11. Granice przyjaźni.

@/CAROTTO1Dxxx @/kociula3 - podajcie swoje aktualne @ jeśli chcecie być dalej informowane!

WSZYSCY SZANUJĄCY MNIE CZYTELNICY TEGO BLOGA WCHODZĄ TERAZ, NATYCHMIAST, ZARAZ NA BLOGA MOJEJ CUDOWNEJ MENAGO I KOMENTUJĄ PROLOG JEJ OPKA. NOW!


I NIE WRACAĆ DOPÓKI NIE SKOMENTUJECIE!

A TAK W OGÓLE TO DZIĘKUJĘ za ponad 34500 wejść! No i oczywiście machamy w stronę https://www.facebook.com/UwielbiamCieWSposob?ref=hl#_=_, którzy polecili tego bloga u siebie J

Uff, a teraz rozdział.
_____________________________


Niall stał oparty o ścianę, z twarzą zwróconą do okna. Przez zatłoczone ulice Londynu przewijały się setki samochodów, trąbiąc na siebie i tworząc wciąż nowe korki.. Zachodzące, marcowe słońce świeciło mu prosto w oczy, tak, że musiał mrużyć powieki. Pozostali chłopacy z zespołu siedzieli na sofie i fotelach, rzucając w jego stronę pełne troski spojrzenia.
To Lou zwołał to zebranie w swoim mieszkaniu. Wiedział, że dwóch z nich potrzebuje teraz zapewnienia o wsparciu przyjaciół. Jednak Harry wyglądał o wiele lepiej niż wszyscy się spodziewali. Rozłożył się w dużym fotelu i pałaszował porzucone na stoliku krakersy, a nic na jego twarzy nie wskazywało o na to, jak wiele problemów zostawił w domu.
Przez kilka minut trwali w milczeniu, aż w końcu Tommo postanowił rozpocząć.
-Niall, choć tutaj. Chcemy z tobą porozmawiać.
-O czym? - zapytał, nawet na nich nie patrząc.
-O tobie.
-Nie macie ciekawszych tematów?
-Chłopie, ogarnij się i na chwilę przestań cierpieć. Chcemy ci pomóc. - rzucił swobodnie Zayn, choć był tak samo spięty jak wszyscy.
Horan odwrócił gwałtownie twarz w jego stronę.
-Czasami w to wątpię.
-O co ci chodzi Niall? - zdziwił się Liam, do tej pory zamyślony.
-Właśnie, o co ci chodzi?
Ale blondyn tylko prychnął i znów wrócił się do widoku Londynu. Przyjaciele spojrzeli po sobie zdezorientowani. W końcu Hazz wstał ze swojego miejsca i podszedł do Irlandczyka.
-Niall, znasz zasady. Albo rozmawiamy, albo wychodzisz i nie stroisz fochów. Jesteśmy dorośli...
-Łatwo ci mówić! Ale to nie twoja dziewczyna przytula się do innego faceta gdy jest jej źle!
Lou otworzył szeroko oczy, słysząc te słowa.
-Ej, ty chyba nie sugerujesz, że...
-A co jeśli tak?
-Horan, nie przesadzaj.
-O co chodzi? - Zayn podniósł się i staną na przeciw chłopaka, między nimi być Harry. - Przecież to moja przyjaciółka, dobrze wiesz.
-Przyjaciółka? Jesteś pewien?
-Nie przesadzaj. - Malik zmarszczył brwi. - Wiesz, że nic do niej nie czuję.
-Ale nie masz pojęcia, co czuje ona! Jest dla ciebie taka ufna! Widziałem, jak bardzo! I nie wmówisz mi że jest inaczej! Nawet nieświadomie możesz ją zranić!
-Zaraz, ale... - spróbował wtrącić się Hazz, ale nie udało mu się.
-Zastanów się, o czyj ból chodzi. Twój czy jej?!
-O jej ból!
-A więc pozwól, że się uświadomię: To nie ja zadałem jej ból, bo to nie ja dobierałem się do jakiejś cholernej Irlandki!
-Chłopaki! - wrzasnął Louis. - Uspokójcie się!
Niall, purpurowy na twarzy patrzył na Zayna niemal morderczym wzrokiem.
-Wiem, że to moja wina. Nie chcę tylko by ona musiała jeszcze bardziej cierpieć.
-Więc może zejdź z ludzi, którzy chcą wam pomóc!
-On ma rację - powiedział cicho Harry. - Nie ma sensu się kłócić. Zayn pomaga Emily, wiesz o tym. A nawet jeśli... - tu spojrzał wymownie na bruneta, jakby chciał powiedzieć "chyba mu tego nie zrobisz, stary?" -...to w ten sposób niczego nie zmienisz.
Liam, który do tej pory najmniej angażował się w tą rozmowę, w końcu wstał i odsunął Nialla na bok, tak, by pozostali nie słyszeli ich konwersacji. Było to może wbrew "zasadom", ale kto by zwracał na to uwagę?
-Nie chodzi o Zayna, prawda? Chodzi o ciebie.
-Ale...
-Posłuchaj. On może ci pomóc, sam twierdzisz że jest bliżej z Emily niż ktokolwiek inny. Wykorzystaj to. Jesteś na wystarczająco straconej pozycji.
Niall zastanowił się nad tymi słowami. W końcu odwrócił się i znów stanął naprzeciw Zayna.
-Przepraszam. - powiedział. - Wariuję. Nie jestem sobą.
-Rozumiem cię, stary. Ale pozwól nam ci pomóc.
Chłopak pokiwał głową i zajął miejsce na jednym z foteli, a pozostali do niego dołączyli.
-Więc... co proponujecie?

