21. Mieszkanie.




-Naprawdę nie wiem po co mnie tu przywiozłeś...
-Zaufaj mi, zaraz wszystko ci wyjaśnię.
Emily spojrzała na Liama nieodgadnionym wzrokiem, ale nic już nie powiedziała. Tak samo jak nie zaprotestowała, gdy pojawił się u Zayna i powiedział, że chce coś jej pokazać. Teraz wspinali się po schodach w do wciąż nieznanego jej celu, a ona miała coraz więcej podejrzeń.
-Danielle wie, że tu jesteś? Nie jestem pewna, czy byłaby zadowolona, gdybym powiedziała jej, że obwozisz mnie po mieście, zamiast się nią zajmować. Który to już miesiąc? Szósty?
-To tutaj. - oznajmił chłopak, zupełnie ignorując jej słowa. Wyciągnął z kieszeni komplet kluczy i otworzył drzwi do jednego z mieszkań, znajdującego się na tym piętrze. Nacisnął klamkę i gestem zaprosił dziewczynę do środka. Może i sprawiał wrażenie wyluzowanego, ale wewnątrz czuł się bardzo spięty. Tak samo jak Emily był tu pierwszy raz, ale udawał, że bywa tu każdego dnia.
Dziewczyna przekroczyła próg mieszkania i rozejrzała się dookoła. Stała w przedpokoju prowadzącym do niewielkiego, ale przytulnie urządzonego lokum. Poczuła, że Payne delikatnie popycha ją, każąc przejść dalej. Wypatrując gospodarza tego miejsca, dziewczyna weszła do salonu i aż westchnęła. Chyba nigdy nie była w piękniejszym miejscu.
Na tle pomalowanej na biało, ceglanej ściany stała ogromna beżowa sofa, obrzucona stertą cudownie kolorowych poduszek. Na puszystym dywanie, obok szklanego stolika do kawy stały zabawne pufy, wykonane z tego samego materiału, co jaśki. Naprzeciwko sofy usytuowany był kominek. W oknach zamiast zasłon były żaluzje, wszędzie rozstawiono też świece zapachowe.
-Kto tu mieszka?
-Zaraz ci pokażę.
Liam złapał ją za ramię i poprowadził w głąb korytarza. Dotarli do ostatnich drzwi, za którymi - jak się okazało - kryła się sypialnia. Ta też wyglądała na żywcem wyrwaną z wyobraźni Emily. Niskie łóżko, mnóstwo poduch, świec i obrazy na ścianach. Z boku wejście do czegoś, co z całą pewnością było garderobą.
-Podoba ci się?
-Pięknie. Ale gdzie gospodarz? Nie będzie zły, że tak po prostu zwiedzamy jego przestrzeń prywatną? - mówiąc to dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od pięknego bukietu świeżych kwiatów, ustawionego na stoliku nocnym zamiast lampki.
-Emily... - Payne dotknął jej ramienia, zmuszając, by poświęciła mu choć trochę uwagi. - To jest... dla ciebie.
-Co?
-To mieszkanie.
W jednej chwili twarz szatynki przestała wyrażać zachwyt, wypełniając się niedowierzaniem.
-Żartujesz, tak? Żartujesz! W życiu nie przyjmę takiego prezentu!
-Poczekaj...
-Niech zgadnę, to był jego pomysł? On mi je kupił?
-Emi...
-Powiedz mu, że mnie nie może kupić!
-Poczekaj! - Liam złapał dziewczynę za ramiona i potrząsnął ją mocno. - To nie był pomysł Nialla. To pomysł zespołu. Louis pierwszy rzucił hasło, reszta się zgodziła. Horana nawet przy tym nie było. To podarunek od zespołu, za nasze wspólne pieniądze.
Emily przez chwilę patrzyła na chłopaka z niedowierzaniem.
-Na pewno?
-Jasne. Po co miałbym kłamać?
-Żeby go kryć.
-Przysięgam, to nie żadne przekupstwo. Chcemy, żebyś w końcu miała swoje miejsce... Coś co będzie tylko twoje, gdzie będziesz mogła wracać, zaszyć się, schować, odpocząć...
-Zayn ma mnie dość, tak? - w głosie dziewczyny nie było już złości.
-Nie! Po prostu chcemy ci pomóc, zacząć nowy etap. No i masz teraz u nas dług wdzięczności, więc będziemy cię często odwiedzać. - zażartował, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń, na której spoczywały klucze. - Po prostu to weź.
-Dziękuję. - wyszeptała dziewczyna i mocno przytuliła chłopka. - Dziękuję wam wszystkim.
Liam odetchnął z ulgą. Horan będzie z niego dumny.
         
Poprzedniego dnia.

