6. It's just alcohol



Weekend spędziłyśmy u pani Rity Twain. Mama Maddy była wspaniałą, zupełnie wyluzowaną kobietą o pięknych, jasnych włosach - które odziedziczyła jej córka - i zniewalającym uśmiechu. Traktowała mnie niemal jak swoje drugie dziecko, dlatego też czas w jej towarzystwie mijał nam wspaniale. Pojechałyśmy na zakupy, wypiłyśmy hektolitry mrożonej kawy plotkując i przekomarzając się, słuchałyśmy starych płyt leżąc w piżamach na podłodze w pokoju dziennym ich małego, ale bardzo nowoczesnego domu. Pan Twain pojawiał się tylko wieczorami. Był lekko otyłym biznesmanem, bezsprzecznie szalejącym za swoją kilka lat młodszą żoną, a ponieważ praca zabierała mu mnóstwo czasu starał się spędzać z nią każdą sekundę spędzaną w domu. Rita również zdawała się uwielbiać swojego męża, a na pewno uwielbiała być przez niego uwielbianą, bo za co innego mogłaby kochać krępego, zbyt gadatliwego i cuchnącego dymem z cygar mężczyznę, tak bardzo do niej nie pasującego?
Wracając do internatu ani ja, ani Maddy nie pamiętała już o kłótniach z poprzedniego tygodnia. Tak to już między nami było. Kłóciłyśmy się o wiele drobnych spraw, ale nigdy nie chowałyśmy urazy zbyt długo.

Ten tydzień mijał bardzo szybko z powodu dwóch wydarzeń. Po Pierwsze - ogłoszono testy z fizyki, matematyki i chemii dla całego rocznika, przez co cały wolny czas spędzałam z Aaronem, Damieniem i Ashą w bibliotece lub naszych pokojach. Po drugie, zbliżała się wielka impreza hallowenowa u Aarona w jego wystawnym lofcie. Zresztą, była to tylko jedna z imprez. Cała szkoła niczym banda pięciolatków planowała swoje stroje, osoby zwerbowane na DJ-ów szukały interesujących playlist, wciąż słychać było powtarzane nazwy sklepów z dekoracjami. W naszej paczce większość zarzekła się, że zdradzi, jak strój założy, ale i tak temat hallowen nie schodził z tapety.

I dopiero w sobotę zrozumiałam dlaczego.

*

Słowa "wystawny loft" kojarzyły mi się z mieszkaniem bogatego artysty na Brooklinie, ale to, co zobaczyłam wjeżdżając lekko spóźniona windą do mieszkania Aarona przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wszystkie pokoje, zwykle urządzone elegancko, ale z dystansem, teraz zostały zamienione na prawdziwy strych, pełen pajęczyn, tajemniczych ksiąg, szkieł i topiących się świec. Dym z kadzidełek sprawiał wrażenie mgły. Nie było żadnych kiczowatych, plastikowych trupów ani niczego w tym stylu. Mroczną atmosferę sprytnie połączono z łagodnymi dyskotekowymi światłami i elektroniczną muzyką.

- Aaron! - krzyknęłam, odnajdując gospodarza. - Jesteś mistrzem!

- Haha, dziękuję - powiedział, uśmiechając się. Miał na sobie strój szalonego naukowca, który był chyba dopełnieniem wystroju. - Pięknie wyglądasz! - zawołał przez muzykę i podał mi kubek z jakimś napojem.

