Beautiful Mistake - PROLOG



Zamknęłam za sobą szklane drzwi kabiny i odkręciłam wodę. Zimny strumień oblał moje nagie plecy i ramiona, przyprawiając o nieprzyjemne dreszcze. Zakryłam twarz dłońmi i pozwoliłam każdej komórce mojego ciała odczuć chłód. Musiałam pilnować, by nie przegapić momentu, w którym organizm zaakceptuje niewłaściwą temperaturę i przestanie zwracać na nią uwagę.
Nie chciałam tego. Nie chciałam przyzwyczaić się do chłodu.
Przypomniałam sobie, jak będąc małą dziewczynką spotkałam staruszkę z chorą nogą. Kulała i musiała używać laski, więc pomogłam jej zejść po schodach.
-Ta chora noga musi bardzo panią boleć – zauważyłam, gdy byłyśmy już na dole.
-Skąd - uśmiechnęła się dobrotliwie - Na początku bolała jak diabli, ale potem jakoś przywykłam.
A czy można przyzwyczaić do zdrady?
Słona łza spłynęła po moim policzku. Gwałtownym ruchem zakręciłam zimną wodę i włączyłam gorącą. Ukrop zdawał się wypalać moją skórze.
Takie było właśnie moje życie. Zimne i gorące. Pełne skrajnych uczuć, z których oba były zbyt intensywne, by do nich przywyknąć, by na nie zobojętnieć.
Kocham i nienawidzę.
Pomagam i niszczę.
Patrzę i zasłaniam oczy.
Słucham i zagłuszam.
Dotrzymuję tajemnic i łamię przysięgi.
Nie mogę przywyknąć do kłamstwa.
Nie mogę zagłuszyć wyrzutów sumienia.
Nie mogę zaakceptować błędów, które popełniam.
Ale nie mogę też niczego naprawić. To jak gwóźdź wbity w moje serce. Jeśli go nie wyjmę, zawsze będzie sprawiać ból. Jeśli się go pozbędę, nastąpi krwotok, zbyt silny by go zatamować.
-Rose! - Maddy uderzyła z poirytowaniem w drzwi łazienki. - Wychodź stamtąd! Nie jesteś sama!
-Jeszcze chwila! - odpowiedziałam.
Chwilę później otarłam łzy, osuszyłam ciało, założyłam ubranie i moją maskę. Maskę, za którą ukrywam całe moje rozdarcie i cały ból.
Ten ból nie jest fizyczny.

Nie można do niego przywyknąć.


*****************

A więc jestem! Postanowiłam wrzucić tą krótką zapowiedź nowego opka już teraz, ale szczerze mówiąc kiedy ruszy całe opowiadanie nie mam pojęcia. Pewnie w ciągu miesiąca, bo na wyjazd się nie dostałam.
Anyway, jeśli podoba wam się zwiastun (nie jestem pewna czy dobrą muzykę wzięłam) i prolog to proszę, błagam, proszę i błagam, podawajcie linka dalej, bo tym razem do czytania zapraszam wszystkich z wszystkich fandomów i włożę w nie naprawdę wiele serca. Możecie się spodziewać czegoś nieco innego od Smile of Harry, choć wciąż w podobnym klimacie. Zresztą, przekonacie się same J mam nadzieję ;)
Pewnie niedługo napiszę TL-reklamę więc jakby co też kilknijcie RT, tak w ramach popołudniowej życzliwości, ok.?  
Kocham was bardzo, dajcie znać co o tym myślicie.

ps. chyba pierwszy raz w historii tego bloga nie spóźniłam się z nn hahah

Warning!

WARNING!!!


Już niedługo.


Już niebawem.


Już za kilka dni.


To, na co wszyscy czekamy.



ZWIASTUN I PROLOG NOWEGO OPOWIADANIA



JESTEŚCIE GOTOWI?

Bądzcie gotowi.

