[Szczerze – pisałam dosłownie w biegu i nawet nie czytałam. Nie
tak miało to wyglądać. Z początku miał to być zwykły opis świąt z 1D, ale to
byłoby nudne. Usiadłam w nocy bez pomysłu i sprawdziłam komentarze. Dwie z was
chciały Zayna… usnęłam nad pisaniem, ale kiedy rano się obudziłam, pomysł był
;) Tylko nie miałam czasu go zapisać. Jak wyszło, oceńcie same J
A, i jeszcze jedno. Zanim zaczniecie - mam dla was True Story. Nie wiem czemu, po prostu.
Moja rodzina nie jest idealna, często się kłócimy etc. Jak wszyscy.
Ale…
Dziś między sprzątaniem a gotowaniem, równo w południe
usiadłyśmy z mamą zrobić sobie przerwę i napić się herby. Nagle usłyszałyśmy
dźwięk sma-a. Wzięłam mamy telefon i zaśmiałam się, że odbiorę za nią. „To od
taty.” mama zrobiła minę stylu ‘pewnie czegoś zapomniał’. Kliknęłam pokaż:
„Kocham
cię”.
Mina mojej mamy, gdy już przestałam się śmiać i pokazałam jej wiadomość (szczęście) –
bezcenna. CO TE ŚWIĘTA ROBIĄ Z LUDŹMI!
To tyle. A teraz czytamy i komentujemy!]
Oparłam się o wygodny fotel i założyłam
słuchawki. Chciałam tylko odpłynąć i zanurzyć się wspomnieniach. Odpaliłam
laptopa i zerknęłam na zegarek. Najwyższa pora.
Mama prawdopodobnie leżała teraz plackiem
na jakiejś włoskiej plaży, a tato siedział przy barze zamawiając dla nich
drinki z palemką. Babcia zmarła w lipcu, nie miałam do kogo pojechać. Krewni pozjeżdżali
się u innych 'starszych rodu', ale do mnie nie zadzwonił nikt. Wielka Sobota.
Siedziałam w ulubionych dżinsach i bokserce w swoim pokoju. Na dole studził się
mazurek i sernik, w spiżarce czekał żurek. Prowizoryczną święconkę schowałam w
szafce w salonie. Nabożeństwo Wielkosobotnie skończyło się pół godziny temu.
Byłam sama.
Śmieszne. - pomyślałam - Gdybym była
bohaterką filmu familijnego, to zeszłorocznych wpadkach dziś powinnam świętować
Wielkanoc z moją 'odnowioną rodziną', tak jak w dzieciństwie...
Ale nie powiedziałam im. Nie powiedziałam
nikomu o tym, co wydarzyło się na londyńskim lotnisku rok wcześniej. Nie
powiedziałam o chłopaku z loczkami, który przewrócił się o moją walizkę, o
pozostałych. Nie powiedziałam o tym, co działo się w sobotę, niedzielę i
poniedziałek. Nikt nie wiedział o tej, jakże innej od wszystkich Wielkanocy.
Zachowałam ją dla siebie. Tylko dla siebie, by móc zawsze do tego wracać.
Dlatego moi rodzice jeszcze bardziej się zdziwili,
że w tym roku nie chcę jechać z nimi do Włoch. Byli w końcu przekonani, że
poprzednie święta spędziłam sama w hotelu i w samolocie. Ale nie nalegali.
Pozwolili mi zostać i cieszyć się samotnymi świętami.
Laptop włączył się, a na pulpicie
zobaczyłam zdjęcie Zayna i Nialla, wykonane przez Hazzę, gdy siedzieliśmy w
Lany Poniedziałek w salonie jego wielkiego domu. Chłopcy byli cali mokrzy ale
też bardzo uśmiechnięci. Nikt nie domyśliłby się, czemu właściwie wyglądają jak
zmokłe kury. Sama bym się nie domyśliła. Gdybym nie pamiętała. I choć miałam
setki innych zdjęć idealnych na tapetę, nie umiałam jej zmienić.
Powoli drżącymi z przejęcia dłońmi
otwierałam kolejne foldery, aż w końcu odnalazłam ten właściwy. Ten, do którego
zaglądałam bardzo rzadko, tylko w chwilach ogromnego smutku. Wszystko, co
mogłam w nim znaleźć było ogromną siłą, która pomagała mi, gdy już wątpiłam w
sens ciągłego buntowania się rodzicom i ich materialistycznemu światopoglądowi.