Skinęłam głową i podziękowałam. Byłam przebrana za egipską królową - przyciemniłam włosy jednorazową farbą i wyprostowałam je, założyłam krótką, odsłaniającą brzuch bluzkę i spódnicę znalezioną w sklepie vintage. Rozciełam ją po bokach, a na nogi założyłam sanadłki z doczepionym do nich złotym sznurkiem, który oplotłam wokół łydek aż do kolan. Tona biżuterii, egipski diadem i odpowiedni makijaż dopełniły całości. Wiedziałam, że Maddy przebrała się za indiankę - przypadkiem znalazłam jej opaskę z piórem - i teraz rozglądałam się po zatłoczonym pomieszczeniu szukając jej znajomej twarzy. W końcu zauważyłam ją z boku, z ramionami owiniętymi wokół Damiena i poczułam się dziwnie niepotrzebna. Para stała z boku, tańcząc nie do rytmu i wciąż się całując. W pewnym momencie wybuchli śmiechem, a Damien podniósł wzrok ponad głową dziewczyny i nasze oczy spojrzenia się spotkały. Spoważniał i miałam wrażenie, że jego oczy wyraźają coś na granicy przeprosin. Nie chciałam na niego patrzeć. Szybkim krokiem podeszłam do stolika, na którym stały butelki z różnymi napojami i trukami. Nie rozumiałam dlaczego jestem taka wściekła, ale zaczęłam napełniać plastikowe kubki najsilniejszymi drinkami, jakie znalazłam. Spojrzałam na płyn, który miał mi wkrótce odebrać świadmość i zdałam sobie sprawę, że doskonale wiem, dlaczego jestem zła na Maddy i Damiena. Wiedziałam, ale nie mogłam się do tego przyznać sama przed sobą. Szybko wychyliłam zawartość kubka i pośpiesznie napełniłam go ponownie.

Kilka godzin później siedziałam pijana na balkonie. Postawiłam kubek z piwem na ziemi i oparałam łokcie o balustradę, patrząc na światła miasta. Chciałam, by końcu urwał mi się film, ale niestety poamiętałam każdą minutę tego wieczoru. Uniosłam kubek i wypiłam mały łyk, gdy usłyszałam że ktoś otworzył drzwi balkonu, a zaraz po nimrozległ się charakterystyczny odgłos rozlewanego płynu.

- Cholera...

Bez trudu rozpoznałam głos Damiena. Chłopak podszedł do mnie wycierając dłoń o materiał spodni, ale w jego kubku zostało jeszcze trochę alkoholu. Nie był kompletnie pijany, jak jego dziewczyna, którą widziałam kilka minut wcześniej, ale błyszczące oczy i zaróżowione policzki mówiły same za siebie.

- Co tu robisz... sama taka? - zapytał nieskładnie, poprawiając swój kapelusz.

- Łapię oddech. - stwierdziłam.

- Och... Maddy jest pijana. Muszę zabrać ją do internatu.

- Ty też jesteś pijany. - zauważyłam, zataczając się lekko do tyłu. Wypity alkohol rozgrzewał mnie, ale przez niego musiałam mocno trzymać się balustrady.

- Oczywiście. - wyciągnął palec i szturchnął mnie w łokieć - Wszyscy jesteśmy. - Piracki kapelusz opadł mu na oczy, więc z niezadowoleniem zrzucił go na ziemię - Nienawidzę alkoholu... - stwierdził, po czym wypił łyk swojego piwa.

Zaśmiałam się z jego zachowania.

- Własnie widzę.

- Naprawdę. Tylko spójrz. Alkohol wydobywa z ludzi ich najgorsze cechy. - wyciągnął przed siebie wolną rękę i zaczął wyliczać - Gniew, wredność,  złość, żal...

- Pożądanie... - zauważyłam, wspominając pary obściskujące się na kanapach w salonie.

- Naiwność... - chłopakowi zabrakło palców, ale zupełnie nie zwrócił na to uwagi.

- Prawdę...

Damien zamrugał kilkakrotnie, po czym przeniósł swój wzrok na mnie. Poczułam się onieśmielona szczerością jego spojrzenia. Przez kilka sekund żadne z nas się nie odezwało.

- Prawdę? - powtórzył w końcu moje ostatnie słowo.

- Oczywiście. - przytaknęłam, wciąż się na niego patrząc - Pijani ludzie nie boją się skompromitować, ośmieszyć, bo na koniec i tak pewnie nie będą niczego pamiętali...

W tym momencie poczułam że Damien położył swoją dłoń na mojej. Zamilkłam i znów nasze pijane spojrzenia się skrzyżowały. Wpatrywał się ze mnie, zaciskając swoje place coraz mocniej, zupełnie świadomy tego, co robił. Drugą ręką wciąż trzymał kubek z piwem, który teraz podniósł do ust i całkiem opróżnił. Po chwili puste opakowanie upadło na ziemię.

- Damien... - zaczęłam, ale nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć.

Pochylił się ku mnie, tak że poczułam jego oddech na swojej twarzy.

- To tylko alkohol, Rose... - powiedział, niemal szeptem.

Nie wiedzieć czemu, przytaknęłam. I wtedy mnie pocałował.

