-Naprawdę nie wiem po co mnie
tu przywiozłeś...
-Zaufaj mi, zaraz wszystko ci
wyjaśnię.
Emily spojrzała na Liama
nieodgadnionym wzrokiem, ale nic już nie powiedziała. Tak samo jak nie
zaprotestowała, gdy pojawił się u Zayna i powiedział, że chce coś jej pokazać.
Teraz wspinali się po schodach w do wciąż nieznanego jej celu, a ona miała
coraz więcej podejrzeń.
-Danielle wie, że tu jesteś?
Nie jestem pewna, czy byłaby zadowolona, gdybym powiedziała jej, że obwozisz mnie
po mieście, zamiast się nią zajmować. Który to już miesiąc? Szósty?
-To tutaj. - oznajmił chłopak,
zupełnie ignorując jej słowa. Wyciągnął z kieszeni komplet kluczy i otworzył
drzwi do jednego z mieszkań, znajdującego się na tym piętrze. Nacisnął klamkę i
gestem zaprosił dziewczynę do środka. Może i sprawiał wrażenie wyluzowanego,
ale wewnątrz czuł się bardzo spięty. Tak samo jak Emily był tu pierwszy raz,
ale udawał, że bywa tu każdego dnia.
Dziewczyna przekroczyła próg
mieszkania i rozejrzała się dookoła. Stała w przedpokoju prowadzącym do
niewielkiego, ale przytulnie urządzonego lokum. Poczuła, że Payne delikatnie
popycha ją, każąc przejść dalej. Wypatrując gospodarza tego miejsca, dziewczyna
weszła do salonu i aż westchnęła. Chyba nigdy nie była w piękniejszym miejscu.
Na tle pomalowanej na biało,
ceglanej ściany stała ogromna beżowa sofa, obrzucona stertą cudownie kolorowych
poduszek. Na puszystym dywanie, obok szklanego stolika do kawy stały zabawne
pufy, wykonane z tego samego materiału, co jaśki. Naprzeciwko sofy usytuowany
był kominek. W oknach zamiast zasłon były żaluzje, wszędzie rozstawiono też
świece zapachowe.
-Kto tu mieszka?
-Zaraz ci pokażę.
Liam złapał ją za ramię i
poprowadził w głąb korytarza. Dotarli do ostatnich drzwi, za którymi - jak się
okazało - kryła się sypialnia. Ta też wyglądała na żywcem wyrwaną z wyobraźni
Emily. Niskie łóżko, mnóstwo poduch, świec i obrazy na ścianach. Z boku wejście
do czegoś, co z całą pewnością było garderobą.
-Podoba ci się?
-Pięknie. Ale gdzie gospodarz?
Nie będzie zły, że tak po prostu zwiedzamy jego przestrzeń prywatną? - mówiąc
to dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od pięknego bukietu świeżych kwiatów,
ustawionego na stoliku nocnym zamiast lampki.
-Emily... - Payne dotknął jej
ramienia, zmuszając, by poświęciła mu choć trochę uwagi. - To jest... dla
ciebie.
-Co?
-To mieszkanie.
W jednej chwili twarz szatynki
przestała wyrażać zachwyt, wypełniając się niedowierzaniem.
-Żartujesz, tak? Żartujesz! W
życiu nie przyjmę takiego prezentu!
-Poczekaj...
-Niech zgadnę, to był jego
pomysł? On mi je kupił?
-Emi...
-Powiedz mu, że mnie nie może
kupić!
-Poczekaj! - Liam złapał
dziewczynę za ramiona i potrząsnął ją mocno. - To nie był pomysł Nialla. To
pomysł zespołu. Louis pierwszy rzucił hasło, reszta się zgodziła. Horana nawet
przy tym nie było. To podarunek od zespołu, za nasze wspólne pieniądze.
Emily przez chwilę patrzyła na
chłopaka z niedowierzaniem.
-Na pewno?
-Jasne. Po co miałbym kłamać?
-Żeby go kryć.
-Przysięgam, to nie żadne
przekupstwo. Chcemy, żebyś w końcu miała swoje miejsce... Coś co będzie tylko
twoje, gdzie będziesz mogła wracać, zaszyć się, schować, odpocząć...
