Nie wiedziałam, dlaczego to
robię. "To szaleństwo." - powtarzałam w kółko, ale nie potrafiłam mu
odmówić. Chciałam się z nim spotkać, nawet jeśli będę przez to cierpieć.
"Dobrze ci tak - mówiłam sama do siebie. - męcz się teraz. Sama się w to
wpakowałaś."
Dotarłam do kawiarni, w której
zawsze widywałam się z Harry'm. To miejsce zapadło w mojej pamięci aż za
dobrze. Gdy tylko przekroczyłam próg lokalu, odniosłam wrażenie, że nic się w
nim nie zmieniło. Powietrze było przesycone wspomnieniami - pięknymi, ale też
bolesnymi.
Harry już na mnie czekał.
Siedział przy stoliku w centrum lokalu. Miał na sobie tylko dżinsy i prosty,
czarny top z małą kieszonką na piersi. Cudowne, zielone oczy schował za
ciemnymi szkłami okularów. Uśmiechnął się delikatnie i skinął na mnie ręką.
Zabawne, ja też wzięłam
okulary, choć w lokalu był przecież cień. Miałam ich użyć dopiero wtedy, gdy
już naprawdę nie będę mogła patrzeć mu w oczy. Nie po to uciekłam z jego życia,
by teraz znów je komplikować. "Ale kiedyś będę musiała." -
westchnęłam, siadając naprzeciw mojego ex.
-Cześć. - powiedział,
zdejmując okulary.
-Cześć.
Przez chwilę po prostu się na
siebie patrzyliśmy. Napawałam się jego idealną twarzą, jego oczami... Tyle
czasu widziałam je tylko w mojej głowie. "Przestań!" - karciłam się w
duchu. W końcu odwróciłam wzrok i zaśmiałam się krótko, próbując zatuszować
moje zmieszanie.
-Nie sądziłam, że będziesz
chciał się ze mną spotkać, po tym wszystkim... - zaczęłam.
-Ja też. - uśmiechnął się. -
Ale zjadła mnie ciekawość.
-Ciekawość? - uniosłam brew.
Do naszego stolika podeszła
kelnerka.
-Co podać? - uśmiechnęła się.
-Dla mnie latte...
-Dwie latte.
-Oczywiście. To wszystko?
-Tak, dziękujemy.
Gdy kelnerka odeszła, Harry na
chwilę odwrócił wzrok, zastanawiając się, jak sformułować pierwsze pytanie.
Wiedziałam, że w głowie wciąż ma scenę w sklepie, małą Rose i moją zdradę,
której miał mi nigdy nie wybaczyć, nawet gdybym powiedziała mu...
-To... co u Luke'a?
Zaskoczył mnie tym pytaniem.
Przez chwilę milczałam, zmieszana. Ale znałam scenariusz. Gdyby zapytał co
robiłam przez ostatnie lata, musiałabym grać, teraz choć raz mogłam powiedzieć
prawdę.
-Dobrze. Jest zadowolony z
pracy, niedawno zdobył posadę, o którą walczył od kilku miesięcy. Miał inne
oferty, ale chcieliśmy zostać w mieście...
-A ty?
-Ja nie pracuję. - wyjaśniłam
krótko. - A co w zespole?
-Świetnie. Niedawno wróciliśmy
z trasy, zaczynamy myśleć o nowym albumie.
-To cudownie. - uśmiechnęłam
się. - O czym będzie?
-O miłości, jak zawsze. - powiedział
powoli, próbując uchwycić moje spojrzenie.
-Tak... - westchnęłam,
odwracając twarz. - To bardzo dobry temat.
Wróciła kelnerka z naszymi
latte. Korzystając z okazji, zanurzyłam usta w gorącym napoju. Znów nastała
krępująca cisza.
-Zmieniłaś się trochę. -
zauważył nagle, wciąż nie spuszczając ze mnie zielonych oczu. - Przez te dwa
lata.
-Dwa i pół. - mimowolnie go
poprawiłam.
-Właśnie, dwa i pół.
-Cóż... chyba dorosłam. W
końcu.
"Ale cały czas zachowuję
się jak dzieciak." - pomyślałam.
-Teraz jesteś bardziej...
-Stara?
Harry zaśmiał się głośno.
