń zaplotła się wokół mojego nadgarstka, gdy koleżanka przyciągnęła mnie bliżej, by nie musieć przekrzykiwać muzyki.

- I jak ci idzie?

- Z czym? - zdziwiłam się.

- Z Nickem, oczywiście!

Niepewnie zacisnęłam usta, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Przez cały poprzedni tydzień przychodziłam na boisko, siadałam na trybunach i czekałam, aż chłopak podniesie wzrok i uśmiechnie się w moją stronę. Każdy inny już dawno podszedłby do mnie i zagadał, ale on najwyraźniej nie zamierzał. Nie chciałam przejmować inicjatywy i zaczepiać pierwsza. I chciałam tłumaczyć Melanie dlaczego.

Ale wtedy dziewczyna wyciągnęła argument, którego najbardziej się obawiałam.

-Nie dasz rady.

-Dlaczego tak uważasz?

-Widzę. Zgrywasz ostrą pannę ale w środku jesteś delikatna. Nie dasz rady go uwieść.

Nie miałam pojęcia, jak koleżanka mnie przejrzała, ale musiałam zrobić wszystko, by nie dać tego po sobie poznać. Nie mogłam zburzyć mojego muru chroniącego mnie... przede mną samą.

Kiedyś byłam inna...

- No, Rose! Wiem, że cię to kręci. - powiedział, a ja zarumieniłam się i spuściłam wzrok. Drink, którego piłam był bardzo słodki i nie zawierał wiele alkoholu, ale wiedziałam, że kilka takich napojów sprawi, że szybko stracę kontrolę nad moim szesnastoletni umysłem. - Przecież widzę, że chcesz to zrobić!

Zagryzłam wargę i znów spojrzałam - najpierw na niego, a potem na stojącą wyżej dziewczynę, która czekała, aż podejmę decyzję z łagodnym uśmiechem na twarzy.

- Nawet was nie znam... Właściwie to powinnam już wracać. - stwierdziłam. - Moja znajoma...

- Ta ciemnowłosa? Sue? Widziałam jak szła tańczyć z jakimś chłopakiem. Na twoim miejscu bym jej nie przeszkadzała. - odezwała się dziewczyna nade mną.

- Och. - znów zagryzłam wargę i spojrzałam w oczy chłopaka naprzeciwko mnie - Ale ja nawet nie wiem, czy potrafię...

- Na pewno potrafisz. Zresztą, Rebecca pokaże ci co i jak.

Moja niepewność trwała tylko chwilę. Szybkim ruchem podniosłam szklankę, wypiłam resztę mojego drinka i podałam rękę stojącej na podeście dziewczynie. Ta pomogła mi najpierw stanąć na krześle barowym, a później na tym osobliwym przedłużeniu baru, wychodzącemu na parkiet. Kilka osób obserwujących moje wcześniejsze wahanie radośnie zawołało, chcąc dodać mi otuchy.

- Gotowa? - zapytała Rebecca. Dopiero stojąc obok niej zobaczyłam, jak wysoka jest. Wysokie buty na platformie i skąpy strój, składający się z błyszczących szortów i czegoś między bluzką a stanikiem oraz długie, rozpuszczone włosy tylko potęgowały to wrażenie. Miała osiemnaście, może dziewiętnaście lat, ale wyglądała na starszą. - Zdejmij kurtkę - poleciła.

Niepewnie wykonałam jej polecenie. Czułam na sobie kilkanaście, a może i kilkadziesiąt spojrzeń, głównie męskich. Chłopak patrzący na mnie z dołu wyciągnął rękę po skórzaną narzutkę, by ją dla mnie przetrzymać. Trzęsącymi się dłońmi obciągnęłam lekki top, czując się skrępowana tym, jak bardzo byłam ubrana, w porównaniu do innych dziewczyn.

- Niczym się nie martw. Świetnie wyglądasz. - usłyszałam. Ta banalna pochwała plus kilka przyjaznych spojrzeń tłumu obudziły we mnie potrzebą do nietypowego wyzwania energię. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z włosów spinkę, pozwalając uporządkowanym falom opaść beztrosko na ramiona.

- Jestem gotowa.

Ta dziewczyna wciąż we mnie żyła. Biła pięściami w barierę rozsądku, prosząc, by dać jej kolejną szansę.

- Zróbmy zakład. - zaproponowałam.

- O ile?

