26. Przepraszam, że budzisz się dzisiaj sam.

[proponuję jakąś spokojną muzykę. np. i'm safe magdy czy coś ;)]

Warner mył ręce po operacji co chwilę niepewnie spoglądając w lustro. Towarzyszący mu chirurg obserwował go z zainteresowaniem. Znał tego lekarza i nigdy nie widział, żeby tak przeżywał jakikolwiek zabieg.
-Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, Martin.
-Tak, wiem...
-Więc o co chodzi?
-Wiesz... Kilka lat temu ta dziewczyna przyszła do mnie z dwoma informacjami... Powiedziała, że jest w ciąży, ma wadę serca, a ojciec dziecka nie wie o żadnej z tych rzeczy... Kazała mi zrobić wszystko, by dziecko urodziło się i było zdrowe. Wiesz co sobie wtedy pomyślałem? "To musi być uparta osoba."
-Jak to w ogóle możliwe, że znalazła się w takim stanie? Ktoś powinien zorientować się wcześniej...
-Zorientowaliśmy się, ale ona odmawiała leczenia.
-Czemu?
Warner westchnął, odwracając się od lustra.
-Bo była uparta.

*

Kilka minut później lekarz pojawił się na korytarzu. Harry natychmiast poderwał się z miejsca i podbiegł do niego.
-Co z nią? - zapytał, patrząc na lekarza z nadzieją.
-Proszę za mną. - powiedział tylko Warner.
Chłopak przełknął ślinę i powoli pokiwał głową. Obaj skierowali się do gabinetu.
-Dzie tata? - zapytała Rose Louisa.
-Tata... poszedł zobaczyć się z mamą. - powiedział Lou.
Luke podszedł do dziewczynki i poprawił jej kucyka.
-Rose, skarbie, pójdziemy kupić ci coś do zjedzenia? Chodź, musisz być głodna.
Dziecko uśmiechnęło się i bez słowa podniosło rączki, by objąć szyję mężczyzny, który przez długi czas był dla niej ojcem i oboje ruszyli w stronę windy. Razem z nimi poszła Sara.
Louis, Niall i Emily zostali sami.
-Boję się. - wyszeptała dziewczyna, ale nikt nie umiał jej pocieszyć.

*

W tym samym czasie Harry zajął miejsce po jednej stronie biurka Warnera. Nerwowo szarpał dół swojej koszulki, patrząc na lekarza wyczekująco.
-Operacja... zakończyła się pozytywnie... - zaczął lekarz - ...ale nie zgodnie z planem.
Hazz zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
-To znaczy?
-Serce przyjęło się, ale organizm jest zbyt wyczerpany lekami, które przyjmowała, by je uruchomić. - mówiąc to Martin obserwował, jak twarz Harry'ego blednie - Ona żyje - powiedział szybko. - Jeszcze...
-Jeszcze? - Styles powtórzył jak echo. Cała jego sylwetka pochyliła się w stronę lekarza.
-Na razie jest w śpiączce, podłączona do respiratora. Wszystkie funkcje życiowe są wspomagane, ale... proszę przygotować się na najgorsze.
Przez kilka sekund chłopak nawet nie zadrżał, gdy nagle poderwał się z miejsca i uderzył dłonią w stół.
-Tak po prostu?! - wrzasnął na tyle głośno, że było go dobrze słychać na korytarzu. - Tak po prostu się poddajecie?! Nie wierzę wam! Gdzie ona jest? Gdzie jest Ronnie?! Macie ją wyleczyć!
-Proszę się uspokoić. - Warner też wstał. Harry zaczął miotać się po pokoju uderzając pięściami we wszystkie napotkane przeszkody i przeklinając całą służbę zdrowia. - Panie Styles... Rozumiem pańskie rozgoryczenie, ale w ten sposób nie pomoże...
-Wy też jej nie pomożecie, jeśli teraz się wycofacie! - krzyknął - Musi być jakiś sposób! Musi!
-Ona już praktycznie nie żyje. To kwestia kilkudziesięciu godzin. Albo nowe serce zacznie działać, albo zgaśnie. Jej organizm nie reaguje normalnie. Jeszcze raz badamy skład leków, które dostała, ale wątpię, czy to pomoże...
Harry w końcu zatrzymał się naprzeciw lekarza i zajrzał mu w oczy. Jego głos był zimny, jakby właśnie wyzbył się wszystkich emocji.
-Więc proszę jak najlepiej wykorzystać te kilkadziesiąt godzin. Jeżeli ona umrze, to gwarantuję, że wywalą pana na zbity pysk. I nie znajdzie pan pracy ani w Londynie, ani w całej Wielkiej Brytanii, ani nigdzie indziej. To pan był za nią odpowiedzialny. Wiedział pan, że powinna być operowana wcześniej i pozwolił jej pan czekać. Nie daruję panu tego.
I nie czekając na odpowiedź, wyszedł.

