Rozdział Trzydziesty Szósty.


Nie pytałam o nic całą drogę do hotelu, choć na język cisnęły mi się dziesiątki pytań. Ale Hazz zamiast do naszego apartamentu zaprowadził nas na plażę. Było już ciemno, ale wciąż ciepło. Niebo tuż przy horyzoncie miało piękne refleksy, gwiazdy układały się w wspaniałe wzory, delikatna bryza owiewała twarz. Ustawione wzdłuż plaży latarenki pomagały znaleźć drogę do poszczególnych domków. Styles zatrzymał się na linii łączącej piasek z wodą i szybko zrzucił buty.
-Zamierzasz się kąpać? - zaśmiałam się.
-Jeśli chcesz.
-Nie chcę! - pisnęłam, odskakując od wody i również zdjęłam szpilki.
Usiedliśmy razem na piasku i przez chwilę wpatrywaliśmy się w ocean. Nieśmiało dotknęłam jego ręki, ale nie odwzajemnił uścisku.
-Harry?
Spojrzał na mnie, a w jego zielonych tęczówkach odbiła się niepewność. Zacisnęłam usta, nie wiedząc co powiedzieć. Znów spojrzał w dal.
-Założę się, że nie wejdziesz do wody. - rzuciłam nagle.
-Ja?
-Tak. Nie zmoczysz nowego ubrania, prawda.
W jego oczach pojawił się znajomy błysk, gdy podejmował wyzwanie. Podniósł się i spojrzał na mnie z góry.
-W ciuchach?
Skinęłam głową.
-Pod jednym warunkiem. Pójdziesz ze mną.
-Nie!
Ale Hazz złapał mnie za rękę i pociągnął w górę.
-Ty pierwszy. - poleciłam.
Spojrzał na mnie ostrzegawczo i ruszył w kierunku wody. Już po chwili zmoczył się do pasa. Zrobił jeszcze kilka kroków, po czym odwrócił się w moją stronę i uśmiechnął się zadziornie.
-Choć do mnie.
Postanowiłam się wycofać. Zaśmiałam się, podnosząc buty z piasku.
-Ronnie!
-Dobrze, już idę. - odłożyłam je z powrotem na miejsce i powoli ruszyłam do wody.
Była dość ciepła. Szłam powoli, czując jak delikatnie opływa moje ciało. Gdy wyrównałam się z Harry'm, sięgała mi do ramion, a jemu do połowy piersi. Zaśmiał się, widząc, jak niezdarnie unoszę głowę, by nie zmoczyć koczka. Fuknęłam i uznając, że nasze wyzwanie jest zakończone postanowiłam zawrócić.
Zrobiłam kilka kroków, i woda sięgała mi już do łokcia, gdy chłopak złapał mnie za ramię i zatrzymał.
-Dokąd to? - zapytał, przedzierając się przez fale.
Odwróciłam głowę, by coś odpowiedzieć, ale nagle zdałam sobie sprawę, jak blisko siebie jesteśmy. Jego obecność mnie paraliżowała, zupełnie jak na początku naszej znajomości. Uśmiechnął się, widząc rozkojarzenie w moich oczach i ujął moją dłoń pod wodą. Zawiał mocniejszy wiatr i dostałam gęsiej skórki. Chłopak podniósł drugą rękę i delikatnie dotknął napiętej skóry na moim ramieniu. Jego wzrok przeniósł się na moje usta i już wiedziałam co planuje.
Gdy mnie pocałował poczułam całe tuziny motyli ulatujących z mojego ciała. Tak długo na to czekałam.. Rozplątałam nasze palce by przenieść obie ręce na jego kark. Hazz lekko się schylił i podciął moje kolana pod wodą i wziął mnie na ręce. Niósł mnie na brzeg, nie przerywając pocałunku.
Z słodkiego amoku ocknęłam się dopiero, gdy postawił mnie na piasku i powoli zaczął się odsuwać. Zrozumiałam, że wcześniej po prostu dał się ponieść chwili, ale nie zamierzałam pozwolić mu naprawiać tego błędu. Mocno nacisnęłam na jego ramiona, a gdy to nie zadziałało, po prostu na niego wskoczyłam, powalając na ziemię. Złoty piasek lepił się do mokrej skóry, ale nie zaprzątałam sobie tym głowy. Złączyłam nasze usta w kolejnym pocałunku. Harry zareagował z entuzjazmem i szybko obrócił się tak, że teraz to on był nade mną. Jego ręce zanurzyły się w piasku po obu stronach mojej głowy. Całował zachłannie, jakby bał się, że mu ucieknę. Ale ja oplotłam go nogami w pasie i przyciągnęłam do dołu. Nie czułam ciężaru jego ciała, gdy położył się na mnie.
W końcu zabrakło nam tlenu i Hazz upadł na ziemię po mojej prawej stronie. Byliśmy cali w piasku, mokre ciuchy przylegały do ciał, ale miałam to gdzieś. Przekręciłam się w jego stronę i napotkałam pełne pożądania spojrzenie. Namacałam jego dłoń i położyłam na swoim udzie, przysuwając się bliżej, po czym zaczęłam walczyć z guzikami przy przemoczonej koszuli. Oderwał się ode mnie i spojrzał ze zdziwieniem.
-Tutaj?
-Tak.
-A Rose?
Cholera. Zapomniałam. Opiekunka wciąż siedziała w naszym domku.
-Właśnie dlatego tutaj.
Zaśmiał się głośno, ale jego dłonie zacisnęły się na moich biodrach.
-Jesteś szalona. - przysunął się jeszcze bardziej i delikatnie potarł nosem o mój. - Tak jak kiedyś... i taka słodka...mój ulubiony deser...
Serce o mało nie wyskoczyło mi z piersi, słysząc to określenie, którego użył pierwszy raz od tylu miesięcy.
-Znasz mnie, Harry. - wyszeptałam, patrząc mu w oczy. - Wciąż jestem tą samą dziewczyną. Wciąż bije we mnie to samo serce, a teraz chcę tylko, byś sprawił, że zabije szybciej.
Nie mógł być obojętny na swoje własne argumenty. Wtedy zadziałały, musiały zadziałać i teraz.
Kiedy przyciągnął mnie do siebie nie liczyło się już to, że jesteśmy mokrzy, brudni od piasku, a w domu czeka opiekunka z naszym dzieckiem. Byliśmy tylko my.