- Sto dolarów. Jeśli do następnego piątku Nick sam mnie nie pocałuje na szkolnym korytarzu, wygrałaś.

- Zgoda.

*

Przeciskałam się przez tłum tańczących. Cichy głos w głowie wciąż kwestionował podjętą decyzję, ale było za późno, by się wycofać. Chłopacy ze szkolnej drużyny stali tuż obok parkietu i bez skrępowania dyskutowali o swoich dziewczynach. Wzięłam głęboki wdech i podeszłam do nich, kładąc dłoń na ramieniu tego, który mnie interesował. Obrócił się i spojrzał na mnie z uśmiechem.

- Jesteś Nick? - zapytałam.

- Nie udawaj że nie wiesz, Rose. - zaśmiał się. Dlaczego wszyscy chłopacy po jednym piwie zamieniają się w pewnych siebie dupków? - Widziałem cię ostatnio w szkole.

- To ciekawe. Nie bywam tam tak często. - mrugnęłam do niego.

- To się dobrze składa, bo ja też. Musimy się kiedyś zerwać razem. Zatańczymy?

- Jasne.

Zmieszaliśmy się w tłum. Jego dłoń natychmiast oplotła się wokół mojej talii. Piosenka, która właśnie płynęła z głośników była całkiem spokojna, więc zawiesiłam mu ręce na szyi i zaczęliśmy bujać się w rytm muzyki.

- Przyjaźnisz się z Maddy Twain?

- Nie udawaj że nie wiesz. - Celowo użyłam jego tekstu.

- Wiem. Masz kogoś?

- Nie. -  jego ręce powoli zaczęły wędrować w dół. - To nie było przyzwolenie.

- Och. - chyba nie spodziewał się że tak zareaguję. - Jesteś śliczna.

- Wiem. - odpowiedziałam bezczelnie.

- I wygadana. Podobasz mi się.

Zastanowiłam się przez chwilę, co zrobić z tą informacją, po czym przytuliłam się do niego trochę bardziej. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz tak bezpośrednio flirtowałam z chłopakiem. Czułam się zdenerwowana, choć na zewnątrz wciąż próbowałam grać pewną siebie.

- Idziemy na górę? - zapytałam. Miałam nadzieję, że nie zauważył jak mój głos zadrżał.

Zamiast odpowiedzieć, natychmiast odsunął się, załapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Znał ten dom lepiej niż ja, więc już po chwili znalazł pusty pokój. Pognieciona narzuta na łóżku świadczyła o tym, że ktoś już go używał. Gdy tylko znaleźliśmy się w środku, podeszłam do biurka, ale Nick przyciągnął mnie do siebie i nachalnie pocałował. Jego palce wbiły się w moją skórę. Pozwoliłam mu na to, czując, jak jego dłonie z determinacją schodzą coraz niżej i łapią mnie za pośladki. Ścisnęłam jego ramię i pogłębiłam pocałunek, chcąc zyskać trochę czasu. Musiałam przypomnieć sobie, co miałam zrobić. W tym momencie znów byłam szesnastoletnią Rose, która nigdy nie zrobiła żadnej głupoty. Musiałam na chwilę wypuścić tą gorszą Rose, z nadzieją, że będę potrafiła nad nią zapanować.

Odepchnęłam go dość stanowczo i jedną ręką odnalazłam leżący na blacie flamaster.

- Połóż się. - poleciłam.

Chyba był zaskoczony, ale z uśmiechem wykonał moje polecenie. Gdy tylko to zrobił usiadłam na nim okrakiem i podwinęłam jego koszulkę.

- Mmmm.... - zamruczał. Nie miałam pojęcia, co tak go zachwycało.

- Nie ruszaj się.

Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, gdy poczuł nacisk pisaka na swojej skórze, ale nie protestował. Skończyłam napis i pochyliłam się, składając na jego ustach kilka krótkich pocałunków, po czym zeskoczyłam z łóżka.

- Co to? - zapytał, patrząc na napis na swoim ciele.

- Mój numer. Zadzwoń, jak będziesz trzeźwy.


Wyszłam z pokoju, i parsknęłam śmiechem. Chciałabym zobaczyć, jak będzie odczytywał napis w lustrze. 