-Zayn ma mnie dość, tak? - w
głosie dziewczyny nie było już złości.
-Nie! Po prostu chcemy ci
pomóc, zacząć nowy etap. No i masz teraz u nas dług wdzięczności, więc będziemy
cię często odwiedzać. - zażartował, po czym wyciągnął w jej stronę dłoń, na
której spoczywały klucze. - Po prostu to weź.
-Dziękuję. - wyszeptała
dziewczyna i mocno przytuliła chłopka. - Dziękuję wam wszystkim.
Liam odetchnął z ulgą. Horan
będzie z niego dumny.
Poprzedniego dnia.
-Zrobisz
to dla mnie?
Liam
zagryzł dolną wargę, mierząc przyjaciela surowym wzrokiem. Ogólnie pomysł mu
się podobał, ale jego wykonanie nie należało do najłatwiejszych.
-Dlaczego
nie dasz jej tego sam? - zapytał naiwnie.
Niall
prychnął, podchodząc do okna. Danielle patrzyła na nich czule głaszcząc swój
okrągły brzuch i co chwila popijając mieszankę ziół.
-Zgłupiałeś!
Jak mam to zrobić? Ona nie przyjmie ode mnie nawet grosza!
-Niby
tak...
-Powie,
że chcę ją kupić i inne idiotyzmy. A ja chcę żeby po prostu miała swoje
miejsce. Coś co będzie tylko jej, gdzie będzie mogła wracać... Chcę jakoś
wynagrodzić jej to, że znów straciła grunt pod stopami.
-Emily
jest uparta. - zauważyła Dani. - Musisz wymyślić powód dla którego nie będzie
mogła odmówić...
-Więc
co mam jej powiedzieć?
-Że to
prezent od zespołu. Od waszej czwórki. - Niall wzruszył ramionami, po czym
spojrzał przez okno, a w jego spojrzenie było rozmarzone, gdy oczami wyobraźni
widział jej spokojną twarz, którą oglądał tyle razy gdy usypiała wtulona w jego
ramiona. - Teraz chcę już tylko, żeby była szczęśliwa.
*
W mieszkaniu Zayna miała tylko
dwie swoje walizki. Przypomniała sobie o tym dopiero, gdy przewiozła je do
nowego mieszkania. Wiedziała, że u Nialla wciąż jest część jej dobytku, bo
wtedy w pośpiechu spakowała tylko to, co nawinęło jej się pod ręce. Wprawdzie
połowa tych rzeczy nie pasowała do jej nowego, wyluzowanego wizerunku, ale, choć
nie chciała się do tego przyznać, wciąż tęskniła do swoich grubych swetrów i
bluz. Po długim wieczorze rozważania wszystkich za i przeciw postanowiła
pojechać po swój dobytek.
Niall Horan chyba jeszcze
nigdy nie był tak zdziwiony. Widząc ją stojącą w jego drzwiach, w tych swoich
nowych włosach, w skórzanej kurteczce, która może i ładnie wyglądała, ale wcale
nie pasowała do jej niepewnego spojrzenia, prawie wpadł w panikę.
-Przyjechałam po resztę moich
rzeczy. - oznajmiła chłodno i nie pytając o pozwolenie, weszła do mieszkania.
Panował w nim okropny bałagan,
jakby nikt nie sprzątał tu od tygodni. Oboje wiedzieli, że Irlandczyk nie jest
wzorem czystości, ale stos pudełek po pizzy był czymś, czego się nie
spodziewała.
-Wybacz, nie miałem ostatnio
głowy do porządków... - tłumaczył, zabierając różne przedmioty z jej drogi do
sypialni, która kiedyś była ich wspólną.
-Nieważne... - westchnęła, przekraczając
próg pokoju.
Widok miejsca, z którym
łączyło się tak wiele dobrych wspomnień przytłoczył ją jeszcze bardziej niż
wyczuwalna obecność chłopaka. Niall stał tuż za nią, opierając się jedną ręką o
ścianę, tak że niemal czuła jego oddech na szyi.. Przez chwilę zastanawiała
się, jak w tym bałaganie odnajdzie swoje rzeczy, gdy blondyn podszedł do szafy
i wyjął z niej dużą, granatową torbę.