28.05.2014






EPILOG

          [Wiem, że większość i tak tego nie przeczyta ale ok.
Tak naprawdę to wszystko miało wyglądać inaczej. Zaczęłam Heartache bo wpadłam na pomysł "Co by było, gdybym zabiła Ronnie?" No i miałam ją zabić.. w jakimś 7 rozdziale. Ale nie miałam serca tego zrobić haha. Ostatecznie nie jestem zadowolona z tego opka (nie pisze tak żebyście komentowały nie, jest super etc. - to moje odczucie, wiem, że mogłam napisać to lepiej). Czuję się źle z tym, że tak mało pisałam. Generalnie czuję się źle. Można powiedzieć, że ten blog był ze mną, wy byliście, w bardzo ważnym (czyt. trudnym) okresie mojego życia - w końcu rok i 3 miesiące to nie taki krótki okres! Kończę w bardzo złej formie fizyczniej - chora - i psychicznie - samotna. (to trochę jak Norwid i Chopin ;)) Ale jestem optymistką i mam mnóstwo planów więc nie będzie źle.
Co dalej z tym blogiem?
Będzie otwarty! Tak, nie widzę sensu zakładania nowego adresu. To tylko adres. Do wakacji powinnam wrzucić jakieś shorty (bo naczytałam sie ostatnio imaginów - ale takich z wyżej półki ;)) i mam ochotę coś takiego napisać.
około wakacji mam nadzieję zawieszę bloga - jeśli to zrobię to znaczy że spełniło się moje marzenie i wyjeżdzam, ale jako że jeszcze nie załatwiłam sb wyjazdu to zamiast zwieszać pewnie zacznę nowe opko którego już nie mogę się doczekać, choć szczerze mówiąc nie wiem o czym będzie ;) Anyway.
Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali ze mną do samego końca Smile of Harry. Jesteście najlepsi. Mam nadzieję, że nie opuścicie mnie w dalszym blogowaniu (i vlogowaniu). Kocham was!]


a teraz EPILOG. (błędy poprawię jutro;))

Padał deszcz. Chłodny, londyński deszcz, obmywający ulice z mgły, odświeżający, wyciszający. Harry obudził się w swoim wielkim, wysokim łóżku i leniwie zamrugał, próbując przywrócić oczom ostrość. Szum wody za oknem i ciepło pościeli kusiło go, by jednak przedłużyć odpoczynek o kilka minut. Ale wiedział, że już nie uśnie. Czuł, jak dwie małe rączki zaciskają się na jego koszulce i mimowolnie się uśmiechnął. Rose spała spokojnie, opierając głowę na jego ramieniu, niemal tak samo, jak zwykła to robić jej matka. Harry przytulił dziecko do siebie, a pamięć od razu przywołała wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni.
Jacob, czy też Mike, umarł. Dorothy znikła. Chociaż oznaczało to koniec ich kłopotów - przynajmniej na pewniej czas - nikt się z tego nie cieszył. Emily, która najbardziej przeżyła śmierć przyjaciela jeszcze tego samego wieczora wyjechała. Zostawiła tylko zdawkową wiadomość dla Nialla, informując go, żeby się nie martwił. Nie zabrała telefonu, więc nikt nie potrafił jej namierzyć.
Ronnie odzyskała przytomność się i po długiej rozmowie z Louisem i Niallem powiedziała całą prawdę. I choć minął tydzień, Harry wciąż przypominając sobie treść ich rozmowy miał łzy w oczach.
Od tego czasu minął tydzień. Najbardziej cichy tydzień w historii. Harry nie rozmawiał z chłopakami, będąc u Ronnie w szpitalu oboje milczeli, Emily wydawała się zapaść pod ziemię.
Rose zamruczała, jak mały kotek i powoli zaczęła się budzić. Jej ojciec zwolnił uścisk i pozwolił dziewczynce usiąść, mimowolnie wyobrażając sobie dziecko, które zabiła ludzka zawiść i głupota. Nie wiedział, czy byłby to chłopiec czy dziewczynka, jakie miałby oczy i włosy, jaki charakter. Co gorsza, już nigdy miał się nie dowiedzieć.
Nie był wściekły na Ronnie.
Nie był nawet wściekły na Dorothy i Jacoba.
Chciał po prostu wiedzieć, dlaczego to dziecko, jego dziecko, musiało umrzeć, by wszystko inne mogło ocaleć.
-Dziemy mamy dziś? - zapytała mała.
Harry zamrugał, próbując skupić się na tym pytaniu.
-Tak, malutka. Dziś mama wyjeżdża.
-Dzie?
-To takiego miejsca, gdzie będzie dużo lekarzy.
-Ale wlóci?
-Wróci, i będzie zdrowa.
Dziewczynka uśmiechnęła się i niespodziewanie przytuliła się do ojca.
-Kocham tata. - wyszeptała mu prosto do ucha.
-I tata też kocha ciebie. - odpowiedział, uśmiechając się, gdy Rose zaczęła bawić się jego włosami.
-A mama?
-Mama też cię kocha, kruszynko. Przecież wiesz.
-Nie. - dziecko odsunęło się i spojrzało na niego poważnie - Nie nunia. Cy tata kocha mame?
-Kocham ciebie i mamę najbardziej na świecie.
Rose uśmiechnęła się.
-Mama kocha nas. Mówiła niuni. Wćoraj. Mówiła.