___________

ten rozdział jest wyjątowo długi, ale nareszcie zaczyna akcję ;) tak naprawdę to miał być dopiero rozdział 4, ale stwierdziłam, że nie ma sensu lać wody i po prostu przejdę od razu do tego.
Co myślicie? Spodziewałyście się czegoś takiego?
Czy Rose wygra zakład? Czy będą tego jakieś konsekwencje?

2. Challenge.


- To co? Zaczynamy?

Aaron, Damien i Asha pokiwali głowami, otwierając swoje podręczniki. Wśród książek i zeszytów leżały puszki coli i drobne przekąski, które udało nam się przemycić mimo wyraźnego zakazu bibliotekarki. Brakowało tylko Stacy, która miała pojawić się lada chwila.

- Może zaczniemy od tych zadań? - zaproponowała Asha - Mam mieć z tego test.

- W porządku. - uśmiechnęłam się.

Nasze małe "koło fizyczne" okazało się świetnym pomysłem. Czas mijał nam szybko, wypełniony żartami i przekomarzaniem. Było to dopiero nasze drugie spotkanie, ale już mogłam zauważyć, że znajomi Maddy stali się również moimi znajomymi. Dziewczyny przestały patrzyć na mnie podejrzliwie i stały się szczerze życzliwe, a chłopacy byli nawet bardziej mili, niż wymagało tego dobre wychowanie. Aaron uśmiechał się do mnie znad swoich notatek i byłam niemal pewna, że w ostatnim zadaniu mylił się celowo. Był sympatycznym chłopakiem, miał brązowe włosy i kilka drobnych pieprzyków, które nadawały jego twarzy uroczy wyraz.

- Wracasz do internatu? - zapytał, gdy godzinę później zbieraliśmy nasze rzeczy. - Mogę cię odprowadzić. Albo moglibyśmy iść...

- Nie trzeba - uśmiechnęłam się. Poczułam, że ktoś nas obserwuje i ukradkowo rzuciłam spojrzenie w bok. No tak, Damien. Czyli jeszcze tego wieczoru Maddy będzie wypytywać się co myślę o Aaronie. - Muszę iść do... do Melanie. Ona ma moje... rzeczy. - wymyśliłam szybko.

- W takim razie do jutra.

Chyba nie dał się nabrać, ale przyjął odrzucenie z godnością.

Wychodząc z biblioteki poczułam się strasznie głupio, że tak się zachowałam. W końcu nic by się nie stało, gdybym dała mu się dać gdzieś wyciągnąć. Nagle ktoś złapał mnie za rękę.

- Hej! - zawołała radośnie Asha. - Aaron jest słodki, ale beznadziejnie całuje. - stwierdziła bez wstępów.

- Wiesz, nie można mieć wszystkiego - zaśmiałam się - A skąd ty to wiesz? Byliście razem?

- Boże, nie! Graliśmy kiedyś w prawdę i wyznanie. Chodźmy na kawę. - Dziewczyna złapała mnie pod rękę i pociągnęła w stronę ulicy, nie dając nawet szansy na sprzeciw.

Zajęłyśmy miejsce w niewielkim lokalu i zamówiłyśmy swoje napoje.

- Więc co chcesz wiedzieć? - Asha odrzuciła ciemne włosy za ramię.

- Ale o kim? - byłam trochę zdezorientowana sposobem, w jaki ta dziewczyna prowadziła rozmowę.

- O Aaronie.

- Nie, nie jestem nim zainteresowana.

- Oczywiście, że nie jesteś. Jeszcze. - mrugnęła do mnie. - Wiem prawie wszystko o chłopakach z naszej szkoły. W porównaniu do Maddy. Zresztą, wiesz jaka ona jest.

- Mniej towarzyska niż my dwie. - stwierdziłam.

- To mało powiedziane. Świata nie widzi poza swoim Damienem! - zawołała, a kelner, który pojawił się z naszymi napojami uśmiechnął się wymownie. Pewnie znał zarówno Ashę jak i Maddy i Damiena. - Odkąd przyjechałaś trochę się od siebie odkleili, ale wcześniej... - westchnęła i upiła łyk swojej kawy.

Zagryzłam wargę, obserwując dziewczynę.

- Opowiedz mi o nich.


- O Maddy i Damienie?

- Tak.

Asha uśmiechnęła się znad swojej szklanki, widocznie tylko na to czekała.

- Cóż... poznali się w zeszłym roku, nie pamiętam kiedy dokładnie.