*

Kiedy znów pojawił się na korytarzu, nikt nie miał odwagi się odezwać. Dopiero, gdy usiadł obok Louisa, ten podniósł rękę i dotknął jego ramienia.
-Hazz?
-Ona umrze. - wyszeptał tylko i schował twarz w dłoniach.
Tommo zaniemówił, jego dłoń zastygła w miejscu. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nikt nie spodziewał się takiego zakończenia. Emily natychmiast zaniosła się szlochem. Poczuła, że kręci się jej w głowie i niewiele myśląc oparła ją na ramieniu siedzącego obok Nialla, a on objął ją opiekuńczo i zaczął kołysać. Przez kilka minut nikt nie był w stanie nic powiedzieć. Wtedy Harry podniósł głowę i spojrzał na przyjaciół.
-Znajdę tego gnojka, który podawał jej leki. - wyszeptał.
-Harry - Niall zgromił go surowym spojrzeniem - nie powinieneś teraz...
-Znajdę go i zabiję.
-Harry! - Emily przestała płakać i zerwała się z krzesła, stając naprzeciw jego. - Nie waż się tak nawet myśleć! To nie ma teraz znaczenia!
-Tylko to już ma znaczenie, Emily.
-Zajmij się Rose - powiedziała dziewczyna.
-...a resztę zostaw nam - dokończył Lou, rzucając pojedyncze spojrzenie Niallowi.

