6. It's just alcohol



Weekend spędziłyśmy u pani Rity Twain. Mama Maddy była wspaniałą, zupełnie wyluzowaną kobietą o pięknych, jasnych włosach - które odziedziczyła jej córka - i zniewalającym uśmiechu. Traktowała mnie niemal jak swoje drugie dziecko, dlatego też czas w jej towarzystwie mijał nam wspaniale. Pojechałyśmy na zakupy, wypiłyśmy hektolitry mrożonej kawy plotkując i przekomarzając się, słuchałyśmy starych płyt leżąc w piżamach na podłodze w pokoju dziennym ich małego, ale bardzo nowoczesnego domu. Pan Twain pojawiał się tylko wieczorami. Był lekko otyłym biznesmanem, bezsprzecznie szalejącym za swoją kilka lat młodszą żoną, a ponieważ praca zabierała mu mnóstwo czasu starał się spędzać z nią każdą sekundę spędzaną w domu. Rita również zdawała się uwielbiać swojego męża, a na pewno uwielbiała być przez niego uwielbianą, bo za co innego mogłaby kochać krępego, zbyt gadatliwego i cuchnącego dymem z cygar mężczyznę, tak bardzo do niej nie pasującego?
Wracając do internatu ani ja, ani Maddy nie pamiętała już o kłótniach z poprzedniego tygodnia. Tak to już między nami było. Kłóciłyśmy się o wiele drobnych spraw, ale nigdy nie chowałyśmy urazy zbyt długo.

Ten tydzień mijał bardzo szybko z powodu dwóch wydarzeń. Po Pierwsze - ogłoszono testy z fizyki, matematyki i chemii dla całego rocznika, przez co cały wolny czas spędzałam z Aaronem, Damieniem i Ashą w bibliotece lub naszych pokojach. Po drugie, zbliżała się wielka impreza hallowenowa u Aarona w jego wystawnym lofcie. Zresztą, była to tylko jedna z imprez. Cała szkoła niczym banda pięciolatków planowała swoje stroje, osoby zwerbowane na DJ-ów szukały interesujących playlist, wciąż słychać było powtarzane nazwy sklepów z dekoracjami. W naszej paczce większość zarzekła się, że zdradzi, jak strój założy, ale i tak temat hallowen nie schodził z tapety.

I dopiero w sobotę zrozumiałam dlaczego.

*

Słowa "wystawny loft" kojarzyły mi się z mieszkaniem bogatego artysty na Brooklinie, ale to, co zobaczyłam wjeżdżając lekko spóźniona windą do mieszkania Aarona przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Wszystkie pokoje, zwykle urządzone elegancko, ale z dystansem, teraz zostały zamienione na prawdziwy strych, pełen pajęczyn, tajemniczych ksiąg, szkieł i topiących się świec. Dym z kadzidełek sprawiał wrażenie mgły. Nie było żadnych kiczowatych, plastikowych trupów ani niczego w tym stylu. Mroczną atmosferę sprytnie połączono z łagodnymi dyskotekowymi światłami i elektroniczną muzyką.

- Aaron! - krzyknęłam, odnajdując gospodarza. - Jesteś mistrzem!

- Haha, dziękuję - powiedział, uśmiechając się. Miał na sobie strój szalonego naukowca, który był chyba dopełnieniem wystroju. - Pięknie wyglądasz! - zawołał przez muzykę i podał mi kubek z jakimś napojem.

Skinęłam głową i podziękowałam. Byłam przebrana za egipską królową - przyciemniłam włosy jednorazową farbą i wyprostowałam je, założyłam krótką, odsłaniającą brzuch bluzkę i spódnicę znalezioną w sklepie vintage. Rozciełam ją po bokach, a na nogi założyłam sanadłki z doczepionym do nich złotym sznurkiem, który oplotłam wokół łydek aż do kolan. Tona biżuterii, egipski diadem i odpowiedni makijaż dopełniły całości. Wiedziałam, że Maddy przebrała się za indiankę - przypadkiem znalazłam jej opaskę z piórem - i teraz rozglądałam się po zatłoczonym pomieszczeniu szukając jej znajomej twarzy. W końcu zauważyłam ją z boku, z ramionami owiniętymi wokół Damiena i poczułam się dziwnie niepotrzebna. Para stała z boku, tańcząc nie do rytmu i wciąż się całując. W pewnym momencie wybuchli śmiechem, a Damien podniósł wzrok ponad głową dziewczyny i nasze oczy spojrzenia się spotkały. Spoważniał i miałam wrażenie, że jego oczy wyraźają coś na granicy przeprosin. Nie chciałam na niego patrzeć. Szybkim krokiem podeszłam do stolika, na którym stały butelki z różnymi napojami i trukami. Nie rozumiałam dlaczego jestem taka wściekła, ale zaczęłam napełniać plastikowe kubki najsilniejszymi drinkami, jakie znalazłam. Spojrzałam na płyn, który miał mi wkrótce odebrać świadmość i zdałam sobie sprawę, że doskonale wiem, dlaczego jestem zła na Maddy i Damiena. Wiedziałam, ale nie mogłam się do tego przyznać sama przed sobą. Szybko wychyliłam zawartość kubka i pośpiesznie napełniłam go ponownie.