-Spakowałem je jakiś czas
temu... - powiedział cicho, podając jej bagaż. - Tak myślałem, że będziesz
chciała... no wiesz... odzyskać swoją własność.
-Dzięki. - wyszeptała i
natychmiast ruszyła w stronę drzwi.
Zdziwiło ją, gdy nie usłyszała
wtórujących jej kroków, więc obróciła się, i zobaczyła, że on wciąż stoi w
miejscu. Aż zadrżała pod wpływem jego spojrzenia.
Jego oczy były pełne
wszystkiego, czego obawiała się w tej chwili najbardziej. Był tak smutny,
zaniedbany, a jednocześnie pełen tego pociągającego uroku, że gdyby choćby
kiwnął palcem, gdyby wyszeptał choć jedno słowo, natychmiast padłaby mu w
ramiona.
Ale on spuścił głowę i
zaszurał nogą, jakby jej obecność zaczynała go niecierpliwić. Zagubiona mocniej
ścisnęła pasek torby i poruszyła ustami, jakby mówiła "do
zobaczenia", ale nie udało jej się wydobyć żadnego dźwięku.
Niall jeszcze długo patrzył w
podłogę, nawet gdy ona już dawno zjechała windą w dół. Po raz kolejny
przypomniał sobie wieczór u Polly i to, jak wspaniale się czuł całując
niewłaściwą osobę. Z jaką łatwością postanowił przekreślić dziewczynę, którą
naprawdę kochał dla chwilowej namiętności. Po raz kolejny zrozumiał, jak łatwo
było zniszczyć szklaną kulę ich uczuć. Po raz kolejny tak bardzo nie chciał
nadejścia nocy, bo wiedział że znów będzie spał sam.
*
Emily wyciągnęła prawie
wszystkie rzeczy z torby, gdy pomiędzy swoją ulubioną, czarną bluzą, a starym
dresem wyczuła coś twardego. Powoli podniosła przedmiot i rozpoznała w nim
ramkę, która stała przy łóżku Nialla. Mimowolnie uśmiechnęła się widząc
fotografię, którą oboje tak samo uwielbiali. Było to zwykłe selfie. Siedzieli
na łóżku w piżamach, otuleni kołdrą. Ona uśmiechała się do aparatu jak idiotka,
a on zabawnie marszczył brwi, trzymając się dwoma palcami za podbródek.
Pamiętała dokładnie wieczór, gdy zrobił im to zdjęcie, pamiętała wiele
szczegółów, których aparat nie był w stanie uchwycić, bo został niedbale
rzucony na kołdrę.
Do ramki doczepiony był mały
woreczek. Dziewczyna po chwili wahania otworzyła go i wysypała zawartość na
dłoń. Na krótkim, grubym rzemyku dygotała... kostka do gitary. Ta sama, którą
dziewczyna oddała Niallowi jakiś czas temu. Oprócz tej osobliwej bransoletki w
woreczku była też mała karteczka.
"Możesz mnie nienawidzić,
ale nie możesz zapomnieć, że byliśmy idealni. Kocham cię i zawsze będę czekał.
Zachowaj ją jeśli kiedykolwiek choć przez chwilę wierzyłaś w naszą
miłość."
Po chwili zastanowienia Emily
wyjęła zdjęcie z ramki, schowała razem z bransoletką i karteczką do małej
szufladki w swojej szafce nocnej. Natychmiast obiecała sobie, że o niej
zapomni. Pięć minut później złamała obietnicę.
*
-Chyba oszalałaś! - wrzasnął
Jacob. - Czy ty w ogóle zdajesz sobie konsekwencje twoich działań?! Jakie
zagrożenie na nas ściągnęłaś?!
Dorothy, zupełnie nie
zwracając uwagi na zachowanie chłopaka, bawiła się kolorową bransoletką na
swoim prawym nadgarstku.
-Szłam prosto na szczyt. Byłam
rozchwytywana przez najlepsze pisma, miałam zostać twarzą kampanii najdroższych
marek świata. Byłam kimś. Przez Stylesa znów robię reklamy dla najtańszych
sieciówek, a o wybiegach mogę zapomnieć...