-Zrobisz to dla mnie?
Liam zagryzł dolną wargę, mierząc przyjaciela surowym wzrokiem. Ogólnie pomysł mu się podobał, ale jego wykonanie nie należało do najłatwiejszych.
-Dlaczego nie dasz jej tego sam? - zapytał naiwnie.
Niall prychnął, podchodząc do okna. Danielle patrzyła na nich czule głaszcząc swój okrągły brzuch i co chwila popijając mieszankę ziół.
-Zgłupiałeś! Jak mam to zrobić? Ona nie przyjmie ode mnie nawet grosza!
-Niby tak...
-Powie, że chcę ją kupić i inne idiotyzmy. A ja chcę żeby po prostu miała swoje miejsce. Coś co będzie tylko jej, gdzie będzie mogła wracać... Chcę jakoś wynagrodzić jej to, że znów straciła grunt pod stopami.
-Emily jest uparta. - zauważyła Dani. - Musisz wymyślić powód dla którego nie będzie mogła odmówić...
-Więc co mam jej powiedzieć?
-Że to prezent od zespołu. Od waszej czwórki. - Niall wzruszył ramionami, po czym spojrzał przez okno, a w jego spojrzenie było rozmarzone, gdy oczami wyobraźni widział jej spokojną twarz, którą oglądał tyle razy gdy usypiała wtulona w jego ramiona. - Teraz chcę już tylko, żeby była szczęśliwa.

*

W mieszkaniu Zayna miała tylko dwie swoje walizki. Przypomniała sobie o tym dopiero, gdy przewiozła je do nowego mieszkania. Wiedziała, że u Nialla wciąż jest część jej dobytku, bo wtedy w pośpiechu spakowała tylko to, co nawinęło jej się pod ręce. Wprawdzie połowa tych rzeczy nie pasowała do jej nowego, wyluzowanego wizerunku, ale, choć nie chciała się do tego przyznać, wciąż tęskniła do swoich grubych swetrów i bluz. Po długim wieczorze rozważania wszystkich za i przeciw postanowiła pojechać po swój dobytek.
Niall Horan chyba jeszcze nigdy nie był tak zdziwiony. Widząc ją stojącą w jego drzwiach, w tych swoich nowych włosach, w skórzanej kurteczce, która może i ładnie wyglądała, ale wcale nie pasowała do jej niepewnego spojrzenia, prawie wpadł w panikę.
-Przyjechałam po resztę moich rzeczy. - oznajmiła chłodno i nie pytając o pozwolenie, weszła do mieszkania.
Panował w nim okropny bałagan, jakby nikt nie sprzątał tu od tygodni. Oboje wiedzieli, że Irlandczyk nie jest wzorem czystości, ale stos pudełek po pizzy był czymś, czego się nie spodziewała.
-Wybacz, nie miałem ostatnio głowy do porządków... - tłumaczył, zabierając różne przedmioty z jej drogi do sypialni, która kiedyś była ich wspólną.
-Nieważne... - westchnęła, przekraczając próg pokoju.
Widok miejsca, z którym łączyło się tak wiele dobrych wspomnień przytłoczył ją jeszcze bardziej niż wyczuwalna obecność chłopaka. Niall stał tuż za nią, opierając się jedną ręką o ścianę, tak że niemal czuła jego oddech na szyi.. Przez chwilę zastanawiała się, jak w tym bałaganie odnajdzie swoje rzeczy, gdy blondyn podszedł do szafy i wyjął z niej dużą, granatową torbę.
-Spakowałem je jakiś czas temu... - powiedział cicho, podając jej bagaż. - Tak myślałem, że będziesz chciała... no wiesz... odzyskać swoją własność.
-Dzięki. - wyszeptała i natychmiast ruszyła w stronę drzwi.
Zdziwiło ją, gdy nie usłyszała wtórujących jej kroków, więc obróciła się, i zobaczyła, że on wciąż stoi w miejscu. Aż zadrżała pod wpływem jego spojrzenia.
Jego oczy były pełne wszystkiego, czego obawiała się w tej chwili najbardziej. Był tak smutny, zaniedbany, a jednocześnie pełen tego pociągającego uroku, że gdyby choćby kiwnął palcem, gdyby wyszeptał choć jedno słowo, natychmiast padłaby mu w ramiona.
Ale on spuścił głowę i zaszurał nogą, jakby jej obecność zaczynała go niecierpliwić. Zagubiona mocniej ścisnęła pasek torby i poruszyła ustami, jakby mówiła "do zobaczenia", ale nie udało jej się wydobyć żadnego dźwięku.
Niall jeszcze długo patrzył w podłogę, nawet gdy ona już dawno zjechała windą w dół. Po raz kolejny przypomniał sobie wieczór u Polly i to, jak wspaniale się czuł całując niewłaściwą osobę. Z jaką łatwością postanowił przekreślić dziewczynę, którą naprawdę kochał dla chwilowej namiętności. Po raz kolejny zrozumiał, jak łatwo było zniszczyć szklaną kulę ich uczuć. Po raz kolejny tak bardzo nie chciał nadejścia nocy, bo wiedział że znów będzie spał sam.