*

Kilka godzin później wpuszczono go na oddział, gdzie przebywała Ronnie. Drzwi do sali były zamknięte, mógł tylko stać przy szklanej ścianie i patrzeć na nią z daleka. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała spokojnie, blada twarz wyglądała tak, jakby tylko spała. Harry przyłożył obie dłonie do szkła i wpatrywał się to w nią, to w stojącą przy łóżku aparaturę, odnotowującą każde uderzenie nowego serca.
"Chciałbym wiedzieć, kim był dawca..." - przemknęło mu przez myśl.
Jego wspomnienia wróciły do nocy, gdy do niej przyszedł.
Ostatni raz pocałował ją w czoło i powoli wyślizgnął się spod szpitalnej pościeli. Zakładając buty czuł jej wzrok na sobie.
-Pamiętam jak przychodziłeś do mnie w nocy, prosto ze studia, gdy jeszcze nagrywaliście "Up All Night" - odezwała się Ronnie cicho.
-Też to pamiętam. - uśmiechnął się, sięgając po bluzę. - Otwierałaś mi tylne drzwi, żeby twoi rodzice nie słyszeli, że jestem.
-A ty i tak zawsze potykałeś się na schodach. - jej oczy błyszczały, gdy o tym mówiła. - To były jedne z najlepszych nocy w moim życiu.
-Myślałem, że nasze najlepsze chwile to te, gdy już zamieszkaliśmy razem.
-Tamte też. Ale uwielbiałam, gdy budziłeś się nad ranem i wymykałeś przez okno - zachichotała cicho. - Tak jak teraz. Zawsze udawałam, że śpię, gdy pisałeś mi te słodkie karteczki, że przepraszasz, ale musiałeś iść... I że mnie kochasz i wrócisz jutro...
-Widziałaś to?
-Oczywiście.
Harry pochylił się pocałował ją krótko.
-Teraz też mam taką napisać?
-Teraz chyba moja kolej. - zaśmiała się słabo.
-Do zobaczenia, Ronnie.
Nie odpowiedziała. Hazz ruszył do drzwi i już miał wyjść, gdy usłyszał za sobą te same słowa, które mówiła, gdy kiedyś od niej wychodził.
-Gdyby ktoś cię złapał, to powiedz, że uczyliśmy się matematyki. Dobranoc, Harry.
-Przykro mi. - znajomy głos przywrócił go do rzeczywistości.
Hazz obrócił się i zobaczył Mike'a, ubranego w fartuch pielęgniarza. Chłopak patrzył na niego z współczuciem.
-Przykro ci? - zakpił Harry. - Mi nie jest przykro. Ja umieram razem z nią. Daj mi spokój.
-Przepraszam, nie chciałem cię... - zaczął zakłopotany pielęgniarz, ale wtedy Harry o czymś sobie przypomniał.
-Możesz tam wejść?
-Nie. Tylko za zgodą Warnera.
-Szkoda.
          -I tak bym cię nie wpuścił. Na nic się tam nie przydasz.
Harry westchnął, znów patrząc na nieprzytomną żonę.
Nie miał pojęcia, ile czasu minęło, gdy zadzwonił jego telefon. Poirytowany wyciągnął małe urządzenie i sprawdził, kto chce z nim rozmawiać.
Luke.
-Co się dzieje? - zapytał, odbierając. - Coś z małą?
-Nie, z Rose wszystko w porządku. Zawiozłem ją do mamy Ronnie. Dzwonię, bo przypomniałem sobie o czymś, co może pomóc.
Harry wyprostował się jak struna.
-O czym?
-Pod Londynem jest bardzo dobry ośrodek, specjalizujący się w kardiologii. Gdyby udało się tam przewieść Ronnie.
-Dlaczego Warner nie skierował jej tam wcześniej?
-Też tego nie rozumiem. To prywatny ośrodek...
-Nie robi mi to różnicy.
-...ośrodek zamknięty.
-W jakim sensie?
-W tym, że nie wpuszczają tam nikogo poza personelem i pacjentami.
Hazz zastanowił się chwilę.
-Spróbuję zdobyć zgodę na przewiezienie tam Ronnie. - orzekł w końcu. Miał powiedzieć coś jeszcze, ale poczuł, że ktoś kładzie dłoń na jego ramieniu. Kątem oka dostrzegł pielęgniarkę. - Słuchaj, muszę kończyć. I... dzięki, Luke.
-Daj spokój. - powiedział tylko tamten i rozłączył się.
Harry przeniósł swoją uwagę na kobietę w białym uniformie.
-Panie Styles... Sprzątałam właśnie rzeczy z sali, gdzie wcześniej leżała pańska żona i znalazłam to... - powiedziała, podając mu złożoną na pół kartkę. - Myślę, że to do pana. - dodała jeszcze i szybko odeszła.
Hazz zmarszczył brwi, zastanawiając się, co to może być. Po chwili otworzył kartkę i zobaczył kilka zdań, które wyglądały tak, jakby ktoś pisał je drżącą ręką, ale mimo to natychmiast rozpoznał pismo Ronnie.
Harry,
Przepraszam, że budzisz się dzisiaj sam, ale musiałam iść. Wrócę, gdy tylko będę mogła. Już za Tobą tęsknię.
Kocham cię,
Ronnie.*
         


*Ronnie napisała tą kartkę po wyjściu od niej Harry'ego, na wzór tych, o których wcześniej rozmawiali.


[Ja w tym momencie: *jest tak psychicznie załamana, że nie potrafi napisać notki pod rozdziałem*

TYLKO JEDNO: POTRZEBUJĘ SZABLONU NA NOWEGO BLOGA. JEŚLI ZNACIE KOGOŚ KTO TAKOWE ROBI - DAJCIE ZNAĆ. JEŚLI NIE, ZAPYTAJCIE LUDZI NA SWOIM TT]


Notka organizacyjna - ważne!

Ok. Chyba nigdy wcześniej nie pisałam takiej notki organizacyjnej i znając mnie rozpiszę się, ale mam sporo rzeczy do wyjaśnienia i poproszenia więc... zaczynam.
Może zacznę od tej, z którą zwlekam już zbyt długo, choć niekoniecznie jest związana z tym opkiem.