*


-Emily?
Zayn delikatnie popchnął drewnianą powłokę i wszedł do pokoju dziewczyny. Ta jak zwykle siedziała na łóżku, pogrążona w rozmyślaniach. Gdy go zobaczyła, mocno zacisnęła dłoń, w której ukryty był tylko jej znany przedmiot.
-C-cześć...
-Możemy pogadać?
-Jasne. - jej usta wykrzywiły się nieznacznie, tylko udając uśmiech.
Malik usiadł obok niej i cicho westchnął. Wiedział, że jego misja nie należała do najłatwiejszych. Szczerze mówiąc, wolałby znów pobić kogoś dla tej niewinnej blondynki niż namawiać ją do rozmowy z Niallem. Była tak uparta, że nawet świętych wytrąciłaby z równowagi swoim żelaznym "nie".
-Co tam masz? - zagadał, wskazując na jej zamkniętą dłoń.
-Och, nic...
-No pokaż. - zaśmiał się, i wziął jej rękę, próbując rozplątać szczupłe palce. Broniła się jeszcze chwilę, aż w końcu odpuściła.
-To tylko...
-...kostka do gitary. - dokończył za nią chłopak. - Po co ci to?
-Tak tylko, znalazłam w mojej torbie.
Ale Zayn doskonale znał ten przedmiot. Biała z pięcioma złotymi paskami, zarysowana od częstego używania, wyprodukowanego specjanie dla Nialla. Blondyn był jedynym posiadaczem tego unikatowego egzemplarza, nie było takiego drugiego na całym świecie. Zamówił ją przed WWA Tour, specjalnie na pierwszy koncert, a potem używał tylko na najważniejszych imprezach. Chłopacy z zespołu nie wiedzieli jak to możliwe, że ten drobiazg nigdy się nie zgubił. Nigdy. Wszyscy traktowali go jak złote jajko. Niemożliwe, by przypadkowo trafił w ręce dziewczyny.
Przez chwilę oboje milczeli, aż w końcu brunet obrócił kostkę w dłoniach, odsłaniając napis po drugiej stronie.
1D.
2010 - forever and one more song.

-Wiesz ile warte jest to cacko? - zapytał, rozbawiony. - Niall prawie nie pozwalał nam jej dotykać. Ma niemal magiczną moc. Ocieka wspomnieniami.
-Dał mi ją w jakiś czas temu i prosił, żebym nie zgubiła, bo jeszcze nie raz będzie chciał jej użyć. - powiedziała oschle dziewczyna, zabierając przedmiot. Jej wzrok uciekł w bok. - Wiem po co przyszedłeś.
-Wiesz?
-Wiem. W końcu spotkałeś się z nim dzisiaj. Perrie was wygadała. Ale ja nie dam się przekonać, Zayn.
-Chociaż mnie wysłuchaj...
-Słucham.
-Horan chce tylko, żebyś się z nim spotkała. Chce spokojnej rozmowy.
-W cztery oczy?
-To zależy od ciebie, ale przyznam, że nikt z nas nie chciałby wam przeszkadzać.
-Rozumiem. Ja sama nie chcę przy niej być. Nie ważne, co on ma mi do powiedzenia. Ja już podjęłam decyzję. To koniec.
-Ale...
-Nie namawiaj mnie. - dziewczyna gwałtownie zwróciła się w stronę Zayna, o ile wcześniej udawała zimną obojętność, teraz jej głos był pełen smutku. - Ja chcę już tylko zapomnieć...
-Nie zapomnisz, jeśli nie wybaczysz. - zauważył.
-Nie wybaczę, bo to mi się śni co noc. - podświadomie odnalazła dłoń przyjaciela i ścisnęła ją. - Ja to widzę za każdym razem, gdy zamykam oczy, Zayn...
-Spokojnie... - pocieszył ją. Uniósł wolną rękę i położył na policzku dziewczyny, delikatnie wodząc po jej delikatnej skórze kciukiem. - Musisz z nim porozmawiać, tak samo jak ktoś wściekły musi najpierw porządnie wrzasnąć, a potem się wyciszyć. A bez względu na wszystko ja będę przy tobie... zawsze...
Wtedy Emily przysunęła się do niego i w jednej chwili ich twarze znalazły się zdecydowanie zbyt blisko. Serce zamarło, gdy zamiast odruchowo zwiększyć odległość dzielącą ich usta, całkowicie ją zmniejszyła. Wciąż czuła jego ciepłą dłoń na swoim policzku, wciąż ich palce były splecione. Ale nie pocałowali się. Żadne z nich nie było w stanie się poruszyć. Po prostu siedzieli obok siebie, z półprzymkniętymi powiekami i prawie nie oddychali. W głowie dziewczyny pojawiła się Perrie, ta sama, która z taką czułością zmywała krew z jej rąk. Nie żałowała Nialla, wręcz przeciwnie, chciała, by teraz ich widział, czuła niemal satysfakcję. Ale nie mogła pocałować bruneta. Nie mogła niszczyć jego związku. Ale jednocześnie nie odsuwała się, świadoma, że gdyby to chłopak ją teraz pocałował, nie odmówiłaby mu.
Ale Zayn przez cały ten czas nawet o tym nie pomyślał. W jego głowie było tylko jedno zdanie. "A jednak Niall miał rację." Chwilę zajęło mu znalezienie właściwego wyjścia z tej nieprzewidzianej sytuacji. Powoli opuścił rękę i zamiast odepchnąć, przytulił Emily do siebie. Nie było w tym już nic dwuznacznego.
Oboje odetchnęli. Zayn pochylił głowę i pocałował przyjaciółkę we włosy.
-Nie mścij się na nim w ten sam sposób - wyszeptał. - I nie proś mnie o tak dużą przysługę, bo będę musiał ci odmówić.
-Przepraszam...
-Już dobrze. - pogłaskał ją po plecach, choć sam był bardziej zdenerwowany, dopiero to sobie uświadamiał. - Nie smuć się.
Nagle usłyszeli szuranie przy drzwiach. Oboje jednocześnie podnieśli głowy i spojrzeli w tamtą stronę, ale nikogo nie zobaczyli, jedynie klamka drżała nieznacznie, jakby puszczona zbyt szybko.
-Idź do niej. - powiedziała Emily.
Zayn natychmiast zerwał się z miejsca i wybiegł z pokoju.
         
*

-Jesteś pewna, że to sprawdzona informacja? - zapytała, mocno przyciskając telefon do ucha.
-Oczywiście. Nie mówiłabym ci o tym, gdybym nie była pewna.
-Skąd to wiesz?
-Mam swoje źródła. - zachichotała kobieta po drugiej stronie. - Tylko wiesz, mam nadzieję, że to zostanie między nami... i że zrobisz z tej informacji pożytek.
-Też mam taką nadzieję. W takim razie... dzięki. Mam u ciebie dług wdzięczności.
Dziewczyna odsunęła aparat od ucha i wcisnęła czerwoną słuchawkę. Chwilę później srebrne urządzenie upadło na skórzaną sofę. Jego właścicielka uśmiechnęła się chytrze oglądając starannie wypielęgnowane paznokcie.
-A więc pani Styles jest chora... ciężko chora... To dobrze. Nawet bardzo dobrze... - zaśmiała się krótko. - Harry w końcu zapłaci mi za wszystko...