*

Emily wyciągnęła prawie wszystkie rzeczy z torby, gdy pomiędzy swoją ulubioną, czarną bluzą, a starym dresem wyczuła coś twardego. Powoli podniosła przedmiot i rozpoznała w nim ramkę, która stała przy łóżku Nialla. Mimowolnie uśmiechnęła się widząc fotografię, którą oboje tak samo uwielbiali. Było to zwykłe selfie. Siedzieli na łóżku w piżamach, otuleni kołdrą. Ona uśmiechała się do aparatu jak idiotka, a on zabawnie marszczył brwi, trzymając się dwoma palcami za podbródek. Pamiętała dokładnie wieczór, gdy zrobił im to zdjęcie, pamiętała wiele szczegółów, których aparat nie był w stanie uchwycić, bo został niedbale rzucony na kołdrę.
Do ramki doczepiony był mały woreczek. Dziewczyna po chwili wahania otworzyła go i wysypała zawartość na dłoń. Na krótkim, grubym rzemyku dygotała... kostka do gitary. Ta sama, którą dziewczyna oddała Niallowi jakiś czas temu. Oprócz tej osobliwej bransoletki w woreczku była też mała karteczka.
"Możesz mnie nienawidzić, ale nie możesz zapomnieć, że byliśmy idealni. Kocham cię i zawsze będę czekał. Zachowaj ją jeśli kiedykolwiek choć przez chwilę wierzyłaś w naszą miłość."
Po chwili zastanowienia Emily wyjęła zdjęcie z ramki, schowała razem z bransoletką i karteczką do małej szufladki w swojej szafce nocnej. Natychmiast obiecała sobie, że o niej zapomni. Pięć minut później złamała obietnicę.

*

-Chyba oszalałaś! - wrzasnął Jacob. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie konsekwencje twoich działań?! Jakie zagrożenie na nas ściągnęłaś?!
Dorothy, zupełnie nie zwracając uwagi na zachowanie chłopaka, bawiła się kolorową bransoletką na swoim prawym nadgarstku.
-Szłam prosto na szczyt. Byłam rozchwytywana przez najlepsze pisma, miałam zostać twarzą kampanii najdroższych marek świata. Byłam kimś. Przez Stylesa znów robię reklamy dla najtańszych sieciówek, a o wybiegach mogę zapomnieć...
-Tylko o to przez cały czas chodzi? O chorą chęć sławy?
-Każdy chce sławy. - w końcu na niego spojrzała. - Jesteś strasznym histerykiem.
-A ty bezduszną suką.
-To nie ja podawałam dziewczynie podwójne dawki leku.
-Właśnie! I to nie ciebie będą teraz ścigać! Warner już prowadzi dochodzenie, a ta głupia pielęgniarka... Próbowałem zmienić godziny dyżurów żeby zrzucić winę na drugiego chłopaka, ale nie wiem czy w to uwierzą. Masz pojęcie, co mi grozi?
Dorothy założyła nogę na nogę i wróciła do swojej bransoletki, podczas gdy Jacob usiadł obok niej i wlepił wzrok w jej spokojną twarz.
-Posłuchaj, Doskonale wiedziałeś, w co się pakujesz, Potrzebowałeś kasę na spłacenie swoich długów, tak? I długi są spłacone.
-Tak, ale...
-Ja wywiązałam się z mojej części umowy.
-Tu już nie chodzi o naszą umowę! Chodzi o tych ludzi! Ronnie jest chora, przez ciebie grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo!
-Twoim obowiązkiem było tego pilnować! - w końcu i ona zaczęła się denerwować.
-To człowiek, nie maszyna! Wymknęła się spod kontroli! Ale to nie znaczy, że będziesz teraz atakować innych! A na pewno nie osobę, która nie ma z tym wszystkim nic wspólnego! - widząc, że w ten sposób nic nie zdziała, postanowił spuścić z tonu. - Przecież to miało dotyczyć tylko Ronnie. Po co ci to?
-Czy ty nie rozumiesz? - Dorothy obróciła się i położyła dłonie na ramieniu chłopaka. - Muszę to zrobić. Dziewczyna jest jak drzazga. Będzie węszyć, szukać winnych. Zresztą, Harry też... Jeśli ciebie złapią, to...
-Nie będę cię krył.
-Właśnie - uśmiechnęła się. - Dlatego muszę się ubezpieczyć. Robie to dla twojego dobra.
-Nie zgadzam się!
-Twoje zdanie nie ma znaczenia.
-To dla ciebie obca osoba, pewnie nawet jej nie widziałeś.
-I co z tego?
-Nie musisz brać za nią odpowiedzialności.
Chłopak wstał i ruszył w stronę drzwi. Czuł, że wściekłość zaraz rozerwie mu tętnice.
-Będziesz tego żałować, Dorothy! Już nie przyłożę ręki do twoich  ciemnych spraw!
Wyszedł, trzaskając drzwiami tak mocno, że niemal wypadły z futryn.
         
[Cześć, kochasie!
Najpierw sprawy organizacyjne.
Jeden.
KTO NIE MOŻE SIĘ DOCZEKAĆ TELEDYSKU?!
Dwa.
Powieść idzie dość sprawnie, mam 50 stron, czyli jakąś 1/6. Gdyby ktoś chciał przeczytać, serdecznie zapraszam :)
Pytanie: jak długo będziecie chcieli mnie jeszcze czytać?
A teraz w kwestii aktualnego rozdziału :)
Jak wrażenia? Może to głupie że tak przeżywam własne opowiadanie, ale ja zakochałam się w Niallu jeszcze bardziej ;)
I jak myślicie, co znów knuje Dorothy? (jeśli któraś z was znów zamierza przewidywać akcję to niech nie mówi ;)) (btw. zawsze byłam ciekawa czy czyta to jakiś chłopak. Jeśli tak, to niech się ujawni ;))
Wiem, że pewnie spodziewaliście się Honnie, ale mówiłam, że wątki są od siebie zależne. Ronnie pojawi się w następnym rozdziale.
Wypatrujcie nowych notek i komentujcie! Dziękuję za 102 głosy w ankiecie :) Choć nie wierzę że tyle osób to czyta.]