*

Obudziłam się rano na miękkim piasku, czując promienie słońca na mojej skórze. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się dookoła. Ale jego nie było. Szybko podniosłam się z ziemi, zabrałam moje rzeczy i otrzepując splątane włosy pobiegłam do domku.
Harry był w kuchni. Miał na sobie szorty w kolorze khaki, pomarańczową koszulę rozpiętą na całej długości i ukazującą wytatuowane ciało. Loki schowane były pod czapką. Jego twarz wyrażała skupienie, gdy z uwagą wbijał jajko do miseczki. W ustach trzymał widelec. Gdy pojawiłam się na progu, podniósł na mnie wzrok i wyciągnął widelec by rozmieszać jajko, a jego wargi rozciągnęły się w niepewnym uśmiechu, który natychmiast odwzajemniłam.
-Rose jeszcze śpi. - wyjaśnił. - Idź pod prysznic.
Bez słowa ruszyłam do łazienki. Gorąca woda rozbudziła mnie i przywołała wspomnienia. Bardzo dobre wspomnienia. Stałam, czując strumień płynący wzdłuż moich pleców, rozpamiętując dotyk chłopaka, jego pocałunki i słowa. Chciałam cofnąć się w czasie, przeżyć to od początku.
"Czapka - pomyślałam nagle. - Wziął ze sobą czapkę... Czyżby przewidział...?"
Zjedliśmy razem śniadanie, a gdy Rose się obudziła, nakarmiliśmy ją i zabraliśmy na plażę. Żadne z nas nie poruszyło tematu poprzedniego wieczora. Zachowywaliśmy się tak, jak gdyby wcale nie istniał. Zachowanie Hazzy napawało mnie niepokojem, wyczułam pewien dystans wobec mnie, inny od tego, który był między nami wcześniej.
Tego popołudnia wracaliśmy do domu. W milczeniu spakowaliśmy walizki i wymeldowaliśmy się z hotelu. Na lotnisku mała zaczęła marudzić i aż do lądowania wciąż musiałam się nią zajmować. Nie było czasu na spokojną rozmowę.

*

W tym samym czasie w innej dzielnicy Londynu trzasnęły drzwi. Dziewczyna zacisnęła palce na rączkach walizek i pociągnęła je w stronę swojego białego auta, jednocześnie próbując jakoś odrzucić jasne pasma z oczu. Nie zdążyła pokonać nawet połowy drogi dzielącej ją od auta, gdy drzwi otworzyły się ponownie.
-Poczekaj!
-Czekałam już wystarczająco długo. - syknęła.
Chłopak podbiegł do niej i złapał w pasie, próbując zatrzymać. Puściła walizki i odepchnęła go.
-Zostaw mnie!
-Co znów zrobiłem?
-Co?! - krzyknęła, nie przejmując się, że ktoś ją usłyszy. - Jeszcze sie pytasz? A może czego nie zrobiłeś? - znów podniosła swoje rzeczy i zaczęła upychać je w pojeździe. - Wiesz, że umiem być wyrozumiała, rozumiem, że twoi przyjaciele mają kłopoty, rozumiem wszystko, ale czy wpadłeś na pomysł że ja też mogę mieć zmartwienia?
-A masz jakieś? - zdziwił się, blokując jej wejście do samochodu.
-Mam.
-Więc dlaczego mi o nich nie mówisz?
-Bo nie masz czasu porozmawiać z własną dziewczyną. Wolisz spędzić wieczór w towarzystwie kolegi? Proszę bardzo! Było mnie tylko uprzedzić, żebym nie musiała czekać na ciebie jak głupia!
-Wybacz, za... - znów próbował ją obiąć, ale skutecznie go wyminęła, dostając się do drzwiczek.
-Poczekaj!
-Spadaj!
Nie zdołał jej zatrzymać. Z piskiem opon wyjechała na ulicę. Rzuciła go. Znów.

*

Liam odruchowo odblokował swój telefon, by odczytać wiadomość od Danielle, na której przybycie czekali. Niall i Emily nie zwracali na niego zbytniej uwagi, bo właśnie kłócili się o to, czy lepiej zagrać w dziewiątkę czy pokera. Dopiero zmartwiony głos bruneta przerwał ich dyskusję.
-Dan nie przyjedzie.
-Dlaczego? - zdziwił się Irlandczyk.
Ale Payne, zamiast odpowiedzieć wybrał numer ukochanej i zamyślił się, czekając na nawiązanie połączenia.
-Co się dzieje, kochanie? - zapytał, gdy odebrała.
Emily i Niall patrzyli na niego wyczekująco, gdy jego twarz gwałtownie zmieniła wyraz.
-O mój Boże... ale rozmawiałaś z nią już? Co mówiła? - przez chwilę słuchał relacji po drugiej stronie. - Ale... jasne, nie ma sprawy, jedź do niej. Spróbuj ją zatrzymać czy coś... Boże... jasne, jasne. Dobrze, zobaczymy się później. Zaraz do niego zadzwonię.
Chłopak rozłączył się i ukrył twarz w dłoniach. Niall podszedł do niego i otoczył ramieniem.
-Co się dzieje?
-Danielle... Perrie dzwoniła do niej. Właśnie zerwała z Zaynem.
-Co?!
-Tym razem chyba na stałe...
-Jedziemy do niego! - zawołał Horan.
-Ja pojadę. - powiedział Liam, nagle się ożywiając. - Musisz zostać z Emily.
Niall zawahał się, nie wiedząc, co robić.
-Pojadę z wami. - orzekła dziewczyna, która do tej pory milczała.
-Nie, E...
-Mogę poczekać w samochodzie, jeśli chcecie. - zaproponowała. - Albo sama tutaj. Nie jestem niepoczytalna.
-Nie zostaniesz sama. - powiedział twardo Horan, po czym zwrócił się do Liama. - Jedziemy we troje.
Gdy dojechali do domu Malika, chłopacy biegiem ruszyli do drzwi, a Emily po chwili wahania ruszyła za nimi.
Zayn siedział w salonie w jednej dłoni trzymając telefon, a w drugiej jakiś czarny materiał. Z nadzieją podniósł głowę, słysząc, że ktoś wchodzi, ale widząc przyjaciół, znów ją opuścił.
-Zayn! - Liam pierwszy dopadł do przyjaciela i mocno go przytulił.
-Znów wszystko...
-Cii... nie możesz się łamać! - pocieszał go chłopak.
-Musisz o nią walczyć! - zawołał Niall, obrzucając zdziwionym spojrzeniem fragment garderoby, który Malik wciąż miętosił w rękach.
Dopiero po chwili rozpoznał gorset.
Emily nieśmiało stanęła w progu salonu, przyglądając się, jak przyjaciele próbują pocieszyć i pokrzepić jednego z nich. Zayn... Jego osoba zawsze budziła w niej silne emocje, mimo, że tak naprawdę nawet się nie znali. To znaczy, ona wiedziała o nim bardzo dużo, od lat miała przed oczami jego pełne dziwnej mieszaniny paniki zdecydowania spojrzenie, ale on znał tylko tą dziewczynę, jaką była dla Nialla. Zresztą, czy to się liczyło? Z jej punktu widzenia nie. Dlatego teraz, patrząc na jego zrozpaczoną twarz czuła silną potrzebę, by mu pomóc, tylko nie wiedziała jak.