Po pierwsze - Magda.
Magda jest wspaniałą dziewczyną, utalentowaną, pracowitą i skromną, a do tego ma śliczny głos. Może nie jest gwiazdą internetu, nie ma różowych włosów i kontrowersyjnych wypowiedzi jak Saszan czy inne samozwańcze gwiazdy (przepraszam jeśli ktoś z was lubi Saszan i moja niechęć do niej was razi), ale myślę, że warto odwiedzić jej kanał na You Tube i przesłuchać kilka wrzuconych tam (autorskich!!!) piosenek! Internet ma niesamowitą siłę. Spędzamy tu tyle czasu, że poświęcenie tych kilku minut nikogo nie zbawi. Mówiłam to wiele razy i będę to powtarzać w nieskończoność, bo dla nas to dwa kliknięcia myszką, a dla kogoś nadzieja na spełnienie marzeń.
Niedawno ukazała się nowa piosenka Magdy, "All I Need", (osobiście mam słabość do "I'm safe") ale ja to bym ją namówiła do nagrania jakiegoś małego coverku 1D. Co wy na to?
Serio zajrzyjcie tam i - niezależnie od waszych opinii - podajcie link dalej. Skoro wam się nie podoba to może komuś innemu.
To dla mnie ważne bo znam Magdę osobiście i wiem jak ciężko pracuje nad swoim rozwojem i jak jej muzyka jest dla niej ważna. Zresztą - przeczytacie bloga i same się przekonacie!




OK. Dwa.

Co do mnie - zero czasu to moje drugie imię. Zajmuję się tyloma sprawami że fizycznie nie daję rady. Nie będę wam wszystkiego opowiadać bo bym was zanudziła.

Trzy.
Co do tego bloga - powoli kończymy. Zostawiam was w niepewności co stanie się z Ronnie i czy Emily i Niall aby na pewno się pogodzą. Bo nie jest to wszystko takie pewne...
Generalnie zaczęłam tą cześć z pewną wizją zakończenia i teraz widzę że po drodze zmieniłam chyba wszystko więc sama nie jestem pewna co będzie w następnym rozdziale.

Cztery!
Ahh.
Skoro Smile of Harry 2 się kończy to trzeba ustalić co dalej - jestem chyba jedyną osobą która to z kimś ustala. Ale zostałam zraniona przez autorkę Dark która tak po prostu kończy fanfica i to jeszcze w takim momencie, że gdybym wiedziała gdzie mieszka to by już nie żyła. Dobra, żyłaby (i pisała nowe rozdziały).
A więc.
Mam dla was dwie propozycje :)

Propozycja #1 - RED
czyli klasyka jeśli lubicie opka typu Dark, After czy co tam (czytam tylko Dark więc nie wiem czy przypadkiem nie 'ściągam od kogoś'. Ale ten pomysł jest taki, że na pewno go napiszę, choć to będzie dla mojej niewinnej duszy pewne wyzwanie. Ale lubię wyzwania ;)





Propozycja #2 - 5 reasons why I hate you.
wymyśliłam to już dawno i zapomniałam. Teraz odkurzyłam i mam ochotę napisać. To jest z kolei mój prywatny protest przeciwko temu wizerunkowi Harry'ego który wykreował właśnie Dark (czytam coś czemu jestem przeciwna haha) To opko byłby bardziej 'moje' - klimatycznie podobne do SoH.



 Ankieta znajduje się na górze strony. Mam nadzieję że weźmiecie w jej udział. W końcu piszę dla was :)
ps.zamierzam napisac oba opka. po prostu nie wiem od którego zacząć. wasza sugestia jest mi bardzo potrzebna, bo nie chcę tracić czasu napisanie tego, co się wam nie spodoba.

To chyba wszystko.
uff.


Do zobaczenia w następnym rozdziale Heratache.