20. Szanse i ryzyko.



           Z POZDROWIENIAMI I NAJLPESZYMI ŻYCZENIAMI DLA DZIEWCZYNY, KTÓRA PISAŁA, ŻE MA DZIŚ OSIEMNASTKĘ! SPEŁNEINIA MARZEŃ!  J
odezwij się do mnie na tt lub asku bo nawet nie wiem jak masz na imię


Ból w klatce piersiowej był silny, ale do wytrzymania. Ronnie zacisnęła szczękę i cierpliwie czekała na swoją kolej, dosłownie czując, jak kolejne porcje krwi docierają do jej mózgu. W końcu nieznany jej mężczyzna podszedł od okienka i dziewczyna zajęła jego miejsce.
-Dzień dobry. - pielęgniarka uśmiechnęła się do niej życzliwie.
-Do doktora Warnera. - powiedziała cicho. - To pilne...
Nie zdążyła dokończyć zdania, gdy nagle straciła władzę w nogach i osunęła się na ziemię.
Gdy znów otworzyła oczy, była już na sali, podłączona do kilku urządzeń monitorujących pracę jej serca. Głośne pikanie irytowało ją bardziej niż kiedykolwiek.
-Obudziłaś się. - usłyszała obok siebie męski głos.
Gwałtownie obróciła głowę, co spowodowało, że obraz przed jej oczami na chwilę się rozmazał. Jednak ostatnią osobą, jaką spodziewała się zobaczyć był ten chłopak.
-Co tu robisz?
-Pracuję. Nie pamiętasz, widywaliśmy się tutaj.
-Pamiętam. Ale dlaczego siedzisz przy mnie zamiast opiekować się innymi pacjentami.
-Skończyłem już dyżur i postanowiłem zobaczyć, co z tobą. - Mike spojrzał na nią niepewnie. - Mam sobie iść?
-Nie... zostań. To miło z twojej strony.
-Chcesz zawiadomić kogoś? Harry'ego? Emily?
-Nie Harry'ego.
Chłopak nic nie odpowiedział, ale jego spojrzenie mówiło więcej niż słowa.
-Potem go powiadomię. Teraz zadzwoń do Emily.
-Jasne.
-I muszę porozmawiać z Warnerem.
-Powiem mu, że się obudziłaś.
-Dzięki, Mike.
Brunet uśmiechnął sie tylko, po czym wstał i opuścił salę, pozostawiając Ronnie sam na sam z jej myślami. "A więc to mnie czeka?" - zapytała samą siebie, czując, jak w jej oczach zbierają się łzy. Nie mogła płakać. Musiała być silna. Dla Harry'ego. Dla Rose. Teraz tylko ta dwójka była dla niej wszystkim i nie mogła ich zawieść.

*

-Jak się pani czuje? - zapytał Warner wchodząc do sali.
-A jak mam się czuć skoro wynik jest pozytywny? - nie wiedziała skąd ma jeszcze siłę na sarkazm.
-To jeszcze niczego nie przesądza.
-Może nowym pacjentom może pan wciskać taki kit, ale mi nie. Leczę się odkąd byłam dzieckiem. Proszę mi powiedzieć wprost. - na chwilę zawiesiła głos, bojąc się wypowiadać to słowo choćby w myślach - Umrę?
Lekarz nie krył swojego zaskoczenia taką postawą
-Nie ma pani innych pytań?
-Czy ja umrę? - powtórzyła.
-Mam nadzieję, że nie w najbliższym czasie. Będziemy ratować panią...
-Jak?
-W najgorszym przypadku... przeszczep.
Ronnie odwróciła twarz do okna, pozwalając pierwszym kroplom przeciąć jej policzki.
-Obowiązuje pana tajemnica lekarska.
-Oczywiście.
-Nie chcę, by ktokolwiek miał dostęp do wiadomości na temat mojego stanu.
-Rozumiem, że nie chce pani mówić też mężowi. - westchnął - Powinna się pani zastanowić, czy nie chce pani, by wiedział o komplikacjach. Nie może pani trzymać z dala od wszystkiego.
-Powinnam była trzymać się z dala od niego... Przez ostatni rok. Przez ostatnie cztery lata.