Kilka godzin później siedziałam pijana na balkonie. Postawiłam kubek z piwem na ziemi i oparałam łokcie o balustradę, patrząc na światła miasta. Chciałam, by końcu urwał mi się film, ale niestety poamiętałam każdą minutę tego wieczoru. Uniosłam kubek i wypiłam mały łyk, gdy usłyszałam że ktoś otworzył drzwi balkonu, a zaraz po nimrozległ się charakterystyczny odgłos rozlewanego płynu.

- Cholera...

Bez trudu rozpoznałam głos Damiena. Chłopak podszedł do mnie wycierając dłoń o materiał spodni, ale w jego kubku zostało jeszcze trochę alkoholu. Nie był kompletnie pijany, jak jego dziewczyna, którą widziałam kilka minut wcześniej, ale błyszczące oczy i zaróżowione policzki mówiły same za siebie.

- Co tu robisz... sama taka? - zapytał nieskładnie, poprawiając swój kapelusz.

- Łapię oddech. - stwierdziłam.

- Och... Maddy jest pijana. Muszę zabrać ją do internatu.

- Ty też jesteś pijany. - zauważyłam, zataczając się lekko do tyłu. Wypity alkohol rozgrzewał mnie, ale przez niego musiałam mocno trzymać się balustrady.

- Oczywiście. - wyciągnął palec i szturchnął mnie w łokieć - Wszyscy jesteśmy. - Piracki kapelusz opadł mu na oczy, więc z niezadowoleniem zrzucił go na ziemię - Nienawidzę alkoholu... - stwierdził, po czym wypił łyk swojego piwa.

Zaśmiałam się z jego zachowania.

- Własnie widzę.

- Naprawdę. Tylko spójrz. Alkohol wydobywa z ludzi ich najgorsze cechy. - wyciągnął przed siebie wolną rękę i zaczął wyliczać - Gniew, wredność,  złość, żal...

- Pożądanie... - zauważyłam, wspominając pary obściskujące się na kanapach w salonie.

- Naiwność... - chłopakowi zabrakło palców, ale zupełnie nie zwrócił na to uwagi.

- Prawdę...

Damien zamrugał kilkakrotnie, po czym przeniósł swój wzrok na mnie. Poczułam się onieśmielona szczerością jego spojrzenia. Przez kilka sekund żadne z nas się nie odezwało.

- Prawdę? - powtórzył w końcu moje ostatnie słowo.

- Oczywiście. - przytaknęłam, wciąż się na niego patrząc - Pijani ludzie nie boją się skompromitować, ośmieszyć, bo na koniec i tak pewnie nie będą niczego pamiętali...

W tym momencie poczułam że Damien położył swoją dłoń na mojej. Zamilkłam i znów nasze pijane spojrzenia się skrzyżowały. Wpatrywał się ze mnie, zaciskając swoje place coraz mocniej, zupełnie świadomy tego, co robił. Drugą ręką wciąż trzymał kubek z piwem, który teraz podniósł do ust i całkiem opróżnił. Po chwili puste opakowanie upadło na ziemię.

- Damien... - zaczęłam, ale nie miałam pojęcia, co powinnam powiedzieć.

Pochylił się ku mnie, tak że poczułam jego oddech na swojej twarzy.

- To tylko alkohol, Rose... - powiedział, niemal szeptem.

Nie wiedzieć czemu, przytaknęłam. I wtedy mnie pocałował.

Powinnam była go odepchnąć. Bo przecież to trzeba zrobić, jeśli pocałuje cię chłopak najlepszej przyjaciółki. Trzeba go odepchnąć i spoliczkować.

Tak właśnie chciałam zrobić.

Ale zamiast tego jedną ręką oplotłam jego kark i przyciągnęłam go nieco bliżej. Odwzajemniłam ten pocałunek. Odwzajemniłam następny. Jego obie dłonie znalazły się na mojej twarzy, gdy całował mnie tak jak żaden chłopak nigdy wcześniej. Poddawałam się mu bez najmniejszych protestów i z niekłamaną przyjemnością.

Trwało to może dziesięć sekund, ale gdy Damien powoli zrobił pół kroku w tył, rozdzielając nasze usta, czułam dreszcze na całym ciele.

- Jesteś piękna... - wyszeptał, patrząc mi prosto w oczy.


Potem puścił mnie, podniósł po swój kapelusz i chwiejnym krokiem wrócił do mieszkania, gdzie trwała impreza.

__________________

NO I DO TEGO ROZDZAIŁU DĄŻYŁAM OD POCZĄTKU! NARESZCIE!
owowowow co tam u was? bo u mnie pracowicie. szczerze mówiąc nie mam siły pisać to opko. napisałam ostatnio 12 rozdziałów fanfica o niallu i zastanawiam się czy go opublkować.
jak zwykle czekam na 5 komentarzy 


6 komentarzy: