18. Będę cię obserwował.


Zanim zaczniemy... Nie wiem czy wiecie, ale sprawiliście mi najlepszy prezent świąteczny ever!

25.12.2013 przekroczyliśmy...


50 000 odsłon bloga!










a teraz rozdział :)

(miesiąc później, kwiecień)

W mieszkaniu panowała absolutna cisza, nawet tykanie zegara zdawało się zamilknąć. Promienie słońca leniwie wnikały do przyciemnionej sypialni przez nieszczelne żaluzje. Harry mruknął głośno i już miał obrócić się na drugi bok, gdy coś stanęło mu na drodze. Mlasnął głośno i otworzył jedno oko, by stwierdzić, że tą "przeszkodą" jest Ronnie. Niejednokrotnie słyszał już, że śpi na nie swojej części łóżka, ale tłumaczył to tylko swoim rozbrajającym "tak mnie do ciebie ciągnie, kotku". Tym razem również nie zamierzał wracać na drugą połowę materaca, tylko delikatnie wsunął ręce pod kołdrę i przytulił się do dziewczyny.
-Ronnie...
Nie odpowiedziała. Niewiele myśląc Hazz zaczął zostawiać krótkie pocałunki na jej szyi. W końcu doczekał się jakiejś reakcji. Dwie szczupłe dłonie uniosły się do góry i próbowały odsunąć natręta, ale to tylko wzmocniło jego upór.
-Harry... - zaczęła szeptem. - odwal się.
-No wiesz co? To tak się teraz wita z kochanym mężem?
-Tak się wita z nachalnym mężem. Daj mi spać.
-Lekarz odradzał ci takie leniuchowanie.
Ronnie nie odpowiedziała tylko wysunęła się z jego objęć i mocnej okręciła kołdrą.
-Ej!
Harry z niezadowoleniem podniósł się z łóżka i przez długą chwilę po prostu patrzył na swoją żonę, po czym schylił się i gwałtownym ruchem zerwał z niej ciepłe okrycie.
-Styles!
Dziewczyna pociągnęła za kołdrę, chcąc ją odzyskać, a śliski materiał wydostał się z rąk chłopaka. Hazz, zaskoczony takim obrotem sprawy stracił równowagę i runął prosto na Ronnie.
-Wariat. - skomentowała tylko, ale w końcu i ona cmoknęła go w policzek. - Muszę wziąć leki. - przypomniała sobie. I o dziesiątej mam zjawić się na kontroli... Może dzięki temu cudownemu lekarstwu widać już poprawę? - w jej głosie była nadzieja - Możesz wstać?
-No nie wiem... Zmieniłem zdanie. Co powiesz na śniadanie do łóżka?
-Z przyjemnością.
Harry musnął jej policzek i wstał.
-Czekaj na mnie. - wyszeptał, puszczając do niej oczko.
-Mogę przez całe życie. - uśmiechnęła się i na nowo otuliła bezpieczną kołdrą, patrząc jak mąż zabawnym krokiem znika za drzwiami.

*

-Witaj ponownie, Londynie. - Powiedział Niall, wysiadając z samolotu.
O swoim powrocie do miasta poinformował tylko Zayna, wiedząc, że ten przekaże tą wiadomość pozostałym, jednak nie spodziewał się, że przyjaciel będzie na niego czekał przy wyjściu z terminala.
-Zayn?
-Cześć, niebieskooki. - mrugnął do niego brunet.
-Co ty tutaj robisz?
-Pomyślałem, że smutno ci będzie wracać z lotniska samemu.
-A więc dobrze myślałeś. To miło z twojej strony. Co u ciebie i Perrie? - zapytał, gdy ruszyli w stronę wyjścia.
-Wszystko w porządku.
-A u Emily?
-Też...
Niall odwrócił wzrok, a jego myśli znów wróciły do rozmowy z Polly.

-O co chodzi? - zapytał, gdy tylko znaleźli się w salonie. Polly położyła torebkę po prawej stronie i patrzyła na niego niepewnie. Greg taktownie zostawił ich samych.
-Po pierwsze, to ja chcę cię przeprosić, bo to głównie moja wina...
-To nie ma już znaczenia...
-Ależ ma! Posłuchaj... Pamiętasz, jak byliśmy młodsi? Frank zawsze robił sobie ze mnie żarty. Zawsze znalazł jakiś sposób żeby mnie skompromitować.
Niall zmarszczył brwi, nie wiedząc, co to ma do rzeczy, ale nie przerwał jej.
-No i był zły na ciebie, nie mam pojęcia dlaczego. Nieważne. Jakiś czas temu razem z swoim kumplem odkryli, że robię się bardzo śmiała, jeśli wrzucą mi do napoju... pewne pigułki. Kilka razy tańczyłam już na barach...
-Do czego zmierzasz.
-Do tego, że wtedy... tamtego wieczoru Frank też wrzucił nam coś do napojów. Inaczej nigdy bym się tak nie zachowała. Zależy mi na Michaelu, przecież wiesz. W każdym razie, nie pamiętam dokładnie tamtego wieczoru, ale cokolwiek się wydarzyło... Byłam nieświadoma tego, co robię. Nie wiem, czy to pomoże ci przekonać Emily, ale to co między nami zaszło... to była wina mojego brata... i moja.
-Nie. - zaprzeczył Horan. - Ja nic wtedy nie piłem.
-Ale ja tak.
-Nie rozumiesz, Polly? Gdybym to ja był "nieświadomy" to może by coś zmieniało, a tak...

-Niall? Słuchasz mnie?
-Och, sorry. Zamyśliłem się.
-Właśnie widzę.
-Co mówiłeś?
-Pytałem, czy wracasz prosto do domu, czy wpadniesz do mnie?
-Chętnie cię odwiedzę. - stwierdził chłopak uśmiechając się blado.