*

Niall nie był pewien, czy zrobił dobrze, ale wracając do domu myślał, że Emily chciałaby, by to zrobił. Szczerze mówiąc, tylko dla niej tam poszedł. Był niemal pewien, że dziewczyna zjawi się na pogrzebie Jacoba. Ale jej nie było. Mimo wszystko złożył kwiaty na grobie i odmówił krótką modlitwę. Ostatecznie Mike nie chciał by to wszystko się tak skończyło.
Nie pamiętał muzyki, która sączyła się z radia, gdy jechał samochodem. Nie zwracał uwagi na ludzi na ulicach. Dopiero gdy wsiadał do windy, dostrzegł uśmiech jednego z ochroniarzy stojących w holu jego apartamentowca. Znał tego mężczyznę na tyle długo, by wiedzieć, o czym świadczy ta mina.
Gdy tylko wszedł do mieszkania, zaczął się gorączkowo rozglądać. Nie ryzykował wołania, nie chciał sam przed sobą wychodzić na desperata.
Zobaczył ją, gdy siedziała w salonie, ubrana czarną sukienkę do kolan i bawiła się swoją bransoletką. Ciemny żakiet zdjęła i przewiesiła przez oparcie, jej ramiona były odsłonięte. Wycięte w skórze "NIALL" wydawało się wyróżniać wśród innych blizn.
Horan na chwilę zatrzymał się w progu, po czym postanowił nie robić scen i usiadł obok dziewczyny.
-Nie potrafiłam tego zrobić. - powiedziała blondynka. - Nie umiałam pójść na jego pogrzeb. To przeze mnie się zabił.
-Nie myśl o tym w ten sposób. Wcale nie myśl.
Emily wykonała kilka głębokich wdechów i otarła łzy, które rozmazywały jej łagodny makijaż.
-Wróciłam. - poinformowała.
-Cieszę się. Gdzie byłaś?
-U rodziny. Musiałam zebrać myśli. - zrobiła krótką pauzę. - Ale teraz już nigdzie się nie wybieram. - Niall poczuł, jak dziewczyna opiera swoją głowę na jego ramieniu. - Co z Ronnie?
-Obudziła się. Dzisiaj ma być przewieziona do innej kliniki.
-A jak...Harry?
-Dobrze. Jest trochę przybity, ale pozbiera się.
-A my? Możemy się pozbierać?
Niall delikatnie puścił dziewczynę i wstał.
-Chodź tu.
-Ale...
-Po prostu chodź.
Emily niechętnie podniosła się z miejsca i stanęła naprzeciw chłopaka.
-Zamknij oczy.
-Ok...
-Co widzisz?
-Nic.
-A teraz pomyśl życzenie.
Emily zacisnęła mocniej powieki. "Być z Niallem. Już na zawsze."
-Pomyślałam.
-Wyobraź sobie, że to życzenie staje się prawdą. Co teraz widzisz?
-Widzę nas. Razem. - uśmiechnęła się delikatnie, nie otwierając oczu.
-Więc marzymy o tym samym. - Niall też się uśmiechnął, patrząc na jej rozmarzoną twarz.
-Nie chcę otwierać oczu. - wyznała. Czuła, jak dłonie chłopaka układają się na jej talii.
-Więc ich nie otwieraj. - powiedział pochylając się, by ją pocałować. Był to bardzo słodki pocałunek. - Teraz. - polecił. Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem. - I co teraz widzisz?
-Nas. Razem.