Każdy plik przesycony był wspomnieniami. Najpiękniejszymi, jakie miałam.
Otworzyłam pierwsze zdjęcie.
Liam z czystą wydmuszką i wielką, czerwoną
kropką na nosie.
Liam przykładający wydmuszkę do nosa.
Liam prezentujący odciśniętą kropkę na
wydmuszce.
Zayn skwapliwie malujący pisankę - i rękę
- Lou.
Niall zajadający pomalowane do połowy
jajko.
Dziesiątki podobnych zdjęć. Dziesiątki
wspomnień.
Filmiki.
Harry w skupieniu bierze pędzelek i macza
go w zielonej farbie. Powoli przeciąga włosiem po skorupce, wysuwając przy tym
koniuszek języka, jak małe dziecko.
Chłopcy składający naszą prowizoryczną
święconkę, nucący przy tym tradycyjne polskie piosenki - o ile tak można nazwać
mruczenie w dwóch językach jednocześnie.
Bitwa na pisanki, którą rozpętał Lou i
Zayn... i ja...
Nasza rozmowa w samochodzie, gdy razem z
Louisem, Liamem i Harry'm jechaliśmy odwieźć święconkę do kościoła.
Ja ucząca Zayn'a prawidłowo wymawiać
"rzeżucha".
Tajemniczy filmik nieznanego autorstwa, na
którym siedzę w kuchni gotując atrapę polskiego żurku śpiewając po polsku i
Niall przyglądający się mi z zafascynowaniem.
Nagranie, nakręcone przeze mnie w odwecie,
gdy budziłam chłopaków na rezurekcję.
Lany poniedziałek - dziesiątki rozmazanych
zdjęć i filmików nagrywanych - dosłownie - w biegu, urywanych, gdy kamerzysta
trafiał do wanny z wodą lub pod zlew.
Mimowolnie zaśmiałam się do moich
wspomnień. One Direction byli najlepszymi kompanami takich akcji.
Co właściwie się wydarzyło?
Gdy obudziłam się w sobotę rano, chłopcy
oświadczyli mi, że chcą spędzić święta według polskich tradycji i uczynili mnie
ich 'przewodniczką'. Całą sobotę przygotowywaliśmy wielkanocną ucztę,
zawieźliśmy też święconkę do odnalezionego przez Hazzę polskiego kościoła. W
niedzielę wczesnym rankiem zerwaliśmy się i pojechaliśmy na uroczystą
rezurekcję. To było niesamowite przeżycie. Chłopcy stali, wsłuchani w te
wszystkie dzwony, hymny, pieśni i choć nic nie rozumieli w ich oczach widziałam
zachwyt i szacunek. Co chwilę nachylałam się w stronę stojących obok mnie Liama
i Louisa, by wytłumaczyć im o czym mówi kapłan w czasie kazania lub co
oznaczają słowa hymnu, a oni skwapliwie podawali te informacje pozostałym.
Nawet muzułmanin Zayn z uśmiechem patrzył na figurę Zmartwychwstałego.
Uśmiechnęłam się, przypominając sobie, jak
chłopcy zaczęli śpiewać jedną z pieśni, której zdążyłam nauczyć ich
poprzedniego dnia. Siedzące obok nas emigrantki patrzyły zdziwione, słysząc ich
prześliczne głosy, które w końcu mieli okazję pokazać.
Potem wróciliśmy do domu Harry'ego,
zjedliśmy świąteczne śniadanie. To były najpiękniejsze, ale też najbardziej
nietypowe święta. Byłam szczęśliwa - całkowicie i absolutnie.
W poniedziałek urządziliśmy sobie
śmigusa-dyngusa, angażując w to nawet sąsiadów, którzy zaniepokojeni wrzaskami
i strumieniami wody lejącymi się z domu, przyszli zapytać, czy aby na pewno nie
trzeba wzywać policji. Oni też zostali wrzuceni do wanny, ale to już inna
historia...
Westchnęłam odrywając się od wspomnień.
Zamknęłam folder, czując jak po policzku spływa mi łza. Zalogowałam się na
Twittera i wtedy dostrzegłam, że mam nową wiadomość.