*

Zaraz po telefonie od Mike'a, Emily pojawiła się w szpitalu. Jako że nie była krewną, nikt nie chciał tłumaczyć jej, co stało się z Ronnie, ale ona na szczęście wiedziała, do kogo się udać.
-Wiesz coś?
-Może jestem tylko pielęgniarzem, ale też obowiązuje mnie tajemnica lekarska.
-Błagam cię... to moja przyjaciółka. Przecież wiesz, że możesz mi zaufać...
Mike tylko przewrócił oczami, wracając myślami do rozmowy przed ostatnich godzin.
-Dobra. Ale buzia na kłódkę.
-Jasne.
-Okazało się, że ktoś zrobił błąd w zapisach i Ronnie zamiast dostawać dawkę 10 mg, dostawała 20 mg. Nie mamy pojęcia, jak to na nią wpłynie. Nikt wcześniej nie leczył się taką dawką.
-To straszne! Wiadomo, kto był za to odpowiedzialny?
-Nikt nie jest pewny... teraz wszyscy wytykają się nawzajem palcami, byle odsunąć oskarżenie od siebie. Sprawdzałem tablicę dyżurów i najbardziej podejrzany jest...
-...Jacob. Mały gnojek przed którym wszystkich was ostrzegałam, ale nikt mnie oczywiście nie słuchał. - usłyszeli obok siebie. Wysoka pielęgniarka stała z boku patrząc na nich krytycznie.  - Skoro już opowiedziałeś swojej dziewczynie nasze medyczne tajemnice, może dla odmiany zajmiesz się panią z trójki, bo trzeba ją zawieść na zabieg.
-A pani z trójki nie poradzi sobie sama? - Mike próbował żartować, ale widać było, że jest spięty.
-Pani z trójki jedzie na kontrolę po amputacji nogi.
-Jasne. - chłopak uśmiechnął się przepraszająco do Emily. - Leć do Ronnie, spotkamy się później. - i już go nie było.
Emily posłuchała tych słów. Widząc przyjaciółkę leżącą pod tą całą aparaturę, obiecała sobie, że jeśli kiedyś dopadnie tego Jacoba, a dopadnie, to on wyląduje na oddziale intensywnej terapii.
-Cześć kochana! Kwitnąco wyglądasz!

*

Martin Warner nigdy wcześniej nie był tak rozdarty jak wtedy, gdy szedł szpitalnym korytarzem w stronę oczekującego na korytarzu Harry'ego - Emily zawiadomiła go, nawet nie pytając Ronnie o zdanie - lekarz musiał dokonać wyboru między uczciwością wobec pacjentki a rozsądkiem. Wiedział, że pacjentka się wścieknie, ale...
Zawsze był człowiekiem rozsądku.
Ledwie znalazł się w zasięgu wzroku Stylesa, gdy ten poderwał się z miejsca i ruszył w jego stronę.
-Co z nią? - zapytał gorączkowo.
-Źle. Wygląda na to, że przedawkowała lek. - zaczął lekarz - Zrobiliśmy dodatkowe testy i okazało się że jej serce jest znacznie mniej wydajne, niż nam się wydawało. Nie wytrzyma, jeśli nie otrzyma odpowiedniego wsparcia.
-O czym pan mówi?!
Warner westchnął, po czym wskazał chłopakowi na krzesła. Obaj usiedli i przez chwilę milczeli, każdy pogrążony w swoich myślach.
-Powiem to panu najprościej jak potrafię. I prawdopodobnie stracę przez to pracę, bo pańska żona zabroniła mi mówić cokolwiek.
-Ronnie zabroniła...?
-Nie chciała, żeby pan cokolwiek wiedział o jej stanie.
Harry pokręcił głową w niedowierzaniu. Miał nadzieję, że etap tajemnic mają już za sobą.
-W takim razie będę udawał, że nic nie wiem.
Lekarz spojrzał na niego z wdzięcznością.
-Serce Ronnie jest jak świeca. Wypala się. Pracuje coraz słabiej. Organizm jest obciążony terapią, nie może się bronić. Będziemy próbowali spowolnić ten proces lub podłączymy ją do respiratora.
-A jeśli to nie zadziała?
-Jeśli nie będzie innej możliwości... Ronnie będzie potrzebować nowego serca.
Harry zachłysnął się powietrzem.
-Niestety, w jej przypadku taka operacja będzie bardzo trudna, a póki co jej wyniki wciąż lecą w dół.
-Jakie są szansę, że... jeśli znalazłby się dawca...
Warner odwrócił wzrok. Nie był pewien, czy powinien mówić.
-Jakie są szanse?!
Pielęgniarki zatrzymały się w pół kroku i spojrzały na chłopaka karcąco, ale jednocześnie z pewną dozą współczucia.
-W obecnym stanie operacja jest niemożliwa. Zresztą, Ronnie nie chce o tym słyszeć. Twierdzi, że jej serce da radę. Przy idealnym dawcy prawdopodobieństwo, że pańska żona przeżyje to jakieś 25-50 procent.
Styles ukrył twarz w dłoniach. Nie mógł płakać. Musiał być silny.
-Przykro mi...
-Chce mi pan powiedzieć, że ona spada w dół, a ja nie mogę jej zatrzymać?
-Oczywiście, że nie. Przeszczep to ostatnia możliwość. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by tego uniknąć. Ronnie jest pod opieką najlepszych specjalistów w Anglii. Ale... chciałbym, kiedy już pańska żona poczuje się lepiej, Rose również została przebadana. Takie wady są dziedziczne.
Hazz nie chciał już go słuchać.
-Może mnie pan zostawić samego? - zapytał, wciąż nie patrząc w jego stronę.
-Oczywiście.
Styles posiedział jeszcze przez kilka minut w samotności, po czym otarł łzy, wstał i chwiejnym krokiem ruszył do sali, gdzie leżała jego ukochana. Nic nie mówiąc podszedł do niej, ujął bladą, zmęczoną twarz w dłonie i pocałował. Najpierw czoło, potem oczy, nos, policzki, a na końcu usta. Poczuł chłodną rękę na swoim karku, szczupłe palce łapiące za kosmyki jego włosów i przyciągające go bliżej. Całował ją, jakby zamierzał zaraz umrzeć, tylko po to, by oddać jej swoje serce. W końcu od zawsze należało do niej.
Powoli rozdzielił ich usta, ale wciąż stykali się czołami, patrząc sobie w oczy.
-Wyjdę z tego. - wyszeptała dziewczyna. - Nigdy cię nie zostawię.
-Wiem - odpowiedział. - Tak bardzo cię kocham, Ronnie.