*

Gdy weszli do mieszkania, Zayn rzucił klucze na półkę i zawołał głośno "wróciłem!", a Niall niepewnie rozejrzał się po wnętrzu. Po chwili obaj skierowali się do salonu. Tam, na kanapie siedziała dwójka ludzi, odwrócona do nich plecami. Horan w pierwszym momencie nie rozpoznał żadnego z nich. Dopiero, gdy dziewczyna przekręciła głowę, ze zdziwieniem stwierdził, że to Emily. Ona natychmiast wstała z sofy i ruszyła do siebie, a jej towarzysz bez słowa ruszył w jej ślady.
-Ona... - Niall zamrugał, patrząc na puste miejsce - Dawno zmieniła kolor włosów?
-Mniej więcej wtedy, gdy wyjechałeś.
-I jej ciuchy... kim jest ten koleś?
-To Mike. Jej przyjaciel.
-Przyjaciel? - blondyn spojrzał na Malika pytająco.
-Patrzy na nią jakby chciał ją zjeść, a ona udaje, że tego nie widzi. - przyznał chłopak. - Napijesz się czegoś?
-Wody.
-Zaraz przyniosę.
Niall aż przysiadł, próbując poukładać sobie w głowie te nowości. Wciąż miał nadzieję, że Emily ochłonie i da mu drugą szansę, a tymczasem okazało się, że już znalazła pocieszenie... Nie zamierzał tego tak zostawić. Po rozmowie z Polly zrozumiał, że całe zdarzenie było po części fatalnym wypadkiem i chciał, by Emily myślała tak samo.
Nagle Irlandczyk usłyszał jakieś głosy w korytarzu i po chwili zobaczył, że Mike idzie do wyjścia. Niewiele myśląc poderwał się i pobiegł za nim.
-Hej! - zawołał, gdy byli obaj na klatce schodowej.
Drugi chłopak zatrzymał się i spojrzał na blondyna zdziwiony.
-My się znamy?
-Jesteś Mike.
-A ty Niall? - chłopak uniósł pytająco jedną brew.
-Zgadza się.
-Były chłopak Emily. Sporo mi o tobie opowiadała. - uśmiechnął się, ale jakoś prześmiewczo.
-Czyżby? - zdziwił się tamten.
-Tak. Głównie o tym jak ją potraktowałeś.
-Nie masz o niczym pojęcia. - syknął Niall, podchodząc bliżej tamtego.
-Wyobraź sobie że mam. Ale ty nie wyobrażaj sobie, że po tym wszystkim ona do ciebie wróci.
-To się okaże. - powiedział twardo Horan i już chciał odejść, gdy usłyszał za sobą:
-Jestem ciekawy o co tu tak naprawdę chodzi - o nią czy o twoje ego. Bo podczas gdy ty pojawiasz się i znikasz zamiast o nią walczyć, ja jestem jej prawdziwym przyjacielem.
Wtedy Niall w ciągu sekundy znalazł się przy chłopaku i w przypływie złości przycisnął go do ściany. Jego spojrzenie było twarde, ale nie wydawało się robić na Mike'u żadnego wrażenia.
-A więc posłuchaj, Panie Prawdziwy Przyjacielu Emily. Będę cię obserwował. Jeżeli ona cię zechce, to nic mi do tego... - na chwile zawiesił głos, świadomy tego, że kłamie. Za nic nie pozwoli, by ten dupek był z Emily. Z jego Emily. - ...ale jeżeli będziesz powodem choć jednej jej łzy, to osobiście się tobą zajmę. Dotarło?
-Spokojnie, ja jej nie zawiodę. - powiedział tylko tamten i uwolniwszy się z uścisku Horana, odszedł.
-Zobaczymy. - wyszeptał blondyn, patrząc za oddalającym się przeciwnikiem.

*

-Mike, co to za nowa panna z którą się prowadzasz?
Zapytany odwrócił wzrok, ale w jego oczach był ten znajomy błysk. Uśmiechnął się nieznacznie, jak niegrzeczny uczeń przyłapany na kolejnym sprośnym żarcie.
-Widziałeś? - uniósł szklankę do ust, po czym asekuracyjnie rozejrzał się po barze, w którym zwykle spotykał się z kumplami.
-Oczywiście. Uśmiechała się do ciebie jak oczarowana. Przyznaj się, co to za jedna?
-To... nowa znajoma.
-Chyba chciałeś powiedzieć nowa w kolekcji?
Spojrzenie Mike'a stało się mroźne, gdy wyczuł kpinę w głosie kolegi.
-Nie mów tak o niej. To nie jest moja zabawka. - złapał zaskoczony wzrok towarzysza, więc postanowił to rozwinąć. - Myślę o niej poważnie. Zależy mi.
-Wow. No to faktycznie musi być coś poważnego. A co z tamtą ślicznotką, tą...
-To już dawno zamknięta sprawa. Teraz liczy się dla mnie tylko Emily.
Zamilkł na chwilę, przez co kumpel mógł odczytać więcej niż tamten by sobie życzył.
-Ale ona nie myśli tak samo, prawda?
-Och...
-Nie wierze! Zabujałaeś się w zajętej pannie?
-Nie zajętej. Ze złamanym sercem.
-To... nie w twoim stylu.
-Mylisz się. Pierwszy raz czuję, że robię coś w moim stylu.
Kumpel tylko pokręcił głową, niedowierzając.
-Zapoznasz mnie z nią?
-Chyba żartujesz!
-Dlaczego nie?
-Mam pozwolić tak fantastycznej dziewczynie przebywać w twoim towarzystwie? Jeszcze jej naopowiadasz tych wszystkich historii...
-Wszystkie są prawdziwe!
-Ale wszystkie to przeszłość, jasne?
-Chcesz powiedzieć, że zmieniasz się dla niej na lepsze?
-Właśnie tak. Zresztą, nie przesadzaj. Nie jestem kryminalistą. Każdy robi głupoty. Imprezuje. Korzysta z młodości.
-Może i masz rację. Nie jesteś taki zły.