Od Nialla.
Co?!
Rozstając się z chłopakami na lotnisku nie
pozostawiłam im żadnego namiaru. To była tylko przygoda, nie robiłam sobie nadziei
na międzynarodową przyjaźń z międzynarodowymi gwiazdami. A jednak. Jakimś cudem
napisał.
"Sprawdź pocztę."
Uniosłam zaskoczona brwi i szybko
włączyłam maila.
"4 nowe wiadomości."
Otworzyłam pierwszą z nich. Wiadomość była
pusta, ale za to był załącznik. Filmik.
"-Cześć, Julka! - zawołał radośnie
Niall. - Dziękujemy ci za poprzednie święta. W tym roku to my chcemy pokazać
ci, jak świętuje się u nas!"
Przez następne dziesięć minut na przemian
płakałam i śmiałam się, gdy Horan prezentował mi swoją Irlandzką Wielkanoc.
Spacerował po domu, przedstawiając swoją rodzinę, opowiadał o potrawach i ich
smakach, często ich degustując i często nawiązywał do tego, co zapamiętał z
polskich tradycji. Nagranie zostało wykonane zaledwie kilka godzin wcześniej.
Nie mogłam uwierzyć, że wciąż to wszystko pamiętali.
Pozostałe 3 wiadomości zawierały bardzo podobne
filmiki od Louisa, Harry'ego i Liama. Każdy z nich opowiadał mi, jak będzie w
tym roku spędzał święta i dziękował za poprzednie.
Oglądając nagranie od Liama zdałam sobie
sprawę, że dostałam 5 wiadomość. Od Zayna. Nie było tu filmiku, co wytłumaczyłam
sobie w prosty sposób. - Malik nie obchodził Wielkanocy. Zamiast tego
otrzymałam krótkie pozdrowienia.
"Wesołego Alleluja. Pewnie już
dostałaś emaile od chłopaków. Dziękuję za zeszłoroczne święta. Aż chciałby się
to powtórzyć. Nie wiem, czego powinienem Ci życzyć, więc życzę Ci... królika Wielkanocnego
i mokrego poniedziałku. Buziaki. Zayn."
Gdy odebrałam wszystkie te wiadomości
poczułam się o wiele lepiej. Wciąż pamiętali. Choć żaden z nich nigdy nie
wspomniał o mnie nawet słowem. Po tamtych świętach tylko Zayn wrzucił na
Twittera krótką wiadomość, której nikt nie umiar rozszyfrować.
"Gdybyśmy mogli..."
*
Było chłodno. Patrzyłam na ludzi
rozchodzących się do domów po rezurekcji. Szli grupkami, rodzinami, śmiejąc się
i rozmawiając. Tylko ja czułam wewnętrzne zimno na myśl o czekającym mnie,
samotnym śniadaniu. Byłam już 100 metrów od mojego ogromnego domu, gdy
zobaczyłam jakąś postać stojącą przy furtce.
Zaraz... Czarne rurki, szara, zdecydowanie
zbyt cienka jak na tą pogodę kurtka, w ręku torba podróżna, ciemna cera, tak kontrastująca
z bladymi po zimie twarzami moich sąsiadów... te charakterystyczne włosy...
Nagle zdałam sobie sprawę, że niemal biegnę.
Postać była już wyraźna i dostrzegłam, że
z misternie ułożonej fryzury wystają dwa białe, zajęcze uszka. Prawie
parsknęłam śmiechem, ale dostrzegłam brązowe oczy, które napełniły moją duszę
przyjemnym ciepłem.
-Alleluja! - zawołał.
-Zayn?!
"To musi być sen. To musi być
sen."
-Skąd się tu wziąłeś? Co tu robisz? -
zatrzymałam się przy nim i dotknęłam klapy jego kurtki, tak na wszelki wypadek
sprawdzając, czy to aby nie halucynacja.
-Postanowiłem sprawdzić, jak smakuje
prawdziwy polski żurek. - zaśmiał się. - I ukraść trochę dla Nialla. - spojrzał
na mnie w jakiś nieokreślony sposób. - I przy okazji odwiedzić ciebie...
Uśmiechnęłam się, a on ucałował mnie w
policzek. Speszona otworzyłam furkę i zaprosiłam go do domu.