- W skateparku, w listopadzie... - znałam tą historię na pamięć. Swoją drogą wciąż nie rozumiem po co Maddy wybierała by się do skateparku, i to w dodatku w tej porze roku.

- Właśnie. Spotykali się jako przyjaciele - Asha zrobiła cudzysłów w powietrzu - ale my przyjmowaliśmy zakłady kiedy w końcu zostaną parą. Wygrała Stacy, obstawiała kwiecień. Wszyscy myśleliśmy że Damien poprosi ją o chodzenie już w walentynki.

- Dlaczego tak długo zwlekał?

- Kto wie? Maddy ma opinię... - dziewczyna zacisnęła usta - No wiesz... grzeczna uczennica i tak dalej... ale zimą zrobiła kilka głupot, kłócili się przez cały styczeń, poza tym Maddy nie jest osobą, która zmienia chłopaków jak rękawiczki.

- Wiem - westchnęłam, patrząc w zamyśleniu na moją kawę.

- A ty? Chyba niezłe z ciebie ziółko...

- Nieprawda. Jestem klonem Maddy. - powiedziałam i prawie natychmiast wybuchłyśmy śmiechem.

*

- Zanim przystąpicie do czytania lektury, warto, byście najpierw zapoznali się z biografią autora. To często pomaga zrozumieć, co takiego chciał przekazać w swoim tekście, jaka jest geneza...

Ze znudzeniem rysowałam wzroki na okładce mojego zeszytu, co chwilę podnosząc głowę, by rozejrzeć się po klasie. Lekcja literatury była jedną z tych, na które nie uczęszczałam z Maddy. Jakiś chłopak siedzący z przodu odwrócił się i puścił do mnie oczko. Zaśmiałam się bezgłośnie i odpowiedziałam tym samym. Dlaczego wcześniej go nie widziałam? Wyglądał jak zdjęty z okładki magazynu. Utrzymałam z nim kontakt wzrokowy, a gdy znów się odwrócił w stronę tablicy, zagryzłam dolną wargę i wtedy poczułam, że ktoś rzucił we mnie kulką papieru. Podniosłam mały zwitek z podłogi i rozejrzałam się dookoła. Damien i Melanie patrzyli na mnie wyczekująco. Rozwinęłam papier i odczytałam krótką wiadomość.

"Nazywa się Nick Gutter. Należy do szkolnej drużyny. Próbuj, jeśli jesteś odważna."

Dlaczego wszyscy próbują znaleźć mi chłopaka?, pomyślałam, ale po chwili odwróciłam kartkę i napisałam odpowiedź.

"Jestem odważna."

Damien odczytał wiadomość, po czym podał ją Melanie. Dziewczyna uśmiechnęła się w jakiś nieokreślony sposób, a jej usta ułożyły się w bezgłośne "wyzwanie?"

Pokiwałam głową.

Wyzwanie.

__________

W zasadzie słaby ten rozdział.
Następny oddam za 10 reakcji i 5 komentarzy
podoba wam się ta nowa forma dzielenia akapitów? używam jej bo nie muszę wtedy edytowac tekstu po przenieiseniu na drugi komputer.

1. Best friends

Jak zwykle spóźniona wbiegłam do sali, gdzie odbywała się lekcja i z impetem rzuciłam książki na ławce tuż obok Maddy. Gruba nauczycielka, pani Santana obrzuciła mnie oburzonym spojrzeniem, a kilka osób zachichotało, przeczuwając, co może się lada chwila wydarzyć.

-Rose! - Maddy złapała mnie za rękaw sportowej bluzy, siłą sadzając na miejsce, po czym, jak każda pilna uczennica, którą niewątpliwie była, uniosła wysoko rękę. - Pani profesor, mam pytanie...

-Przykro mi, panno Twain, ale tym razem nie dam się na to nabrać.

Westchnęłam i, opierając się na dłoniach, wstałam i wolnym krokiem ruszyłam pod tablicę. Pani Sanatana była prawdopodobnie jedyną osobą, na którą nie działał mój "niewinny" uśmiech, który odziedziczyłam po tacie.

-Powiedz mi, Rose - zaczęła nauczycielka - jak to możliwe, że przeniosłaś się do tej szkoły dwa tygodnie temu i spóźniasz się na moje zajęcia już... siódmy raz?

Fala wesołości znów przetoczyła się po klasie.