Powinnam była go odepchnąć. Bo przecież to trzeba zrobić, jeśli pocałuje cię chłopak najlepszej przyjaciółki. Trzeba go odepchnąć i spoliczkować.

Tak właśnie chciałam zrobić.

Ale zamiast tego jedną ręką oplotłam jego kark i przyciągnęłam go nieco bliżej. Odwzajemniłam ten pocałunek. Odwzajemniłam następny. Jego obie dłonie znalazły się na mojej twarzy, gdy całował mnie tak jak żaden chłopak nigdy wcześniej. Poddawałam się mu bez najmniejszych protestów i z niekłamaną przyjemnością.

Trwało to może dziesięć sekund, ale gdy Damien powoli zrobił pół kroku w tył, rozdzielając nasze usta, czułam dreszcze na całym ciele.

- Jesteś piękna... - wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy.


Potem puścił mnie, podniósł po swój kapelusz i chwiejnym krokiem wrócił do mieszkania, gdzie trwała impreza.

__________________

NO I DO TEGO ROZDZAIŁU DĄŻYŁAM OD POCZĄTKU! NARESZCIE!
owowowow co tam u was? bo u mnie pracowicie. szczerze mówiąc nie mam siły pisać to opko. napisałam ostatnio 12 rozdziałów fanfica o niallu i zastanawiam się czy go opublkować.
jak zwykle czekam na 5 komentarzy 


5. True feeling

- To miejsce jest fantastyczne!

Nick uśmiechnął się i pociągnął mnie w stronę zielonego wzgórza. Byliśmy w jakiejś wyludnionej części Central Parku, niedaleko miejskiego zoo. Dobrze zrobiłam, zakładając dżinsy, bo mogłam spokojnie usiąść na trawie i obserwować jak mój towarzysz rozkłada niewielki piknik, który dla nas przygotował.

- Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego - przyznałam.

- Myślałaś, że nie umiem być romantyczny?

- Myślałam, że jesteś dupkiem. - zaśmiałam się przesuwając się na koc.

- A mimo to jesteś tu ze mną.

- Jestem estetką - wzruszyłam ramionami, wyjmując z metalowego pojemnika śliczną babeczkę z różowym kremem i odgryzłam niewielki kęs. Była pyszna. - Lubię patrzeć na ładne rzeczy.

- To dobrze się składa - Nick podniósł dłoń i starł krem z kącika moich ust - Ja też jestem estetą. - Jego wzrok zaczął spływać w dół mojego ciała.

- Nie widziałam, żebyś na mnie patrzył. - zauważyłam, częstując go moim ciastkiem. Ugryzł spory kawałek, brudząc się tak samo jak ja wcześniej. To było całkiem zabawne.

- To nie znaczy że tego nie robiłem.

Uśmiechnęłam się. Rozmawialiśmy jakiś kwadrans i z każdą chwilą wydawało się, że stereotyp samolubnego głupka z szkolnej drużyny to jedna, wielka ściema. Nick był miły, rozmowa z nim, choć dotyczyła tylko błahych spraw, mijała przyjemnie. 

- Twoi znajomi nie wiedzą, że tu jesteś? - zapytał niespodziewanie.

- Nie.

- To dobrze.

- Dlaczego? - zdziwiłam się, zwiększając dystans między nami.

- Wątpię czy by to pochwalali - uśmiechnął się przebiegle, znów przyciągając mnie bliżej.

Oczywiście nie miał pojęcia o zakładzie. Choć, Melanie nie powiedziała o niczym ani Maddy, ani reszcie, więc nie miałam pewności, czy Nick nie mówił prawdy.

Zanim zdążyłam zadać kolejne pytanie chłopak złapał mnie pasie i posadził sobie na kolanach. Jego usta już miały sięgnąć moich, gdy gwałtownie się obróciłam, uniemożliwiając mu to.

- Lubisz bawić się moją cierpliwością - zauważył, a jego dłonie zaczęły delikatnie pocierać moje plecy. Zagryzłam wargę, patrząc na niego. Dwie Rose w mojej głowie dawały mi dwie różne rady, a ja nie wiedziałam, której posłuchać. To tylko zakład, pomyślałam w końcu, za miesiąc oboje nie będziemy tego pamiętać.