[wiem, że krótko, ale nie chciałam lać wody. nawet tego nie czytałam. jestem zmęczona. Nie mam ani czasu, ani siły, by się rozpisywać. no i muszę tweetować  ;)
Lepiej wy komentujcie. Jak myślicie, co się stanie z Ronnie? Będzie przeszczep czy nie?
Nawet nie wiem ile osób (tak naprawdę) to czyta…
Bez 20 komentarzy następnego rozdziału nie oddam.]


19. Jak wiele możesz zrobić w imię miłości?




-Emily, daj spokój! To tylko impreza! - powtórzył po raz kolejny, patrząc na dziewczynę z nadzieją.
-Nie, Mike... Nie znam nikogo z twoich znajomych...
-Nie masz czym się martwić. Cały czas będę w pobliżu.
Tego wieczoru wybierali się na urodziny do kumpla Mike'a. Emily nie była pewna, czy odnajdzie się w tym towarzystwie. Ledwie przekroczyli próg mieszkania, gdy podbiegła do nich rudowłosa dziewczyna.
-A więc to ty jesteś Emily! - zawołała radośnie. - Mike tyle nam o tobie opowiadał!
-Dziwne, bo mi o was niewiele. - szatynka rzuciła surowe spojrzenie w stronę przyjaciela.
-Bo jesteśmy tylko bandą imprezowiczów! - zaśmiała się tamta, po czym pociągnęła Emily w stronę urządzonego w kuchni baru. - Jestem Rebeca. - uśmiechnęła się, podając jej kolorowego drinka. - Kiedyś spotykałam się z Mike'em.
-Serio?
-Tak. I, szczerze mówiąc, nigdy nie miałam lepszego faceta. Do dziś żałuję, że nam nie wyszło.
-Ale... - Emily nie wiedziała, czy może pytać o życie prywatne osobę, którą poznała dwie minuty wcześniej.
-Niezgodność charakterów. - rzuciła tylko rudowłosa.
Obie dziewczyny obejrzały się za obiektem ich rozmowy, który właśnie witał się z innym gośćmi.
-Opowiedz mi coś więcej. - poprosiła niespodziewanie Emily, bawiąc się słomką przy swoim napoju. - Coś czego o nim nie wiem.
-Jest słodki... uwielbia pomagać ludziom... ale to wiesz.
-Powiedzmy, że doświadczyłam tego na własnej skórze.
-Ale pewnie nie mówił ci o pewnym epizodzie w swoim życiu... - Rebeca pochyliła się w stronę swojej rozmówczyni i wyszeptała jej prosto do ucha. - Raz był aresztowany.
-Żartujesz! - Emily zakryła ręką usta w geście niedowierzania.
-Nie. Gdy go poznałam był królem wszystkich imprez. Dziewczyny dosłownie się do niego lepiły. Co zabawne, w każdym klubie nazywały go inaczej - zachichotała, jakby powiedziała coś sprośnego. - Ale co tu mówić, byłam jedną z nich. A on był naszym Misiem. Aż pewnego razu przeholował i pobił pewnego faceta tak bardzo, że jeden wyszedł na noszach, a drugi w kajdankach...
-Dlaczego nigdy o tym nie mówił?
-Bo gdy w końcu wytrzeźwiał postanowił zamknąć ten etap swojego życia i przejść mentalną metamorfozę. Na początku szczerze wątpiliśmy, że mu się uda, a on tymczasem...jest pielęgniarzem, pracuje z chorymi, pomaga ludziom... wzór świętości. Obiecał sobie że nigdy więcej nikogo nie skrzywdzi i jak na razie dotrzymuje tej obietnicy.
Emily uśmiechnęła się słysząc ten happy end. Poczuła jak w jej sercu Mike zyskuje kilka dodatkowych punktów. Wtedy Rebeca zapytała:
-A wy? Długo jesteście razem?
-Co? - szatynka prawie się opluła. - My nie... Nie chodzimy ze sobą.
-Nie? Wyglądacie jak para.
Dziewczyna już miała coś odpowiedzieć, gdy poczuła czyjeś ręce na swoich ramionach.
-Tutaj jesteś! Już zaczynałem się martwić, że jednak uciekłaś!
-Przepraszam, zagadałyśmy się.
-Chodź, przedstawię cię reszcie!