-Och, wie pani... - zaczęłam tonem niewiniątka, zgubiłam mój kompas i mapę, więc miałam kłopot z znalezieniem klasy...

-Mam nadzieję, że książka o geografii fizycznej Ameryki ocalała.

-Niestety, zostawiłam ją w Wielkim Kanionie.

-Bardzo nie-śmieszne - skrzywiła się profesorka, po czym przeszła do odpytywania.

*


-Ty to masz tupet! - stwierdziła Maddy, gdy szłyśmy korytarzem w stronę szkolnej kafeterii - Naprawdę nie rozumiem dlaczego nie możesz po prostu siedzieć cicho.

-Przecież mnie znasz - uśmiechnęłam się rozbrajająco - Taka już jestem.

-Rose... Pamiętasz, dlaczego twoi rodzice zgodzili się na to, bym cię tu ściągnęła? Miałaś zachowywać się jak należy. Obiecałaś to.

-Dobra, już dobra. Przepraszam.

-Cześć dziewczyny. - Damien jak zwykle pojawił się znikąd, objął Maddy jedną ręką i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się, gdy przyjaciółka lekko się zarumieniła.

-Czeeeść. - powiedziałam przeciągając samogłoski. Oglądanie tej dwójki razem było jednym z moich ulubionych zajęć.

-Moja dziewczyna znów cię wychowuje?

-Tak. Chyba musisz sprawić jej dzieciaka, żeby przestała zajmować się mną. - Maddy była dosłownie czerwona. Przyśpieszyła kroku, i zacisnęła szczękę, a Damien tylko się zaśmiał. - Powiedziałam coś nie tak?

-Skąd. Wszystko w porządku, prawda, kochanie?

Wiedziałam, że przyjaciółka jest na mnie zła, więc zwolniłam, zostawiając ją z chłopakiem. Cóż, wiedziała, na co się decyduje, ściągając mnie do USA w ostatniej klasie liceum. Różniłyśmy się od siebie usposobieniem, charakterem i doświadczeniem. Ona była wodą, ja ogniem. Ona wychowała się na przedmieściach Nowego Jorku - zawsze grzeczna, zawsze przygotowana, rzadko pozwalała sobie na różne wyskoki. Moje życie od zawsze przypominało burzliwy dzień. Byłam niepokorna i kłopotliwa, a do tego bezczelnie wykorzystywałam urok osobisty, by odronną ręką wychodzić z wszystkich tarapatów.

Gdy doszliśmy do stołówki, Maddy usiadła obok Damiena, a ja naprzeciwko nich. Po chwili pojawili się też pozostali znajomi mojej przyjaciółki - Stacy, Melanie, Aaron, Todd i Asha.

Rozmowa płynęła szybko jak potok. Dziewczyny omawiały kilka tematów jednocześnie, Maddy powoli rozluźniała się, zapominając o swojej urazie. Byłam wdzięczna Damienowi, który używając sobie tylko znanych sztuczek poprawiał jej humor, tak, że w końcu uśmiechnęła się i dołączyła do dyskusji.

-Jejciu... czy ktoś z was rozumie fizykę? - zawył Aaron.

-To nie jest fizyka - stwierdziła Melanie - To czarna magia!

-Dokładnie! - potwierdził Damien znad swojej kanapki z kurczakiem - Ledwo zaczął się rok szkolny, a ja już czuję, że nie zdam...

-Przecież to nie takie trudne - stwierdziłam. Trzy pary oczu spojrzały na mnie jak na wariatkę. - To znaczy... W Anglii już to przerabiałam...

-Serio? - ucieszyła się Melanie - A mogłabyś nas podszkolić? Na przykład w czwartki, w bibliotece?

-Jasne. - uśmiechnęłam się, patrząc asekuracyjnie na Maddy, ale ona tylko do mnie mrugnęła.

-Ale w czwartki jest zebranie klubu dyskusyjnego w bibliotece... - zauważyła Asha, przekrzywiając zabawnie głowę ozdobioną długim, czarnym warkoczem. Z rysów jej twarzy można było wywnioskować, że w jej rodzinie był jakiś Azjata.

-Dlatego przynajmniej będzie spokój. - zauważył milczący dotąd Todd. - Ty ze swoimi dyskutantami będziesz w jednej części biblioteki, oni w drugiej. Proste.

-Mi pasuje - stwierdził Damien – Tym bardziej, że Maddy ma w tym czasie koło matematyczne.