*

Zakład wygrałam już następnego dnia. Ale bardziej niż wygrana cieszyły mnie spojrzenia ludzi, gdy  weszłam na stołówkę razem z Nickiem. Moi znajomi nie ukrywali zdziwienia, inni po prostu byli zazdrośni. Chłopak trzymał mnie za rękę, nie ukrywając tego, że nie jesteśmy tylko znajomymi. Gdy rozstaliśmy się i rozeszliśmy do swoich stolików, Aaron nagle wydał się strasznie zajęty swoją rozmową z Toddem, dziewczyny patrzyły na mnie wzrokiem chcę-poznać-wszystkie-pikantne-szczegóły, Maddy wyglądała na wściekłą, a Damien spuścił wzrok i wyglądał, jakby myślał o czymś innym. Nikt się do mnie nie odezwał, ale wiedziałam, że to tylko cisza przed burzą.

- Jak mogłaś mi nie powiedzieć?! - krzyknęła, zatrzaskując drzwi. - Melanie wiedziała, nawet Damien wiedział, a ja nie!

- Byłam pewna, że ci powiedział! Zresztą jakie to ma znaczenie?! Zerwę z nim za tydzień lub dwa!

- Rose! Nie kapujesz! Masz szlaban na chłopaków! Jeśli ktoś z Londynu dowie się, że ledwie tu przyjechałaś i już sypiasz z jakimiś...

- Maddy! - teraz to ja się wkurzyłam - Nie spałam z nim!

- Jeszcze nie! Ale w tym tempie to się stanie najdalej w weekend!

- To nie jest to samo! To nie Londyn! Wiem co robię!

- Nic nie wiesz! Nick...

- Nick jest miły!

- Tak, wiem! Ale jest też płytki!

- Bo jest bardziej popularny niż zwykła kujonka?!

Maddy cofnęła się o krok, wiedziałam, że powiedziałam za dużo, ale nie mogłam tego cofnąć. Gdy przyjaciółka się odezwała jej głos był pełen jadu, którym traktowała mnie wyjątkowo rzadko.

- Może faktycznie do siebie pasujecie. W końcu byłaś tak samo płytka. Opowiedz mu, co umiesz zrobić, z pewnością spodoba mu się numer z chustą.

Poczułam się tak, jakby ktoś kopnął mnie w brzuch. Łzy wypełniły moje oczy.

- To nie fair... - wyszeptałam, wybiegając z pokoju.

Chciałam zniknąć. Założyć czapkę niewidkę i nigdy nikomu się nie pokazać. Szloch wstrząsnął moim ciałem, gdy biegłam, nie znając nawet celu mojej ucieczki. Miałam tylko Maddy. Nick nie znaczył dla mnie nic, potraktowałam go niemal jak przedmiot, chwilową zabawkę. Przyjaciółka miała rację, i to było najgorsze. Kiedyś byłam inna...

Nie potrzebowałam już fałszywego dowodu. Ochroniarz wpuścił mnie do lokalu z uśmiechem. Widziałam kilka znajomych twarzy, usłyszałam kilka okrzyków. Rebeca uśmiechnęła się do mnie z daleka i podniosła dłonie do ust, by złożyć je na coś imitującego tubę.

- Uwaga! Rose przyszła!

Odpowiedział jej śmiech zmieszany z kilkoma okrzykami.

- Do trzech razy sztuka - powiedziała, gdy już dotarłam do baru.

On też tam był. Czekał, uśmiechając się przyjaźnie. Spojrzałam na niego i poczułam, że moje policzki oblewają się rumieńcem.

- Będziesz dziś próbować? - zapytał, podsuwając mi drinka.

- Tak - uśmiechnęłam się - Ale później.

Popijałam słodki napój obserwując, jak Rebeca tańczy na podeście. Miała piękne ciało, jej ruchy były pewne i pełne gracji. Zmysłowe. Mężczyźni pochłaniali ją spojrzeniami, ale nikt nie rzucał obleśnych tekstów, nie wkładał jej banknotów za pasek spódniczki. To nie klub ze striptizem, tu na podest wchodziły te dziewczyny, które chciały się po prostu dobrze bawić.