[Ogłoszenie parafialne: od 1 listopada nie mam internetu. Nie wiem jak długo, ale postaram się dodawać notki regularnie. W razie czego po prostu pytajcie, tt i aska moge sprawdzać przez telefon.

Wspominałam, że was uwielbiam?

Ok. Jak wrażenia po rozdziale? Co sądzicie o zachowaniu Nialla, Emily i Zayna? Czy dziewczyna źle zrobiła? Czyżby zaczynała czuć coś do przyjaciela? Czy zgodzi się jednak na rozmowę z Horanem. A co z Zaynem? Czyżby ten 'incydent' miał znów popsuć jego relację z Perrie?
No i oczywiście: kim jest tajemnicza postać która pojawiła się na końcu? ;)

KOMENTUJCIE! do nn potrzebuję minimum 15 waszych ocen ;)

I jeszcze pytanko: mam tworzyć stronę z linkami do rozdziałów Heartache? 

To tyle. Podpowiem, że w najbliższych rozdziałach spróbuję skupić się na wątku Emily&Niall, a potem... ;)]




10. Noc samotności.



[Dziś mam dla was troszkę inny rozdział, ale mam nadzieję że nie uśniecie z nudów]
muzyka: Small bump


Siedziała na łóżku okryta kołdrą, plecami oparta o wezgłowie, patrząc na śpiącego Harry'ego. Wciąż czuła na sobie jego dotyk, delikatny i ciepły, jak zawsze. Wciąż nie mogła uwierzyć że ten chłopak jest właściwie tylko epizodem w jej życiu. Na dobrą sprawę byli parą rok, a ona czuła jakby to były wieki. Jak wyglądało jej życie bez tego człowieka? Nie pamiętała. Nie chciała pamiętać.
Położyła się na brzuchu i wyciągnęła rękę, by odgarnąć pukiel włosów, który opadł chłopakowi na oczy. Te same, zielone oczy, które jeszcze kilka minut wcześniej patrzyły na nią tak intensywnie. Uśmiechnęła się, gdy śmiesznie zmarszczył nos i przysunęła się trochę bliżej, by lepiej widzieć jego twarz.
-Chciałabym, żebyś znalazł sobie kogoś lepszego... Kogoś, kto nie zadawałby ci tyle bólu. Chciałabym nigdy nie wsiąść do tamtej windy, nie spojrzeć na ciebie. - mówiła cicho, choć miała nadzieję, że ją słyszy. Nigdy nie powiedziałaby mu tego, gdyby nie panujący mrok i przymknięte powieki Harry'ego.
Wtuliła twarz w poduszkę i spojrzała ponad głowę chłopaka.
-Gdybyśmy się nie poznali... Gdybyśmy się nie poznali miałbyś teraz piękną jasnowłosą dziewczynę, jedną z tych, które zawsze ci się podobały, z rumianymi policzkami i słodkim uśmiechem. Nie musiałbyś martwić się, czy zastaniesz ją przytomną kiedy wrócisz do domu... Nie musiałbyś zajmować się dzieckiem, bo ona nigdy nie wpadłaby w wieku osiemnastu lat. I nigdy by cię nie opuściła... Nigdy nie sprawiłaby ci tylu zawodów.
Nawet nie zauważyła, gdy łzy zaczęły spływać po jej twarzy. Wciągnęła głośno powietrze przez usta i wychyliła się, by pocałować jego śpiące usta. Na chwilę zawisła nad twarzą chłopaka, wsłuchana w spokojny oddech.
-Jesteś idiotą, Harry... Tylko tracisz życie na  Moim cudownym idiotą-masochistą... I ja też. Chyba dlatego tak bardzo cię kocham... Ale gdyby nie było Rose już dawno bym odeszła...
Znów opadła na swoją poduszkę i zamknęła oczy. Poczuła gwałtowny ból w piersi i ugryzła się w wewnętrzną część policzka. Nieprzyjemne uczucie po chwili znikło i dziewczyna mogła się odprężyć.
-Muszę jakoś ci to wynagrodzić... Tylko jak...? - wymamrotała jeszcze sennie, zanim całkiem odpłynęła.

*

Przebudził się i odgarnął włosy z twarzy, próbując dostrzec cokolwiek w ciemności. Wtedy dostrzegł twarz Ronnie, tak blisko swojej. Oddychała płytko, jej wargi poruszały się nieznacznie, jakby mamrotała coś przez sen. Przekręcił się i powoli ją objął, chcąc pozyskać dla siebie jak najwięcej jej ciepła.
-I'll be your soldier, Fighting every second of the day for your dreams, girl...
Zacisnął usta, myśląc o tym, jak bardzo nie chce nadejścia kolejnego dnia. Przypomniały mu się jego własne słowa, które wypowiedział niedawno. "Nie wyobrażam sobie już żadnych zmian. Przeraża mnie myśl, że one są konieczne, że nie możemy po prostu zatrzymać się w tym momencie i do końca wieczności żyć tą jedną chwilą". W tej samej chwili uświadomił sobie, że widział, jak Ronnie często była blada i zmęczona, ale zwyczajnie to ignorował, zamiast zainteresować się zdrowiem żony. Mówiła, że miała ataki już w grudniu. Dlaczego znów nie zauważył, co się dzieje? Co aż tak go oślepiało?
Ale Warner mówił, że jeszcze nie jest za późno. Ronnie może mieć normalne życie, kto wie, może nawet urodzić drugie dziecko, podróżować z nim i wciąż się uśmiechać. Mają wystarczającą ilość pieniędzy i przyjaciół, by ją uleczyć.
-Bez ciebie byłbym tylko samotnym gwiazdorem, skarbie... Tylko ty czynisz mnie realnym.
Delikatnie wyplątał ją ze swoich objęć i ułożył na poduszkach. Jej usta już nie drżały, oddech był cichy, rzęsy spokojne spoczywały nad bladymi policzkami. Nigdy nie przepadał za tym typem dziewczyn. Wolał te różowe od wiatru, biegu, zbyt głośnych rozmów i wiecznego chichotu. Ronnie była zupełnie inna. Oczywiście potrafiła się bawić i wciąż go rozbawiała, ale miała w sobie też dużo powagi, właściwej dojrzałym kobietom. Kiedyś Liam stwierdził, że jeśli Niall zachowuje się na równi z Rose, to Ronnie jest jak Zayn. I to była prawda. A więc dlaczego tak bardzo go do niej ciągnęło?
-Hazz... - wymamrotała przez sen.
Uśmiechnął się. Chyba dlatego, że choć jej serce było chore, a w życiu zbyt często pod górkę, miała w sobie więcej ciepła niż większość zdrowych osób, które spotkał.