-A tak serio? - ponowiłam pytanie, gdy
byliśmy w przedpokoju.
-Cóż... życzyłem ci królika..
-Zająca. - poprawiłam go.
-Zająca Wielkanocnego. Więc wsiadłem w
pierwszy samolot. Zamierzałem wpaść już wczoraj, ale niestety, tak jak w
zeszłym roku, nic nie leciało do Polski, więc wybrałem się nocnym lotem do
Berlina, a stamtąd pociągiem...
-Co takiego?!
-...do ciebie, popytałem ludzi i...
jestem. - uśmiechnął się, śmieszne poruszając głową.
Uszy królika śmiesznie dyndały.
-Ale... po co? - wciąż nie rozumiałam. - I
skąd miałeś mój adres?
-Z internetu. Znaleźliśmy cię na
Twitterze, potem na Facebooku. Publikujesz sporo informacji o sobie...
-Rozumiem. To znaczy... nie.
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie.
-Pisałaś o tym, że będziesz sama... Ja nie
obchodzę świąt, więc uznaliśmy, że zostanę delegatem One Direction i spróbuję
odwdzięczyć ci się za zeszły rok.
-To ja powinnam się odwdzięczyć. -
zauważyłam.
-Więc może zaprosisz mnie na śniadanie? -
zaproponował, paraliżując mnie spojrzeniem.
-Zapraszam! - zaśmiałam się i wprowadziłam
go do salonu.
To było najurokliwsze świąteczne
śniadanie, jakie można sobie wyobrazić. Zayn, wciąż w swoich białych uszach,
których nie zamierzał zdejmować cały dzień, uśmiechał się do mnie znad talerza
z żurkiem i opowiadał, co słychać u chłopaków. Śmiałam się z jego anegdot i
próbowałam rozgryźć to zagadkowe spojrzenie.
Potem rozsiedliśmy się w salonie oglądając
zdjęcia i zajadając się ciastem. Jakże inaczej się czułam, niż jeszcze
kilkanaście godzin wcześniej, gdy wspominałam te same chwile. Zayn komentował wszystkie
pliki, pokazując mi jak te zdarzenia wyglądały z perspektywy zespołu, jak oni o
nich mówili... Siedzieliśmy tak objęci - bo pod wpływem jakieś wewnętrznej
radości przysunęłam się do niego i pozwoliłam się objąć, by było nam lepiej
oglądać - kilka godzin, aż pokonaliśmy cały mazurek i talerzyk pierniczków,
popijając je sokiem i śmiejąc się do łez. Gdy już mieliśmy dość, założyliśmy
kurtki - Zayn zarzucił też sweter, bo wcześniej miał tylko cienką bluzkę - i
poszliśmy na spacer. Chyba przez cały rok tyle nie mówiłam, co tego dnia. Mój
angielski znacznie poprawił się od naszego ostatniego spotkania i w końcu
mogłam opowiedzieć mu wszystko o sobie.
W końcu zaczęło się ściemniać i wróciliśmy
domu. Nie mając nic lepszego do roboty wzięliśmy grę planszową i graliśmy,
ciesząc się przy tym jak małe dzieci. Gdy dwa razy wygrałam, Zayn zabrał
planszę i schował ją za siebie z miną obrażonego dziecka.
-Nagrajmy filmik! - zaproponowałam nagle.
-Filmik?
-Tak. Dla chłopaków. Oni nagrali dla mnie.
Tak zrobiliśmy. Usiedliśmy w kuchni i
przesłaliśmy im pozdrowienia, przy okazji prezentując resztki jedzenia, które
nam zostało i opowiedzieliśmy jak minął nam dzień. Gdy skończyliśmy, Zayn
postanowił zrobić nam małą sesję, ale przymiotnik "mała" przestał
obowiązywać po pięćdziesiątym błysku flesza.
-Musimy mieć pamiątki! - śmiał się naciskając
spust migawki.
W końcu, gdy zapełniliśmy całą pamięć
włączyliśmy jakiś łzawy film - po angielsku z polskimi napisami - i
rozłożyliśmy się na kanapie. W połowie seansu zrobiłam się senna. Zayn widząc
to ściszył telewizor i zaczął śpiewać, odprowadzając mnie w ramiona Morfeusza.