W końcu skończyłam drinka, zdjęłam kurtkę i bluzę. Wdrapałam się na podest tylko w mocno wyciętym, krótkim topie i obcisłych dżinsach i rozczesałam włosy palcami. Rebeca zeskoczyła na ziemię i głośnymi oklaskami dodawała mi odwagi. Stojący obok niej chłopak milczał, tylko się uśmiechając. Zaczyłam tańczyć, nie odrywając od niego wzroku. Moje ruchy były bardzo niepewne, kołysałam biodrami w rytm muzyki, unosiłam ręce, wykonywałam pojedyńcze obroty. A on patrzył na mnie. Patrzył w taki sposób, że nie byłam w stanie myśleć o niczym innym.

- Uważaj! - usłyszałam sekundę przed tym, jak zderzyłam się z kimś na schodach. - Rose?

Potrzebowałam kilku sekund, by odzyskać ostrość widzenia i uświadomić sobie, że osobą, która, właśnie powstrzymuje mnie przed upadkiem jest Damien. Nie wiedzieć czemu, poczułam ulgę. Z dwoja złego lepiej, żeby świadkiem mojego rozklejenia był ktoś znajomy i przyjaźnie do mnie nastawiony.

- Co się dzieje? - zapytał - Dlaczego płaczesz?

Dopiero, gdy głośno wciągnęłam powietrze uświadomiłam sobie, jak wyraźny jest mój szloch. Bez słowa rzuciłam się na chłopaka, zarzucając mu ręce na szyję. Ten przytulił mnie i powoli posadził na schodkach. Teraz to on obejmował mnie ramieniem, pozwalając bym płakała w jego koszulkę. Nie mówił nic, po prostu czekał. Po raz kolejny przez myśl mi przebiegło, jakie szczęście ma Maddy, posiadając takiego faceta. Niestety, wspomnienie przyjaciółki spowodowało kolejny potok łez.

- Ona ma rację... Jestem po prostu szmatą... - wymamrotałam niezrozumiale. Damien głaskał mnie po włosach i nucił jakąś melodie, jakbym była pięcioletnim dzieckiem, które przewróciło się i stłukło kolano, ale zanim zauważyłam, mój szloch zaczął cichnąć.

Nie wiem jak długo siedzieliśmy w ciszy, słuchając mojego zwalniającego oddechu. Ramie Damiena nie przestawało mnie obejmować, za co byłam mu bardzo wdzięczna. W końcu moje policzki wyschły, a myśli przestały wariować. Westchnęłam i powoli podniosłam wzrok na przyjaciela.

- Już lepiej? - zapytał z łagodnym uśmiechem. Nie próbował wyciągać ze mnie powodu mojego płaczu, widocznie wiedział, że i tak nie powiem.

- Tak. Dzięki.

- Nie ma sprawy. - nie przestawał się uśmiechać. Niespodziewanie uniósł drugie ramię i mocno mnie przytulił. Gdy się odsunęliśmy wyciągną przed siebie mały palec, a ja w końcu też się uśmiechnęłam i złapałam go, tak jak to robią jedenastolatki i prawdziwi przyjaciele, a w tym momencie z pewnością takimi byliśmy. Na korytarzu dało się słyszeć kroki i już po chwili pojawiła się Maddy. Zatrzymała się, widząc mnie na schodach. Jej oczy też były zaczerwienione. Wstałam i przez chwilę patrzyłyśmy sobie w oczy.

- Przepraszam. - powiedziałyśmy jednocześnie i już po chwili trzymałam ją w szczelnym uścisku.


To było jedyne prawdziwe uczucie w moim życiu.
____________

CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
CZEKAM NA 5 KOMENTARZY

4. Hangover



W niedzielny poranek Maddy leżała na swoim łóżku z kompresem na głowie, a Damien, który przyszedł sprawdzić, jak się czujemy, uczył się ze mną fizyki. Był dla mnie całkiem miły, i mi też chyba w końcu udało się pokonać początkową niechęć. Cieszyłam się, że Maddy miała kogoś takiego przy sobie, gdy mnie nie było.

- Nie rozumiem - powtórzył po raz kolejny, patrząc na swoje zapiski.

- Czego nie rozumiesz?

- Tego - z rezygnacją wskazał na zapisany wzór.

- Oczywiście, że nie rozumiesz, bo przepisałeś z błędem - zaśmiałam się.

- Bądźcie ciszej... - zawyła Maddy, łapiąc się na głowę.

- Jesteś pewna, że nie chcesz żebym zrobiła ci jakiejś mikstury na odtrucie?