25. Wstrzymując oddech.



Ronnie uśmiechała się z trudem, patrząc na Luke'a, siedzącego na metalowym krześle obok jej łóżka. Sara stała trochę dalej, nie chcąc przeszkadzać w rozmowie. O ile to, czemu się przysłuchiwała, można było nazwać rozmową.
Chłopak opowiadał przyjaciółce o swoim życiu, o wszystkich zmianach, które zaszły odkąd wyjechał, a ona komentowała to jedynie zmianą wyrazu twarzy, od zatroskanego po radosny. Co chwilę padało pytanie o jej samopoczucie, na które reagowała tylko przewróceniem oczami lub westchnięciem. Nie miała siły, by odpowiadać. Była blada i zmęczona, chciała porozmawiać z Warnerem o tym, że staje się roślinką.
-Saro... - wyszeptała - mogłabyś zawołać lekarza?
-Już idę.
Dziewczyna natychmiast wyszła z sali.
-Źle się czujesz? - zaniepokoił sie chłopak.
Znów tylko przewróciła oczami.
-Jesteś z nią szczęśliwy? - zapytała cicho.
-Bardzo. Chcę... chcę się oświadczyć. Może w jej urodziny, na jesieni. Nie śpieszy się nam.
-To dobrze. - mimo bladego uśmiechu po policzku przebiegła łza, gdy pomyślała, że ona i Harry już nie mają czasu. - Chcę żebyś był szczęśliwy.
-Jestem.
Wtedy Ronnie zaczęła płakać. Przyjaciel spojrzał na nią zdezorientowany, nie rozumiejąc, o co chodzi.
-Ej, mała, co...
-Muszę ci coś powiedzieć Luke. Bo nie umiem tego w sobie dłużej dusić...
-Co się dzieje?
-Tylko obiecaj, że nie...
Drzwi do sali otworzyły się nagle i weszła przez nie pielęgniarka.
-Musi pan wyjść. - powiedziała do Luke'a.
-Nie, chciałam tylko porozmawiać z doktorem...
-Doktor kazał przygotować panią do zabiegu. Drugi chirurg już jedzie.
-Co? - zdziwił się Luke. - Przecież Ronnie miała być tylko podłączona do...
-Proszę wyjść. Zaraz zabieramy panią Styles na blok operacyjny.
Nagle Ronnie poczuła, jak jej serce na sekundę przyśpiesza, a krew uderza do głowy. Wiedziała, co zaraz usłyszy.
-Mamy dawcę.

*

Szklanka z sokiem wypadła z jego ręki i trzaskiem rozbiła się o podłogę. Rose, dla której przeznaczony był napój podniosła główkę, by zobaczyć, jak jej ojciec mocniej zaciska palce na swoim telefonie.
-T-teraz? - powiedział cicho. Wstrzymywał oddech czekając na odpowiedź. - Już jadę.
Zanim dziecko zdążyło zdać sobie sprawę z tego, co się dzieje, zostało zapięte w swoim foteliku, a samochód pędził ulicami Londynu nie zważając na żadne z czerwonych świateł.
-Tata? Gdzie dziemy?
-Do mamy. - odpowiedział i po raz pierwszy od wielu dni uśmiechnął się. - Mama dostała prezent od Pana Boga.
-Pezent!


*
[do reszty rozdziału włączcie sobie jakąś fajną muzykę. Idk coś w stylu Eda „I see fire” czy coś…]

Nazywała się Charlotte Dewald, choć Ronnie nigdy miała się o tym nie dowiedzieć. Miała zaledwie dwadzieścia lat i niesamowitego pecha. Ale niektórzy mówią, że to takie powołanie. Powołanie do tego, by twoje życie miało sens dopiero, gdy je stracisz.
Tego dnia jak zwykle śpieszyła się do pracy. Poczuła w kieszeni wibrację komórki, ale jej nie odebrała. Po ostatnim zdarzeniu, gdy przez nieuwagę prawie straciła życie, ocalona jedynie przez dobre serce znanej jej z plotkarskich portali Ronnie Styles, nawet nie próbowała wyciągać telefonu na ulicy. Przestrzegała przed tym również swoich znajomych, którzy nie chcieli wierzyć w jej niezwykłą historię.
Chcąc oszczędzić na czasie postanowiła złapać taksówkę. Może gdyby wiedziała, że mężczyzna, który ją wiózł poprzedniego dnia pokłócił się z żoną i pił przez całą noc, nigdy by tam nie wsiadła. Ale nie wiedziała. Nie miała też pojęcia o drugim kierowcy, który znów zaspał i pędził ulicami, nie myśląc nawet o dbaniu o przepisy.
Ale życie jest zupełnie nieprzewidywalne, czyż nie? Zupełnie jakbyśmy wszyscy byli splątani nićmi przeznaczenia. A Ronnie i Charlotte z pewnością były.
Policjant, który oglądał miejsce, gdzie żółta taksówka zderzyła się z rozpędzonym samochodem powiedział krótko:
-Taka młoda, ale musiała zginąć.