[Hej! I jak tam po świętach? Mam nadzieję że spędziłyście miły czas w gronie bliskich, objadłyście się za wszystkie czasy, no i oczywiście prezenty! haha Chociaż raz wywiązałam się z obietnicy i tak oto mamy rozdział 18. jak widać Ronnie wróciła do domu i podjęła się przyjmowania leku, a Niall miał pierwszą konfrontację z Mike'em. No i wiemy już że Mike nie zamierza być tylko przyjacielem ;)
Co sądzicie? Co może z tego wyniknąć? Jak wam podobają się postawy chłopaków?
Liczę na wasze komentarze. Już dawno się pogubiłam w tym, ile osób właściwie czyta tego bloga.
UWAGA! WRAZ Z NOWYM ROKIEM CZEKAJĄ NAS PEWNE ZMIANY - ale wszystkiego dowiecie się w swoim czasie (za kilka dni)]



Wesołych Świąt!



Moi najwspanialsi czytelnicy!
Życzę Wam dużo zdrowia, radości, miłości i wytrwałości.
Mam nadzieję że pod choinką znajdziecie same trafione prezenty a świąteczne wypieki będą jeszcze smaczniejsze niż zwykle.
Niech Nowonarodzone Dziecię da Wam siłę na zbliżający się Nowy Rok!

*

Ok, nie umiem składać życzeń.

Jak już pewnie zauważyliście, znów nawaliłam i nie zdążyłam niczego wam dodać, ale OBIECUJĘ, że możecie spodziewać się czegoś w sobotę po świętach. Naprawdę przepraszam, ale czas i brak weny nie pozwoliły mi dokończyć opka, które zresztą było żałosne. Mam nadzieję że wybaczycie.
Kocham Was wszystkich!
Amy xx.

17.Szpital


Harry wybiegł z samochodu nawet nie dbając o ty, by wyjąć kluczyki ze stacyjki. Wpadł na komisariat otwierając z hukiem drzwi i rozejrzał się po pomieszczeniu. Kilku funkcjonariuszy przerwało swoje zajęcia, by sprawdzić co się stało.
-Gdzie ona jest?! - zapytał Styles, ale w tym samym momencie dostrzegł tą, której szukał.
Rose siedziała na jednym z krzeseł obok młodej policjantki i spokojnie bawiła się jej czapką i odznaką. Widząc ojca uśmiechnęła się radośnie i wyciągnęła rączki w jego stronę.
-Tata!
Chłopak nie zastanawiając się ani chwili podbiegł do dziecka i wziął ją na ręce. Mocno przytulił córkę, po raz kolejny uświadamiając sobie jak ważną rolę w jego życiu odgrywa ta istotka. Na chwila nie trwała jednak długo, bo jeden z policjantów podszedł do niego z wyraźnie niezadowoloną miną.
-Przepraszam bardzo, ale to komisariat policji, tu nie można tak sobie wbiegać.
-Co z moją żoną? Gdzie jest?
-O kogo panu chodzi?
-O Ronnie Styles! Dostałem zawiadomienie, że została znaleziona w parku nieprzytomna, a dziecko przewieziono na posterunek.
-Nikt panu nie powiedział? Pańska żona jest w szpitalu w centrum. Proszę się nie martwić, z tego co wiem ocknęła się jeszcze przed przyjazdem karetki. To ona kazała pana powiadomić.
-Dziękuję!
Policjant coś jeszcze za nim krzyczał, ale Hazz nie zwracał już na to uwagi. Po prostu mocniej objął Rose i najzwyczajniej w świecie wybiegł na zewnątrz.
Kwadrans później szedł dość spokojnym krokiem przed szpitalny korytarz, trzymając małą za rękę. Czasem razem z Ronnie zastanawiali się jak to możliwe, że mając tak pokręconych rodziców, to dziecko zachowuje się często dojrzalej niż oni oboje razem wzięci. Choć często bywała kapryśna i nieznośna, zawsze wiedziała kiedy powinna po prostu siedzieć cicho, bo dorośli są zajęci. Tak było i tym razem.
-Przepraszam, na której sali leże Ronnie Styles?
-A pan jest rodziną?
-Mężem.
-Dobrze. W takim razie proszę za mną.
Pielęgniarka w białym uniformie zaprowadziła Harry'ego do sali z numerem 8, gdzie, podłączona do różnych urządzeń leżała blada dziewczyna. Chłopak z trudem rozpoznał w niej ukochaną, jednocześnie uświadamiając, że od jakiegoś czasu Ronnie nosiła mocny makijaż, który zapewnie maskował jej faktyczny wygląd. Przez sekundę był zły za to drobne kłamstwo, ale w tej chwili miał ważniejsze rzeczy do powiedzenia niż jakieś żale.
-Mama! - zawołała radośnie Rose.
-Jest nieprzytomna?
-Nie, śpi. Dostała dużo leków. Możecie przy niej chwilę posiedzieć, ale nie za długo. I nie budźcie jej.
-Co dokładnie się stało?
-Serce dało o sobie znać. Może czymś się zdenerwowała...
Ronnie nieznacznie obróciła głowę i otworzyła oczy. Jej usta ułożyły się w smutny uśmiech. Wyciągnęła rękę, można było odnieść wrażenie, że sprawiło jej to ogromny wysiłek. Harry natychmiast pokonał dzielący ich dystans i ujął jej dłoń, patrząc czule na twarz żony. Pielęgniarka taktownie wycofała się na korytarz.
-Przepraszam... - wyszeptała Ronnie słabym głosem.
Hazz wziął leżący na stoliku obok kubek ze słomką i podsunął go pod usta chorej. Dziewczyna wypiła kilka łyków i zamknęła oczy. Chłopak już myślał, że znów usnęła, gdy zatrzepotała rzęsami i odnalazła wzrokiem Rose.
-Malutka... chodź do mamy.
Dziewczynka zaśmiała się i podeszła do matki, a ojciec podniósł ją i posadził na szpitalnym łóżku. Przez cały czas milczał, co obudziło strach w chorym sercu dziewczyny.
-Harry... przepraszam. Nie wiedziałam, że coś jest nie tak Czułam się dobrze.
Styles powoli pochylił się i pocałował ją w czoło.
-Nie strasz mnie tak więcej.