- Nie...

Wzruszyłam ramionami i pochyliłam się nad biurkiem, by napisać w notesie Damiena właściwy wzór.

- Widzisz? Teraz ma sens.

- Dzięki - uśmiechnął się. Pachniał płynem pod prysznic i kawą. To chyba dlatego Maddy tak często się do niego przytulała.

Wróciłam do mojej poprzedniej pozycji i rozwiązałam kolejne zadanie, gdy Maddy znów zaczęła jęczeć.

- Rose... podaj mi wodę.

- Przecież wypiłaś już wszystko.

Niezrozumiałe dźwięki, które wydała z siebie w odpowiedzi były dowodem na to, że nie przyjmuje do siebie tej wiadomości.

- Dobra, pójdę do sklepu. - Damien wstał i ruszył w stronę drzwi.

- Pójdę z tobą - zaoferowałam się, na co Maddy posłała mi zgaszony uśmiech. Domyśliłam się, że woda była tak naprawdę wymówką, byśmy tylko zostawili ją samą.

Wyszliśmy z internatu, a Damien zadzwonił do kogoś ze swoich znajomych i zupełnie mnie ignorował, ale i nie przeszkadzało mi to, bo i tak nie mielibyśmy pewnie o czym rozmawiać. Od początku naszej znajomości traktowałam go z dystansem i on chyba wyczuwał tą niechęć. Rozsunęłam bluzę, ciesząc się chłodnym, jesiennym wiatrem. Przypominał mi o Anglii. Niebo było zachmurzone, jakby lada chwilę miało zacząć padać. Mimowolnie się uśmiechałam.

- Wschodni wiatr przywiał londyńskie niebo - odezwał się Damien. Nawet nie wiedziałam, kiedy schował komórkę.

- Tak. Bardzo sympatyczna pogoda.

Chłopak nie odpowiedział. Wokół nas ludzie śpieszyli się do domów, tylko ja celowo zwalniałam kroku, chcąc nacieszyć się aurą, która przypominała mi dom. W tym czasie w mojej kieszeni zawibrował telefon, ale go zignorowałam.

Doszliśmy do supermarketu i zrobiliśmy nieduże zakupy, złożone głównie z wody i owoców. Dopiero stojąc w kolejce do kasy przypomniałam sobie o nieodebranym sms-ie.

"Cześć Rose. Miałabyś ochotę spotkać się gdzieś wieczorem? Nick."

- Szybki jest... - wymamrotałam.

- Mówiłaś coś?

- Nie, nic.

"Dziś nie mogę." - odpisałam.

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.

"Testujesz moją cierpliwość?"

"Cierpliwość do cnota" - zachichotałam, wybijając na klawiaturze tą odpowiedź, a Damien spojrzał na mnie zaciekawiony.

"Nie jestem zbyt cnotliwy." - przeczytałam po chwili.

W tym momencie nadeszła nasza kolejka i musiałam schować telefon.  Gdy wracaliśmy do internatu Damien co chwila patrzył w moją stronę, jakby chciał mnie zapytać o powód tego uśmieszku, który nie znikał z mojej twarzy, ale ostatecznie nie powiedział nic. Byliśmy w połowie drogi, gdy duża, mokra kropla przecięła powietrze tuż przed moim nosem. Potem dwie następne, cztery, osiem... Deszcz lunął jakby ktoś na górze włączył prysznic.

-Biegniemy! - zadecydował Damien.

Ruszyłam za nim. Deszcz nasilał się w mgnieniu oka, kałuże tworzyły się na naszych oczach. Torba z zakupami szeleściła w jego rękach. Gdy dotarliśmy do barmy internatu byliśmy już całkiem przemoczeni. Damien jednym susem wskoczył przez uchylone drzwi do holu, a ja niewiele myśląc powtórzyłam ten ruch, przez co prawie na siebie wpadliśmy. W końcu zatrzymaliśmy się, oparliśmy ręce na kolanach i próbowaliśmy złapać oddech.

- To było nawet zabawne - stwierdziłam. Popatrzyliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem. Po chwili wyprostowałam się, odgarnęłam mokre włosy z twarzy i wyciągnęłam prawą rękę w jego stronę. - Przepraszam, jeśli byłam dla ciebie niemiła.

- Jest w porządku. - powiedział, ściskając moją dłoń.