[Chcę tylko powiedzieć, że scena rozstania miała być oddzielona od wizyty chłopaków u Zayna, żebyście się trochę pogłowiły o kogo chodzi, ale ostatecznie wyszło jak wyszło. Mam nadzieję że i tak was zaskoczyłam. No i jak wątek naszej ‘Honnie’? ;)

 Nie wyobrażam sobie, że tego nie skomentujecie ;)]

Rozdział Trzydziesty Piąty.


Siedziałam na plaży wpatrując się w Rose beztrosko skaczącą po rozgrzanym piasku. Harry spacerował brzegiem z lekko przymkniętymi powiekami. Poruszyłam się niepewnie w moim skąpym bikini, zastanawiając się, czy do niego podejść.
Prawie nie rozmawialiśmy. Wiedziałam, że często przyglądał mi się podczas lotu, ale nie komentowałam tego w żaden sposób, tylko uśmiechałam się, gdy nasze spojrzenia się spotykały. Ale ile to miało trwać?
Energicznym ruchem poderwałam się i ruszyłam truchtem w jego stronę. Napawałam się widokiem jego rozwianych gorącym wiatrem loków, szortów do kolan i odkrytej, pokrytej tatuażami klatki. Czułam się nieco niepewnie, bo Perrie wyrzuciła mi z torby chusty, którymi mogłabym się ewentualnie przewiązać, a przecież nie będę paradować z grubym swetrem na biodrach.
Zatrzymałam się przy nim i posłałam mu radosny uśmiech.
-Coś się stało? - zapytał.
-Nie. Mogę do ciebie dołączyć?
-Jasne.
Obejrzałam się na naszą córeczkę, ale ona była właśnie zaabsorbowana swoim drugim - bo pierwszy zbudowała z ojcem zaraz po przyjeździe - zamkiem z piasku. Z ogromnym jak na jej dwa latka zaangażowaniem uderzała łopatką w górkę piasku, najwyraźniej sądząc, że budowla jest w niej uwięziona. Harry też na nią patrzył, a jego oczy wyrażały dumę. W końcu spojrzeliśmy na siebie i ruszyliśmy. Przez chwilę żadne z nas nie nawiązywało konwersacji.
-Dlaczego nie powiedziałaś, że Luke się wyprowadza? - zapytał nagle chłopak.
-To się stało bardzo nagle, z dnia na dzień...
-I teraz jesteś sama. - zauważył, marszcząc brwi.
-Nie jestem sama. Mam ciebie.
Chyba spodobała mu się ta odpowiedź.
-Czyli pozwolisz mi za was płacić?
-Cóż... nie zamierzam żyć z alimentów.
-Nie nazywaj tak tego. - zaprotestował.
-W każdym razie szukam pracy.
-Po co? Zatrudnisz opiekunkę? - prychnął. - To głupota.
Wzruszyłam ramionami. Nagle Harry zatrzymał się i złapał mnie za ramiona. Na kilka sekund zatopiłam się w jego jasnym, pewnym spojrzeniu.
-Jesteśmy rodziną. - powiedział poważnie. - Słyszysz? A ja jestem jej głową. Nie pozwolę by matka mojego dziecka pracowała na opiekunkę i nie miała czasu by patrzeć jak rośnie jej własna córka. Skoro ja mam pieniądze, to chociaż ty powinnaś być przy niej cały czas. Postanowione.
Milczałam, wzruszona jego postawą. Nazwał nas rodziną. Miałam ochotę się rozpłakać.
Wtedy Harry, do tej pory patrzący mi prosto w twarz, zjechał wzrokiem w dół mojego ciała. Poczułam uderzenie gorąca i w duchu podziękowałam dziewczynom, że zmusiły mnie do noszenia tego stroju. Chyba jednak spełniał swoje zadanie, bo Hazz przez dłuższą chwilę nie odrywał ode mnie wzroku. Chłopak lekko pochylił się w moją stronę i opuszkami palców otrząchnął ziarenka piasku z mojego uda. Na jego usta wkradł się nieśmiały uśmieszek, a mnie przeszył przyjemny dreszcz. Miałam ochotę wytarzać się cała w piachu, byleby znów mnie dotknął.
Nie wiedząc, co powiedzieć wyciągnęłam palec i wymierzyłam go w motyla na jego brzuchu.
-Nie uważasz, że przesadziłeś z tatuażami? - zapytałam zaczepnie.
-Nie. - zaśmiał się. - Nie podobają ci się?
Przesunęłam ręką w górę jego torsu, dotykając kolejnych rysunków na skórze ukochanego i uśmiechnęłam się. Już nie był osiemnastoletnim wyrostkiem, z którym poznałam wszystkie znaczenia słowa miłość, ale prawdziwym facetem, z którym chciałam je odkryć na nowo. W ostatniej chwili powstrzymałam się przed westchnieniem na wspomnienie ciepła jego ciała podczas naszej ostatniej wspólnej nocy. Spojrzałam mu prosto w oczy i zrozumiałam, że oboje myślimy o tym samym.
-Podobają mi się. - powiedziałam, nie spuszczając wzroku. - Chciałabym poznać ich symbolikę.
Uśmiechnął się i ruszyliśmy z powrotem. W samą porę. Rose właśnie zrozumiała, że w górce piasku nie ma żadnego zamku i zamierzała iść popływać. Hazz pobiegł w jej stronę i chwilę później całą trójką pluskaliśmy się w ciepłej tropikalnej wodzie.