*

Emily przyjechała do szpitala zawiadomiona przez Harry'ego. Krążyła po korytarzu, stukając obcasami i co chwila poprawiając niesforne włosy, jednocześnie zastanawiając się nad sytuacją przyjaciółki. Ronnie była właśnie na badaniach, dlatego musiała czekać. Niespodziewanie dziewczyna poczuła czyjś dotyk na swoich ramionach i odruchowo odwróciła się.
-Mike? Co ty tu robisz?
-A jak myślisz?
Jego zuchwały uśmieszek na chwile ją zderorientował. Patrzył na nią tak, jakby miał się roześmiać, ale w jego oczach była też troska. Dopiero wtedy zauważyła, że ma na sobie strój pielęgniarza.
-Pracujesz tu
-Przecież mówiłem ci...
-Faktycznie. Zupełnie wypadło mi to z głowy.
-W porządku. Powiedz lepiej, co się stało?
-Moja przyjaciółka jest chora.
-Jak się nazywa?
-Ronnie Styles.
-Zaraz... - chłopak zmrużył oczy. - Styles... Ta Ronnie Styles?
-Aha.
-Przecież to żona Harry'ego.
-I co z tego?
-Nic. Po prostu myślałem... no wiesz...
-Że skoro nie jestem z Niallem, to zerwałem też kontakty z pozostałymi chłopakami? - dziewczyna mimowolnie prychnęła. Mike wyglądał na zakłopotanego. - Ok, lepiej powiedz mi, czy wiesz coś o jej stanie zdrowia.
-Nie... ale mogę się podpytać. - mrugnął do niej. - Wyjdziemy gdzieś wieczorem?
-Nie wiem... Tyle się teraz zmieniło... Chcę spędzić trochę czasu z starymi znajomymi...
-W porządku, rozumiem.
Emily, jakby zmęczona ciężarem problemów przysiadła na najbliższym krześle, a Mike zaraz poszedł w jej ślady.
-Powiedz mi... dlaczego złe rzeczy przytrafiają się dobrym ludziom? Ronnie nie zasłużyła na chorobę. - Emily spojrzała na przyjaciela smutno. - Jest taka wspaniała... Pomogła mi tyle razy. Gdybym mogła, chciałabym wziąć to na siebie... To ja powinnam teraz cierpieć.
-Nie mów tak.
-Ale to prawda. Od początku byłam dla niej kłopotem, jakby miała mało własnych. Chciałabym jakoś się jej odwdzięczyć.
Mike delikatnie ujął dłoń dziewczyny.
-Myślę, że wszystkim, czego ona od ciebie chce, jest to, żebyś była szczęśliwa. Żeby jej pomóc nie poszła na marne.
Emily uśmiechnęła się blado i po chwili przytuliła się do chłopaka. Jak to wspaniale, że miała go przy sobie.

*

-Jakie jest ryzyko?
-Stosunkowo niewielkie. A efekty mogą być naprawdę duże.
-Czyli uważa pan, że powinna spróbować?
Harry nieznacznie zmarszczył brwi, patrząc na Warnera. Lekarz właśnie zapoznał do z programem badań i obiecywał, że dla Ronnie może to być szansa na odzyskanie zdrowia.
-To wasza decyzja
-Ale co pan by zrobił?
Mężczyzna nie chciał odpowiadać na to pytanie, ale naglące spojrzenie Stylesa nie pozostawiało mu wyboru.
-Aktualnie na... 297 osób którym podano lek u 203 widać poprawę, więc... spróbowałbym.
Hazz pokiwał głową, analizując te fakty.
-A komplikacje?
-Zdarzają się, ale bardzo sporadycznie. To naprawdę obiecujący lek.
-W takim razie... porozmawiam z nią i dam panu odpowiedź.
-Doskonale.
Gdy Harry wrócił do sali, gdzie przebywała Ronnie zobaczył żonę śpiewającą wyliczankę razem z Rose i uśmiechnął się z nadzieją. Dopiero po chwili dziewczyna zdała sobie sprawę z jego obecności.
-I co? Dowiedziełeś się czegoś?
-Wypiszą cię najwcześniej za dwa dni.
-Dlaczego tak długo? Przecież czuję się dobrze.
-Ty zawsze czujesz się dobrze, Ronnie. Rozmawiałem z Warnerem o tym nowym leku... Chciałabyś tego spróbować?
-Tak. To może być szansa.
-Też tak uważam. - uśmiechnął się chłopak i pochylił się by ją pocałować.

*

Greg wszedł do domu i rzucił klucze na półkę w przedpokoju. Metalowy przedmiot głośno odbił się od drewnianej powierzchni. Mężczyzna nie przejmując się tym hałasem zdjął kurtkę i wszedł do salonu. Tam, na kanapie siedział Niall. Młodszy z braci trzymał się za głowę, która wciąż dawała o sobie znać po wczorajszym męskim wieczorze.
-Zlituj się... - wyjęczał, patrząc na starszego. - Zmarłego być obudził. Wchodzisz jak stado słoni.
-To nie moja wina że topisz smutki w alkoholu.
-Niczego nie topię. - oburzył się. - To był jedyny taki przypadek.
-Mam nadzieję.
-Kiedy wracają rodzice? - Blondyn spróbował zmienić temat.
-Niedługo powinni być. Mama się martwi, wiesz?
-Tak, tak...
Greg przez chwilę patrzył na brata zmartwiony, po czym postanowił się jednak do niego przysiąść. Wiedział, że pytanie, które chce zadać jest zbędne, ale od czegoś musiał zacząć.
-Więc... co z Emily?
-Och, wspaniale... - sarkazm w głosie Nialla był bardzo wyraźny. - Świetnie sobie beze mnie radzi. Nie zamierza wracać.
-A co zamierzasz ty? Zaszyjesz się tutaj i będziesz rozpaczał?
-Mógłbyś się nade mną nie znęcać? - Horan nie miał ochoty na tą rozmowę. - Wystarczy się głowa mi lada chwila wybuchnie. Jeśli będę chciał pogadać, to dam ci znać.
-Jasne. - Greg podniósł się z kanapy, nie dając po sobie poznać, że jednak jest zawiedziony. - Idę do kuchni, zrobię ci jakiś ziółek.
-Dzięki...
Niall odetchnął, słysząc, że brat wychodzi, ale zdążył nawet zamknąć oczu, gdy w całym domu rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Zniechęcony przeklął pod nosem i wstał, by otworzyć.
-Już idę! - krzyknął, ale zaraz tego pożałował, dosłownie czując, jak fale dźwiękowe wrzynają się w jego mózg. "Nigdy więcej nie odwiedzę tego pubu", obiecał sobie, naciskając klamkę.
-Cześć Niall.
Na progu stała Polly. Chłopak przez chwilę patrzył na nią zdezorientowany, po czym jego umysł zalała fala gniewu.
-Czego chcesz? Nie wystarczy ci że wydzwaniasz do mnie codziennie, więc zaczęłaś nachodzić mój dom?
-Musimy porozmawiać.
-Nie mamy o czym. Pisałem ci, że przepraszam za tamten wieczór, ale to mój związek się przez to rozwalił, a nie twój, więc...
-Wysłuchasz mnie czy nie?
Niall westchnął.
-Tylko szybko. Okropnie się dzisiaj czuję. - powiedział, wpuszczając ją do środka.