Posłusznie leżałam z przymkniętymi oczami, ciekawa, co zrobi. Gdy skończył
śpiewać podszedł i wziął mnie na ręce, by zanieść na górę. Nawet nie drgnęłam,
by nie zdradzić, że nie śpię. Wtuliłam się w jego tors i oddychałam miarowo.
Ułożył mnie na moim łóżku, całując przy tym w czoło, jak małe dziecko. Już
myślałam, że wyszedł, gdy zdałam sobie sprawę, że wciąż czuję jego zapach, jego
oddech na twarzy. Jego usta delikatnie musnęły moje i potrzebowałam naprawdę
wiele silnej woli, by nie odwzajemnić pocałunku.
-Dobranoc... - wyszeptał po polsku i
wyszedł.
Tej nocy uświadomiłam sobie, że kocham
Zayna Malika.
*
Gdy obudziłam się następnego dnia, nie
wiedziałam, co powinnam zrobić. Zdradzić mu, że nie spałam? Zachować to w tajemnicy?
Jak się zachować? Drżałam na sama myśl, że on niebawem wyjedzie i już go nie
spotkam.
Na szczęście Zayn oszczędził mi kłopotów
związanych z poranną rozmową. Nie zdążyłam wychylić się ze swojego pokoju, gdy
chłopak wybiegł zza rogu i oblał mnie miską lodowatej wody.
-Zayn! Idioto! - pisnęłam, po czym śmiejąc
się zbiegłam do kuchni planując odwet.
Nie wiem, o której zaczęliśmy wodną bitwę,
ale skończyliśmy ją dopiero, gdy byliśmy zbyt mokrzy, zmęczeni i głodni, by
unieść kolejną porcję wodnej amunicji. Na jakiś czas podpisaliśmy rozejm i
zrobiliśmy późne śniadanie. Bardzo późne. Zayn znów przyniósł aparat i
nagraliśmy kolejny filmik, kolejne zdjęcia... Potem przebrałam się w suche
ubrania... i wszystko zaczęło się od nowa.
W końcu poddaliśmy się i postanowiliśmy
posprzątać dom i ogród - gdzie rozgrywała się większość naszej bitwy.
Siedziałam właśnie w salonie ze szmatą, wycierając podłogę gdy poczułam ciepłe
dłonie Zayna na ramionach. Usiadł obok mnie i spojrzał tajemniczo.
-Za dwie godziny mam samolot...
-Już? - zajęczałam.
-Tak... - w jego głosie słyszałam smutek.
Moje oczy się zaszkliły.
-Ej, mała, nie martw się!
-Łatwo ci mówić... - wyszeptałam, po czym
dodałam po polsku. - Gdybyś też nagle uświadomił sobie, że kogoś kochasz, a ten
ktoś lada moment zniknie z twojego życia...
-Co? Mów w moim języku.
-Nic. - spojrzałam na niego, nieświadomie
przysuwając się bliżej. - Za dwie godziny pożegnamy się i już nigdy was nie
spotkam.
-Dlaczego? Zawsze będziesz naszą
przyjaciółką. Chyba nie myślisz, że o tobie zapomnimy!
Jakoś nie mogłam się tym pocieszyć. Nie
tego chciałam. Chciałam...
-Co mogę zrobić, byś się uśmiechnęła?
-Nic...
-Proszę, Julka! Jak wytłumaczę chłopakom
tą smutną minę? - ujął mój podbródek. - Wiem. - uśmiechnął się cwaniacko. -
Masz jedno życzenie. Zrobię wszystko, więc możesz wybrać coś naprawdę
szalonego.
Milczałam, łamiąc się w sobie. Westchnął.
-Więc wybiorę za ciebie. - powiedział i
pocałował mnie w usta.
Moje ręce natychmiast uczepiły się jego
ramion, gdy przyciągnął mnie do siebie. Całowaliśmy się z pasją, jakby od tego
zależało nasze życie. Bo w pewnym sensie zależało... Wtedy Zayn wyciągnął zza
pleców kubek z wodą i szybkim ruchem wylał mi go na głowę.
-Malik! Zamorduję cię! - wrzasnęłam, ale
on już wybiegł do ogrodu.