-Tylko o to przez cały czas
chodzi? O chorą chęć sławy?
-Każdy chce sławy. - w końcu
na niego spojrzała. - Jesteś strasznym histerykiem.
-A ty bezduszną suką.
-To nie ja podawałam
dziewczynie podwójne dawki leku.
-Właśnie! I to nie ciebie będą
teraz ścigać! Warner już prowadzi dochodzenie, a ta głupia pielęgniarka...
Próbowałem zmienić godziny dyżurów żeby zrzucić winę na drugiego chłopaka, ale
nie wiem czy w to uwierzą. Masz pojęcie, co mi grozi?
Dorothy założyła nogę na nogę
i wróciła do swojej bransoletki, podczas gdy Jacob usiadł obok niej i wlepił
wzrok w jej spokojną twarz.
-Posłuchaj, Doskonale
wiedziałeś, w co się pakujesz, Potrzebowałeś kasę na spłacenie swoich długów,
tak? I długi są spłacone.
-Tak, ale...
-Ja wywiązałam się z mojej
części umowy.
-Tu już nie chodzi o naszą
umowę! Chodzi o tych ludzi! Ronnie jest chora, przez ciebie grozi jej
śmiertelne niebezpieczeństwo!
-Twoim obowiązkiem było tego
pilnować! - w końcu i ona zaczęła się denerwować.
-To człowiek, nie maszyna!
Wymknęła się spod kontroli! Ale to nie znaczy, że będziesz teraz atakować
innych! A na pewno nie osobę, która nie ma z tym wszystkim nic wspólnego! -
widząc, że w ten sposób nic nie zdziała, postanowił spuścić z tonu. - Przecież
to miało dotyczyć tylko Ronnie. Po co ci to?
-Czy ty nie rozumiesz? -
Dorothy obróciła się i położyła dłonie na ramieniu chłopaka. - Muszę to zrobić.
Dziewczyna jest jak drzazga. Będzie węszyć, szukać winnych. Zresztą, Harry
też... Jeśli ciebie złapią, to...
-Nie będę cię krył.
-Właśnie - uśmiechnęła się. -
Dlatego muszę się ubezpieczyć. Robie to dla twojego dobra.
-Nie zgadzam się!
-Twoje zdanie nie ma
znaczenia.
-To dla ciebie obca osoba,
pewnie nawet jej nie widziałeś.
-I co z tego?
-Nie musisz brać za nią
odpowiedzialności.
Chłopak wstał i ruszył w
stronę drzwi. Czuł, że wściekłość zaraz rozerwie mu tętnice.
-Będziesz tego żałować,
Dorothy! Już nie przyłożę ręki do twoich
ciemnych spraw!
Wyszedł, trzaskając drzwiami
tak mocno, że niemal wypadły z futryn.
[Cześć, kochasie!
Najpierw sprawy organizacyjne.
Jeden.
KTO NIE MOŻE SIĘ DOCZEKAĆ TELEDYSKU?!
Dwa.
Powieść idzie dość sprawnie, mam 50 stron, czyli
jakąś 1/6. Gdyby ktoś chciał przeczytać, serdecznie zapraszam :)
Pytanie: jak długo będziecie chcieli mnie jeszcze
czytać?
A teraz w kwestii aktualnego rozdziału :)
Jak wrażenia? Może to głupie że tak przeżywam
własne opowiadanie, ale ja zakochałam się w Niallu jeszcze bardziej ;)
I jak myślicie, co znów knuje Dorothy? (jeśli któraś
z was znów zamierza przewidywać akcję to niech nie mówi ;)) (btw. zawsze byłam
ciekawa czy czyta to jakiś chłopak. Jeśli tak, to niech się ujawni ;))
Wiem, że pewnie spodziewaliście się Honnie, ale
mówiłam, że wątki są od siebie zależne. Ronnie pojawi się w następnym
rozdziale.
Wypatrujcie nowych notek i komentujcie! Dziękuję za
102 głosy w ankiecie :) Choć nie wierzę że tyle osób to czyta.]