[Nie mam czasu, nie wiem czy są błędy.
Jak tam?
Pisze dla was coś świątecznego ze wszystkimi chłopakami, raczej smutne, ale jeśli chcecie moge wymyślić coś krótkiego o jednym, tylko napiszcie mi z którym, bo sama się nie zdecyduję ;)
W święta może jakoś odkuję się i wygrzebię ze wszystkich zaległosci. Kocham was za waszą cierpliwość :)
Może po nowym roku otworze nowego bloga, a może bedę miała dla was ciekawego newsa dotyczącego mojej osoby ;) Trzymajcie kciuki za moje plany i jakby co piszcie na asku, bo teraz nie zdażę wszytkiego opowiedzieć.
MENAGO, napisz do mnie na tt, jak znajdziesz czas żeby pogadać. Potrzeba fachowej rady;). I przepraszam że nie wysłałam, ale nie zdążyłam.

Co myłślicie o sprawie Honnie? I czego może chcieć Polly? Jak tam wasze zdanie o Mike'u i Emily?
Czekam na 20 komentarzy!
Buziaki!]



16. Zmiana.




Perrie siedziała w salonie z laptopem na kolanach i sprawdzała pocztę, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Odruchowo spojrzała na zegarek, by stwierdzić, że jej chłopak ma się zjawić dopiero za godzinę. Dlatego bardzo zdziwiła się, gdy usłyszała nieznajomy męski głos w korytarzu.
-Długo to potrwa?
-Nie, poczekaj tutaj. Za chwilę wrócę.
Blondynka już miała wstać i sprawdzić, kto to, gdy do pomieszczenia weszła druga dziewczyna. Obie na kilka sekund zastygły w bezruchu. Perrie uniosła wysoko brwi patrząc na tą postać.
-To ty?
Ale ona uśmiechnęła się w jakiś niezrozumiały sposób i zakręciła wokół własnej osi w nowych, skórzanych kozakach.
-Podoba ci się?
Edwards wciąż wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. Gdy ta dziewczyna rano opuszczała ich mieszkanie była bladą blondynką w wyciągniętym swetrze. Teraz w progu stała rumiana postać z trochę krótszymi, kasztanowymi włosami ozdobionymi szeroką opaską, w nowych, świetnie dopasowanych ciuchach.
-Emily, wyglądasz... wow. - nie umiała znaleźć słów. - Jak nie ty.
-Wiem. - dziewczyna potrząsnęła głową i ruszyła do swojego pokoju, ale Perrie zerwała się z miejsca i pobiegła za nią.
-Z kim przyszłaś? - zapytała cicho, łapiąc ją za ramię.
-Z przyjacielem.
-To on namówił cię do tej... zmiany?
-Tak. Mike jest dobry.
Spojrzenie Perrie w końcu pokazało jej prawdziwe emocje - mieszaninę politowania z powątpieniem.
-I uważasz że nowy kolor włosów wystarczy by zmienić też sposób myślenia?
-Co sugerujesz? - Emily zmarszczyła brwi i wyrwała rękę - Wiesz, nie odpowiadaj. Nie chcę tego słuchać. Jestem dorosła, to moje życie. I po raz pierwszy od długiego czasu nie muszę się w nim dostosowywać do nikogo, poza sobą.
Perrie nie zdążyła się odezwać, gdy dziewczyna rzuciła jej ostatnie spojrzenie i wyszła. Odczekała jeszcze chwilę, słuchając kroków dwójki przyjaciół i zatrzaskiwanych drzwi, po czym pokręciła głową.
-Biedna dziewczyna...

*

-A więc mówisz, że w tym szpitalu będą testować nowy lek? - Dorothy wygięła swoje pełne usta w uśmiechu, bawiąc się kieliszkiem wina, który trzymała w ręku.
-Tak, sprawdziłem to. Ronnie pewnie już dostała propozycję. - Jacob pokiwał głową, ale jego wzrok błąkał się gdzieś w przestrzeni.
-Więc musisz dopilnować, żeby zaczęła go przyjmować.
-Ale jak...
-Na pewno coś wymyślisz.
Chłopak zmrużył oczy, odwracając twarz w jej stronę.
-Dorothy...
-Co? Nie dasz rady?
-Oczywiście, że nie. To dla mnie pestka. Chodzi o to, że... - nie wiedząc, co zrobić z dłońmi, złapał zapalniczkę leżącą na stoliku przed nim i zaczął zapalać ją i gasić. - Pamiętasz, o warunkach naszej umowy?
-O którym konkretnie?
-O tym, że ona nie zginie.
Dorothy spojrzała na niego zdziwiona i odłożyła swój kieliszek.
-Rozumiem, zemsta zemstą... - kontynuował chłopak, unikając jej spojrzenia. - Ale mimo wszystko... oni mają dziecko, prawda? A ty nie jesteś taka zła, na jaką chcesz wyglądać.
-O co ty mnie osądzasz? - jej słowa zabrzmiały jak wyzwanie.
-O nic. Uprzedzam cię tylko, że jeśli każesz mi zrobić coś, co będzie wychodziło poza warunki naszej umowy... To ja się wycofam.
Jacoba już od kilku dni dręczyły wątpliwości. Miał wrażenie, że przez przypadek dał się wciągnąć w jakąś chorą grę, rozgrywkę, która nie miała mieć końca. A on przecież nie był przestępcą. Miał swoje życie, był szczęśliwy, zakochany... a co gdyby jego ukochaną spotkało to, co Ronnie?
-Spokojnie - odezwała się Dorothy, wyrywając go z zamyślenia. - Przecież ci mówiłam, chcę ich tylko nastraszyć. Gdybym chciała go otruć już dawno leżałaby w grobie, nie potrzebowałabym całej tej szopki z fałszowaniem wyników. Masz mnie za morderczynię?
-Nie...
-Więc nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Będziesz wiedział, w którym momencie musimy się wycofać, by Ronnie Styles doszła do siebie.