*

Mike przez cały wieczór obserwował Emily. Miał nadzieję, że ta impreza pociągnie ich znajomość na nieco wyższy poziom, ale dziewczyna wydawała się dziwnie nieobecna. Około północy powiedziała, że chce się przewietrzyć, więc oboje wyszli na duży taras. Noc była chłodna, dzięki czemu mogli liczyć na trochę prywatności po kilku godzinach przebywania w tłumie.
-O czym myślisz, Emily? - zapytał, stając obok niej przy barierce. Jego oczy nieświadomie skierowały się na jej usta, ale ona tego nie dostrzegła, zapatrzona w dal.
-O niczym...
-Nie powiedziałbym.
-Nie powiedziałeś mi też, jaki był z ciebie agent.
-Och... Rebeca ci wszystko opowiedziała?
-Tak. I... jestem z ciebie dumna, Mike. Cieszę się, że zmieniłeś swoje życie. - Emily wyciągnęła rękę i objęła przyjaciela. - Jednak jest coś, co nas łączy... - zauważyła. - Oboje musieliśmy przejść przez jakieś gówno, by coś zrozumieć...
-O czym mówisz?
Wtedy Emily uświadomiła sobie dziwną rzecz. Mike nie wiedział. Nie miał pojęcia o tym, co działo się z nią zanim przeprowadziła się do Ronnie. Nie znał jej problemów, nie mówiła mu o chorobach i fobiach... dlaczego? Chyba ona sama nie chciała już o tym pamiętać. Chyba wciąż nie czuła się gotowa aż tak mu zaufać.
-Nieważne...
Nagle poczuła, że przyjaciel pochyla się w jej stronę i składa na jej policzku miękki pocałunek. Uśmiechnęła się. Wtedy chłopak powtórzył ten ruch, tym razem celując bliżej ust. Gdy zrobił to jeszcze raz zrozumiała, jakie są jego zamiary i szybko go odepchnęła.
-Nie...
-Coś nie tak?
-Popsujesz to. - Mike spojrzał na nią zdziwiony, więc postanowiła kontynuować. - To co mamy. Naszą przyjaźń. Miałam już jednego przyjaciela, który chciał być kimś więcej. I nie miałam siły mu odmówić. Nie chcę cię stracić, tak jak jego. Więc... nie.
Mike przez chwilę nie wiedział jak ma zareagować, ale w końcu postanowił zachować się tak, jak powinien. Jak przyjaciel.
-W porządku. Rozumiem.
-Dzieki. - Emily odetchnęła z ulgą. Znów rozluźniła się i oparła o barierkę. Przez chwilę trwali w ciszy.
-Mówiłaś o Niallu? - zapytał Mike łagodnie, bojąc się zaczynać ten temat. Ale, skoro nic nie poszło zgodnie z planem, co miał do stracenia?
-Tak...
-Wiesz, że jemu wciąż zależy? Chociaż uważam, że to co zrobił było złe... widać, że wciąż cię kocha.
Nawet nie wiedział, jak wysoką cenę zapłaci za tą szczerość.
-I ja też go kocham.
W jeden chwili Mike poczuł, co to znaczy, że ktoś wbija ci nóż w plecy.
-Więc dlaczego mu nie wybaczysz? - jakim cudem w jego głosie nie było urazy?
Emily, która przez cały czas patrzyła na światła Londynu, teraz zaczęła nerwowo bawić się swoimi palcami.
-Wybaczyłam mu już dawno. Tak naprawdę tu nie było co wybaczać.
-Zdradził cię!
-Zdradziłby.
-Dla mnie to niewielka różnica.
-Dla mnie też, tylko... to była moja wina. To ja doprowadziłam nasz związek do ruiny. I to w tak krótkim czasie. Gdybym nie była tak przewrażliwiona na punkcie tego, że będzie chciał mnie zostawić, gdybym naprawdę mu zaufała... to ja wtedy byłabym na miejscu tamtej dziewczyny.
Przez chwilę Mike nie wiedział co powiedzieć. Wiedział, że Emily ma rację, choć bardzo chciał, żeby fakty bardziej sprzyjały jemu.
-Więc czemu do niego nie wrócisz?
Dziewczyna obróciła się w jego stronę, a w jej oczach była dziwna mieszanka smutku, rozpaczy i miłości.
-Nie rozumiesz? Przecież jeśli znów będziemy razem, to ja znów go zranię. Nie umiem się zmienić i nie chcę żeby on cierpiał z tego powodu.
-Ale on cierpi bez ciebie.
-Wiem. Oboje cierpimy. Ale Niall jest silny. Zobaczysz, jeszcze jakiś miesiąc, dwa i spotka dziewczynę, na jaką zasługuje.
-A ty? - oburzył się Mike - Twoje szczęście sie nie liczy?
-Nie zasłużyłam na szczęście. Nie przy nim. Niall potrzebuje mieć przy swoim boku, kogoś, kto będzie wsparciem, a nie kłopotem. A ja nie pasuję do jego świata, to tego blichtru. Boję się nienawiści jego fanek, bo wiem, że połowa z nich jest warta więcej niż ja.
-Nie możesz tak mówić.
-Oboje wiemy, że mam rację.
Chłopak nie zamierzał z nią dyskutować. Czuł, jak powoli ogarnia go znużenie.
-A ja? Jest w twoich kalkulacjach miejsce dla mnie i dla moich uczuć?
Emily nie odpowiedziała. Wiedziała, że już wystarczająco go zraniła.