*

Pierwsza noc minęła spokojnie, ekstrawagancka bielizna na nic się nie zdała, choć i tak musiałam się w niej położyć, bo nie miałam nic innego. Mocniej okręciłam się kołdrą i patrzyłam na śpiącą w moim łóżku Rose, w duchu obiecując, że zemszczę się na dziewczynach. Ale potem przypomniałam sobie ten nieśmiały gest Harry'ego na plaży i postanowiłam złagodzić im karę. Zasnęłam wspominając cudowne chwile spędzone na gorącej plaży razem z dwójką ludzi, których kochałam najbardziej.
Rano obudził mnie cichy śpiew. Otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że mojego dziecka nie ma obok mnie. Szybko wyskoczyłam z pościeli i pobiegłam do salonu wynajmowanego przez nas domku przy plaży. Tam, na sofie siedział Harry i niezdarnie czesał włoski Rose, która popiskiwała co chwilę. Chcąc ją uspokoić, śpiewał jej piosenki Eda. Gdy usłyszał, że wchodzę do pomieszczenia automatycznie odwrócił głowę w moim kierunku.
Nagle przestał śpiewać i przełknął ślinę, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Dzień dobry. - powiedział, a na jego usta wkradł się uśmiech.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że mam na sobie koronkowe figi w cielistym kolorze i dobrany do kompletu, półprzezroczysty top z wstążeczką pod biustem. Zakłopotana nie odpowiedziałam.
-Wyglądasz jak prezent. - zaśmiał się nagle. - Bardzo ładny prezent.
Cóż, moja skóra miała podobny odcień co bielizna, więc na pierwszy rzut oka musiałam wyglądać jakbym paradowała nago przewiązana tylko wstążką. Mimowolnie się uśmiechnęłam i zawróciłam na piecie, by założyć coś innego.
Gdy wróciłam, Hazz wciąż mocował się z włoskami małej, mocno zapętlonymi po zabawach na plaży. Szybko wzięłam córkę na kolana i doprowadziłam jej fryzurę do porządku, a Harry zaproponował nam zamiast śniadania gofry w bufecie na mieście. Zgodziłam się z uśmiechem.
-Może wieczorem pójdziemy na tańce? Podobno niedaleko jest bardzo przyjemny klub, można nauczyć się salsy...
Zaśmiałam się na samą myśl, o Harry'm tańczącym salsę. Spojrzał na mnie udając oburzonego, ale po chwili do mnie dołączył.
Cały dzień spędziliśmy na plaży, ciesząc się gorącym słońcem. Rose wyglądała uroczo w swoich różowych kąpielówkach i słomianym kapelusiku. Hazz poświęcał jej całą swoją uwagę, ale mi to nie przeszkadzało. Czułam się taka szczęśliwa, za każdym razem, gdy ją przytulał i mówił, jaka jest cudowna. A ona aż piszczała, wciąż spragniona jego ojcowskiej czułości.
Około siedemnastej Hazz polecił mi się przebrać, a sam zadzwonił po opiekunkę z hotelu, która miała zająć się małą. Zamknęłam się w łazience i przez kilka minut walczyłam z suwakiem zielonej, lekko rozkloszowanej sukienki. Potem upięłam włosy w luźny koczek i byłam gotowa.
Lokal, do którego się wybraliśmy należał do tych miejsc, gdzie ludzie uważali znajomość tańców latynoskich za coś naturalnego i nikt nie siedział dłużej niż dwie minuty. Ale... my zdecydowanie pobiliśmy ten rekord. Przez ponad pół godziny siedzieliśmy przy naszym stoliku nie potrafiąc nawet nawiązać dłuższej konwersacji. Zastanawiałam się, dlaczego. Styles był jakby nieobecny, jakby jego myśli zostały przy Rose. Ten jeden raz miałam mu to za złe.
-Przyszliśmy tu pomilczeć? - zapytałam w końcu lekko poirytowana.
-Wybacz. - powiedział cicho, wyrwany z zamyślenia. - Ja...
-Przepraszam. - przy naszym stoliku znikąd pojawił się młody mężczyzna z szerokimi ramionami i amerykańskim akcentem. - Mógłbym zaprosić panią do tańca? - przezornie rzucił spojrzenie w stronę Harry'ego.
-Z chęcią. - uśmiechnęłam się, gdy mój towarzysz nie zareagował.
Ujęłam ciepłą dłoń nieznajomego i wyszliśmy na parkiet, umieszczony pod gołym niebem. Facet wyglądał przyjaźnie, przyglądałam mu się z zainteresowaniem.
-Jestem Anthony. - przedstawił się. - A pani?
-Ronnie. Bez pani. - mrugnęłam do niego, po czym spojrzałam w stronę mojego stolika.
Hazz uporczywie wpatrywał się w swoją szklankę, choć mogłabym przysiąc, że sekundę wcześniej czułam jego wzrok na moich ramionach.
-Pokażesz mi kroki?
-Jasne. - mężczyzna powoli położył dłoń na mojej talii. - To proste. - zapewnił z uśmiechem.
Ujęłam drugą dłoń i wsłuchałam sie w muzykę. Anthony wykonał pierwszy krok, a ja posłusznie podążyłam za nim. Wykonaliśmy obrót, przez co lekko się zachwiałam i mężczyzna obie ręce zacisnął wokół mojego ciała, nie pozwalając mi upaść. Posłałam mu pełen wdzięczności uśmiech, gdy ktoś złapał za mój łokieć i gwałtownym ruchem wyrwał z objęć nieznajomego. Brązowe loki podskoczyły ostrzegawczo, gdy bezczelnie odciągnął mnie na bok.
-Pan wybaczy, ona jest ze mną. - syknął, błyskając zielonymi oczami i pociągnął mnie za sobą.
-Harry! - pisnęłam, szarpiąc się z nim.
Obejrzałam się za Anthony'm, ale nigdzie go nie było. Hazz zatrzymał się i spojrzał na mnie pochmurno.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytałam głośno. - Chciałam z nim zatańczyć.
-Nie chciałaś. - powiedział twardo.
-Chciałam!
-Nie chciałaś. Zaraz ci to udowodnię.
Nawet nie zauważyłam, gdy jego ręka znalazła się na moich lędźwiach i przyciągnęła do niego. Oplótł mnie ramionami, nie spuszczając skupionego wzroku z mojej twarzy. Odruchowo położyłam dłonie na jego ramionach. Zaczęliśmy się kołysać w rytm muzyki, moje ręce przeniosły się na jego kark. Oddzielił nas tylko po to, by mną zakręcić, sekundę później znów byłam w jego ramionach. Tańczyliśmy dość nieporadnie w porównaniu do innych, wprawionych tancerzy, ale nie miało to większego znaczenia. Hazz przytulił się do mnie i lekko cmoknął w policzek.
-Chciałaś z nim tańczyć? - zapytał niskim głosem, któremu nie umiałam się oprzeć.
-Tak. - odparłam zadziornie.
Jego ręka zjechała wzdłuż mojego biodra, a potem zawróciła. Przywarliśmy do siebie jeszcze bardziej.
-Chciałaś? - dopytywał, zbliżając swoje usta do mojego ucha tak blisko, że mógłby je pocałować.
-Hmm...
Odchylił głowę i spojrzał mi prosto w oczy. Nasze twarze były zbyt blisko, niemal stykaliśmy się nosami. Nasze stopy odnalazły własny rytm, poruszaliśmy się niezależnie od muzyki.
-Chciałaś? - jego oczy błyszczały, nie sposób było mu się oprzeć.
-Nie.
Zagryzłam dolną wargę, marząc o tym, by mnie pocałował. Ale po kilku minutach Styles odsunął się ode mnie i złapał za rękę.
-Wracamy? - nie czekając na moją odpowiedź pociągnął mnie w stronę wyjścia.