*

Niall założył ciemne okulary i obszerną bluzę z kapturem, ale i tak został rozpoznany przez kilka fanek na lotnisku. Nie miał wielkiego doświadczenia w ubieraniu sztucznego uśmiechu, zawsze był szczery na zdjęciach, przynajmniej tych robionych przez przypadkowych ludzi, dlatego tym razem na wszystkich fotkach robił głupie miny, mające na celu jedynie ukryć jego złe samopoczucie. W końcu towarzyszący mu ochroniarz - który dla niepoznaki ubrał się w dość podobny zestaw - stwierdził, że Horan musi oddać swój bagaż i nie ma już czasu. Blondyn posłał mu pełne wdzięczności spojrzenie i już pół godziny później siedział w samolocie czekając na start.

*

-Harry! Wychodzę!
Ronnie popchnęła wózek i wyjechała nim na chłodne powietrze. Jej córka, siedząca grzecznie na swoim miejscu zapiszczała radośnie, gdy tylko znalazły się poza domem.
-Pacer! Pacer!
-Siedź w miejscu, Rose. - pouczyła ją matka, mocniej oplatając szyję szalikiem. Mimo panującej nieprzyjemnej aury była już w stanie wyczuć wiosnę, a to bardzo poprawiło jej humor.
W ciągu kilku minut znalazły się w okolicy parku. Ronnie popchnęła wózek z rozgadanym dzieckiem na główną alejkę, gdy usłyszała znajomy sygnał połączenia. Szybkim ruchem wyciągnęła telefon z kieszeni kurtki i wcisnęła zieloną słuchawkę.
-Cześć, Perrie! Co u ciebie?
-Nie narzekam. A ty? Jak sie czujesz?
-Dobrze.
-Widziałaś się z Emily?
-Nie, a co z nią?
-Zauważyłam u niej typowy dla zranionych istot syndrom "chce zmienić moje życie więc pójdę do fryzjera". - stwierdziła dziewczyna Zayna tonem przemądrzałego ucznia. Zawsze starała się nawet do kłopotów podchodzić z pewnym dystansem.
-To znaczy?
-Przefarbowała włosy, ubrała się... bardzo ładnie i wciąż gdzieś wychodzi z tym swoim Mike'em.
-Słyszałam o nim... - Ronnie zatrzymała się przy jednej z ławek i odpięła małą z wózka.
-Szkoda mi jej.  Udaje silną, a jak na dłoni widać że wciąż jest załamana.
-To prawda. Martwi mnie tylko ten chłopak... żeby przypadkiem nie chciał wykorzystać tej sytuacji.
-Wątpię. Nie rozmawiałam z nim, ale pomógł Emily bardziej niż my wszyscy... Nie nam go osądzać.
-Masz rację.
-Gdybyś widziała się z Emily... spróbuj z nią pogadać. Tylko nie mów jej, że dzwoniłam ci na nią naskarżyć, bo całkiem wyprowadzi się do tego swojego przyjaciela.
-Jasne. Będziemy w kontakcie.
-Trzymaj się, kochana. I ucałuj ode mnie Rose.
Gdy tylko Perrie się rozłączyła się, Ronnie wybrała drugi numer. Z bladym uśmiechem na bladej twarzy patrzyła za spacerującą dookoła ławki córką.
-Cześć, Ronnie. - usłyszała w słuchawce radosny głos powitania.
-Cześć. Chciałam się z tobą spotkać, nie masz nic przeciwko?
-Oczywiście, że nie, ale teraz jestem w pracy... To bardzo ważne?
-Nie, może poczekać.
-W takim razie odezwę się, gdy tylko znajdę chwilę wolnego czasu, ok?
-Czekam na twój email.
-Świetnie.
-Mama! - Rose zawołała dziewczynę.
Ronnie obejrzała się za nią. Dziewczynka trzymała się pnia drzewa i wyglądało na to, że planuje na nie wejść.
-Muszę kończyć. Do zobaczenia.
-Na razie.
Pani Styles szybko podniosła się z ławki i ruszyła w stronę dziecka. Nagle poczuła silny ból w klatce piersiowej i odruchowo pochyliła się do przodu. Zacisęła powieki, czując, jak lewa ręka zaczyna drętwieć, jakby zaraz miała dostać zawału.
-Tylko nie tutaj... - wyszeptała.
Ból minimalnie ustał i dziewczyna była w stanie otworzyć oczy. Zobaczyła jakąś postać w mundurze majaczącą się kilkadziesiąt metrów dalej i spróbowała zrobić krok w tamtą stronę. Wtedy wszystko zaczęło ciemnieć i Ronnie upadła na ziemię, słysząc tylko dzwonienie w uszach i odległe wołanie Rose.