*

-Obiecaj, że będziesz grzeczna - poleciła Ronnie, patrząc na córkę z czułością.
-Tak!
Harry patrzył na żonę przekrwionymi oczami. Ronnie siedziała na wózku inwalidzkim, czekając aż zapakują ją do karetki i zawiozą do zamkniętej kliniki, gdzie nie będzie widywać swojej rodziny przez najbliższe tygodnie. Gdy przyszła pora na jej pożegnanie z mężem, poczuła się tak zestresowana jak podczas pierwszej randki.
-Obiecaj, że będziesz grzeczna - Hazz powtórzył jej słowa pochylając się, tak, by ich twarze były na równym poziomie.
-Obiecuję.
-I zostawiaj uchylone okno na noc. Będę cię odwiedzał.
Ronnie zaśmiała się słabo.
-Zobaczę co da się zrobić.
-A tak na serio... - Harry złapał dziewczynę za rękę i zagryzł wargę.
-Dobrze, pani Styles... Możemy już jechać - poinformował pielęgniarz.
-Jeszcze chwilę - powiedział do niego Harry i znów zwrócił się do żony. - Nigdy więcej kłamstw, ok? Wracasz do mnie i jesteśmy nieprzyzwoicie szczęśliwi. Jasne?
-Hmm... Niech będzie. - Ronnie przyciągnęła chłopaka do siebie i krótko pocałowała. - Który raz się rozstajemy?
-Ostatni.
-Naprawdę się nam śpieszy... - odezwał się pielęgniarz.
-Cicho! - pogroziła mu Rose.
Harry zaśmiał się i ostatni raz przytulił swoją żonę. Jej ciało było chłodne i kruche, pragnął zostać z nią i ogrzać ją, ale nie mógł.
-Do zobaczenia. - wyszeptał, oddając ją pod opiekę młodego lekarza. Ten sprawnie umieścił Ronnie w pojeździe.
-Pa pa mama! - zawołała jeszcze Rose, ale samochód już ruszył.
-Ma pani piękną córkę. - odezwał się pielęgniarz. - Ronnie uśmiechnęła się. - Odziedziczyła pani oczy.

-Tak. - potwierdziła, patrząc przez szybę na chłopaka, który stał na chodniku przed szpitalem trzymając na rękę małą, niepokorną dziewczynkę. - Ma moje oczy. I uśmiech Harry'ego.


28. Mieszkanie 4A

[Dziś dla odmiany notka przed rozdziałem. PRZECZYTAJCIE! Po pierwsze bardzo, bardzo, bardzo przepraszam. Tyle się ostatnio działo! M.in.: Starałam sie o wyjazd do UK, zakładałam vloga, brałam udział w wolontariacie, konsultowałam się z ludźmi na temat mojego przyszłego pisarstwa i zaliczałam zaległy materiał w szkole. Dopiero teraz złapałam oddech i napisałam cokolwiek dla was. Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, może dlatego, że tak bardzo czekała m na to zakończenia, a gdy przyszła pora by je napisać ja nie umiem złożyć dwóch zdań… Nieważne. Przed nami długi epilog. Postaram się żeby był ok. J
Dobra, tyle w kwestii usprawiedliwienia, teraz ogłoszenia:
Mój kanał na YouTube to: [KLIK]
Będzie mi bardzo miło, jeśli followniecie mnie na twitterze: @paulina_here i wrzucicie na swoje TL link do mojego kanału. Jeśli uznacie, że jestem tego warta, oczywiście. ;)
Co do pisania, to na 90% powstanie kolejne opko, nie-fanfic ale powiązane z tą historią. Jak? Otóż jego główną bohaterką będzie…. (werble) tatatatatam (czy tak robią werble? anyway)
ROSE!
Haha. Oczywiście nie mała Rose, ale taka troszkę starsza. To co, kto z was będzie czytał o losach Rose w wielkim mieście?;) Uwaga: Jeśli to opko powstanie (jeśli ktoś będzie chciał czytać, a ja będę miała czas pisać) wystartuje około wakacji – potrzebuję jakiegoś miesiąca urlopu.
A teraz rozdział. (ja tego nie czytałam...)]


W pomieszczeniu panował półmrok. Szpitalna apartura wydawała ciche, regularne dźwięki. Ronnie leżała w szpitalnej pościeli, zupełnie blada. Wyglądała jak mała, chuda dziewczynka z ciemnymi sińcami pod oczami. Każdy, kto by ją zobaczył, mógłby powiedzieć, że tylko śpi i lada moment się obudzi.
Jacob szybkim krokiem wszedł do sali i położył na pustej szafce nocnej małą apteczkę, po czym wyciągnął z niej strzykawkę i kilka ampułek.
-Szczerze mówiąc - odezwał się cicho do nieprzytomnej - myślałem, że Warner się domyśli. Nie chciałem cię zabić, ale z drugiej strony... jak mógł być tak głupi? - Mówiąc to napełnił strzykawkę mieszanką leków. - Mimo wszystko szkoda, że już się nie spotkamy. - Powoli odpiął jedną z kroplówek i na jej miejsce wstrzyknął Ronnie przezroczystą ciecz. - Może kiedyś mi wybaczysz.