-I'll be your soldier... Just take my hand, Ronnie...

*

Złość, tak bardzo absurdalna buzowała w jego tętnicach, napędzając krew jak narkotyk. I choć ta mądrzejsza część umysłu mówiła mu, że z całą pewnością się myli, to druga uparcie obstawała przy swoim.
Już dawno opuścił mieszkanie Zayna, ale wciąż przed oczami miał ten sam obraz - Emily wtulona w jego przyjaciela. Emily, która wolała Malika, czuła się przy nim bezpieczniej i spokojniej, która nie bała jego bliskości. Jak długo on musiał walczyć o taką zażyłość? Oczywiście, Niall wiedział, że dziewczyna zawsze ufała Zaynowi bardziej niż jemu i miało to ścisły związek z tym, że to brunet ją uratował. Ale to nie zmieniało faktu, że widok Emily wtulonej w innego rozdzierał mu serce. Więcej, widok Emily uciekającej przed nim w ramiona innego. To było w stanie go zabić.
Siedział samotnie na tarasie swojego apartamentu, w miejscu gdzie wyznali sobie miłość i patrzył w przestrzeń. Nie czuł piekących ze zmęczenia oczu, ssącego głodu w żołądku i chłodu powietrza. Jak w kalejdoskopie oglądał obrazy z ostatnich kilku miesięcy i czuł się tak żałośnie samotny, jak jeszcze nigdy.

...But nobody there to feel the pain...

-Widzisz Niall, na co ci przyszło... Masz wszystko, a nie masz nic. - wyszeptał sam do siebie.
Mocno zacisnął ręce na balustradzie w wychylił się, by spojrzeć w dół. Penthouse znajdował się na najwyższym piętrze. Na dole jarzyły się światła ulicy. Przełknął ślinę zastanawiając się co jest bardziej kruche - życie czy szczęście?
-Kochanie, zabiłbym się dla ciebie... Skoczyłbym, jeśli to miałoby cokolwiek zmienić... - powiedział, po czym wyciągnął z kieszeni telefon.
Włączył galerię zdjęć i długo wpatrywał się w uśmiechnięte oczy Emily. Oczy, za którymi tak tęsknił... Niewiele myśląc wrócił do mieszkania, usiadł w salonie i wziął do ręki gitarę. Drugą ręką wybrał numer dziewczyny. Wiedział, że nie odbierze. Gdy tylko zabrzmiał dźwięk automatycznej sekretarki, puścił struny i zaczął grać. Muzyka popłynęła przez jego umysł niczym fala, zabierając ze sobą wszystko, co spotkała na swojej drodze. Wszystko, poza rozpaczą.

*

Nie mogła spać. Słyszała, jak Zayn i Perrie rozmawiają za ścianą i próbowała o tym nie myśleć. Stopniowo jednak konwersacja ich zaczęła cichnąć, aż w końcu całe mieszkanie pogrążyło się w ciszy. Było już późno, ale ona nie czuła zmęczenia. Wciąż na przemian odtwarzała w swojej wyobraźni miękkość ust Nialla, gdy ją całował tego popołudnia i wmawiała sobie, że to już nic nie znaczy.
Oczywiście, że go kochała. Kochała go tak samo jak wcześniej, ale jednocześnie czuła się zraniona jak nigdy w życiu. Bo przecież pojechała do Irlandii prosić, by do niej wrócił. Teraz to on błagał. Czuła się okropnie, bo jedynym czego pragnęła było to, by znów go przytulić, pocałować, dotknąć. Żeby chociaż usłyszeć jego głos...
Nie mogła. Leżała szczelnie owinięta kocem i ze wszystkich sił próbowała wyobrazić sobie, że to dwoje ramion, w których może już spać, absolutnie bezpieczna. Bezskutecznie.
Powoli podniosła się z łóżka i poszła do kuchni. Wyjęła długi, ostry nóż i przez chwilę bawiła się tymi wszystkimi strasznymi myślami.
-Mogłabym się zabić, dla ciebie, kochany... - westchnęła, odkładając narzędzie na miejsce i przez chwilę stała jeszcze w miejscu, gdy usłyszała dźwięk telefonu. Szybko wróciła do siebie i podniosła zapomniane urządzenie z szafki.
"Niall"
Nie spodziewała się, że będzie dzwonił. Zrezygnował z tego już kilka dni wcześniej. Przez chwilę nie wiedziała co zrobić, aż w końcu przełączyła go na automatyczną sekretarkę. Zacisnęła usta i zamknęła oczy walcząc ze sobą.
-A niech cię... - westchnęła po kilku minutach, biorąc telefon do ręki.
Włączyła pocztę głosową i zaczęła odsłuchiwać wiadomość, którą zostawił. Była pewna, że usłyszy jego błagalny głos i prośby o przebaczenie, dlatego zdziwiła się, gdy usłyszała dźwięki gitary.

Lately I've been thinking, thinking 'bout what we had
I know it was hard, it was all that we knew, yeah.
Have you been drinking, to take all the pain away?
I wish that I could give you what you deserve
'Cause nothing can ever, ever replace you
Nothing can make me feel like you do.
You know there's no one, I can relate to
I know we won't find a love that's so true.
There's nothing like us, there's nothing like you and me...
         
Nie wiedziała, kiedy zaczęła płakać. Krztusiła się łzami wciąż na nowo odtwarzając nagranie. W końcu musiała zatkać sobie usta poduszką, by nie obudzić Zayna i Perrie. Ocierała mokre policzki, a łzy spływały po jej dłoniach, nadgarstkach, bliznach, kojąc je i uśmierzając ból.
Tej nocy usnęła ukołysana jego głosem.



[No to tak. Brakuje mi czasu, więc nie dostaniecie nn przed 15 komentarzami. Cieszę się z nowej czytelniczki która ujawniła się w jednym z komentarzy, powiększając zaszczytne grono moich czytelników ;) haha. A teraz serio.
Chciałam napisać ten rozdział, żeby pokazać co czują bohaterowie, jakie mają wątpliwości. Szczerze mówiąc to nie wiem co się będzie działo w następnym rozdziale, ale pewnie już przyśpieszę, bo nie ma sensu lać wodę. A to z kolei oznacza że siadając do klawiatury będę mówić coś w stylu „Błagam, zabierzcie mnie skąd!” Serio. Ale myślę, że będzie dobrze, więc nie porzucajcie mnie, Ronnie i Emily.
Pomódlcie się za moich braci.
Przypominam o istnieniu aska (zakładka „pytania”.
To jak mi poszło? Obudziłam w was jakieś emocje czy nie? KOMENTUCIE!

Całuski. Do nn.]

9. Zabiłeś nas.



(tydzień później)
Danielle usiadła wygodnie na skórzanej kanapie i przez chwilę przyglądała się z zaciekawieniem Ronnie. Dziewczyna bawiła się łyżeczką do herbaty, a jej oczy pozostawały zamyślone.
-Opowiadaj.
-Och, Dani... od czego mam zacząć?
-Od początku. Czuję się taka wyobcowana nie wiedząc o niczym... - westchnęła tamta. - Co z twoimi wynikami?
-Ok. Słuchaj. - Ronnie odłożyła łyżeczkę i wyprostowała się. - Po pierwsze. Wyniki są dobre. Może nie ma jakiejś znacznej poprawy, ale nie muszę się martwić, że w każdej chwili mogę mieć atak czy coś.
-To świetnie.
-Harry robi sobie błyskawiczny kurs kardiologii, wiesz jaki on jest... - westchnęła. - Tego się właśnie obawiałam. Że ta choroba tak go zaabsorbuje, będzie chciał wszystko wiedzieć i o wszystko się martwił.
-To trochę jak Liam... - zaśmiała się Danielle, dotykając wydatnego brzuszka.
-Fakt. Ale to robi się męczące gdy on wciąż mnie o coś dopytuje. A kontrolowania diety już nie zniosę! Dobra, może przesadzam. Ale jest nadopiekuńczy.
-A co z...
-Niallem i Emily?
-Tak.
Ronnie odwróciła wzrok. Choć sama wiedziała o wszystkim już od kilku dni, wciąż wydawało jej się to absurdalne. Mówienie o tym było jak rozmawianie o życiu na Marsie.
-Emily jest u Zayna... Byłam u niej, jest załamana. Perrie mówi, że praktycznie nie je i wciąż płacze.
-A Horan?
-Horan? Podobnie. Codziennie próbuje przekonać ją do rozmowy i jak go znam, nie odpuści, aż mu się nie uda.
-Myślałam, że będzie prosił Liama lub Harry'ego o pomoc. - zauważyła Dani, odgarniając włosy.
-Nie zrobi tego. Chyba zdaje sobie sprawę, jak bardzo wszyscy są na niego wściekli.
-Szkoda mi go...
-Szkoda?
-Tak. Nigdy nie miał szczęścia w miłości, a jak w końcu spotkał właściwą dziewczynę to musiał wszystko zniszczyć...
-Mi szkoda Emily.
Dani tylko pokręciła głową.
-Myślisz, że do siebie wrócą?
-Nie mam pojęcia...
Przez chwilę siedziały w milczeniu. Ronnie przechyliła lekko głowę, przyglądając się ciężarnej Dani. Wydawało się, że tylko ona ocalała szczęśliwie wobec wszystkich katastrof ostatnich tygodni. Jakby dziecko dało jej niewidzialną ochronę, dzięki której mogła oglądać te wydarzenia, ale w nich nie uczestniczyć.
-Będziesz świetną matką, Danielle.
-Taa... trzymaj się mocno, bo zmiotę cię z rankingu super mam. - powiedziała pani Payne i obie roześmiały się głośno.
Czyli można uśmiechać się nawet w najgorszym smutku?

*

Niallowi Horanowi wcale nie było do śmiechu. Siedział w klubie Jazzowym, zastanawiając się, co robić. Wiedział, że Emily może mu nie wybaczyć, w pełni to rozumiał. On sam sobie miał nigdy nie wybaczyć. Ale mijał już tydzień, a on był na granicy szaleństwa. Chciał tylko z nią porozmawiać, ostatni raz zobaczyć zanim do końca opuści jego życie.
Telefon zawibrował irytująco w kieszeni. Irlandczyk wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz, gotów odrzucić każde połączenie, ale szybko zmienił zdanie.
"Zayn"
-Co się stało?
-Spokojnie, Horan. - odezwał się tamten. W tle słychać było szum, jakby przyjaciel właśnie gdzieś jechał. - Gdzie jesteś?
-W klubie Jazzowym.
-Piłeś coś? - głos Malika stał się podejrzliwy, Niall był pewien, że przyjaciel zmarszczył groźnie brwi.
-Chyba żartujesz. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem coś w ustach.
-Poczekaj na mnie.
-Nie mam dokąd iść... - westchnął.
Kilka minut później do lokalu wszedł Zayn i od razu dostrzegł przyjaciela siedzącego w rogu sali. Smutny, zmęczony, w tych samych ciuchach od trzech dni wcale nie przypominał siebie. Był zaledwie cieniem chłopaka, którego wszyscy znali i uwielbiali. Horan uniósł głowę i popatrzył na niego zaciekawiony, nie mając pojęcia, o co może chodzić.
-Nie mogę już na was patrzeć. - zaczął Malik, podchodząc do jego stolika.
Niall spojrzał na niego zdziwiony, nie rozumiejąc. Wtedy brunet wyciągnął z kieszeni klucze i rzucił je na blat.
-Masz jedną szansę, tak? Wracam za pół godziny i jeśli nic nie zdziałasz to ma cię już tam nie być. I jeśli piśniesz słówko Perrie... Wiesz jak działa babska solidarność?
-Mówisz serio? - Horan złapał klucze w dłoń i wstał, ale wciąż bał się, że to tylko niemiły żart.
-Jeszcze nie tak niedawno ja też walczyłem o przebaczenie jednej dziewczyny. I mi pomogłeś. Beznadziejnie, ale zawsze. Jak znam siebie pewnie pozwoliłbym jej odejść gdybyś wtedy nie wyskoczył z tym tekstem. - Zayn spojrzał na przyjaciela krytycznie. - Ty to jednak jesteś kompletnym głupkiem, Niall.
-Dziękuję. - wyszeptał tamten. Już go nie było.