[krótkie info. Robiłam czystki w opowiadaniu i usunęłam prawie dwa rozdziały (w tym połowę tego, więc musiałam przerabiać całość) J zanim włączycie larum, to były fragmenty z cyklu „lanie wody” ale teraz rozdziały już chyba nie będą miały jednakowej długości. I nie proście o nn jeśli nie pojawi się przynajmniej 10 komentarzy.
To jak? Warto było czekać? Jak wrażenia? HMMMM??? ;) 
KOMENTUJCIE I PYTAJCIE]


Rozdział Trzydziesty Czwarty.



Spakowałam już ostatnią torbę na wyjazd, trzy razy upewniając się, że zabrałam wszystko. Dan obiecała wpaść jeszcze przed wyjazdem, by upewnić się, że na pewno nie spakowałam niczego "nieodpowiedniego". Zaśmiałam się, przypominając sobie poprzednie popołudnie. Nie tylko ja zaszalałam. Po kwadransie poszukiwań stroju dla mnie, Perrie i El dyskretnie się ulotniły się do działu z ekstrawagancką bielizną - gdzie po chwili dotarłam też ja i Danielle - i znalazłyśmy je przebierające w satynowych gorsetach, które miały "poprawić humor" Lou i Zaynowi.
Moje rozmyślania brutalnie przerwał dźwięk telefonu. Sięgnęłam do kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Malik.
-Hej, Zayn. - przywitałam się radośnie.
-Cześć. - jego ton zbił mnie z pantałyku.
-Co się stało?
-Śledzisz portale plotkarskie?
-Nie... - byłam zaskoczona tym pytaniem, wiedziałam, że kryje jakieś drugie dno.
-Więc, gdybyś kiedyś postanowiła jakiś odwiedzić, to nie wierz wszystkiemu co w nich zobaczysz. - powiedział powoli. - On cię kocha, a to chyba najważniejsze. - dodał tylko i rozłączył się.
Przez chwilę trwałam w bezruchu, po czym rzuciłam się w stronę komputera.
"Modelka w domu Harry'ego Stylesa!"
"Romans potwierdzony?"
"Schadzki z młodą gwiazdką świata mody."
"Harry przekonał się do modelek?"
Wszystkie artykuły oznaczone tagiem "Harry Styles" mówiły o jakiejś sprawie z Dorothy, młodą modelką. Pierwsze wpisy na temat ich rzekomego związku pochodziły z... ich wyjazdu do Sydney. Zdjęcia z spotkań w klubach, barach, kilkunastosekundowe filmiki jak biegną w stronę auta, tweety tamtej... Przypomniałam sobie, jak Hazza mówił, że zamierza umówić się ze znajomą, by odciągnąć ode mnie zainteresowanie mediów. Cóż, udało mu się.
Ale co w takim razie ta pinda robiła w jego domu... kilka godzin wcześniej?!
Zatrzasnęłam laptop ze wściekłością, nie wiedząc, co o tym myśleć. Wspominałam słowa Zayna i odetchnęłam głęboko, próbując się uspokoić.
Jedno spotkanie. Jedno, po kilku tygodniach milczenia. Może chciał odwrócić uwagę brukowców od naszego wyjazdu?
Cóż, nie miałam wielkiego wyboru, musiałam mu ufać.

*

Myślałam, że dziewczyny żartowały wspominając, że mnie skontrolują, jednak w piątkowy poranek do mieszkania wpadła Perrie i z szerokim uśmiechem na ustach bezceremonialnie rozpięła moją torbę.
-Co to jest? - zawołała już po chwili.
-Bawełniana koszulka.
-Masz szlaban na bawełniane koszulki!
Zaśmiałam się, ale dziewczyna z determinacją wyciągała wszystkie normalne ciuchy.
-Jedziemy tylko na dwie noce. - zauważyłam, gdy postanowiła porzucić kolejny komplet drogiej bielizny.
-Marudzisz. - żachnęła się. - Kiedyś uwielbiałaś takie ubrania.
-Kiedyś nie miałam rozstępów.
-Teraz też nie masz.
-Ale zmieniła się moja rola i środowisko, w którym żyję. Wyglądałabym śmiesznie idąc w tym - wskazałam na połyskujący top leżący na wierzchu. - do parku z dzieckiem.
-Wyglądałabyś seksownie.
Machnęłam ręką i poszłam do Emily. Dziewczyna wciąż jeszcze leżała wpatrzona w sufit.
-Rozmawiałam z Janet. Przenocuje cię u siebie.
-Kiedy z nią rozmawiałaś? - zapytała dziewczyna, nie wstając z łóżka.
-Wczoraj wieczorem.
-Ja dzwoniłam do niej kwadrans temu i to odwołałam. Zostaję tutaj.
-Ale... Emily, nie możesz zostać...
-Nie jestem dzieckiem! - krzyknęła. - Przestańcie się mną wszyscy opiekować!
-Nie możemy. - westchnęłam. - Jesteś dla nas ważna.
Uśmiechnęłam się i wyszłam, zostawiając ją samą z tymi słowami. Będzie miała cały weekend by to przemyśleć. Spojrzałam na zegarek.
-Perrie, zostaw te torby! Zaraz spóźnię się na samolot!