*

Wpadł do szpitala dokładnie w momencie, gdy Ronnie wjechała na blok operacyjny. Pielęgniarka surowo zabroniła mu wstępu.
-Operacja już trwa - powiedziała - Proszę czekać.
-Ale niech mnie pani wpuści, ja muszę jej coś tylko...
-Pacjentka jest już uśpiona. Proszę iść do poczekalni.
-Ile to potrwa?
-Do kilku godzin.
-Kilka godzin?!
-Dzie mama? - zapytała Rose.
-Mama zaraz przyjdzie - uśmiechnął się blado. - Kto operuje?
-Harry! - znikąd przy chłopaku pojawił się Niall i Louis. - Co z nią?
-Jest na sali - opowiedziała pielęgniarka - Musicie czekać.

*

A więc czekali.
Harry chodził po korytarzu od czasu do czasu spoglądając na swoje dziecko.
Rose bawiła się plastikowym kubkiem z automatu, robiąc przy tym hałas, na który nikt tak naprawdę nie zwracał uwagi.
Luke i Louis siedzieli patrząc w podłogę.
Sara nerwowo wykręcała palce.
Niall stał pod ścianą opierając się placami o plakat promujący badania profilaktyczne.
Nikt nic nie mówił.
Ale co mieliby powiedzieć?
W regularnych odstępach czasu przychodziły sms-y od Liama, Zayna, El i wszystkich innych którzy nie mogli przyjść. Po kilku takich seriach wszyscy wyłączyli telefony.
Po dwóch godzinach na korytarzu dało się słyszeć odgłos miękkich butów. Zza zakrętu szybkim krokiem wyszła jasnowłosa postać w za dużym, brązowym swetrze i jasnych , rozwianych od biegu włosach.
-Co z Ronnie?
-Wciąż nie wiadomo. - powiedziała Sara.
Louis podniósł głowę i ze zdziwieniem spojrzał na obe dziewczyny.
-Wy się nie znacie? - zapytał.
-Daj spokój, to nie pora...
-Emily, Sara, Sara, Emily.
-Hej. - dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie i usiadła na jednym z dwóch wciąż wolnych krzeseł. Czuła na sobie spojrzenie Nialla i Lou. Trudno było się dziwić - poza starymi ciuchami, powrotem do naturalnego odcienia blondu jej policzek zdobił wchłaniający się już siniak. Była chyba jedyną osobą, która mogła na chwilę oderwać uwagę wszystkich od Ronnie.
Horan wstrzymał oddech pokonując dystans dzielący go od dziewczyny i usiadł na ostatnim wolnym krześle. Nawet na siebie nie spojrzeli. W tym czasie Rose straciła zainteresowanie swoją zabawą. Podniosła się z miejsca i podeszła do Harry'ego
-Tata? Dzie mama?
Nikt nie odpowiedział.
-Mama nie idzie? - zapytało dziecko, a małe usta zadrżały.
Harry ukucnął przy dziewczynce i przytulił ją do siebie.
-Obiecuję ci, że przyjdzie. - wyszeptał. - Mama nas nie zostawi.
W tym samym momencie wszyscy pomyśleli dokładnie to samo: A co jeśli...? Sara otarła pojedynczą łzę, która zeszkliła jej oczy. Lou spuścił wzrok. Emily uniosła głowę, hamując emocje. W tym samym momencie poczuła, że ktoś łapie ją za rękę. Spojrzała w bok i zobaczyła Nialla, który ze smutkiem patrzył w przestrzeń przed sobą. Jego palce zacisnęły się wokół jej i dopiero wtedy też na nią spojrzał. Natychmiast odwróciła się, ale nie rozplątała ich dłoni.
Godzinę później operacja dobiegła końca.


[Jutro lub pojutrze dodam notkę organizacyjną (ZAJRZYJCIE I PRZECZYTAJCIE), bo należy wam się kilka słów wyjaśnienia co do aktualnych spraw, ale teraz nie mam czasu, poza tym zbyt przeżywam ten rozdział by go teraz na spokojnie omówić haha.] 

24. Nocna wizyta.

[pytania w notce pod rozdziałem!]