*

Wbiegł do budynku i zanim dotarł do właściwych drzwi trzy razy upuścił klucze. Według swojej komórki miał jeszcze siedemnaście minut i wiedział, że musi je dobrze wykorzystać. Gdy przekręcał klucze w zamku, czuł tremę, jakiej nie zaznał występując na wszystkich arenach świata. MSG i królowa to przy tym pikuś.
Doskonale znał rozkład mieszkania Zayna i bez problemu odnalazł pokój gościnny. Wstrzymał oddech i zapukał.
-Zayn, to ty? - usłyszał zapłakany głos Emily. Delikatnie popchnął drewnianą powłokę.
Dziewczyna siedziała na łóżku i patrzyła w stronę drzwi. Gdy dostrzegła, kto za nimi stoi, jej serce zamarło.
-Wyjdź!
-Emi...
-Wynoś się! Jak tu wszedłeś? Nieważne, odejdź!
Ale Niall zignorował jej oburzenie i wszedł do pokoju.
-Emily, wysłuchaj mnie. Błagam cię.
-Nie, odejdź! - dziewczyna wstała z łóżka i stanęła na przeciwległym końcu pokoju.
Chłopak czuł się bezsilny. Co miał jej powiedzieć? Niewiele myśląc podszedł do niej i spróbował wsiąść za rękę, ale wyrwała się. Nie patrzyła mu w oczy, ale słyszała, że też płakał.
-Kocham cię. - poczuła dreszcze przechodzące wzdłuż jej kręgosłupa. Jedyne co chciała zrobić, to powtórzyć te słowa, ale głos uwiązł jej w gardle.
-Odejdź. - jej groźny ton stawał się coraz bardziej błagalny.
-Kocham cię i nigdy nie chciałem skrzywdzić. Odejdę, nie chcę żebyś mi wybaczała - w tym momencie Emily w końcu na niego spojrzała - ale nie płacz więcej z mojego powodu. Nie jestem tego wart.
-Masz rację, nie jesteś. - wyszeptała.
-Emily... gdybyś tylko pozwoliła, żebym...
-Nie, Niall.
-Daj mi skończyć! - zawołał, bliski rozpaczy - Wiesz, że to nic nie znaczyło! Gdybym tylko mógł cofnąć czas, gdybym...
-Ale nie możesz! - krzyknęła, patrząc mu z wściekłością w oczy. - Nie możesz już cofnąć czasu, nie możesz zagoić moich ran! Nie zapomnę ci tego, rozumiesz?!
Wtedy Niall rozbił to, czego sam się nie spodziewał. Pochylił się w stronę dziewczyny i ją pocałował. Emily była tak zaskoczona takim przebiegiem wydarzeń, że żadne nie próbowała nawet się odsunąć. Przywarła do niego mocno i złapała rękoma za jego ramiona, a on bez wahania przedłużył pocałunek.
Nie wiedział ile to trwało, gdy dziewczyna gwałtownie go odepchnęła. W jej oczach było tak wiele emocji jednocześnie, że nie zdołał wyróżnić wśród nich jednej.
-Wyjdź, błagam... - powiedziała, a nowy potok łez spłynął po jej policzkach. - Zabiłeś nas... Nie chcę na ciebie patrzeć.
Chłopak powoli podniósł dłoń, ale odtrąciła ją. Dopiero teraz zauważył, że dziewczyna całym ciałem przylega do ściany i oddycha szybko, przestraszona. Zacisnął usta, zastanawiając się co robić.
-Zawsze będziesz tylko ty...
Emily wyrzuciła rękę i uderzyła go w twarz. Jego policzek momentalnie zalał się czerwienią, ale nie przestał patrzeć jej w oczy.
-Mam dosyć twoich kłamstw. Gdybyś mnie kochał, nie spojrzałbyś na inną. - Na te słowa nie miał żadnego usprawiedliwienia, więc wbił wzrok w podłogę. - Okłamałeś mnie...
-Nigdy cię nie okłamałem.
-Okłamałeś. Powiedziałeś, że jestem przy tobie bezpieczna.
Wtedy usłyszeli, że ktoś wchodzi do mieszkania. Zayn. Jego kroki były bardzo wyraźne, skierował się prosto do pokoju dziewczyny.
-Emily?
-Zayn! - dziewczyna natychmiast oderwała się od ściany i pobiegła w stronę drzwi, gdzie pojawił się brunet. Zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła twarz w zgłębienie szyi, ze wszystkich sił próbując nie szlochać.
Malik podniósł rękę i pogłaskał ją po włosach, a drugą obiął w tali i przytulił.
-Chyba powinieneś wyjść. - powiedział do Horana cicho. Ten odwrócił właśnie wzrok i nie zobaczył, z jakim smutkiem  patrzy na niego przyjaciel. Malik miał nadzieję, że Irlandczyk jednak coś zdziała. - Niall...
Ale Niall stał jeszcze chwilę nie patrząc na niego, ani na drżącą w jego ramionach dziewczynę, po czym odwrócił się i wyszedł.

[To tak.
Po pierwsze dziękuję one-direction-poland.blogspot.com zapodanie mojego bloga do polecanych a wam wszystkim za ponad 30 000 wyświetleń! Wow! J po drugie przepraszam za opóźnienie, rozdział pisałam na szybko i wiem, że mógłby być lepszy.
Po trzecie ,mój drogi Menago pytałaś o powieść i powiem ci że jestem w **** (tu wstaw dowolne niecenzuralne słowo) z powieścią (dlaczego nie kopniesz mnie i nie każesz mi pisać?! Przecież odpowiadasz za moją karierę. Po czwarte nowy rozdział jak zawsze sprzedam za 15 komentarzy, po piąte przez najbliższe dwa tygodnie będę się starać o wyjazd do USA (no i klasycznie szkoła) więc same rozumiecie że mogę mieć mało czasu. Po szóste kocham was wszystkich.
Aha, przypominam o zakładce Pytania i o moim tt (nie gryzę, możecie pisać) i o zwiastunie – ci którzy nie widzieli.)