-Nie mów, że dalej tam chodzisz! - Stacy pochyliła się nad stołem w stronę koleżanki - Mówię ci, to pierwszy stopień do staropanieństwa!

-Jej to nie grozi - zapewnił Damien, po czym, na potwierdzenie swoich słów pocałował Maddy w usta.

-Czyli jak? W czwartki w bibliotece? - upewniłam się. W odpowiedzi otrzymałam trzy kiwnięcia głową. - Super.

*

-Maaaaddy... - zajęczałam, przekręcając się z brzucha na plecy. Czasopismo, które trzymałam w dłoni zaszeleściło - Maaaaaaddy!

-Co? - zapytała przyjaciółka zsuwając słuchawki z uszu.

-Nie śpiewaj. Próbuję czytać.

-Przecież ja bardzo ładnie śpiewam.

Zaśmiałam się w odpowiedzi.

-Wiesz Rose, nie wszyscy wygrali loterię genetyczną - powiedziała z przekąsem, choć mogłam zauważyć, że próbuje się nie uśmiechnąć. Obie wiedziałyśmy, że jej możliwości wokalne praktycznie nie istnieją.

-Chciałabym po prostu poczytać. - stwierdziłam, siadając na pościeli.

Ponieważ nasza szkoła była prywatna, jak większość uczniów mieszkałyśmy w internacie. Nasz pokój był nieduży, ale bardzo kolorowy, oklejony plakatami - głównie filmowymi, bo te kolekcjonowała moja przyjaciółka. Mieszkanie z przyjaciółką było chyba najlepszą rzeczą, jaka mnie spotkała. Dzięki temu byłyśmy chyba jeszcze bardziej nierozłączne.

Maddy otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale przeszkodziło jej ciche pukanie do drzwi.

No, może niezupełnie nierozłączne.

-Wpuście mnie!

Blondynka natychmiast poderwała się z miejsca, ale szybko złapałam ją za dół za dużej, szarej koszulki, której używała jako piżamy.

-Damien, jest cisza nocna. Spadaj stąd!

-Och przestań. Otwórzcie drzwi zanim ktoś mnie zobaczy.

Maddy pochyliła głowę, patrząc na mnie z miną małego psiaka. Ułożyła usta na kształt niemego "proszę", podczas gdy jej chłopak po raz kolejny zapukał w drzwi.

-Ale nie będziesz już śpiewać. - powiedziałam cicho, na co dziewczyna zareagowała śmiechem.

-Zgoda.

Puściłam ją i z rozbawieniem obserwowałam jak podbiega do drzwi, zatrzymuje się, poprawia włosy i starą koszulkę, chwyta za klamkę, puszcza ją, łapie z półki balsam do ust, używa go, odkłada i w końcu odblokowuje zamek. Wszystkie te czynności zajęły jej nie więcej niż dziesięć sekund.

Może to było dziwne, ale odkąd przeprowadziłam się do USA czułam się w pewien sposób zazdrosna o Maddy. Nie byłam biseksualna, wiedziałam, że moja przyjaciółka ma chłopaka i wcale mi to nie przeszkadzało, ale dotąd nasza znajomość - oczywistych powodów - była głównie internetowa, więc przyzwyczaiłam się do posiadania jej na wyłączność.


Muszę też sobie kogoś znaleźć, pomyślałam, zakładając na uszy słuchawki, których wcześniej używała Maddy.

_____________________

Hej! No to jestem :)
Jak podoba wam się nowy wygląd bloga?
Bo ja powiem nieskromnie bardzo go lubię ;)
Od teraz pod każdym nowym postem będą tak zwane "reakcje" więc jeśli nie macie czasu napisać komantarza (choć tak naprawdę to jednak macie tylko wam się nie chce;)) możecie po prostu ocenić klikając przy ocenie którą wybieracie dla danego rozdziału. Proste? Proste!
Proszę i błagam i rozsyłanie linku do bloga na Twitterze, naprawdę mi na tym zależy!
Ok, tyle co do organizacji.
Co myślicie na temat nowego opka? Mam nadzieję, że zachęciłam was do czytania. Podoba wam się moja kreacja Rose czy spodziewaliście się czegoś innego?
Co do imion postaci - są dziwne, wiem ;) Ale ja też jestem dziwna.
Komentujcie! Kocham was wszystkich!