*
Staliśmy, czekając na odprawę. Zayn
patrzył na mnie uśmiechając się blado.
-Nie martw się. - wyszeptał.
-Nie martwię się.
-Przecież widzę.
-Obiecaj mi coś...
-Co takiego?
-Że... - zaczęłam, ale zrezygnowałam. -
Oblejesz wszystkich chłopaków wodą w moim imieniu.
Zaśmiał się, a jego oczy błyszczały
radośnie.
-I... że będę miała okazję je jeszcze ci
oddać. - uniosłam białe uszy, które zostawiał mi na pamiątkę.
-Obiecuję. - powiedział, opierając się
swoim czołem o moje.
"Pasażerowie lotu 653 proszeni do
odprawy."
-Pora na ciebie.
-Najwyżej się spóźnię... - zamknął oczy,
jakby zaciągał się moim zapachem.
-Nie wygłupiaj się.
-W tym roku kończysz szkołę, prawda? -
zapytał nagle.
-Tak...
-Więc przyjedź do Londynu na wakacje...
albo na studia... u nas też można studiować historię sztuki...
-Zayn... Skąd wiesz?
-Wiem wiele rzeczy. - spojrzał mi prosto w
oczy - I też... kocham cię. - te dwa ostatnie słowa powiedział po polsku.
Otworzyłam usta, zadziwiona, ale on
zamknął mi je krótkim pocałunkiem.
-Ale...
-Uczyłem się. - mrugnął do mnie. - Wiem
też, że wtedy nie spałaś. - dodał, przyciągając mnie od siebie.
Czułam jego oddech we włosach.
-Przyjedziesz?
-Przyjadę. - obiecałam.
Ucałował mnie w czubek głowy i odsunął od
siebie. Zabrał swoje torby i paczkę z polskim jedzeniem dla Nialla i reszty.
-Do zobaczenia. - powiedział patrząc mi w oczy.
Nasze palce się rozplątały, a ja stałam
patrząc, jak odchodzi. Przytuliłam do piersi wielkanocne uszka i przypomniałam
sobie o najważniejszym. Niewiele myśląc ruszyłam w stronę, gdzie była odprawa.
-Zayn! Zayn! - krzyczałam, aż się
odwrócił. - Kocham Cię!
-Alleluja! - odkrzyknął i zniknął w tłumie
pasażerów.
kocham.............
OdpowiedzUsuńPrześliczne <3
OdpowiedzUsuńjezuu < 3 uwielbiam *.*
OdpowiedzUsuńJeny co tu dużo pisać ZAJEBISTY (sorry za wyraz ale nie mogłam znaleźć innego) :P Kochaaaaaaaaaam <3
OdpowiedzUsuńZajebiste!
OdpowiedzUsuńJakie to...jeju...Brak mi słów!
OdpowiedzUsuńNa początku, myślałam sobie "O Jezu, co to jest?". Potem, tak mnie to wciągnęło, nie mogłam się oderwać!
Tak bardzo mnie to zafascynowało,aż oderwałam się od oglądania Kubusia Puchatka na Disney'u (wiem, mam 16 lat, a oglądam bajki-jestem dziwnaaa)!
Ta historia, tak bardzo mnie wzruszyła, że aż się popłakałam...Zbyt dużo w tym romantyzmu i uczuć, jak na moją głowę. xd
Zayn, oh...Żeby mieć takiego chłopaka przy sobie, takiego, jakiego tu Go przedstawiłaś! Ah, dreams.
Rewelacyjne, serio! Bardzo, ale to bardzo mi się podoba. Więcej takich imaginów/opowiadań czy jak to tam nazywasz :)
Pozdrawiam, @Emilakobus
(Spam) Zapraszam na 17 rozdział :) http://1lovedirection.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńZapraszam również na moją drugą książkę. Przyjaźń, obietnica ból i przyjaźń. Co z tego wyniknie? Zacznij opowieść w moim prologu :) http://bond-blood.blogspot.com/
OMG!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! To jest takie romantyczne. Na początku myślałam, że czytam nie ten post co powinnam. :D Będzie jeszcze jedna część?
OdpowiedzUsuńAmy.xxx
ale słodkie i takie romantyczne, podoba mi się x życzę powodzenia, weny i wgl :) @ifeelthreaten
OdpowiedzUsuń