Jak wrażenia po rozdziale?]

8. Bo teraz potrzebuję mieć kogoś blisko.



[Zapraszam wszystkich do obejrzenia trailera Heartache, który znajdziecie w zakładce "zwiastun" na górze :)]

Perrie delikatnie obmywała ręce Emily, starając się ze wszystkich sił nie okazać, jakim przerażeniem napawają je wszystkie te blizny i rany. Nie wyobrażała sobie, że można coś takiego robić własnemu ciału. Bo choć dziewczyna nie okaleczała się od miesięcy, dowody jej wcześniejszych autoagresji wciąż były doskonale widoczne. Obie milczały. Nie słyszały rozmowy też na zewnątrz.
-Jesteś na mnie zła, za to, że tak wykorzystuję twojego chłopaka? - odezwała się cicho Emily.
-Nie.
-Masz do tego prawo... To musi być ciężkie znosić naszą przyjaźń...
-Nie. - powtórzyła Perrie, podnosząc wzrok od zakrzepłej na dłoniach krwi na oczy dziewczyny. - Nie jestem zazdrosna. Wiem, że Zayn to twój przyjaciel i cieszę się z tego.
Znów milczały.
-Myślisz, że on mnie nie kochał? - zapytała nagle Emily.
-Niall? Jak możesz tak sądzić? - zdziwiła sie Perrie. - Zawsze był wpatrzony w ciebie jak w obrazek!
-Widocznie ten obrazek mu się znudził...
-Emily... - dziewczyna Mailka zakręciła wodę i wyciągnęła ręcznik. Puszysta powierzchnia przyjemnie łaskotała poranioną skórę. - Sama najlepiej wiesz, jak bardzo Niall walczył o twoje względy. Ja sama wiem, co znaczy zawieść się na chłopaku bo rozstałam się z Zaynem już dwa razy.
-Ale Zayn cię nie zdradził. Nawet nie w takiej formie jak mnie... - nie umiała dokończyć zdania, łzy natychmiast wypełniły jej oczy. - Nie wybaczę mu... - załkała i wtuliła się w dziewczynę. Perrie powoli pogłaskała ją po włosach i zaprowadziła do pokoju gościnnego. Na korytarzu stał Malik i uśmiechał się do ukochanej z wdzięcznością.

*

Harry patrzył na nią z uporem. Nie zamierzał odpuścić, dopóki nie dowie się kim był ten mężczyzna, który do niej zadzwonił. Nie podejrzewał jej o kręcenie z innymi facetami, zwłaszcza że koleś z którym rozmawiał brzmiał jak czterdziestolatek. Chciał po prostu znać prawdę. Widział w oczach Ronnie strach, którego nie umiał uzasadnić.
-Powiedz mi. - niemal zażądał.
-Ja... - otworzyła usta, uciekając przed jego spojrzeniem. - Poczekaj, zaprowadzę Rose do łóżka.
-Ja to zrobię. - rzucił szybko, po czym złapał córkę na ręce i przeskakując po dwa schodki, zaniósł do dziecięcego pokoju.
-Mama? - dziewczynka spojrzała na niego zdziwiona. Hazz pochylił się nad dzieckiem i całował w czubek głowy.
-Mama zaraz przyjdzie. Śpi, maleńka. - pociągnął za sznurek wiszącej nad łóżeczkiem pozytywki i szybko opuścił pokój. Teraz to Ronnie siedziała na schodach, zbierając myśli.
Mogła go jeszcze okłamać, wymyślić szybko jakąś bajkę i zamydlić oczy. Ale na jak długo? Zresztą, nie chciała kłamać. Harry ją kochał i zasługiwał na całkowitą szczerość. Gdy poczuła, że chłopak siada obok niej i obejmuje ramieniem, przez jej kręgosłup przeszedł dreszcz.
-Powiedz mi. - powiedział, już łagodnie, przysuwając swoją twarz do jej policzka i wodząc po nim nosem.
-Kocham cię. - wyszeptała.
-Wiem. Ja też cię kocham, niezależnie od tego, czego tak się boisz. - Chciał ją mocniej przytulić i dodać otuchy, ale ona odwróciła się tak, by móc patrzeć mu w oczy.
-Jestem chora, Harry.
Jej słowa były tak ciche, że przez chwilę Styles zastanawiał się, czy na pewno dobrze usłyszał.
-Ale...
-Ciii... - dziewczyna położyła palec na jego ustach. - Daj mi powiedzieć. - Hazz ucałował jej palec i pokiwał głową, a w jego oczach błysnęło zmartwienie i niepewność. - Kiedyś... byłam chora. Miałam chyba dwanaście lat... rodzice załatwili mi dobrą opiekę, wyszłam z tego i zapomniałam. Ale potem zaszłam w ciążę i wszystko wróciło. To był powód, dla którego wyjechałam akurat do Francji. Miałam tam klinikę.
-Francji? - Harry patrzył na nią całkowicie zaszokowany. - Czyli ty i El nie byłyście...?
-Nie.
-Och...
-Wtedy, dwa lata temu, wróciłam do Londynu gdy urodziłam Rose i wszystko było w normie. Ale teraz... znów coś jest nie tak.
-To... to wróciło? Tak po prostu?
-To dziwne, że przez ponad sześć lat w ogóle byłam zdrowa.
-Zaraz... - Hazz zmarszczył brwi, przypominając sobie, że nie wie wciąż najważniejszego - o jakiej chorobie mówisz?
Ronnie na moment spuściła wzrok, po czym ujęła ręce chłopaka, szukając ich ciepła.
-Ostra niewydolność serca.
Harry zacisnął usta i przez chwilę milczał. Nie chciał zadawać tego pytania, ale musiał.
-To... bardzo niebezpieczne?
-Zależy. Jak na razie miałam dwa ataki...
-Co takiego?!
-Pierwszy kilka tygodni po ślubie, a następny zaraz po nim. Byliście wtedy w Glasgow... Eleanor mi pomogła. To nie było nic poważnego, nie na tyle, bym musiała zostać w szpitalu...
-A teraz?
-Teraz jest trochę lepiej. Jutro poznam wyniki badań. Martin Warner to mój lekarz, leczył mnie jeszcze we Francji.
Harry patrzy na nią dokładnie analizując każde ze słów, które usłyszał. Był jeszcze zbyt zaskoczony, by panikować.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-Nie chciałam cię... - zaczęła, ale nie pozwolił jej dokończyć.
-Co nie chciałaś? Do cholery, Ronnie! Jesteś moją żoną! Powinnaś mówić mi wszystko!
Ronnie odsunęła się od niego, ale ich palce pozostały splecione.
-Ale...
-Jak mam ci pomóc, jeśli mi nie mówisz?
Widziała, że ma do niej żal i doskonale to rozumiała. Powoli uniósła ręce i wzięła jego twarz w dłonie. Łzy zamajaczyły w kącikach jej oczu.
-Przepraszam...
Hazz tylko pokręcił nieznacznie głową. Dziewczyna pochyliła się i pocałowała go w usta, ale nie odpowiedział. Naglącym ruchem wplotła palce w jego włosy.
-Proszę... - jej szept był bardzo cichy, pewnie nie usłyszałby jej, gdyby nie była tak blisko. – Bałam się ci powiedzieć, bo nie chciałam, żeby to cokolwiek zmieniło…
Harry nie umiał jej odmówić. Pocałował ją zachłannie i szczelnie objął rękoma.
-Będę przy tobie. - obiecał, ona od razu mu uwierzyła.