[Już się tłumaczę. Nie było mnie bo pisałam scenariusz i znów wariuję. Ale obiecuję że dodam jeszcze 2 rzeczy przed świętami –rozdział 17 i coś świątecznego. I tu zostawiam wam sondę widoczną poniżej.
Mam prośbę, niech wszyscy skomentują ten rozdział. Chcę was policzyć ;)
Nie rozpisuję się. Nie mam siły.
Na koniec tylko odezwa do wszystkich którzy chcą żeby Niall i Emily się zeszli:
Pamiętacie jak było z Honnie? ;)

Przykro mi, musimy poczekać, bo po drodze mam zaplanowane parę innych zdarzeń. I nie osądzajcie Emily zbyt szybko. Dla mnie wciąż jest ulubioną postacią ale to też dlatego że ja wiem wszystko jeśli o nią chodzi ;)]

15. Diament w pudle.

[Z podziękowaniami dla wszystkich którzy pomogli mi zwalczyć pisarskiego doła - Mamy, Kaludii, @AwwwZarry @zieemniaczeg i was wszystkich. Czasem najłatwiej zgubić siebie ;)

Uwaga, tym razem przemowa przed rozdziałem.
Wróciłam, ale nie do końca.
Nie napisałam kilku rozdziałów do przodu, jak zamierzałam, ale będę pisać.
Jeśli chcieliście żebym wróciła, to macie dług u mojej mamy, bo gdy powiedziałam jej że zamierzam zamknąć bloga na stałe (tak, aż tak bardzo byłam zdołowana) dostałam od niej ochrzan i surowy zakaz porzucania was na pastwę innych blogów ;)
Wszystko poza pisaniem mam już ogarnięte, cieszę się że nie przestaliście tu wchodzić i sprawdzać, że przekroczyliśmy kolejny tysiąc odwiedzeń i że jest was 62 (!). Tęskniłam za wami i już więcej nie dopuszczę się takich zaniedbań, obiecuję.
Jeszcze w temacie mojej mamy (wszyscy ją kochamy ;)).
Mam z nią układ, że musze coś skończyć do końca lutego (powieść) a właśnie rzuciłam kolejny projekt i zaczynam od zera, więc nie będę miała dla was tyle czasu. Czy odpowiada wam, żeby rozdziały pojawiały się raz w tygodniu, ale trochę dłuższe. Jeszcze sama nie wiem jak będzie, muszę rozplanować fabułę, ale od 16 bardzo przyśpieszymy, mam nadzieję.
Czekam na minimum 20 (słownie: dwadzieścia) komentarzy, doskonale wiem, że jesteście  w stanie tyle dodać tylko jesteście takie same lenie jak ja. A teraz czytać J]


Jacob wyszedł pewnym krokiem z budynku i uśmiechając się pod nosem wybrał numer Dorothy.
-Wszystko gotowe. - zakomendował, gdy tylko odebrała.
-Dobrze. - ucieszyła się. - Czyli jednak można na tobie polegać.
-Wątpiłaś w to?
-Oczywiście że nie.
-Co robisz wieczorem?
-Nie umówię się z tobą.
-Och, dlaczego wy, kobiety, tak szybko odrzucacie takie propozycje?
-Bo w porównaniu do was, facetów mamy intuicję i wiemy, w które interesy warto wchodzić, a w które niekoniecznie.
-Nie wykazałaś się szczególną intuicją przyjmując propozycję Harry'ego, bo, jeśli nie pamiętasz, to od tego zaczęła się ta cała opera.
-Na twoim miejscu uważałabym na słowa, bo, jeśli nie pamiętasz, to ja ci płacę.
-Spokojnie, nie musisz się pienić. - zaśmiał się, słysząc, że ją zdenerwował. - Tym razem twoja zemsta wypali, możesz być pewna.
-To dobrze. Ale pozwól, że najpierw zobaczę wyniki, potem będę się cieszyć.

*

-Pan Warner już na panią czeka - pielęgniarka uśmiechnęła się życzliwie, podając jej kartę.
-Dziękuję.
Ronnie weszła do gabinetu lekarza, czując narastające zdenerwowanie. Zajęła jak zwykle swoje miejsce i patrzyła na kardiologa, który szukał czegoś w swoim biurku.
-Pani Styles...
-Słucham.
-Stosowała się pani do wszystkich moich zaleceń?
-Oczywiście.
Mężczyzna spojrzał na nią w jakiś dziwny sposób i podał jej kartkę z wynikami. Dziewczyna prawie wyrwała mu ją z ręki i zaczęła pobieżnie czytać.
-Co...? To niemożliwe. - uniosła zdziwione spojrzenie na lekarza, ale ten tylko wzruszył ramionami.
-Wyniki nie kłamią. Powinienem zatrzymać panią na obserwacji.
-Nie może pan!
-Proszę się uspokoić. Nie ma jeszcze powodu do paniki.
-Ale ja nie rozumiem...
-Ja też, szczerze mówiąc.
-I co ja powiem Harry'emu?
-Najlepiej prawdę.
-Łatwo panu mówić... Chyba jeszcze nie wyrosłam z okłamywania go - westchnęła. - No cóż, panie doktorze. Mam brać jakieś nowe leki?
-Nie, powtórzymy badania za tydzień, może to tylko chwilowe osłabienie.
-Dobrze. - Ronnie podniosła się ze swojego miejsca i już miała się pożegnać, gdy lekarz o czymś sobie przypomniał.
-Ale... jeśli chodzi o leki... Dowiedziałem się, że właśnie kończą się badania nad nowym lekiem... Pierwsze próby wypadły bardzo pomyślnie. Teraz poszukiwane są osoby, które będą chciały wyleczyć się tym specyfikiem.
-To ryzykowne?
-Ciężko stwierdzić, ale... zwykle nie.
-A więc zastanowię się. - zapewniła dziewczyna. - Dziękuję za informację. Do widzenia.
-Do widzenia.

*

Harry wyjątkowo spokojny wrócił do domu i zastał żonę jak gdyby nigdy nic bawiącą się z Rose. Wyciągnęły na podłogę chyba całą zawartość szafki z zabawkami. Chłopak stanął w progu i uśmiechał się, patrząc na te dwie urocze istoty. Dopiero po chwili malutka zobaczyła go i podbiegła, by się przytulić.
-Jak wyniki? - zapytał Ronnie.
-Trochę gorsze. - wzruszyła ramionami, podchodząc, by też przytulić się do męża. Tak bardzo potrzebowała jego zapewnienia, że będzie dobrze.
-To znaczy? - próbował się nie denerwować, obejmując ją mocno, ale i tak wyczuła jego zaniepokojenie.
-Musimy to przeczekać. Nie martw się, dam radę.
-Na pewno?
-Tak. - uśmiechnęła się. - Przecież mam was. Co może się nie udać?
Harry uśmiechnął się i pocałował ją w czoło.
-Tylko już niczego nie ukrywaj, dobrze?
-Dobrze... - westchnęła. - Widziałam się dzisiaj z Emily.
-Naprawdę? - zaciekawił się chłopak.
-Tak, wpadła do nas zaraz po moim powrocie. Wyglądała... dziwnie.
-To znaczy?
-To znaczy, że nie była zapłakana, załamana, czy cokolwiek innego, czego się spodziewałam.
-Ale przecież Zayn mówił, że...
-Widocznie znalazła coś... lub kogoś... co jej pomogło.
Hazz odsunął się od żony, ale tylko po to by wsiąść ją za rękę i zaprowadzić do kuchni. Malutka pobiegła za nimi. Dorośli usiedli przy stole, by spokojnie porozmawiać.
-Co ci mówiła?
-Że kogoś poznała.
-Szybko się pocieszyła... - Styles odwrócił wzrok, nie chcąc okazać, że nie spodziewał się po Emily czegoś takiego.
-Hej, hej, nie zapędzaj się tak... Nie w tym sensie "poznała". Po prostu próbuje... zająć się czymś innym, niż rozdrapywaniem ran.
Może i Ronnie miała trochę racji, ale Harry'ego jeszcze bardziej to zdenerwowało.
-Przecież ona nie ma racji! Jakie "rany"? Dobra, może Niall mógł ją zdradzić, ale ostatecznie do niczego nie doszło. Chłopak naprawdę żałuje, nie mogła tego nie zauważyć!
-Myślisz, że ja wybaczyłabym ci coś takiego? - zapytała Ronnie, ale po chwili zaczęła się nad tym zastanawiać. - Ok, wybaczyłabym, ale tylko dlatego, że sama bardzo cię raniłam. A Emily już wcześniej była poturbowana przez życie. On jej wbił nóż w plecy.
-Gówno prawda! On ją wyciągnął z tego bagna, w którym tak długo tkwiła. Gdyby on się nią nie zajął do dzisiaj siedziałaby z tobą lub Janet i myślała o samobójstwie! Wiesz, że mam rację.
-To prawda...
-Chociażby przez wzgląd na to już dawno powinna schować dumę w buty i do niego wrócić.
-Nie wiesz jak ona się czuje...
-A ty wiesz?
-Tak. Jakby ktoś zabrał ją do nieba by zepchnąć z najwyższej chmury.
-Babskie gadanie... - westchnął Harry, wiedząc że nie przekona żony. - Gdyby do siebie wrócili, wszyscy byliby zadowoleni.
Przez chwilę milczeli, tak, że Hazz zaczął się zastanawiać, czy żona nie obraziła się za to "babskie gadanie", dlatego zdziwił się, gdy usłyszał jej pewny ton.
-Wrócą do siebie.
-Naprawdę tak sądzisz?
-Tak. Może nie od razu, ale potem... Przecież się kochają. Taką miłością, którą nic nie złamie.
-Taką jak nasza. - uśmiechnął się Hazza i nachylił nad stołem, by dosięgnąć ust żony.

*

-Mike?
-Tak?
-Mogę zadać ci osobiste pytanie?
-Oczywiście. Pytaj.
-Czy... zakochałeś się kiedyś w... niewłaściwej osobie?
-Jak to niewłaściwej?
-No... takiej, do której kompletnie nie pasujesz. Z którą nie masz siły być.
Mike zastanowił się chwilę nad tym pytaniem.
-Nie, chyba nie. A ty?
Ale ona nie odpowiedziała. Nagle odeszła jej ochota na zwierzenia.
Siedzieli właśnie w klubie Jazzowym. To Emily wybrała to miejsce, mając nadzieję, że poprawi jej samopoczucie, ale stało się dokładnie odwrotnie. Miała wrażenie, że w powietrzu wciąż unosi się echo piosenki, którą Niall dla niej śpiewał. Jego śmiech odbijał się od ścian, jakby nigdy nie opuścili tego miejsca, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Dziewczyna zamknęła oczy, ale to nie pomogło.
-Emily, chodzi o... twojego chłopaka?
Była wdzięczna, że nie używał jego imienia. Spojrzała niego ze smutkiem.
-Nie mam chłopaka.
-Ale... jak to?
-Zerwałam z nim. - sama zdziwiła się, że mówi to tak spokojnie.
-Nie rozumiem...
-Ten związek nie miał przyszłości. Nie byłam dla niego dość dobra. - Nie zamierzała wtajemniczać chłopaka w szczegóły.
-On ci to powiedział? - oburzył się Mike.
-Nie. On wciąż chce żebym wróciła.
-Kochasz go?
Emily odwróciła twarz.
-Wszystko było by prostsze, gdyby chodziło tylko o odpowiedź na to pytanie...
-A czy to nie jest najważniejsze?
-Jest. Ale... to tak jakbyś trzymał diament w pudle ze śmieciami. To jedno jest idealne, ale wszystko inne nie.
-Czyli go jednak kochasz, ale rzuciłaś go, bo nie jesteś zbyt dobra? - nie wiedziała, czy Mike martwi się, czy żartuje, ale nie dbała o to.
-Nie kocham go - wyszeptała.
Poczuła jak Mike ujął jej dłoń.
-Nie martw się. Masz wielu przyjaciół, nie jesteś sama.
-Dzięki.
-Co mogę zrobić, żebyś się uśmiechnęła?
-Zamów mi pinacoladę. I opowiedz jedną ze swoich zabawnych historii.
-Już się robi. - spojrzał na nią w nieodgadniony sposób, ale zanim zdążyła jakoś zareagować, odwrócił się, by zawołać kelnerkę.