Biegł przed siebie tak długo, aż zupełnie stracił poczucie czasu. Miał wrażenie, że unosi się ponad ziemią, a wiatr stawia mu opór, utrudniając kolejne kroki. Zatrzymał się dopiero w jakiejś nieznanej sobie części Londynu i usiadł na krawężniku, oddychając głęboko. Chciał się rozpłakać, uwolnić cały swój smutek i żal, ale już nie potrafił.
-Hej, zgubiłeś się?
Gwałtownie obrócił głowę i zobaczył młodą dziewczynę, ubraną w dżinsy i niebieską bluzkę. Być może była ładna, ale Hazz nie umiał tego ocenić.
-Żebyś wiedziała. Zgubiłem się.
-Och. - Dziewczyna usiadła obok niego i splotła razem dłonie.
-Moja kobieta umiera, a ja nic nie mogę zrobić. - powiedział cicho nie patrząc w jej stronę.
-Jest chora?
-Tak.
Nieznajoma przez chwilę milczała, nie wiedząc, co powiedzieć.
-Wiesz - odezwała się - życie jest zupełnie nieprzewidywalne. A już najbardziej nieprzewidywalne są te dobre wydarzenia. Jakbyśmy wszyscy byli splątani nićmi przeznaczenia. Kilka tygodni temu sama o mało nie umarłam w wypadku drogowym. Przez własną nieuwagę weszłam na jezdnię na czerwonym świetle, a pewna dziewczyna zaryzykowała własne życie by mnie uratować. Osłoniła mnie własnym... samochodem. - nieznacznie się uśmiechnęła, ale zaraz spoważniała. - Przepraszam, pewnie nawet nie chcesz tego słuchać...
Dziewczyna podniosła się i zaczęła odchodzić, gdy Harry zrozumiał sens jej słów.
-Poczekaj! - zawołał i poderwał się,  by ją dogonić. - To jesteś ty? To ciebie ratowała Ronnie?
Ale nieznajoma uśmiechnęła się tylko zagadkowo.
-Pewne rzeczy po prostu muszą się wydarzyć. Nawet jeśli nie rozumiemy ich celu lub się z nim nie zgadzamy. - powiedziała tylko i odeszła.

*

-Słuchaj, Lou, nie możemy tego tak zostawić. - Niall chodził po pokoju intensywnie gestykulując.
-Wiem, dla mnie to wszystko też wygląda podejrzanie.
-Dokładnie! Musi być jakiś sposób, by dowiedzieć się, kto podawał te leki Ronnie.
-Kto ustalał dawki.
-Dawki ustalał Warner. Ktoś je po prostu zmienił, to oczywiste. Tylko dlaczego?
-Ja zadałbym inne pytanie - Lou też wstał - Kto mu zapłacił? - Niall przytaknął. - Po co jakiś pracownik miałby ryzykować życie nieznajomej sobie osoby, jeśli nie dla kasy?
Wtedy do pomieszczenia weszła Eleanor.
-O czym mówicie?
-O Ronnie.
-Niech zgadnę: będziecie bawić się w Sherlock'ów?
-Zgadłaś - Louis podszedł do dziewczyny i słodko pocałował jej zarumieniony policzek. Horan odwrócił wzrok.
-Możliwe, że mogłabym wam pomóc... - zaczęła dziewczyna.
-Naprawdę? - zainteresowali się obaj.
-Rozmawiałam ostatnio z Emily, wspominała coś o Jacobie. Podobno to jego najbardziej oskarża personel. Kilka razy podawał leki Ronnie...
-Sprawdzimy to. Dzięki, El.

*

Było już bardzo późno, gdy Harry znów pokazał się w szpitalu. Nie przejmując się tym, że oddział jest już dawno zamknięty, a on nie ma prawa tu przebywać, pokonał drogę do sali Ronnie i zatrzymał się w drzwiach.
Dziewczyna nie spała. Gdy tylko wyczuła jego obecność, obróciła głowę i ich spojrzenia się spotkały.
-Gdzie Rose?
-U twojej mamy. Jest tam też Luke z Sarą. Przyjdą do ciebie jutro.
-Jutro będzie za kilka minut. - zauważyła dziewczyna.
Harry zamknął za sobą drzwi i wolnym krokiem wszedł do sali i nie spuszczając wzroku z dziewczyny. Przez kilka minut stał w milczeniu, aż w końcu złapał za materiał bluzy, którą miał już na sobie nie pamiętał jak długo i zdjął ją przez głowę.
-Harry, co ty...
Przerwała, gdy chłopak uniósł szpitalną pościel i, zdejmując po drodze buty, zdrapał się na wysokie łóżko. Już po chwili trzymał ją w swoich ramionach, uważając, by nie uszkodzić żadnego z przewodów podłączonych do jej ciała.
-Jesteś chłodny - wyszeptała tylko, wtulając się w jego koszulkę. Przez chwilę milczeli.
-Boisz się? - zapytał niespodziewanie.
-Już nie.
-Ja się tak cholernie boję. To mnie paraliżuje. - wyznał. - Ronnie, ja... ja oszaleję, jeśli... - Nie umiał dokończyć. Ronnie milczała, wsłuchując się w bicie jego serca.
-Zaraz cię stąd wyrzucą - zauważyła po kilku minutach.
-To wejdę oknem - zaśmiał się cicho.
Dziewczyna odepchnęła się od niego i wróciła na poduszkę. Aparatura stojąca z boku rejestrowała każdą z funkcji życiowych jej wycieńczonego organizmu. Miała już powyżej uszu słuchania tego irytującego pisku i szumu.
-Harry... tam jest taki szary kabel... widzisz? Wyjmij go.
-Po co?
-Żeby uciszyć to pudło - zapała jego niepewne spojrzenie - Nic się nie stanie. Po prostu przez chwilę nie będzie odczytu. Gdy będziesz wychodził, włączysz to znowu. Obiecuję nie dostać zawału - dodała mrugając do niego w półmroku.
Hazz przez chwilę się wahał, ale w końcu postanowił spełnić tą prośbę. Uniósł się i sięgając ponad dziewczyną wyciągnął przewód z urządzenia. Mały ekranik wciąż świecił się i migotał, ale na sali zrobiło się zdecydowanie ciszej.
-Dziękuję.
Chłopak spojrzał na Ronnie, która w obecnej sytuacji znajdowała się dokładnie pod nim. Przez kilkanaście sekund pozostawał w bezruchu, niepewny, co może zrobić, aż w końcu poczuł, jak dwie słabe dłonie zaciskają się na jego koszulce i pociągają go w dół.
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek całowała go w ten sposób. Nie odsunął się nawet o milimetr, jego ręce natychmiast odnalazły swoje miejsce na jej ciele. Chyba oboje wiedzieli, że to może być ich ostatnia taka chwila. Teraz Hazz zrozumiał, po co naprawdę Ronnie chciała, by odłączył aparaturę - jej serce przyśpieszyło i biło mocnym, zdrowym rytmem, ale dla odzwyczajonej od tego dziewczyna sądziła, że zaraz wyskoczy jej z piersi. Uniosła obie ręce i wplotła je we włosy chłopaka, jak najdłużej przedłużając ten moment. Zapomnieli o tym, gdzie są, o wszystkich rurkach, kroplówkach i kabelkach. W końcu Ronnie przeniosła ręce niżej i delikatnie odepchnęła chłopaka, chcąc nieco odetchnąć. Harry dał jej trochę więcej przestrzeni, ale pozostał nad nią. Stykali się czołami i patrzyli sobie w oczy, oddychając głęboko.
-Kocham cię.
-Kocham cię.
-Teraz to już na pewno cię stąd wyrzucą.
-Teraz to już na pewno wrócę oknem.
Szary kabel znów został umieszczony w urządzeniu, a Hazz wrócił na miejsce, które wcześniej zajmował. Pozostał z dziewczyną jeszcze prawie godzinę. Nie rozmawiali zbyt dużo, wystarczała im wzajemna obecność.



[Wiem, że krótko, ale to i tak cud że dodałam.
Następny rozdział będzie ………. Ahhh nie chcę następnych rozdziałów! Zostańmy tu. Jeszcze tylko jakieś 5 odcinków, tak myślę.
Pytanie: z kim chcecie następnego fanfica? Mi osobiście najbardziej pasuje Harry lub Niall, bo najlżej mi się pisze, ale jeśli chcecie może być ktoś inny.
Mamy tu osobę która naprawdę dobrze umie angielski? Proszę o kontakt na tt (@Amy_Empty) lub na asku (zakładka pytania)

CZYTASZ=KOMENTUJESZ]