*

Ronnie oddychała głęboko siedząc na niewygodnej kozetce. Lekarz patrzył na nią dosyć podejrzliwie, a Harry nerwowo stukał w podłogę.
-Wszystko w porządku? - zapytał w końcu chłopak, nie mogąc wytrzymać tego milczenia.
-Wydaje mi się że tak... - stwierdził doktor, odwracając się do biurka, na którym leżały wyniki badań. - Widać już poprawę.
-Ale? - Ronnie wyczuła w jego tonie jakąś niepewność.
-Myślę, czy nie zrobić jeszcze jednego badania... żeby mieć jasny obraz.
Wtedy Warner rzucił szybkie spojrzenie w stronę Stylesa. Dziewczyna zrozumiała natychmiast.
-Harry... Mógłbyś skoczyć do bufetu po wodę?
-Jasne. - Już go nie było.
-Co sie dzieje? - Ronnie zapytała rzeczowo patrząc na lekarza w napięciu.
-Pani wyniki są niepokojąco... dobre. Nigdy nie mieliśmy tak szybkich efektów.
-To źle?
-Nie. To zastanawiające. Pani stan był przecież nienajlepszy...
-Był zły.
-Właśnie. - lekarz uśmiechnął się do niej porozumiewawczo.
-No to co robimy?
-Nie wiem. Myślę, że na razie nic. Będziemy panią obserwować.
-Dobrze. A te badania...
Warner wyprostował się i przez chwilę w milczeniu patrzył na dziewczynę.
-Zmieniła się pani. - zauważył.
Nie powiedział nic więcej, po prostu podał jej kartkę z nakazem badania. Gdy Ronnie wzięła pismo do ręki i przeczytała jego tytuł, natychmiast pobladła.
-Pan żartuje? To niemożliwe! Jeśli...
-Jeśli badanie wyjdzie pozytywnie, proszę się natychmiast zgłosić do szpitala. Nawet jeśli będzie pani czuła się kwitnąco.
-Ale... nie. Zaraz. - jeszcze przed chwilą Ronnie była pewna, że wyzdrowieje, ale teraz wszystko znów obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. - Jeśli wyniki będą złe... jak poważne są komplikacje?
-Już jestem. - Harry wpadł do gabinetu z butelką wody. Pretekst, który wymyśliła dziewczyna by się go pozbyć okazał się idealny. Gdy tylko sprawnym ruchem schowała skierowanie, natychmiast wyciągnęła rękę po chłodny napój.
-W takim razie... widzimy się za tydzień.
Ronnie, wciąż blada, tylko pokiwała głową i wstała z kozetki.
-Do widzenia. - Hazz objął żonę wyprowadzając ją z gabinetu. - Wszystko w porządku, skarbie?
-Tak. Jest już poprawa. Wszystko będzie dobrze. - uśmiechnęła się. Mimo wszystko cieszyła się ze swoich zdolności aktorskich.
-Na pewno. - uśmiechnął się chłopak i pocałował ją w policzek. - Wracajmy do domu.



[NOWOŚCI - czyli wszystko o nadchodzącym roku powinni wiedzieć nowi i starzy czytelnicy Smile of Harry 2. haha
Na rok 2014 mam zaplanowane żeby w końcu wydostać się z społecznej czarnej dziury i spełnić jakieś marzenie (konkretnie to jedno o którym wciąż gadam). Wobec tego nie będzie zbyt dużo czasu na pisane Heartache. Obiecuję że dostaniecie 2 rozdziały w miesiącu, ale chyba nie więcej.
Ale.
Zawsze chciałam pisać prywatnego bloga (czytaj: wrzucać pod jeden adres wszystkie śmieci znalezione w internetach + własne przemyślenia). czytałby ktoś? czy wystarczy że was tu zanudzam? chodzi o to że nie chcę aż tak zaniedbywać blogsfery i po prostu lubię gadać osobie ;)
A teraz... nie mam zwiastuna więc...

Kiedyś Nina, Elizabeth i Rachel zawsze trzymały się razem. Teraz ich drogi się rozeszły. Ale czy na pewno?
Sześć lat po rozstaniu każda z nich wydaje się wieść swoje własne życie. Aż do dnia, gdy Nina otrzymuje wiadomość o śmierci Rachel. W jeden weekend jej życie obróci się do góry nogami…
Czym właściwie jest przymierze dusz?
Czy możliwe jest że ktoś kogo znałeś przez tyle lat... nie istnieje?
Skąd biorą się wszystkie tajemnicze zdolności i czemu służą?
Aby poznać prawdę Nina i Elizabeth muszą przeprawić się na Drugą Stronę...


Hahaha prawie jak horror ;)
zainteresowani?
jeśli się uda jeszcze w tym roku zaproszę was po tą pozycję do księgarń, a jak na razie chętnie będę udostępniać do czytania rozdziały.
jeśli ktoś chciałby czytać, piszcie swoje emaile w komentarzach lub na twitterze :)


MAM NADZIEJĘ, ŻE TEN ROZDZIAŁ CHOĆ TROCHĘ POPRAWIŁ W WASZYCH OCZACH WIZERUNEK EMILY I MIKE'A. I CHOĆ FILOZOFIA EMILY JEST DOSYĆ POKRĘTNA MYŚLĘ, ŻE, MA SENS. OSOBIŚCIE KOCHAM TĄ IDIOTKĘ I BĘDĘ JEJ BRONIĆ (a tak serio, to muszę podgonić z wątkiem honnie, bo obie historie są od siebie zależne, więc nasza kochana para nie może się zejść zbyt szybko. to byłoby nudne.

KOMENTOWAĆ!]