*

Emily owinęła się ciepłym kocem i przymknęła oczy. Było późne popołudnie, Ronnie prawdopodobnie była już na innym kontynencie, gdzie razem z Harry'm  miała rozkoszować się tropikalnym słońcem. A ona została sama. Cieszyło ją to, ale jednocześnie czuła się niepewnie w tym pustym mieszkaniu pozbawionej śmiechu Rose i krzątaniny jej matki.
Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna wolnym krokiem przemierzyła odległość dzielącą ją od przedpokoju i nacisnęła klamkę. Jej oczom ukazał się nie kto inny, tylko Niall Horan w towarzystwie Liama i trzech toreb - jednej sportowej, dwóch z zakupami.
-Cześć, Emily! - zawołali jednocześnie i bezceremonialnie weszli do środka. - Gdzie możemy to położyć?
-W kuchni, ale... co wy tu robicie?
-Jak to co? - oburzył się Payne. - Chyba nie zamierzasz być sama cały weekend?
-Nie potrzebuję towarzystwa. - powiedziała niemal odruchowo, zaciskając pięści.
-Nie potrzebujemy twojej zgody. - zaśmiał się blondyn.
-Ale...
-Ronnie się zgodziła.
Emily przewróciła oczami. Znów wszyscy traktują ją w ten sposób. Nagle przypomniały jej się słowa, które usłyszała tego poranka. "Jesteś dla nas ważna."
-No dobrze...
Chłopacy uśmiechnęli się.
          Dwie godziny później siedzieli w salonie oglądając film. Niall co chwilę wybuchał głośnym śmiechem, ale tak naprawdę więcej czasu poświęcał skulonej obok niego Emily niż aktorom na ekranie telewizora. W końcu blondynka, która w ich towarzystwie prawie się nie odzywała, chwyciła pilot i przyciszyła odbiornik.
-Zamierzacie tu nocować? - zapytała po prostu.
-Tak. - odpowiedzieli zgodnie.
-Ale...
-W sypialni Ronnie. - uśmiechnął się Liam. - Nie martw się, nie jesteśmy zboczeńcami.
Prychnęła w odpowiedzi.
-Oglądamy dalej?
Emily zmarszczyła brwi, przyglądając się im uważnie. Wyglądali na lekko rozbawionych jej zachowaniem.
-Wiem! - zawołał nagle Horan. - Śpiewamy!
-W każdym miejscu, o każdej porze! - Payne wstał i wybiegł z pokoju, a Niall zaraz za nim.
-Chłopaki? - Emily nie do końca wiedziała, co się dzieje.
-Zaraz! - usłyszała stłumiony głos blondyna.
Gdy po kilku minutach wrócili, dziewczyna nie była w stanie opanować uśmiechu. Liam założył na siebie biały żakiet Ronnie i owinął szyję jej szalem, a Niall nałożył na nadgarstki brzęczące bransoletki, a na głowę elegancki kapelusz. Wyglądali komicznie i tak też się zachowywali.
-Jaki repertuar sobie pani życzy? - zapytał Irlandczyk pobrzękując kółkami na swoich rękach.
-Nie wiem... - westchnęła. - Może coś waszego?
-Czyli klasyka. Chronologicznie czy alfabetycznie?
-Chronologicznie.
Niall od razu zaczął strzelać palcami do rytmu, a towarzyszący mu brunet stanął w pewnej siebie pozie, by za chwilę zacząć śpiewać.

"You're insecure
Don't know what for
You're turning heads when you walk through the do-o-or"

Emily uśmiechnęła się nieśmiało, wiedząc, że wybrali tą piosenkę nie przypadkowo. Jej słowa w pewien sposób odnosiły się do niej, a ona bardzo chciała w nie wierzyć.
Liam zaśpiewał część swoją i Harry'ego, a potem zastąpił go Niall.

"Baby You light up my world like nobody else
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't kno-o-ow
You don't know you're beautiful!"

`         Śpiewając to patrzył na nią bardzo intensywnie, aż musiała odwrócić wzrok. Niall wiedział że dziewczyna jest onieśmielona, ale nie umiał przestać na nią patrzeć. Chciał powiedzieć jej, jak jeden błysk jej zielonych tęczówek nadał barw jego życiu, jednak bał się, że zbyt szybkie wyznania tylko ją wystraszą.
Resztę piosenki zaśpiewali razem, wygłupiając się i skacząc po całym pokoju. Emily pierwszy raz śmiała się w ich obecności. Ten dźwięk przyprawiał Horana o przyjemne dreszcze.
Gdy skończyli swój pokaz, chłopak usiadł obok blondynki i uśmiechnął się do niej nieśmiało. Liam dyskretnie ulotnił się z pokoju.
-Dziękuję. - wyszeptała Emily. - To było urocze.
-Mi też się podobało. - mrugnął do niej i zachichotała.
Po chwili znów odwróciła wzrok, zagrywając dolną wargę.
-Hej, co jest?
-Nic.
-Przecież widzę.
-Ja... - zaczęła, ale szybko urwała.
-Emily? - chwycił jej podbródek by na niego spojrzała, ale dziewczyna szybko odtrąciła jego rękę.
-Chodzi o to, że widzę jak się starasz...
-Ale?
-Ale nie umiem tego docenić.
Zacisnęła powieki, czekając na jego reakcję, jednak po kilku minutach milczenia usłyszała to, czego całkowicie się nie spodziewała. Horan zaśmiał się cicho. Spojrzała na niego zdziwiona.
-Och, Emily... - spojrzał na nią z czułością. - Jesteś taka piękna... i taka skomplikowana.
Uniosła brwi, nie rozumiejąc o co mu chodzi.
-Odwdzięczasz mi się samym faktem, że jesteś. - wyszeptał, pochylając się ku niej, na co natychmiast zareagowała, przesuwając się na drugi koniec sofy. - Przyjaciółko. - dodał, nie chcąc zdradzić, że boli go ten dystans.
Emily nie odpowiedziała. Oparła się o miękkie poduszki i zamyśliła, patrząc w stronę okna. Niall siedział, przyglądając się, jak jej powieki powoli opadają. Gdy usnęła, delikatnie objął ją ramieniem i zaciągnął zapachem jej włosów. Po chwili i on odpłynął, napawając się ciepłem bijącym od kruchego ciała dziewczyny. Gdy Liam wrócił, uśmiechnął się pod nosem i postanowił, że obudzi przyjaciela dopiero za godzinę.

[Nic tu nie zmieniałam. Nie wiem, czy nie zaczynam przynudzać.] 