Natychmiast przypomniałam sobie dziesiątki innych sytuacji, gdy w ten sposób
obalał moje, według niego bezsensowne, twierdzenia. Po chwili chłopak znów
spoważniał
-Jak to możliwe, że przez ten
cały czas nikt cię nie spotkał?
-Sama się nad tym zastanawiam.
A teraz, nagle okazuje się, że znam co drugą osobę mijaną na ulicy... a może to
po prostu dlatego, że zrobiła się ze mnie kura domowa. Wychodzę tylko po zakupy
i na spacer z... - ugryzłam się w język. - Ty wciąż dużo podróżujesz. Gdzie
ostatnio byliście?
-W Hiszpanii. - odpowiedział
szybko, ale nie pozwolił mi zadać kolejnego pytania. - Jak ma na imię twoja
córeczka?
-Ach...
Spuściłam wzrok. Tego tematu
nie mogłam, nie chciałam poruszyć. Wiedziałam, że dla niego to też nie był
miłe. Dlaczego więc musiał męczyć siebie i mnie?
-Rose.
-Rose... - powtórzył w
zamyśleniu. - Bardzo ładne... Z pewnością to ty je wybrałaś.
-Tak.
-Luke musi być dumny. - nie
musiałam na niego patrzeć, by wiedzieć jak wyglądają jego oczy.
-Jest. - zapewniłam go.
Temu akurat nie mogłam
zaprzeczyć. Spojrzenie mojego chłopaka, gdy patrzył na małą, gdy nazywał ją
księżniczką, gdy uczyła się poprawnie wymawiać nowe słowo... Oboje nas
rozpierała duma z powodu tego dziecka. Ale fakt faktem, w tej sytuacji Rose
była świadectwem mojego braku lojalności i zdrady. Tylko przez Rose nie umiałam
wytrzymać jego spojrzenia. Miałam ochotę się rozpłakać. W tej jednej chwili
chciałam cofnąć czas i nie zerwać z nim tamtego wieczora. W tym momencie
rozsądne tłumaczenie nie miało sensu, gdy widziałam przed sobą jego zranione
oczy. Przecież to ja go zdradziłam, wszyscy wiedzieli! Więc czemu czułam
emanujący od niego żal do samego siebie, jakby sądził, że mógł wtedy coś
zmienić? "Harry, jesteś naiwny. Wciąż sądzisz, że to twoja wina. Nie
uwierzyłeś, w to co ci wtedy powiedziałam."
Ale nawet teraz, gdyby
dowiedział się, co stało się naprawdę, dlaczego wyjechałam z Luke'm do Francji,
dlaczego wróciłam do Wielkiej Brytanii dopiero po porodzie i zaszyłam się na
przedmieściach Londynu, nie potrafiłby mi wybaczyć. Ale... z drugiej strony to
dobrze. Moje życie uspokoiło się. Byłam szczęśliwa. Byłam z Luke'm. Miałam
Rose. Musiałam się nią opiekować, dbać... i wymyślić coś, by przynajmniej ona
nie odczuła konsekwencji moich działań. By nigdy nie czuła się owocem zdrady.
To nie był czas na przypominanie sobie o uczuciu, które wciąż tliło się na dnie
mojej duszy. Nie powinnam go teraz rozdmuchiwać, bo mogło wybuchnąć płomieniem
nie do ugaszenia.
Z zamyślenia wyrwał mnie głos
Harry'ego.
-Ronnie?
-Tak? - podniosłam wzrok,
próbując ukryć wszystkie kłębiące się we mnie emocje.
Harry wyglądał na spokojnego.
Położył dłonie na stole. Jego zielone oczy powoli wypełniały się przyjaznym
ciepłem, jakby umysł blokował wszystkie urazy, które wciąż odczuwało jego
serce. Ale wiedziałam, że to tylko kamuflaż. W tych tęczówkach krył sie smutek,
niezmienny od wielu miesięcy.
-Posłuchaj... wiem, że nie widzieliśmy
się bardzo długo i wiele zmieniło się w twoim życiu... Ale nie chciałbym znów stracić
tego kontaktu. Może nie ma między nami tego, co było kiedyś, ale zawsze byłaś
moją serdeczną przyjaciółką. I chcę cię dalej za nią uważać.
"Boże, jak to możliwe, że
tyle piękna zmieściło się w jednym człowieku? Nie tylko piękno ciała, ale też i
duszy... On chce się jeszcze ze mną przyjaźnić!"
-Ach... - nabrałam powietrza,
próbując wymyślić jakąś odpowiedź. - Nie spodziewałam się tego.
-Zgódź się. - wyszeptał, swoim
niskim, pociągającym głosem.
-Dobrze.
Jego oczy rozbłysły łagodnym
blaskiem, a usta rozciągnęły się w tym niezwykłym uśmiechu, który zawsze
kochałam w nim najbardziej. Szybkim ruchem poprawił włosy i zaczął opowiadać o
ostatnim koncercie w Hiszpanii.
*
Louis, zaniepokojony dwoma
telefonami - pierwszym, Harry'ego, żeby do niego przyjechał i drugim, Liama,
żeby się pośpieszył, jak burza wpadł na teren posiadłości Styles'a. Nie zadając
sobie trudu czekać pod drzwiami, wpadł do domu i odnalazł trzech kumpli
siedzących w salonie
-Co... - zaczął, ale
znieruchomiał, widząc ich miny. - Chłopaki?
Liam chodził nerwowo po całym
pomieszczeniu biegając wzrokiem od przedmiotu do przedmiotu, Niall i Harry
siedzieli na sofie. Ten pierwszy patrzył przed siebie zagubionymi oczami, jakby
nie mógł przypomnieć sobie, gdzie jest. Zielonooki skulił się przy skórzanym
podłokietniku, trzymając twarz w dłoniach.
-Harry?
Nikt nie zareagował. Lou
podszedł do przyjaciela i objął go ramieniem, próbując domyślić się o co może
chodzić. Ktoś umarł?
-Tommo, nie... - Styles gestem
poprosił go, by ten odsunął się od niego.
-Co się dzieje? Wyglądacie
jakby... - urwał, nie potrafiąc znaleźć odpowiedniego słowa.
-Jestem zszokowany. -
wyszeptał Niall, bardziej do siebie niż do nich.
-Nie ty jeden. - westchnął
Liam, bezradnie patrząc na przyjaciół.
-Ej! Jestem tutaj! -
wykrzyknął Lou, coraz bardziej poirytowany tą sytuacją.
-Widziałem się z Ronnie. -
wyjaśnił Harry pozbawionym emocji głosem. - Dwa razy. Wczoraj i dziś. - w końcu
podniósł wzrok na przyjaciela. - Ona ma dziecko. Z Luke'em.
-Co?! - wykrzyknął Louis. - A
to suka!
-Louis! - wrzasnął na niego
Liam i Harry jednocześnie.
-Urodziła mu dziecko?! Kiedy?
-Nie wiem dokładnie. Nazywa
się Rose. Ma więcej niż rok, ale prawie na nią nie patrzyłem, więc ciężko
stwierdzić, ile dokładnie. - nagle schował twarz w dłonie.
-Co za...
-Lou!
W tym momencie do domu wpadł
ostatni z zespołu, Zayn.
-Kto tak krzyczy? - zdziwił
się wbiegając do pokoju.
-Ronnie Helmet jest matką
dziecka tego Luke'a. - wyjaśnił Louis.
-Że jak? - Malik spojrzał na
Harry'ego zszokowany, ale ten schował twarz w dłoniach.
Nastąpiło kilka sekund
absolutnej ciszy, po czym cały dom przeszył wrzask wściekłego,
zdezorientowanego i nieszczęśliwego Hazzy.
[Miało być dopiero jutro, ale jest dziś. I jak? Co
myślicie o postawie Harry'ego przy Ronnie i przy chłopakach?
Chcecie być informowani o nowych notkach? Jeśli tak
to piszcie do mnie na tt lub w komentarzach. Przypominam o asku, pytania do
bohaterów, do mnie - odpowiem na wszystko.
Myślę że pomęczę teraz troszkę waszą ciekawość i
następny rozdział dodam dopiero w weekend - ale uwaga! To będzie ważny
rozdział! W prawdzie będzie mało akcji, ale Ronnie odbędzie rozmowę... a z
resztą, dowiecie sie w swoim czasie. A teraz, skoro już przeczytałaś/przeczytałeś
- skomentuj!]
PYTANIA?
PYTANIA?