*

- Rose, idziesz?

- Zaraz, tylko odniosę książki do szafki. Nie czekaj na mnie.

Maddy wzruszyła ramionami i wolnym krokiem ruszyła na stołówkę. Już otworzyłam swoją szafkę, gdy poczułam dwie dłonie obejmujące mnie w pasie. Ciepłe usta ułożyły się na moim ramieniu, gdy złożył na nim krótki pocałunek.

- Cześć, Rose. Wyjdź ze mną dziś na miasto.

Uśmiechnęłam się, ale nic nie powiedziałam, dalej porządkując moje rzeczy. Jego uścisk delikatnie się wzmógł, gdy domagał się reakcji.

- Nie znam jeszcze zbyt dobrze Nowego Jorku.

- Zabiorę cię w takie miejsce, w jakim na pewno nie byłaś. - wyszeptał mi prosto do ucha. - Bardzo romantyczne...

- Gdzie? - zaciekawiłam się.

- Zobaczysz. To jak?

Zamknęłam szafkę i obróciłam się i spojrzałam w jego brązowe oczy. W naszej szkole wszyscy uczniowie nosili takie same mundurki, nawet ludzie z drużyny, więc nikt nie rozpoznał chłopaka, który właśnie przyciskał mnie do metalowych drzwiczek, dzięki czemu uniknęliśmy przynajmniej ciekawskich spojrzeń. Ale to wciąż nie był sposób w jaki chłopak powinien zapraszać nieznajomą dziewczynę na randkę. Chociaż... byliśmy już w jeszcze bardziej poufałym położeniu, pomyślałam, przypominając sobie scenę na imprezie.

- Ok. Czekaj na mnie pod wejściem do internatu - zadecydowałam.

*

Pośpiesznie naciągnęłam wąskie dżinsy, których nie nosiłam odkąd przyjechałam do Stanów. Przez chwilę kontemplowałam obszerną kolekcję bluzek w mojej szafie, aż w końcu zdecydowałam się na prosty, kremowy top i skórzaną kurtkę. Zakładałam właśnie duże kolczyki, które łaskotały mnie w skórę, gdy Maddy weszła do pokoju. Nie zwracając na nią uwagi zaczęłam nakładać makijaż.

- Rose?

- Jestem w łazience.

Podkład i róż użyłam już wcześniej, teraz tylko szybko nałożyłam na powieki pastelowy cień. Pasował mi. Jasnowłosa postać pojawiła się tuż za moimi plecami i przez chwilę obserwowała jak rozsmarowuję na ustach wyrazistą, różową pomadkę.

- Aaron? - zgadywała.

Nie odezwałam się, więc przyjaciółka spróbowała inaczej.

- Wychodzisz gdzieś?

- Tak.

- Aha... Z kim?

Uniosłam ręce i zebrałam włosy w coś, co przypominało śmieszny kłębek na czubku mojej głowy, ale ostatecznie zrezygnowałam i pozwoliłam im zostać rozpuszczone.

- Rose? Powiesz mi?

- Czy to że wychodzę musi oznaczać, że od razu z facetem?

- Hmmm... tak. - po chwili milczenia zrozumiała, że nic ze mnie nie wydusi. - Cóż, baw się dobrze.

- Ok - obróciłam się przodem do niej i mocno przytuliłam, zostawiając ślad pomadki na jej policzku. - Wracam wieczorem.

I nie czekając na jej reakcję, wyszłam.

______

Wspominałam wam juz że pijana (lub skacowana) Maddy to moja ulubiona Maddy? Chyba nie. No to teraz wspominam ;)
Może ten rozdział nie wydaje się ciekawy, ale nie jestem zwolenniczką opowiadań, w których bohaterowie potrzebują całych 48h żeby się w sobie zakochać, więc musi to trochę potrwać.
Ok, to jak myślicie?
Co się wydarzy? Randka z Nickiem będzie hitem czy kitem? hahah
Jak zwykle oddam nowy rozdział za minimum 5 komentarzy
I bardzo cieszy mnie że zaczęliście używać "reakcji"
Kocham was!
PS: gdyby ktoś z was chciał zajrzeć na mojego vloga to na górze utworzyłam odpowiednią stronę.
Mam też aska (zakładka pytania), o czym przypomniałam sobie jakieś pół godziny temu :)
Pytajcie!