Rozdział Trzydziesty Trzeci.




Wieczór. Siedziałam w salonie, bawiąc się z Rose i kątem oka obserwowałam Emily. Dziewczyna jak zwykle zajmowała miejsce na sofie, ale tym razem nie wlepiała wzroku w przestrzeń, ale zebrała z zdjęcia ustawione na komodach i zaczęła je przeglądać. Zatrzymała się na dłużej przy jednym zdjęciu, przedstawiającym mnie i 1D. Była to stara fotografia, wykonana trzy lata wcześniej. Osiemnastoletni Harry stał na środku obejmując mnie od tyłu i wtulając brodę w moje ramię. Po naszej lewej stronie stali w śmiesznych pozach Niall i Zayn, a po prawej Louis i Liam. Dziewczyna uśmiechnęła się blado, po czym dotknęła palcem przestrzeni między twarzami Mailka i Horana wzdychając. Podniosła wzrok, nasze spojrzenia się spotkały, zakłopotana odsunęła rękę od podobizn chłopaków i zamrugała.
-Co z Harry'm?
Uśmiechnęłam się tylko, wiedząc, że próbuje odwrócić moją uwagę.
-Powiesz mi? - zapytałam.
-O czym? - udała zdziwienie.
Milczałam wymownie. Dziewczyna westchnęła i odłożyła zdjęcie.
-Nie ma tu o czym mówić.
-Rozumiem. - nie chcąc na nią naciskać, znów skupiłam się na córce.
-Ronnie... nie chodzi o to, że nie chcę. Nie mogę, jasne? Są sprawy, o których nikt nie może wiedzieć. Nie umiem...
-W porządku. - uśmiechnęłam się. - Ale widzę, że Niall się stara. Sam do mnie zadzwonił, żeby móc po ciebie przyjechać...
-Oszust. - syknęła blondynka.
-... i widzę, jak wytrwale się bronisz przez jego sympatią.
-Ja... wiem, czego oni oczekują. Ale czuję wstręt do samej siebie. Jeżeli Horan się zaangażuje, spotka go duży zawód, bo nie pozwolę mu się dotknąć, nawet jeśli sama będę tego chciała.
-Nie rozumiem...
-To jest typowe. Wiem, że jestem za chuda, ale myślę o sobie jak o grubej. Każde z tych wcieleń jest paskudne, uważam moje ciało za moje największe nieszczęście, dlatego boję się wziąć Rose na ręce, w przekonaniu, że przestraszy się mnie.
-Mówisz o tym z takim spokojem.
-Psychiatra tłumaczy mi to od kilku lat. Wiem to, wiem, że musze to zmienić, ale...
-Podświadomość jest silniejsza?
-Właśnie. - po jej policzku spłynęła łza. - To boli... Ta sprzeczność. Wszystko czego chcę, to żeby ktoś podszedł i mnie przytulił, ale jeśli ktoś spróbuje to zrobić, odepchnę go.
Nagle zadzwonił telefon. Odebrałam odruchowo, nawet nie patrząc na wyświetlacz.
-Hej. - nie umiałam się nie uśmiechnąć słysząc ten głos.
-Cześć, Harry.
-Co u Rose?
-Widziałeś się z nią... dziś rano. - zauważyłam.
-No tak... - speszył się. - Ucałuj ją ode mnie.
-Nic innego nie robię.
Zaśmieliśmy się. Kątem oka zobaczyłam, że Emily uśmiecha się nieśmiało, widząc jakim szczęściem napełnia mnie zwykły telefon
-Więc...? - zaczęłam.
-Ach, zapomniałem. Od następnego tygodnia zaczynamy sesję studiu nagraniowym, więc pomyślałem, że... Rose nigdy nie była na prawdziwej plaży, prawda?
-Nie, nie była...
-Więc rezerwuję bilety na ten weekend. - powiedział podekscytowany.
-Jasne. - westchnęłam.
-Nie chcesz z nami jechać? - zapytał nagle zdziwiony.
-Co? Ja też mam jechać? - nawet nie brałam takiej możliwości pod uwagę.
-Przecież nie dam sobie rady jako...
-Oj, nie marudź, że jesteś złym ojcem. Wiesz, że to nieprawda.
-Czyli...
-Pojadę.
-Doskonale. Zaraz prześlę ci wszystkie dane. - rozłączył się.
Osłupiała wpatrywałam się w telefon, po czym  uniosłam głowę i uśmiechnęłam się do Emily.

*

Harry siedział przeglądając strony hoteli, chcąc wybrać taki, w którym mała czułaby się najlepiej, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Zdziwiony, poszedł otworzyć, nie przestając myśleć o wyjeździe. Dopiero łapiąc za klamkę sprowadził się z powrotem na ziemię.
-Cześć Harry.
-Dorothy?
Dziewczyna bez słowa weszła do środka i uśmiechnęła się promiennie.
-Co tu robisz? Przecież... nie pojawiłaś się na ostatnim spotkaniu! Myślałem, że...
-Widocznie źle myślałeś. - powiedziała spokojnie, zdejmując narzutkę.
Miała na sobie ciemny gorset i krótką spódniczkę. Była niewątpliwie piękna. Harry westchnął.
-Wiesz, co chcę ci powiedzieć.
-Nasze zdjęcia pojawiły się w wszystkich plotkarskich gazetach w Europie, USA i Australii. Twoje fanki męczą mnie pytaniami, a ty nie pokazujesz się publicznie. Show must go, Harry.
-Nasze show skończyło się, gdy olałaś mnie po powrocie z Australii.
-Jestem innego zdania. - z jej twarzy nie schodził pewny siebie uśmiech.
-Mogę w każdej chwili zdementować te plotki.
-Mogę w każdej chwili ujawnić, co łączy cię z Ronnie Helmet.
-Sam to zrobię.
Uniosła zaskoczona brwi.
-Wynoś się stąd, Dorothy. I tak będę miał przez ciebie nieprzyjemności.
Ale ona podeszła do niego i zachłannie go pocałowała, popychając na ścianę. Hazz złapał ją za ramiona i odrzucił na drugi koniec pomieszczenia. Niespeszona znów zaczęła się do niego zbliżać.
-Ilu fotoreporterów wynajęłaś? - zapytał, patrząc w okna.
-Żadnego. Sam się pogrążysz.
-Czego chcesz?
-Nie za dużo... - znów się do niego przysunęła.
Poczuł jej usta na swoich i odepchnął gwałtownie.
-Podobam ci się. - zachichotała. - Nie zaprzeczaj, oboje wiemy, że...
-Kocham Ronnie.
-Ale z nią nie jesteś. Posłuchaj, możemy znów sobie pomóc. Mną zaczęły interesować się amerykańskie pisma. Nie możesz teraz...
-Mogę.
Zmrużyła oczy.
-Wiesz, do czego jestem zdolna.
-Ale ty nie wiesz, do czego ja.
Dziewczyna zagryzła wargi, widząc, że chłopak jej nie ulegnie.
-Dorothy, to koniec. Mogę ci zapłacić, jeśli cię to satysfakcjonuje.
-Zniszczę was. - syknęła i wyszła.
Harry stał jeszcze chwilę, zastanawiając się, co zamierza Dorothy. W tym samym czasie pod jego dom zajechał Zayn. Ze zdziwieniem uniósł brwi, gdy zobaczył dziewczynę wychodzącą z posiadłości przyjaciela. Kątem oka zauważył czarny samochód zaparkowany na rogu ulicy. Fotoreporter. Poczekał chwilę, aż ta znikła za rogiem, po czym sam wpadł do mieszkania, nie zadając sobie trudu pukać. Harry wciąż był w salonie.
-Co robiła tu Dorothy? - zawołał Mailk, gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi.
-Hmm... Nic.
-Harry? - Zayn podszedł do niego i złapał za ramiona. - Wszystko ok?
-Tak, tak...
-Wyglądasz na... przestraszonego?
Styles gwałtownie zamrugał.-Co?
          -Stary, co się z tobą dzieje?
-Nieważne. - Hazz machnął ręką i ruszył w kierunku kuchni, a Zayn zaraz za nim.