*

Emily obudził dźwięk upuszczonych kluczyków i ciche przekleństwo. Dziewczyna otworzyła oczy i zobaczyła Nialla, siedzącego na brzegu łóżka i w pośpiechu zapinającego bluzę.
-Pożyczyłem. - powiedział, uśmiechając się do niej przepraszająco. - Dobrze, że nosisz takie uniwersalne ubrania.
-Już idziesz? - zapytała zawiedziona.
-Tak. Muszę. - chłopak pochylił się i pocałował ją w czoło. - Louis znalazł namiary na tego Jacoba. Musimy go dorwać.
-Mogę jechać z wami?
-Emi...
-Daj mi trzy minuty! - zawołała dziewczyna i wyskoczyła z łóżka. Już po chwili wybiegła z niej kompletnie ubrana, jedną ręką szczotkując włosy, drugą szukając kluczy od mieszkania. Niall zaśmiał się, widząc jej pośpiech i złapał w pasie, gdy przechodziła obok niego.
-Nie powinnaś jechać. Louis nie będzie zadowolony...
-Dlaczego? Mogę się przydać.
-Ale... - Emily zamknęła mu usta krótkim pocałunkiem - Niech będzie.

*

Lou czekał na nich pod budynkiem, w którym mieszkała dziewczyna. W jego spojrzeniu było coś dziwnego, jakby był rozdarty. Oczywiście ucieszył się, gdy Niall powiedział, że on i Emily znów są razem, ale wyraźnie unikał wzroku blondynki.
Milczeli przez całą drogę. Do miejsca, gdzie mieszkał Jacob dojechali w zaledwie kwadrans.
-Ale przecież... - zaczęła Emily, ale natychmiast zamilkła.
-Chodźmy. - poinstruktował Lou. - Drugie piętro, mieszkanie...
-4A... - dokończyła blondynka i wszyscy spojrzeli na nią zdziwieni.
-Skąd wiesz? - zapytał Niall.
-Lou? To jest mieszkanie 4A?
-Tak. - chłopak pokiwał głową. - Dlatego zostań w samochodzie.
-Nie. Zrobimy to inaczej.