*

Wysiedli pod wysokim budynkiem na obrzeżach Londynu. Hazz spojrzał na szyld nad drzwiami z mieszaniną sceptyzmu i nadziei. Nie miał pojęcia czego się spodziewać. Nie znał całej terminologii związanej z chorobami serca, więc postanowił zdać się na Ronnie. Tymczasem ona wyszła z samochodu, rozpamiętując poranną rozmowę telefoniczną z El.

-Mogłabyś zająć się dzisiaj małą? - zapytała, gdy tylko przyjaciółka odebrała.
-Oczywiście. I tak siedzę cały dzień z Lou w domu. Coś się stało?
-Nie, po prostu jadę do Warnera odebrać wyniki badań.
-A Harry?
Ronnie wykonała szybki wdech i uśmiechnęła się słabo, choć przyjaciółka nie mogła tego zobaczyć.
-Harry jedzie ze mną.
Po drugiej stronie zapadło dziesięciosekundowe milczenie.
-Powiedziałaś mu?
-Tak.
Znów milczenie, tym razem krótsze.
-To dobrze, Ronnie! I jak zareagował?
-Przyjął to... dość spokojnie. Chyba wciąż nie do końca to do niego dociera. Wiesz, sens tego wszystkiego. Mam tylko nadzieję, że badania poszły dobrze.
-Trzymam kciuki. Podrzuć do nas małą, czekamy.
         
-Gotowa? - Hazz wyciągnął dłoń w jej stronę
Uśmiechnęła się i zaakceptowała ten gest, odnajdując w nim stracone poczucie bezpieczeństwa. Przekroczyli próg budynku w ciszy. Ronnie zatrzymała się na długim korytarzu prowadzącym do windy i uniosła na palcach, by pocałować chłopaka w policzek.
-Witaj w moim światku. - powiedziała cicho, na co on odpowiedział mocniejszym objęciem jej palców.
Gdy wjechali na właściwe piętro Ronnie przywitała się z panią w okienku - tą samą, którą tak zirytowała pomyłką we własnym nazwisku. Mimowolnie się uśmiechnęła, przypominając sobie tamtą sytuację. Wtedy nie było jej jeszcze do śmiechu.
Martin Warner przywitał Styles'ów z przyjaznym uśmiechem na twarzy. Nie wyglądał na zaskoczonego widokiem Harry'ego. Ronnie natychmiast zajęła miejsce na kozetce.
-Więc już pan wie? - odezwał się lekarz.
-W końcu. - Hazz pokiwał głową.
-Niech się pan nie martwi. Pańska żona jest bardzo silna. Jak się pani czuje? - Warner wstał i zaczął rutynowe badania.
-Ostatnio lepiej. - uśmiechnęła się. - Ciśnienie mam chyba w normie.
Harry przyglądał się lekarzowi. Lekko zaciskał szczękę, gdy mężczyzna dotykał Ronnie - nic nie mógł przecież poradzić na to, że uważał się za jedyną osobę posiadającą ten przywilej. Na szczęście dla Warnera nie dopatrzył się w jego zachowaniu niczego podejrzanego i znów całą swoją uwagę przeniósł na dziewczynę. Wyglądała na skupioną, oddychała równomiernie i odpowiadała na szereg pytań, które opierały się głównie na jakimś skomplikowanym języku kodów medycznych. Co chwilę rzucała też pojedyncze spojrzenia w stronę męża, ciekawa jego reakcji.
-Dobrze... - Warner znów zajął miejsce przy biurku i zapisał coś na kartce. - Mam pani wyniki. - powiedział i wyciągając z szuflady grubą kopertę.
-Jest lepiej? - zapytała z nadzieją Ronnie. Harry podszedł i położył dłoń na jej ramieniu. Dobrze było mieć go przy sobie.
-Niech sama pani zobaczy... - powiedział lekarz i podając jej dokumenty.


[Po pierwsze: Skye, nie skacz z mostu, błagam!
I już wiecie! Ahh... no to teraz zaczynamy przeprawę. Myślę że na chwilę akcja nam zwolni, ale potem znów przyśpieszy.
Myślę że teraz już rozumiecie sens tytułu "Heartache" (rozpacz, ale też serce i ból, czyli choroba Ronnie)
No i z tego miejsca chciałam podziękować
@1Directionerka1
która jest moim Menago za to jaką radość sprawiła mi swoim spamem :) jeszcze nie wiem jak ci się odwdzięczę, ale coś wymyślę. To naprawdę motywujące zobaczyć, że komuś się podoba to co robię i mnie w tym wspiera. Tweety nic nie kosztują, pięć minut straconego czasu też, a może kogoś naprawdę podbudować. Dziękuję!
No i dziękuję też @NatkaHello która nieprzerwanie poleca mojego bloga innym. Kocham was dziewczyny!
A WIĘC JAK WRAŻENIA DO ROZDZIALE? ZASKOCZYŁAM WAS? Jak myślicie, choroba Ronnie wpłynie na życie rodziny? Na związek?
CZYTASZ=KOMENTUJESZ]