*

-Dan, ale przecież nie planujecie ślubu w ciągu najbliższego półrocza, więc... - próbowałam zrozumieć tą nagłą decyzję przyjaciółki.
-Suknia jest najważniejsza!
-Właśnie! - przytaknęła El.
-Nie można zostawić tego na ostatnią chwilę! - przytaknęła Perrie, z którą widziałam się pierwszy raz od mojego "powrotu".
-Cóż... - westchnęłam.
Szłyśmy właśnie pasażem do sklepu z modą ślubną, próbując znajeść źródło impulsu, które kazało przyszłej pani Payne zadzwonić do mnie, Perrie i Eleanor z wiadomością, że za godzinę jedziemy wybierać białe wdzianko na jej najważniejszy dzień.
Gdy weszłyśmy do właściwego lokalu, żadna z nas nie pohamowała cichego westchnienia. Sama myśl o myszkowaniu wśród dziesiątek cudownych kreacji napawała nas radością i zamieniała w piszczące nastolatki. Biegiem puściłyśmy się w stronę najbliższych manekinów, by z bliska obejrzeć satynowe i jedwabne cuda, które na sobie miały.
-Mogę w czymś pomóc? - zapytał nagle ktoś za nami.
Odwróciłyśmy się i spojrzałyśmy na młodą dziewczynę w eleganckim żakiecie, uśmiechającą się do nas serdecznie.
-Szukamy czegoś... idealnego... - Dan usilnie próbowała sprecyzować swoje zamówienie. - ...dla mnie?
-Na pewno coś znajdziemy. - zapewniła nas ekspedientka. - Proszę tędy.
Pół godziny później siedziałyśmy między stertami koronek, wstążek i połyskujących materiałów szukając "tej jedynej", o której marzyła Dan. Chichocząc jak małe dziewczynki podbiegałyśmy do przyszłej panny młodej ustawionej na podeście niosąc raz, eleganckie, raz kiczowate, raz po prostu dziwne sukienki. Szybko okazało się, że Danielle myśli o czymś skromnym i nowoczesnym.
-Od tylu lat pracuję nad moim ciałem. - tłumaczyła. - Nie chcę zasłaniać go kopułą z firanki. Niech kawalerzy widzą, co tracą!
Zaśmiałam się na jej słowa i ściągnęłam z wieszaka prostą kreację z długim trenem, w kolorze kości słoniowej. Dan uśmiechnęła się, gdy jej ją pokazałam.
-Ronnie, co nowego w sprawie twojego związku z Harry'm?
Zaciekawiona twarz Perrie wyjrzała zza jednego z manekinów.
-Cóż... Hazz jest bardzo dobrym ojcem. Nadopiekuńczym, można by rzec.
-To urocze! - uśmiechnęła się El, podchodząc do nas. - Lou mówił mi, że Styles zrobił się bardzo monotematyczny. Nie sądziłam, że aż tak się wkręci.
-Ja też. - przyznałam. - To znaczy, wiedziałam, że będzie dbał o małą, ale nie przewidziałam, że oszaleje na jej punkcie.
-A kto by nie oszalał! - mrugnęła do mnie Dan. - Ale wiesz, że nie o to pytałam.
Zarumieniłam się, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
-Ej, Ronnie! - Edwards delikatnie szturchnęła mnie w ramię, domagając się odpowiedzi.
-Jedziemy razem na weekend. - przyznałam. - Razem z Rose.
Ich podekscytowane miny nieco przygasły, ale wciąż wyrażały zadowolenie z takiego obrotu sprawy.
-Czyli wybrałyśmy się do niewłaściwego sklepu! - zawołała nagle Dan i skinęła na ekspedientkę. - Proszę odłożyć te dwie suknie, zastanowię się jeszcze. - szybko zaczęła mocować się z suwakiem kreacji, którą miała na sobie.
Dziesięć minut trzy dziewczyny ciągnęły mnie za ręce w bliżej nieokreślonym kierunku. Przewróciłam oczami, zastanawiając się jakim cudem one tak dobrze rozumieją się bez słów. Telepatia?
-Tutaj! Oaza kobiecości! - zakrzyknęły, niemal wpychając mnie do sklepu z... luksusową bielizną.
Rzuciłam okiem na zaopatrzenie lokalu i wybuchłam głośnym śmiechem, tak, że wszyscy klienci obrzucili mnie pełnymi dezaprobaty spojrzeniami.
-Nie śmiej się, tylko choć! - zawołała El. - Zaraz znajdziemy coś, w czym znów zawrócisz Harry'emu w głowie!

[No to rozkręcamy akcję ;) Jak myślicie, co zrobi Dorothy by się zemścić? I co wydarzy się podczas wyjazdu? ;) KOMENTUJCIE. ASK]