*

Louis nie musiał długo czekać - Mike, uprzedzony telefonem od Emily, natychmiast otworzył drzwi. Jego mina, gdy zamiast blondynki zobaczył na progu Tomlinsona była tak komiczna, że gdyby nie powaga sytuacji, Lou na pewno zacząłby się śmiać.
-Co ty tu robisz?
-Dobre pytanie. - powiedział Louis, wchodząc do mieszkania. - Przyszedłem pogadać.
Mike zmarszczył czoło.
-O czym?
-Nie czym, tylko o kim. O pewnej dziewczynie, którą na pewno znasz. O Dorothy.
-Dorothy? Nie mam pojęcia o kim mówisz...
Tommo uśmiechnął się krzywo. W tym samym momencie do mieszkania weszła Emily, a za nią Niall. Dziewczyna, która znała rozkład pomieszczeń natychmiast znalazła miejsce, gdzie Mike trzymał dokumenty. Horan w tym czasie zamknął drzwi od środka i wykonał krótki telefon.
-Co wy robicie? - zdziwił się Mike, widząc to zamieszanie.
Emily podeszła do Lou i podała mu znaleziony w dokumentach paszport. Sama nie była w stanie tego sprawdzić. Louis nie miał takich oporów.
-A więc... Mike'u Jacobie... - zaczął, patrząc na dane chłopaka - wasz szpital nie zbyt dobrze chroni dane osobowe personelu. A pani w rejestracji jest tak samo sprzedajna jak ty.
Mike nie wyglądał na przestraszonego. Zaśmiał się cicho, i westchnął.
-Myślałem, że już nigdy się nie domyślicie.
Na kilka minut zapadła cisza. Mike-Jacob patrzył na Louisa z bezczelnym uśmiechem, a Emily z przerażeniem próbowała odnaleść w nim resztki swojego najlepszego przyjaciela. Stojący najdalej Niall obserwował dziewczynę, bojąc się, jak odbierze ten cios.
-Zostawcie nas na chwilę. - powiedziała blondynka niespodziewanie.
-Co?
-Chcę z nim porozmawiać. W cztery oczy.
-Nie! - zaprotestował Horan, ale Lou wycofał się i zabrał go ze sobą.
Gdy tylko znikli im z oczu, Emily podbiegła do chłopaka i bezradnie uderzyła w pięścią z jego ramię. Gdy podniosła wzrok, nie zobaczyła już tego bezczelnego uśmiechu. Znów stała obok swojego Mike'a, dobrego, miłego i pomocnego. Zupełnie, jakby Jacob nie istniał.
-Chciałeś zabić moją przyjaciółkę! - zawołała, a pierwsze łzy spłynęły po jej policzkach.
-Dlaczego? - tylko to jedno pytanie przyszło jej do głowy.
-Emily, posłuchaj...
-Nie, to ty...
-Nawet cię wtedy nie znałem! - krzyknął jej w twarz - Nie miałem pojęcia, że znasz Ronnie! I nie zamierzałem jej zabić!
-Doskonale wiedziałeś, co robisz!
-Ale nie wiedziałem, że była w ciąży!
Emily zaniemówiła, zaskoczona tą wiadomością. Mike wykorzystał to i zaczął mówić. Opowiedział o tym, jak Dorothy pomogła mu "odmienić życie", po tym, jak postanowił się zmienić, jak potrzebował pieniędzy i zgodził się na zafałszowanie wyników badań i podawanie leków Ronnie.
-...ale gdy dowiedziałem się, że leki zabijają dziecko, a ciebie pobił ten koleś, natychmiast zerwałem umowę z Dorothy. Nie mogłem pozwolić, by krzywdziła ciebie.
-Czyli ten facet był... Wiedziałeś o tym!
Tego było już za wiele. Nie dość, że Mike podawał się za fałszywą osobę, zabił dziecko Ronnie i Harry'ego i być może samą Ronnie, to jeszcze pozwolił, by Dorothy znów pchnęła ją na skraj przepaści. Emily nie zastanawiając się długo uderzyła chłopaka. Nie opierał się przed jej ciosami, więc zaczęła okładać go na ślepo, aż udało jej się go powalić na ziemię.
Gdy Louis i Niall wbiegli do pokoju, zastali Jacoba leżącego i osłaniającego się rękoma i siedzącą na nim, wciekłą Emily, która ze wszystkich sił próbowała zrobić mu krzywdę. Łzy strumieniem spływały jej po twarzy, przeklinała i krzyczała, a jej ofiara wydawała się przyjmować te ciosy ze stoickim spokojem.
-Przerywamy jej czy pomagamy? - zapytał Niall.
-Ja to bym pomógł, bo dziewczyna sobie nie radzi - ocenił Lou - ale wezwaliśmy już policję...
-No tak. - westchnął blondyn - Szkoda.
Wspólnymi siłami oddzielili dziewczynę od Mike'a. Ten podniósł się z ziemi o własnych siłach i uśmiechnął w jakiś dziwny sposób. Za oknami dało się słyszeć dźwięk syren.
-Wezwaliście gliny? Po co? Przecież już nic nie mogę zrobić Ronnie. Byłem u niej rano.
-Co?! - Emily znów wyrwała się z uścisku Nialla i podbiegła do przyjaciela.
-Powiedz mi tylko jedną rzecz. - wyszeptał. - Czy kiedykolwiek będziemy moglibyśmy być razem? Gdybyś nie kochała jego... czy mogłabyś kochać mnie?
-Nie, Mike. - odpowiedziała. - Nigdy nie będziemy razem.
-Tak myślałem.
Chłopak nachylił się i delikatnie pocałował ją w policzek. Mogła poczuć gorącą łzę na swojej skórze. Potem odsunął się i podszedł do komody. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, otworzył najwyższą szufladę i wyciągnął z niej niewielki, czarny przedmiot.
-Odłóż to! - krzyknął Louis.
Niall wybiegł do przodu i osłonił Emily.
Ale Mike uśmiechnął się tylko blado, widząc ich poruszenie.
-Ronnie obudzi się dziś wieczorem. Nie gwarantuję, że będzie w pełni zdrowa, ale przeżyje. - powoli podniósł trzymany w dłoni pistolet i przyłożył go sobie do skroni. - Nie chciałem tego, Emily. Zawsze będę cię kochał.
-Mike...!

Odgłos strzału przeszył powietrze.